Discover millions of ebooks, audiobooks, and so much more with a free trial

Only $11.99/month after trial. Cancel anytime.

Ostry Humor, część 1
Ostry Humor, część 1
Ostry Humor, część 1
Ebook177 pages2 hours

Ostry Humor, część 1

Rating: 1 out of 5 stars

1/5

()

Read preview

About this ebook

Opowiadanka iście żenujące powstały na przestrzeni wielu lat. Zaprezentowany przeze mnie rodzaj humoru wybiega poza granice dobrego smaku i ze względu na swój charakter stanowi pewnego rodzaju nowość. Jest to zbiór obrazków oparty na obserwacji życia codziennego, takie, jakie jest naprawdę, na surowo, od spodu wzięte. Moje opowiadanka przedstawiają przekrój różnych tematów oraz sytuacji. Obejmują sfery tabu, czyli coś, o czym wręcz nie wypada mówić na głos... Zawsze wierzyłam, że prawdziwe odczucie czegoś i wyrażenie tego, co się naprawdę czuje, łatwo więdnie pod maską reguł i zakazań. Chodzi o to, że nieomal każda sytuacja ma w sobie pewien element tabu, czyli tzw. terytorium zakazane. Składają się na to nasze emocje, lęki i uprzedzenia. Można to podzielić na dwie grupy; na to co wypada, i na to co nie wypada... Jednak wszystko co niezwykłe, dziwne, czy wręcz krępujące działa jak magnes i zwraca uwagę. Aczkolwiek, często trudno dla człowieka jest tabu, gdyż dotyczy to sfer nietykalnych. Stąd przedstawione przeze mnie obrazki z życia żenują swą bezpośrednością...
Zapraszam do zbioru tabu, nonsensu, surrealizmu, głupoty i zażenowania. Prosto mówiąc, do literatury brzydkiej...
Przedstawiony zbiór opowiadanek pozwoliłam sobie nazwać, surrealki. Jak sama nazwa wskazuje, jest to surrealizm, no, rzecz jasna w moim wydaniu. Pragnę dodać, że używany przeze mnie styl gwary staropolskiej ze sporą domieszką archaizmu jest celowo zamierzony dla podkreślenia tego rodzaju humoru.
Miłej zabawy!

LanguageJęzyk polski
PublisherTina Medeiros
Release dateJun 19, 2011
ISBN9781458053268
Ostry Humor, część 1

Read more from Tina Medeiros

Related to Ostry Humor, część 1

Related ebooks

Related categories

Reviews for Ostry Humor, część 1

Rating: 1 out of 5 stars
1/5

1 rating1 review

What did you think?

Tap to rate

Review must be at least 10 words

  • Rating: 1 out of 5 stars
    1/5
    Totalne dno i strata czasu. Nie wiem jaką kolwiek wartość ma ta książka. Szkoda czasu pod każdym względem.

Book preview

Ostry Humor, część 1 - Tina Medeiros

Część pierwsza

Rodzinny business

Wzniósł ku niebu oczy, ściągając dla efektu brwi. Wargi poruszały się szybko wniemej modlitwie. Nagle przerwał ciszę grzmot jego głosu wydostającego się mocą swej chwały z cherlawej piersi apostoła tajemnic duchowych.

- Marnacja! O zgrozo niepojęta! A toż ci Chrystus sam przemawia w pokorze skruchy mojej! W odwiecznej prawdzie słów tajemnica ukryta odsłania swe lico niebagatelne... Jam ci bowiem prawdą i promieniem zbawienia ! A kto proroctwa me nie wzgardzi, ten zasługę miał będzie poprzez żywot błogosławiony u boku Stworzyciela! -

Potrząsnął różańcem i otarł palcem usta przesuszone wielogodzinnym paplaniem. W izbie natłoczonej wyznawcami rozległa się przelotna fala aprobaty, aczkolwiek na niejednej gębie wyciskało się piętno zmęczenia. Jakże, od świtu gonieni bez wytchnienia, a o kromce waciastej bułeczki, Bracia Świętej Racji jedno tylko piastowali pragnienie ; usiąść…a rozprostować kości.

- Biada!!! - zagrzmiał głos z nową energią - A to ci grzech oblicze chytrego lisa ukazuje!... Nicponie! Darmozjady!... Lenistwem nahajki na ciała swe ściągacie!...- Kaszlnął, żegnając się trzykrotnie. Szybkim ruchem wydobył zza chałata kartkę. Potrząsając nią energicznie, wołał ;

- Tu!... Tu! Przede mną, jak przed Panem samym, ukryć się nic nie da ! Tak to się staracie w imieniu Chrystusa ? Dla przykładu ; Czemu to, w zeszły tydzień było osiem portfeli, a teraz tylko dwa?... Brać od grzeszników to nie grzech! Świat dziś zły! Z dobrej woli nikt nie da ! ...A zima na karku, opału mało. Nie pragniecie chyba, by brat wasz natchniony światłem wiekuistym, podzielał niewygody życia doczesnego!...-

Znienacka przerwał, uśmiechając się dobrotliwie;

- Ojcze Zbigniewie... - skinął na stojącego w głębi zgromadzonych - podejdźcież no tutaj...-

Postać skulona, a ubogiej postury, chyżo zbliżyła się chyląc z respektem twarz okalaną brodą sędziwą.

- Niech będzie Pochwalony! Bracia! A cóż to widzicie?...-

Cisza wyczekiwania zawisła wokół głów strapionych.

- Ha! A to wam rzeknę, jako że sam Pan przemówił właśnie poprzez myśli moje!... Nieposłuszeństwo sieje grozę kary! Ojcze Zbigniewie, buty!!!...-

- Ależ, Wasza Świętobliwość, zimno się robi...-

- I o to chodzi! - Zniżył jednak szybko głos - A komu myślicie wrzucą większy grosz, temu w butach?...Przecież miłosierdzie Pańskie zagląda w serca grzeszników w postaci naocznej niedoli -

Ktoś podniósł w górę rękę, na znak, że pragnie głos zabrać.

- Słucham, Bracie Edwardzie?- Odezwał się Guru łaskawie.

- Wybacz mą śmiałość, Proroku, lecz pochwalam wasze szlachetne spostrzeżenie. Chciałem aczkolwiek radą posłużyć Bratu swemu, otóż mądrość Pana łaskawego jest bezgraniczna, więc ja buty zzuwam jak tylko wysiadam z tramwaju... Trik ci to oryginalny, bo na ten przykład, całe sto złotych wczoraj zebrałem...-

- Chwała ku temu. Dobrzyście i szlachetni Edwardzie. W nagrodę dolewka grochówki. Tak Pan postanowił, a w podzięce różaniec należy odmówić i ciało wychłostać o poranku dla hartu ducha... Słucham ?- Skinął na następną rękę oczekującą swej kolejki dojścia do głosu. Wysoki a chudy młodzieniec przecisnął się do przodu. Bez słowa zaczął coś tarmosić spod obcisłej kurtczyny. Był to królik ze związanymi sznureczkiem kickami. Uszy miał ściągnięte gumką. Podrygując, pacnął o stół za którym spoczywał Guru. Obok potoczyła się puszka sardynek, a na koniec dwa mydełka Nivea.

- To wszystko!?...- Jego Świętobliwość był poirytowany.

- A wszystko! O! Sranie mnie napadło! Tu nic tylko grochówka! A tam psami po farmach szczują i drzwiami trzaskają przed nosem. Dziś w sklepie, to omal mnie nie zwinęli, ledwom uciekł...-

Guru puścił te słowa mimo uszu, lamentując ;

- Och cierpimy my, cierpimy. Ale Chrystus też cierpiał...- Nagle zawołał w przypływie nowej energii - W Nim też zwykli śmiertelnicy Pana nie dostrzegli! I Jemu drzwiami trzaskano!... Ale nic to, nic, w porównaniu tego, co oto nastąpić ma! Łaska bowiem Chrystusa jest chwalebna! Oto bowiem w Jego imieniu...Tak!...Przemawia właśnie w duchu mym głos Jego miłosierny...I...Nakazuje mianować cię...Bratem Odnowy Dusz!!! Ale... - Zaczął teraz cicho, zniżając głos; - za pokutę tej łaski, dwa dni postu i biczowanie ciała przed krzyżem zaleca... -

Młodzieniec rozziawił głupawo szczęki, zaciskając pięści. Posiniał na gębie...ale Guru przebierając różaniec szeptał już modlitwę. W ciszy słychać jedynie było telepanie się królika na stole. W upływie niewielkiej chwili czasu teraźniejszego, ryk szaleńczy przeszył zaduch izby, jeżąc swą nagłością włos na głowach jeszcze niedotkniętych zjawiskiem łysienia naturalnego, to znowu wywołując trwogę okrutną, swą manifestacją szału nagłego!... Kilka postaci pochwyciło młodego złodzieja pod pachy. Ktoś wetknął mu w rozdarte usta but podniszczony, a mocno zdarty na obcasie.

- Związać go, bo ucieknie - skomentował inny.

Guru ukończywszy co akurat modlitwę, oczy wzniósł ku niebu...

- Oj cierpimy my, cierpimy... W Chrystusie wybawienie wieczne. A to wam bracia orzeknę, jako co Chrystus orzekł; Głodny byłem, a nakarmiliście mnie...Byłem spragniony, a napoiliście mnie...Kto mnie się przysłuży, to jak Panu samemu przysługę by dał...Amen -

Drzwi się otworzyły i weszła stara, a pomarszczona niewiasta. Ignorując wszystkich, podeszła do stołu. Guru opuścił różaniec.

- A mama co tutaj...-

- Przyszła, bo Wiesiu załatwił robote przy tartaku, i pedział, co ty by móg stawić sie z rana. Dziesięć złotych na godzinę dajo...Worek grochu, trochę czystej bielizny...To Tadziu potem przyniesie...-

- Dobra, niech mama weźmie i to...- Podał jej mydełka i królika.

- A gdzie gotówka za ten tydzień?...-

Sięgnął pod chałat i wyjął niewielki woreczek. Stara łypnęła okiem.

- Tu jest czterysta złotych, acha, Truteń i Mietek jeszcze nie wrócili -

- Dokąd to dziś posłałeś?...-

- Kazałem kręcić się pod kinem -

- A bo to nie lepiej siąść przy kościele? Spowiedź dziś i tłumy tam walo...-

Rozmowa owa prowadzona głosem ściszonym nie odbiła się echem zdradzieckim, toteż już po chwili, Guru uroczyście obiad zapowiedział. Wstał, zdejmując wieko z beczki, na której spoczywał. Zanurzył palec. Zupa była jeszcze letniawa. Z miną filozofa utkwił oczy w suficie, poruszył niemo wargami i zaczął; - Boże, pobłogosław te dary, które oto dano nam spożywać. Amen.-

Nagle w izbie zakotłowało się.

- Wasza Świętość! - Krzyknął ktoś z gromady - A to właśnie przyłapano niegodziwca na zdradzie nikczemnej! - Przed oblicze Guru przyciągnięto szamoczącego się starowinę.

- Puść!!! Puszczaj! Ty...bo jak zdzielę!... Jaki ja tam nikczemnik...-

- Bracie Leonardzie, a o cóż to was posądzono?-

- O nic! Jak Boga kocham! A w kieszeń nic nie schowałem! Jest tak pusta jak mój żołądek..-

Guru ściągnął brwi;

- Pusta, powiadasz?...A to niedobrze. Znak ci to nieomylny, co myśli mieliście niekoszerne i Pan Niebieski nie raczył was pobłogosławić. Coście to dzisiaj porabiali?...-

- W domu towarowym na czatach byłem. Ale jak widzicie, palto mam dziadoskie, gębę straszną, to i uciekano ode mnie na różne strony. Wyszedłem więc na dwór kucając przy czapce, ale nawet na piwo nikt nie dał…-

Mistrz przysiadł na beczce. Po twarzach zebranych przebiegł cień zwątpienia, a głód wydłużył je, jak stare trepy Kułaka na wygnaniu.

- Bo dusza u was grzeszna!...- Zagrzmiał na nowo Jego Świętość - Zalecam trzy dni postu na oczyszczenie i puryfikację myśli -

Starzec poderwał się wartko i rozrywając na boki palto ukazując pierś cherlawą, a mocno przesuszoną wiekiem i dietą chrystusową.

- Oczyścić mnie chcecie, ale z tych kości chyba! A sami zadem zasłaniacie swe judaszowe triki i głodem nakazujecie modlić się do beczki o chochelkę lury!...A to wam powiem, że gdzieś mam wasze przykazy, pokuty, posty i oczyszczenia! -

To mówiąc, Brat Leonard rzucił się w stronę drzwi uchylonych, ale wnet pochwyciły go szpony apostołów Świętej Racji, w kąt zawlekły i czapką żebracką usta ciasno zakleiły, co by złości w Mistrzu głębszej nie wywabił...Guru zaś pobożnie w sufit spoglądał, ciszy wyczekując.

Lecz tym razem na znak niewidzialny a nagły, piorun czarci w ludzi strzelił. Szturmem ruszyli na beczkę z pożywieniem, która wkrótce wraz z Mistrzem została przewrócona pod masą nacierających. W zgiełku i kotłowaninie walka zacięta się wywiązała, lecz cieńka zupka w podłogę zdradliwie wsiąkła i nikt jej nawet nie polizał. Zaś Prorok okryty chałatem, znikł za drzwiami. Tak wraz z nim, znikły też i łaski miłosierdzia pokuty..

KONIEC ( 14 / 9 / 99 )

Śniadanie

Stłukł delikatnie parujące jeszcze jajeczko. Straszny smród powędrował w jego delikatne nozdrza. Ach!!! Zawołał, opuszczając zbuka. Diabelski fetor rozhulał się teraz po całym pokoju. Włodzimierz Pedałek rozejrzał się bezradnie. Obtarł cherlawą dłoń o róg obrusa i poszedł otworzyć okno. Takie coś zdarzyło mu się po raz pierwszy...

Spojrzał na maleńką bułeczkę i przykro mu się zrobiło. Z czym to zje ?...Fyrdnął szczupłą nogą i zły jak diabeł w niedzielę powędrował do małej kuchenki. Słoik po dżemie świecił pustką... Serek! Pedałek uchylił lodówkę i wydobył pokurczone zawiniątko. Nie należał do ludzi wybrednych, ale ten serek, Boże pożal się, była tego odrobinka, i do tego nieświeża...

Ujął w dwa palce i powąchał. Serek śmierdział. I to tak strasznie, że Pedałek wytrzeszczył cytrynowe oczy. Omal nie zapłakał. Wtem ktoś zatarabanił do drzwi.Poszedł zobaczyć, kto taki. Uchylił małą szparkę, wysuwając chudy, a długi nos. Na wycieraczce stał sąsiad. Aż bulgotał z irytacji.

- Co pan smrodzisz cały budynek!? Co, znowu...-

- Nieprawda -

- A niech mnie pan tu nie pieprzy, że to kurwa jeden dzień nie przejdzie spokojnie, kolekcja zgniłych jaj, cholera jasna, już wytrzymać nie można!...-

Włodzimierz Pedałek też już nie wytrzymywał. Sąsiad miał rację. Od tygodnia konsumował nieświeże potrawy. Dlaczego ?...

Bo lodówka się zepsuła.

KONIEC ( 1994 )

Kto taki..?

Pociąg kołysał się monotonnie przebijając mrok nocy. Był pełen. Przedział, w którym znalazł się Kazimierz Ofiara, zawierał dziesięciu podróżnych. Większość to pokurczone stare baby ze wsi. Oprócz niego było dwóch przedstawicieli płci brzydkiej. Wyjątek stanowiły dwie zakonnice. Siedziały obok siebie z ramionami wywiniętymi do przodu. Jedna stara, druga młoda. Ta stara, z czarną torbą na kolanach. Ścisk i zaduch był omdlewający. Kazimierz Ofiara siedział tuż przy oknie, na jednym półdupku, z twarzą wciśniętą w nieświeżą firankę, a z drugiej strony nieźle przyduszony bokiem ogromnego torsu jednej z bab.

Próbował zasnąć. Za każdym jednak razem, coś go budziło...

Najpierw jedna z bab, ta koło drzwi, dostała ataku kichania. Potem, ten na przeciwko, łysawy i brzydki, kopcił mu w twarz tanim papierosem. Następnie był konduktor. Suchy, zwinny i krzykliwy. Narobił zamieszania i tak jak szybko pojawił się, tak jeszcze szybciej znikł. Zapanowała cisza i Ofiara znowu przyłożył strudzoną głowę z nadzieją, że się prześpi...

Jednak ostry smród przejechał mu po twarzy z taką siłą, że otworzył wnet opadłe powieki i dosyć trzeźwo spojrzał po kamiennych twarzach towarzyszy podróży. Nikt nie powiedział słowa, nikt się nawet nie poruszył. A śmierdziało coraz gorzej.To rozwiało jego obawy, że mu się wydaje. Zrobiło mu się też trochę nieprzyjemnie i jakby mało było tego, jego obwisłe policzki zarumieniły się...

Stara zakonnica zmierzyła go ostro wzrokiem, wymownie zaciskając usta. Siedzące obok babsko też widocznie zauważyło ten gest, gdyż czuł jak obraca odziany w chustkę łeb w jego stronę.. Ani się obejrzał, jak cały przedział gapił się na niego... Smród też stawał się już nie do zniesienia. Kazimierz chciał za wszelką cenę dać im znać, że to nie on, że to ktoś inny..., ale wszystko na co się zdobył, to uśmiech zakompleksionego idioty, co wyprowadziło z równowagi starą zakonnicę. Wstała z rozmachem i zarzucając torbę pod ramię, wyszła.

Gdy w godzinę potem Ofiara ocknął się z małej drzemki, znowu cuchnęło. Stara zakonnica siedziała na swoim miejscu...

KONIEC ( 1990 )

Menu dla grubasa

Bar był prawie pusty, gdy drzwi uchyliły się zamaszyście i wszedł, a właściwie wtoczył się grubas... Ubrany był w siwy garnitur, na nogach przyciasne lakierki. Biała koszula opinała spaśny brzuch, który kołysał się jak niedostygła galareta, a coraz to pruł do przodu poprzez rozpiętą marynarkę. Był czyściutko ogolony. Opadły na wydęte wargi nos drgał, węsząc...

Grubas był głodny. A to nie żarty, bo z reguły grubasy niezbyt dobrze znoszą głód.

Z hukiem odsunął najbliższe krzesło i spoczął olbrzymim zadem. Następnie wyłowił z kieszeni maleńkie okularki i sięgnął po jadłospis. Dosyć szybko przejrzał i ryknął na kelnera. Nikt jednak nie podchodził. Konsument niezdarnym ruchem pociągnął za łodyżkę tulipana, co to chylił się z flakonu. Utrwał pąk i rozgniótł w grubych paluchach. Spojrzał na zegarek i ponownie zaryczał, tym razem nieludzkim głosem.

Kilka stolików opodal siedział przysuszony dziadyga i żarł jakieś danie w sosie. Lampka białego wina stała obok. Grubas zerkął na sąsiada z irytacją. Był zły.

Enjoying the preview?
Page 1 of 1