Sie sind auf Seite 1von 5

Przewonik

Dzisiejszy lipcowy poranek by zwiastunem upalnego dnia. Promienie wschodzcego soca niczym prne zote struny ostro rozcinay powietrze, a na turkusowobkitnym niebie nie sposb byo dostrzec choby cienia najmniejszej chmurki. Ognista kula z kad minut pia si coraz wyej ponad horyzontem i rozdajc dookoa przyjemne ciepo, docieraa swym wesoym blaskiem do najciemniejszych zakamarkw, by ofiarowa wiatu upragnion rado ycia. Dachy domw, licie drzew, krzewy i poacie trawy, skpane w porannej rosie, migotay tysicami malutkich refleksw, sprawiajc wraenie minimalnego ruchu. Mona byo ulec zudzeniu, e kto w jaki cudowny, wrcz czarodziejski sposb obsypa ca okolic drobniutkim, byszczcym brokatem. Zalesione tereny pooone na obrzeach miasta spowijaa delikatna mga. Mleczne smugi unoszce si tu nad powierzchni ziemi wolno dryfoway, bdzc pomidzy krzewami i konarami drzew, jakby chciay ukry przed oczami wcibskich swoje tajemnice. Strzelce Opolskie, pogrone jeszcze we nie, otulaa wszechogarniajca cisza; jedyn oznak ycia by poranny piew ptakw. Chocia czasami mona te byo usysze, jak niewidzialne skrzyda unosz w przestrze charakterystyczny stukot pdzcego gdzie w oddali pocigu. Tak jak co dzie kocielne dzwony odezway si dokadnie o pitej trzydzieci, zwoujc na porann msz, a ich donony dwik rozbrzmiewa dostojnie nad ca okolic. Ulice miasta powoli zaczynay ttni yciem. Ludzie podajcy w rnych kierunkach spieszyli do swoich codziennych zaj i obowizkw, a warkot jadcych samochodw miarowo potgowa narastajcy popiech. Tradycyjnie o 6 cisz wiziennych korytarzy rozszarpa ostry krzyk dzwonka, budzc skazacw ze snu. Tutaj, w tym hermetycznym wiecie, kady dzie by jak kopia poprzedniego. Schemat wykuty przez elazne regulaminy kreowa monotonn rzeczywisto. Rzeczywisto tego wiata. Dochodzia 7.15. Na wiziennym parkingu sze zielono-tych autobusw, bdcych wasnoci zakadu karnego, stao gotowych do odjazdu. W kadym z nich oprcz kierowcy znajdowao si szeciu uzbrojonych stranikw i dwudziestu omiu skazacw odzianych w stalowoszare uniformy. Chwil pniej pokanych rozmiarw brama wyjazdowa wykonana z litej stali, gr zawieszona, a doem wpuszczona midzy szyny, otworzya si z gonym zgrzytem. Haas rozjedajcych si na boki wrt sposzy stado gobi siedzcych na pobliskim dachu. Przeraone ptactwo w panice poderwao si do lotu i nerwowo trzepoczc skrzydami, zatoczyo w przestworzach krg i poszybowao w kierunku miasta.

Autobusy jeden za drugim wolno wyjeday, opuszczajc smutn twierdz odkupienia, i pynnie wtopiy si w wiat po drugiej stronie muru. Niektrzy z winiw niczym turyci biorcy udzia w egzotycznej wycieczce poerali oczyma zmieniajcy si w miar jazdy krajobraz. Natomiast inni, majcy duszy sta ni ich wsptowarzysze, patrzyli spokojnym, beznamitnym wzrokiem, na ktrego dnie czaiy si smutek i tsknota za wolnoci. Kolumna pojazdw rozbia si na kolejnym skrzyowaniu. Cztery pierwsze pojechay prosto, a dwa pozostae skrciy w prawo i zniknwszy za zakrtem, pomkny peryferiami Strzelec Opolskich. Zmierzajc drog w kierunku Krapkowic, po kilku minutach jazdy miny tablice wytyczajce granice miasta. Teraz asfaltowa wstga szosy wia si pord malowniczych pl i lasw, zatopionych w lipcowym porannym socu. Zostawiwszy w tyle niedu wie Kalinw, trzy kilometry dalej pojazdy skrciy w len drog. Sunc wyboistym traktem prowadzcym w gb lasu, wpady w ramiona ciszy i przyjemnego chodu. Tutaj dokadnie byo wida, jak smugi sonecznego wiata z trudem przebijaj si przez korony drzew i znajdujc gdzieniegdzie woln przestrze, niczym sztylety zatapiay si w gstym poszyciu. Przyroda jeszcze spaa, trwajc w bezruchu. Odgos silnikw i smrd spalin uderzy w ten naturalny spokj jak kamie w niezmcon to wody, a wszelka zwierzyna i lene duszki umkny sposzone i pochoway si w zielonym gszczu. Po pitnastu minutach jazdy autobusy zatrzymay si na maej polanie, tu przed biegncym wzdu nasypem kolejowym. Opony pojazdw schlapane ros mieniy si czarnostalowym blaskiem. Od kilku tygodni przewoono w to miejsce tani wizienn si robocz. Skazani wykonywali mudn, monotonn prac przy renowacji tutejszej linii kolejowej. Sama robota waciwie nie bya cika, a poza tym przestrze, las, bezkresne niebo oddychajc pen piersi, a czuo si zapach upragnionej wolnoci. Skazacy powoli, bez popiechu, wychodzili na zewntrz i ustawiali si w dwuszeregu przed samochodami. Najstarszy rang stranik wszed na nasyp, stan w rozkroku, spojrza na zegarek, siarczycie splun i rzek dononym gosem: Dobra, twardziele, jest sma. Koo poudnia zrobimy przerw. Krtk, bo krtk, ale zrobimy, co mi tam. No, chyba e nie zasuycie zamilk na chwil, na jego nieprzyjemnej twarzy pojawi si gorzki grymas, majcy zapewne przypomina umiech. Z ironi w gosie dokoczy: Tak wic nie bd si zbytnio rozwleka, wieta, co mata robi! A ja, yczc szanownym panom miej, przyjemnej i owocnej pracy, tradycyjnie odwouj si do pozostaoci waszych zdegenerowanych umysw i prosz, jeszcze raz podkrelam prosz! abycie zachowywali si spokojnie i przyzwoicie, jak na grzecznych choptasiw przystao. Amen. Klawisz, najwyraniej rozbawiony i dumny ze swojej krtkiej przemowy, energicznie obrci si na picie i rzuci przez rami: Naprzd! Mczyni w wiziennych drelichach bez adu i skadu ospale ruszyli na wprost.

Stranicy stojcy w grupie, nieco z przodu po prawej stronie, gorliwie suchali opowieci jednego z nich i nagle wybuchli gromkim miechem. Chaos, niead, brak czujnoci, to wanie dao krtk chwil oglnej dezorientacji. Szansa. Okazja jedna na tysic. Ile moga trwa? Kilka sekund? Moe krcej? Ile? Reakcja jednego ze skazacw idcego w drugim szeregu w ogle nie bya zaplanowana. ywio. Pierwotny zmys wzi gr nad rozumem. Instynkt. Mczyzna nieznacznie zwolni, przykucn, szybkim spojrzeniem oceni sytuacj i pynnym ruchem rzuci si w ty w kierunku najbliszego pojazdu. Kiedy pada, pomg swemu ciau wykona obrt i schowa si za wewntrzn czci koa. Znowu instynkt. Lec w ukryciu, z napiciem obserwowa, jak stranicy zaczynaj formowa rozcignity szyk i zachodzc lekkim pkolem, zamykaj ten aosny kondukt. Szary tucze wysypany na wzniesieniu specyficznie zachrzci pod stopami idcych. Serce walio mu jak optane, nie potrafi zapanowa nad przypieszonym oddechem, poczu, jak zimny pot pokrywa mu ciao, a wewntrz czaszki eksploduj tysice myli. Palce doni wbi z caej siy w ziemi, szczki zacisn a do blu, jego ramiona i kark ogarn piekcy skurcz. Raz, drugi, udao si! Zapa oddech! Zrobi kilka gbokich wdechw i nagle cae napicie pryso niczym baka mydlana. Mia nieodparte wraenie, e to, co teraz widzi, toczy si w nienaturalnie zwolnionym tempie. Obraz docierajcy do jego mzgu przypomina leniwie przesuwajce si kadry filmowej tamy. Postacie wolno kroczyy i zanim zniky za zielon cian drzew, wydawao mu si, i miny wieki. Nadal lea bez ruchu. Podwiadomie czeka, by ujrze, jak za moment pojawi si spanikowani stranicy. Sdzi, e usyszy ich wcieke okrzyki, tupot, zobaczy twarze dne krwi, krwi i pokory. Nasuchiwa. Nic. Cisza. Jedynie przyjemny pomruk lasu. Powoli podczoga si w stron wolnej przestrzeni midzy autobusami. Delikatnie stan na rwne nogi i zastyg jak gaz. Wstrzyma oddech i wyty such. Nadal nic. Cisza. Co robi?! Co robi?! przemkno mu przez myl. Kurwa, co robi?! Co ja najlepszego zrobiem?! Niech to szlag! I co dalej?! No co?! Nie, musz wrci! Nie mam najmniejszych szans! Wracam i koniec! Kurwa! Boe, eby tylko si udao! eby tylko si udao. Bezszelestnie zatopi si w zielonym gszczu. Teraz ju nie byo odwrotu. Stao si! Postawi swj los na jedn kart. Ostronie stpa, uwaajc, by nie nadepn na jakie sprchniae gazie lub patyki. Wolno, metr za metrem posuwa si w gb lasu. Przystan. Spojrza w ty. Samochody niky wrd listowia. Sta. Sta i nasuchiwa wszelkich odgosw, ktre mogyby wiadczy o tym, e jego zniknicie zostao zauwaone. Nic. Cisza i las. Wzi gboki oddech, obrci si na picie i ruszy pdem przed siebie, przebierajc nogami najszybciej, jak tylko potrafi. Towarzyszy mu trzask pkajcych pod stopami gazi. Rkoma torowa sobie drog przez gste krzewy i zarola, ktre jak bicze smagay jego twarz i tuw. Gonic ile si, niczym kamie wystrzelony z procy mkn pord lenej guszy. Bieg zygzakiem midzy drzewami, dugimi susami pokonywa naturalne przeszkody, nie zwaa na to, i krzewy ostryn mimo e mia spodnie z dugimi nogawkami szarpay mu

ydki, orzc ciao a do krwi. Bieg. Poszycie lasu zmieniao si z kad chwil. Gste chaszcze znikay, pozostajc w tyle, by za sto metrw jak opuszczona kurtyna pojawi si ponownie. Niczym dziki zwierz mczyzna pdzi w morderczym tempie i jak precyzyjnie wystrzelony pocisk przelatywa przez zielone barykady krzeww. Gna bezlitonie w pogoni za wyimaginowan wolnoci. Kady oddech, kady krok byy jak cudowna pie swobody. Poprzednie myli i zwtpienie zostay gdzie bardzo daleko. Dalej! Dalej std! Naprzd! Biegnij! tylko to by w stanie usysze i tylko w to teraz wierzy. Caa reszta nie istniaa. Mijay minuty, kwadranse. Ju by daleko. Bezpiecznie daleko. Straci poczucie czasu i przestrzeni, ale najwaniejsze, e wci mia siy. Bieg. Bezustannie. Musia biec. Niekiedy ktem oka spoglda w stron soca, ale nawet nie wiedzia, dlaczego to robi, nie zastanawia si nad tym. Jego rozum zdezerterowa ju na pocztku ucieczki. Instynkt podejmowa decyzje, prowadzi, okrela kierunek, wid. Chwilami, kiedy mia wraenie, e zmczenie rozsadza mu puca i powala z ng zwalnia. Porusza si wtedy wolnym truchtem, by chocia odrobin zregenerowa utracone siy, nabra energii i ponownie rzuci si pdem na wprost. Odpoczynek nie wchodzi w rachub, chwila saboci moga zbyt duo kosztowa. Musia przezwyciy wasne siy. Soce byo ju wysoko. Struktura lasu drastycznie si zmienia. Krzewy pojawiay si ju tylko w nieduych grupkach, a rozpocierajcy si obszar porastay sosny, nieliczne kpki trawy i mchu oraz igliwie, mnstwo suchego igliwia, ktre niesamowicie uatwiao bieg. Z przodu teren delikatnie przechodzi w agodne pagrki. Wbiegajc na nie, mczyzna z kadym metrem traci szybko i siy. Jednak jakie to wspaniae uczucie, kiedy osiga szczyt, a nastpnie pdzi z impetem w d. Mimo wszystko kosztowao to bardzo duo wysiku. Strumienie potu maloway na wiziennym drelichu wilgotne plamy. Gdy zbiega po raz kolejny, nagle stopy zapltay si w pajczynie krzeww. Run przed siebie, padajc na twarz. Sia potknicia odbia jego ciao od ziemi, upadek by tak nagy i niespodziewany, e nie zdy zareagowa i niebezpiecznie pokoziokowa w d. W pewnym momencie poczu, jak jego prawa noga bezwadnie, z potn si uderza o twardy konar drzewa. Usysza odgos rozpruwajcego si materiau i rwnoczenie tu nad kolanem pojawi si przeraliwy bl. Nie zwaajc na cierpienie, podkurczy nog, obiema domi zapa obolae miejsce, jakby liczy na cudotwrcze dziaanie swych rk, i lea bez ruchu jak gaz. Nawet nie drgn. Z trudem powstrzymywa rodzcy si w gardle krzyk, zacisn szczki i wciekle sapa, by pokona potworne uczucie. Wtem wyczu co lepkiego, spojrza i dostrzeg rozrastajc si plam krwi. Pulsujcy bl bezlitonie szarpa jego praw nog. Dopiero po kilku minutach sprbowa wsta. Powoli dwign swe ciao.

Zrobi par krokw. Przystan. Bl. Rozejrza si. Teren by zbyt otwarty, musia si skry. Byle gdzie. Po prawej stronie, jakie sto metrw z przodu, rozpocieraa si zasona liciastych drzew i krzeww. Kulejc, pody w tamtym kierunku. Przedar si przez zarola. Ma polank porastaa sucha, spalona socem trawa. Usiad w cieniu, opierajc si plecami o sdziw brzoz. Obfity pot zalewa mu oczy i czoo. Noga bolaa. Piekielnie. W kadym calu swojego ciaa czu przypieszone ttno, a z kadym uderzeniem serca rana wypluwaa solidn parti krwi. Najpierw zdj bluz, potem podwin nogawk. To, co tak bardzo bolao, wygldao paskudnie. Dugie rozcicie na sze, moe siedem centymetrw, na szczcie niezbyt gbokie. Rozwarte brzegi skaleczenia miay lekko wywinite krawdzie, ktre straszyy wknami bordowokrwistego micha. Kurwa pomyla to si nazywa pech!. Zapa kant bluzy i nagym ruchem oderwa dugi strzp materiau. Zrobi prowizoryczn opask zaciskow. Odczeka chwil, poruszy nog. Dalej bolao, ale przynajmniej przestao obficie krwawi. To dobrze, to dobrze. By wykoczony. Przesun ciao lekko w bok i pooy si na wznak. Oddycha rytmicznie i gboko. Stara si myle o czym przyjemnym. Czas pyn. Na tle bkitnego nieba biae chmury popychane przez wiatr waciwie te pyny. Zmczenie robio swoje. Powieki nagle wyday mu si tak bardzo, bardzo cikie. Zbiegy wizie podda si bez adnego wewntrznego sprzeciwu.

Das könnte Ihnen auch gefallen