Sie sind auf Seite 1von 278

Rozdzia 1

Zastukaam do drzwi. Pomalowana na biao sklejka zadraa. Czekaam


cierpliwie na zaproszenie, jednak nie dobieg mnie aden dwik.
Zastukaam ponownie. Znowu cisza.
W kocu nie wytrzymaam. Zaomotaam mocno, szarpnam klamk i
wsunam gow do pokoju.
- Mona? - zapytaam i nie czekajc na odpowied, bezczelnie weszam
do rodka.
Kobieta siedzca za prostym metalowym biurkiem zmierzya mnie
ponurym spojrzeniem. Siorbna kaw z kubka. Uchylone okno, za ktrym
wida byo tylko przeraliw biel, otworzyo si szerzej. Mrony przecig
uderzy mnie prosto w twarz. Poczuam w oczach zy.
- Prosz... - mrukna pospnym gosem.
Zabrzmiao to zupenie tak, jakby wycedzia: Skoro ju pani musi....
Dla pewnoci zerknam jeszcze raz w stron tabliczki na drzwiach. Nie
pomyliam si. Informacja. miao zamknam za sob drzwi.
Urzdniczka przygldaa si krytycznie moim wysokim obcasom i
dopasowanemu bordowemu paszczykowi. Sama miaa na sobie do
nieksztatny kostium w szar jodek. Zmarszczya brwi, posyajc pene
zazdroci spojrzenie.
Byam ciepo ubrana, lecz mimo to zrobio mi si zimno. W pokoju
panowaa bardzo niska temperatura. Czy ona tego nie czua? Zerknam na
pomarszczon twarz. No tak... menopauza i uderzenia gorca.
Usiadam na krzele, ktre okazao si piekielnie niewygodne.
Umiechnam si promiennie do urzdniczki. W kocu to nie jej wina, e miaa
tak koszmarn prac i garsonk. ciany w brudnym tawym kolorze na
pewno nie koiy jej nerww. Tak samo jak tandetne akwarele i zasuszona
paprotka na parapecie, ju nawet niewoajca o podlanie, tylko o kosz na mieci.
e ju nie wspomn o tych niewygodnych metalowych krzesach...
- Dzie dobry - powiedziaam. - Mam pytanie...
- A co ja informacja jestem? - znowu siorbna yk kawy. Odchrzknam,
hamujc si przed kliw uwag, i mimo wszystko zadaam jej pytania, ktre
uoyam sobie wczeniej i zapisaam skrupulatnie na karteczce. Nie chciaam
niczego zapomnie, skoro ju zebraam si w sobie, eby odwiedzi ten ponury
urzd.
Kobieta patrzya na mnie spod oka. Odstawia kubek na poplamiony blat i
zacza bawi si piecztk. Kilka poda i dokumentw lecych przed ni
miao na sobie lad czerwonej pieczci i zacieki z kawy.
Zamiast odpowiedzie na ktrekolwiek z moich pyta, urzdniczka
signa do szuflady i podaa mi ma ksieczk.

- Tu ma pani wszystkie potrzebne informacje, jak wypeni kade pole


formularza - skwitowaa moje sowa. - A teraz przepraszam, ale mam przerw
obiadow. Do widzenia pani.
Zaskoczona, par razy otworzyam i zamknam usta. Nie wiedziaam, jak
mam zareagowa na tak bezczeln odpraw. Za kogo ona si uwaaa?
Bez sowa cisnam w doni ksieczk i wyszam. Nie omieszkaam
przy tym trzasn drzwiami. Usyszaam brzdk doniczki. Przecig chyba
otworzy szerzej okno i paprotka spada. A to pech...
Podan mi broszurk wyrzuciam do kosza. Ju tak miaam. Bya z tego
samego gatunku poradnikw co rozmaite instrukcje obsugi sprztu
elektronicznego. Normalny czowiek ich nie zrozumie nawet ze sownikiem
poprawnej polszczyzny. Do tego typu instrukcji potrzebny by raczej wysoki,
chudy facet z rzadkim zarostem i denkami od butelek zamiast okularw.
Informatyk.
Opatuliam si szczelniej paszczem, kierujc si do wyjcia z budynku.
Na zewntrz zerknam jeszcze raz na drzwi.
Ciemnogranatowy napis Urzd Skarbowy przykryty by do poowy
czap niegu.
Nigdy wczeniej nie byam w tym miejscu, ale po tej wizycie ju go nie
lubiam. Tak jak podejrzewaam, wypenienie PIT-u okazao si wyczynem
ponad moje siy.
nieg sypn mi prosto w oczy. Kolejna anomalia pogodowa w tym roku.
Najpierw gorca jesie, a teraz mrona wiosna. Zimny wiatr od razu odnalaz
wszystkie szpary w moim ubraniu. Zadraam.
Skierowaam si w stron parkingu do mojego kochanego autka.
Marzyam o tym, eby usi w jego ciepym wntrzu i podkrci ogrzewanie.
Miaam jeszcze do zaatwienia kilka wanych spraw na miecie.
Gdzie ja postawiam samochd? Zatrzymaam si zbita z tropu. Wszystkie
byy przykryte biaymi koderkami i wyglday identycznie.
A tak, ju wiem. W szstym rzdzie na miejscu parkingowym numer
sze.
Wsiadam do mojej srebrnej, poobijanej corsy, ktr dostaam od brata
chyba ptora roku wczeniej. On kupi sobie dipa. Te mogabym mie dipa.
Najlepiej takiego ze stalowymi ramami dookoa. Wtedy mogabym spokojnie
taranowa inne pojazdy i nie miaabym rys na karoserii.
Miaam nadziej, e dip szybko mu si znudzi i mi go odda.
Jego drug wasn inwestycj byo mieszkanie, ktre zajmowa teraz ze
swoj narzeczon Natali. Nie mogam doczeka si ich lubu. Chciaam, eby
Marek by szczliwy. Umiechnam si do odbicia w lusterku. Ja byam
szczliwa. Miaam wspaniaego chopaka - Piotrusia.
Szarpnam za drek skrzyni biegw i patrzc do tyu, wcisnam peda
gazu. Obok samochodu przeszed jaki ubrany na czarno mczyzna, z kapturem
nasunitym na twarz. Pochyli mocno gow, eby nieg nie lecia mu prosto w

oczy. Jeszcze raz przemkno mi przez myl, e bardzo ciesz si, e siedz ju
w ciepym aucie.
Silnik zawy, a corsa oczywicie, zamiast do tyu, pojechaa do przodu.
Wdusiam hamulec i zagryzam warg w oczekiwaniu na huk, gdy zderzak
spotka si z metalowym supkiem.
Szlag by to trafi!!! Znowu si pomyliam! Nie ogarniaam skrzyni
biegw... A gubiam si ju zupenie na skrzyowaniach, gdy trzeba
jednoczenie zwolni, zmieni bieg, wcisn kierunkowskaz, skrca
kierownic i patrze, czy nikt nie jedzie prosto na mnie.
Po prostu za duo czynnoci naraz.
Ku mojemu zaskoczeniu nie usyszaam dwiku gniecionego metalu.
Wysiadam z samochodu i pochyliam si przed mask. Metalowy supek by
wygity poziomo w taki sposb, e nie byo moliwoci, eby dotkn mojego
samochodu. Kt zgicia pozwoliby mi spokojnie nad nim przejecha.
Podniosam si zdziwiona. Przysigabym, e jeszcze przed chwil supek
sta prosto tu przed moim autem.
Przesunam doni po zderzaku. adnego wgniecenia czy rysy.
Kopnam czubkiem buta wygity supek. Ani drgn, za to ja poczuam
bolenie duy palec u stopy.
Dziwne...
Wzruszyam ramionami.
Wsiadam do samochodu, w kocu ruszyam do tyu i wyjechaam powoli
na ulic. Zimowe opony buksoway na zanieonym asfalcie. Dzisiaj nie
widziaam ani jednej piaskarki i adnego spychacza. Zima jak zwykle
zaskoczya drogowcw i suby miejskie.
Z nieba zacz sypa jeszcze gstszy nieg. Szykowaa si prawdziwa
zadymka.
Zerknam na kontrolki na tablicy rozdzielczej. Wbudowany termometr
wskazywa, e na dworze byo tylko minus sze stopni.
Spojrzaam znw przed siebie, by stwierdzi, e wanie jaki
przechodzie wskoczy na czerwonym na pasy. Wdusiam hamulec, a
zablokowane koa wpady w polizg.
Nagle kierownica wyrwaa mi si z rk. Szybko skrcia w lewo, a
nastpnie wprawo. Usiowaam j zatrzyma, ale nie miaam tyle siy.
Samochd wymin przechodnia, ktry nie zwracajc na mnie uwagi,
pobieg dalej. Poczuam, jak peda hamulca odpycha moj stop, a peda gazu
sam si wciska. Dziki kolejnemu skrtowi kierownicy corsa o may wos
mina barierki oddzielajce ulic od torw tramwajowych i wjechaa na wolne
miejsce parkingowe.
- Fak, fak, fak, fak - mamrotaam do siebie, ciskajc kurczowo
bezuyteczn ju w tym momencie kierownic.
Jaki mczyzna wyszed zza drzewa, pod ktrym stanam, i ruszy przed
siebie, nawet nie odwracajc si w moj stron. Dobrze, e przynajmniej jego

nie potrciam. W ferworze walki z wyrywajc si kierownic zupenie go nie


zauwayam.
Kolorowo ubrani przechodnie szybko stracili mn zainteresowanie.
Przegoni ich mrony, pnocny wiatr.
Silnik samochodu szumia cicho. Ciepy nawiew muska moje policzki,
gdy gboko oddychaam, usiujc si uspokoi.
Odwrciam si w stron przejcia dla pieszych, z ktrego ju dawno
znikn niedoszy samobjca. Wziam gboki oddech.
- Od dzisiaj jed tramwajami - mruknam do siebie.
****
Przygaszone wiata nie rozwietlay mroku panujcego we wntrzu
jednego z warszawskich klubw. Czekalimy cierpliwie, a na scen wejdzie
nowy zesp zaoony przez kilku studentw.
Naprzeciwko mnie przy stoliku siedziaa koleanka z roku, Monika.
Odgarna dugie blond wosy i zalotnie zerkna na Maka, wsplokatora
mojego chopaka. Piotr siedzia obok, trzymajc mnie pod stolikiem za rk.
Mocniej cisnam jego palce. Umiechn si ciepo. Monika spojrzaa na mnie
i na Piotrka i wyda usta. - Ile wy ze sob ju jestecie? Ze cztery miesice? zapytaa i nie czekajc na nasz odpowied, skomentowaa zoliwie: - Strasznie
dugo. Chyba ju zdylicie si sob znudzi.
Nie cierpiaam jej. Wydawao mi si, e ta dziewczyna wszystko robi na
pokaz. Poza tym bya zdecydowanie zbyt adna. Dobrze o rym wiedziaa i z
premedytacj wykorzystywaa swoje wdziki. Stanowia potencjalne
niebezpieczestwo dla wszystkich zakochanych dziewczyn. I miaa paskudny
charakter.
Dzisiaj musiaam j znosi, bo wprosia si na nasze wsplne wyjcie.
Usyszaa, gdzie si wybieramy, i nie udao nam si jej pozby.
Na scen zaczli wchodzi czonkowie zespou.
- Wokalista ma wietny gos - powiedzia podekscytowany Maciek,
przyjaciel mojego Piotrka.
Po sali nis si lekko schrypnity gos. Dyskutowaabym na temat jego
wietnoci.
- Skocz po piwo - powiedzia w ktrym momencie Piotr. - Kto chce?
Maciek ochoczo pomacha.
- Ja poprosz z sokiem imbirowym - wtrcia si Monika. Piotrek ruszy w
stron oblepionego ludmi baru. Dugo poczeka, zanim go obsu.
W pewnej chwili Monika wzia do rki swoj torebk i oznajmia:
- Id do azienki.
Odetchnlimy z ulg. Od ponad dziesiciu minut rozprawiaa o tym,
ktry tusz do rzs jest lepszy, czym skutecznie zaguszaa muzyk.

Piotra wci nie byo. Wychyliam si ze swojego miejsca, usiujc


dojrze go w tumie bawicych si ludzi.
- Zaraz wrc - powiedziaam do Maka, ktry siedzia wpatrzony w
nowy zesp jak w obrazek. Pewnie nawet mnie nie usysza.
Skierowaam si w stron baru. Minam drzwi do damskiej toalety. Ku
mojemu zdziwieniu wyszed z niej jaki mczyzna i szybko min mnie z
pochylon gow, tak, bym nie dostrzega jego twarzy. Pewnie wstydzi si, e
pomyli azienki.
W drzwiach pojawia si Monika.
- Z damskiej wyszed wanie jaki facet. Widziaa? - zapytaam.
- Nie... - odpara z nieobecnym wyrazem twarzy i ruszya w stron stolika.
Wzruszyam ramionami. Nie obchodziy mnie jej dziwactwa. Zwaszcza
e wreszcie zauwayam Piotrka. Lawirowa midzy taczcymi ludmi z
trzema kuflami piwa. Tylko patrze, a kto wytrci mu je z rk.
Kiedy koncert si skoczy i zaczli puszcza jakie techno zdecydowalimy, e wracamy do domu. Nie opacao si tam siedzie i pi
drogie piwo. Poza tym atmosfera przy czym stoliku zrobia si markotna.
Piotrek jako zamilk, zapatrzony bezmylnie na scen, Maciek siorba piwo.
Nawet Monika siedziaa cicho.
Zebralimy swoje rzeczy i ruszylimy w stron pobliskiej stacji metra. Po
drodze w nasz towarzyszk jakby wstpi nowy duch. Przysuna si do Maka
i zacza si zachwyca nowym wagonem, ktrym jechalimy.
Mj ukochany mia lekko nieobecny wzrok. cisnam go za rk.
- Co si stao? - zapytaam, gdy bylimy ju niedaleko mojego bloku.
- Nie, po prostu troch boli mnie gowa - umiechn si. - Wrc do
domu i od razu poo si spa.
Nagle tu przed moim nosem na ziemi spado dugie czarne piro.
Spojrzelimy szybko do gry, ale nad naszymi gowami nie lecia aden ptak.
Wzruszyam ramionami.
- Dugie - stwierdzi lakonicznie Piotrek. Odprowadzi mnie pod same
drzwi i poczeka, a je otworz.
Zmarszczy brwi i masowa swoje czoo. Gowa musiaa bole go coraz
mocniej. Przytuliam si do niego.
- Moe dam ci co przeciwblowego? - zaproponowaam.
- Nie, zaraz mi przejdzie. Po prostu pjd spa.
- No dobrze. W takim razie dobranoc - pocaowaam go w usta.
- Dobranoc - odpowiedzia.
Zamknam za nim drzwi i podbiegam do okna, eby zobaczy, jak idzie
ulic. Dostrzegam w mroku jego wysok sylwetk. Szed z pochylon gow i
rkami w kieszeniach.
Dopiero gdy znik za zakrtem, dostrzegam co na parapecie.
Otworzyam okno.
Leao na nim dugie czarne piro.

Rozdzia 2
Kilka dni pniej siedziaam na wyjtkowo nudnych zajciach. Na
uczelni jechaam tramwajem. W dniu, kiedy wpadam w polizg, obiecaam
sobie, e samochodem zaczn ponownie jedzi dopiero wtedy, gdy nieg
stopnieje. Nie miaam zamiaru wicej ryzykowa.
Udajc, e sucham uwanie, co mwi wykadowca, studiowaam
instrukcj wypeniania PIT-u.
Prowadzca seminarium przerzucia prezentacj na ostatni slajd.
Zobaczylimy na nim ulubiony napis studentw: Koniec. Dzikuj za uwag.
Spojrzaam na zegarek. Kolejny wykad zaczyna si za p godziny. Nie
chciao mi si i. Nie powinnam zbyt wiele straci. Piotru wrci ze swoich
zaj kilka godzin wczeniej. Postanowiam pojecha do niego.
- Wiki, idziesz na wykad? - zapytaa Zuza, moja najlepsza przyjacika.
- Nie, jad do Piotrka - odparam.
- Boe, jeste w niego zapatrzona jak w jakie bstwo -skomentowaa,
przewracajc oczami.
Nie zaprzeczyam i nie obraziam si. Taka bya prawda, Zuza tylko
stwierdzia fakt. Fakt, z ktrym ju dawno si pogodziam.
Pomimo niegu i pluchy szam z umiechem na ustach. Miaam dzisiaj na
nosie bardzo rowe, cukierkowe okulary.
I nie chciaam ich zdejmowa. Mio jest dziwna. Ma w sobie co z
narkotycznego uzalenienia.
Zerknam na zegarek. O tej godzinie nie powinno by jeszcze
wsplokatora Piotrka. Bdziemy sami. Doskonale!
Jak nigdy, komunikacja miejska stana na wysokoci zadania i gdy tylko
doszam na przystanek, nadjecha mj autobus. Zadowolona rozsiadam si na
wolnym siedzeniu i oparam stopy na grzejniku. W starym ikarusie szyby
klekotay przy kadym zakrcie, a zawieszenie skrzypiao, gdy koa wpaday w
koleiny.
Wysiadam na przystanku przy ulicy Targowej, na wysokoci bazaru
Ryckiego. Kiedy byo to jedyne takie miejsce w Warszawie. Za komuny
mona byo tu dosta niemal wszystko. A teraz? Kilkanacie szkaradnych bud z
sukniami lubnymi i butami. To zdecydowanie nie byy najlepsze czasy dla
bazaru Ryckiego.
Spojrzaam na zegarek. Bya szesnasta sze.
Schowaam si w bramie, szukajc ochrony przed niegiem. Mokre wosy
przyklejay si do policzkw. Obok mnie, w czarnym paszczu, niedbale
rozpitym pod szyj, sta przystojny chopak. Szeroki kaptur opada pasko na
jego plecy. Patki niegu osiaday mu na wosach i dugich czarnych rzsach.

Od jakiego czasu do czsto spotykaam go na Pradze lub w centrum.


Byo to do niezwyke, jeli wzi pod uwag liczb ludzi mieszkajcych w
tym miecie.
Przygldaam mu si dyskretnie. Tym razem nie uoy czarnych wosw
w sztywnego irokeza. Opaday mu na niesamowite zote oczy.
Musia nosi szka kontaktowe. Nigdy nie widziaam nikogo o takiej
barwie tczwek. Nienaturalnej, ale... musz powiedzie, e bardzo adnej.
Nie mia szalika, spod paszcza wystawaa tylko czarna koszula. Jedynie
kaptur mg chroni go przed niegiem i wiatrem, ale nonszalancko zdj go z
gowy.
Umiechn si do mnie lekko. Odwzajemniam umiech.
Kilka razy nawet rozmawialimy. Raz zapyta, ktra godzina, innym
razem poprosi o pokazanie mu na planie miasta, jak ma dojecha na plac
Zbawiciela. Ciekawe, czy mnie pamita.
Jeszcze raz na niego zerknam. Przyglda mi si. Gdy zobaczy mj
wzrok, szybko odwrci gow.
Poza mn czujnie obserwowao go jeszcze kilka kobiet. Byy w rnym
wieku. No c... Byo na co popatrze.
Cofnam si jeszcze o krok w bram, by nieg na mnie nie pada.
Przystojniak podszed do mnie.
- Paskudna pogoda, prawda? - zagadn.
- Tak - umiechnam si.
- Ale zaraz przestanie pada - zapewni mnie. Spojrzaam na niebo i
czarne chmury. Nie zanosio si, eby jego sowa szybko si urzeczywistniy.
- Wtpi - stwierdziam.
W tej chwili nieg przesta pada. Spojrzaam zdziwiona na chopaka. Na
jego ustach bka si tajemniczy umiech. Nie patrzy w chmury. Wpatrywa si
we mnie. Jego niespotykane zote oczy zabysy, jak gdyby zapon w nich
ogie. Przewiercay mnie na wylot.
Poczuam si nieswojo.
- A nie mwiem? - zapyta.
- Ty masz chyba chody tam na grze - zamiaam si. Umiech na jego
ustach odrobin przygas.
- Raczej tam na dole... - mrukn.
- Sucham? - nie usyszaam, co powiedzia, bo wanie przejechaa z
haasem obok nas pomaraczowa ciarwka.
- Nic, nic - znowu si umiechn i przysun bliej. - Jestem Beleth, a ty?
- Wiki - odpowiedziaam. - Beleth? Bardzo egzotyczne imi.
- Nie pochodz std - wyzna.
Wyjrzaam na ulic, ale nie byo wida mojego autobusu. A wczeniej tak
adnie wszystkie podjeday!
- A skd? - zapytaam. - Nie masz obcego akcentu.
- Jestem w Polsce ju pewien czas - odpar.

Przeczya temu opalona oliwkowa skra. Wyglda, jakby przed chwil


wsta z leaka nad brzegiem ciepego morza i dla niepoznaki narzuci na siebie
paszcz. Wydawao mi si nawet, e delikatnie pachnia sol. Zapachem bryzy.
Co on robi na Pradze...?
- A oglnie pochodz... z Poudnia - odpar z wahaniem.
- Hiszpania? - zapytaam.
Zawstydziam si wasn ciekawoci. Po co go wypytywaam?
Jeszcze raz dokadnie mu si przyjrzaam. Co w nim byo. Co
znajomego. Nie potrafiam tego nazwa. Usilnie szukaam jakiego skojarzenia,
wspomnienia.
- Raczej jeszcze bardziej na poudnie... - umiechn si tajemniczo.
- Raczej?
Robi wraenie, jakby sam nie by tego pewien. Wydawao mi si, e
skd go znam.
Chopak umiechn si wesoo, zupenie jakby usysza moje myli.
Zapadabym si chyba pod ziemi, gdyby by wiadom moich zachwytw nad
tym, jaki jest przystojny.
Na jego twarzy zagoci jeszcze szerszy umiech.
W tej chwili na przystanek podjecha autobus. Wysypa si tum ludzi.
- To mj - powiedziaam. - Mio byo mi ci pozna. Podbiegam w stron
autobusu.
- Poczekaj! - zapa mnie przy drzwiach. - Prosz, to dla ciebie. Z mojego
rodzinnego kraju.
W tej chwili drzwi si zamkny i rozdzielia nas brudna szyba. Beleth
umiechn si zawadiacko i pomacha mi na poegnanie.
Usiadam na wolnym miejscu i spojrzaam na swoj do. Z mojego
rodzinnego kraju. Na mojej doni leao...
...mae zielone jabuszko.

Rozdzia 3
Wysiadam z autobusu na przystanku pod domem Piotrka. Cay czas
ciskaam w doni jabko. mieszny by ten chopak z przystanku. A jabuszko
wygldao jak najzwyklejsza polska papierwka. Gdzie mogo urosn?
Zerknam na zegarek. Piotru spodziewa si mnie dopiero za dwie
godziny. Zrobi mu niespodziank!
Zadowolona z siebie zaczam wbiega po schodach. Obdrapana klatka
przypominaa setki podobnych na warszawskiej Pradze. Nie wyrniaa si
niczym szczeglnym. Takie same szare schody, nieczytelne graffiti, stuczona
szyba.
Nagle naprzeciwko pojawia si Monika. Wanie schodzia z gry. Na
mj widok zatrzymaa si raptownie. O mao nie zsuna si ze schodka. W
ostatniej chwili, balansujc caym ciaem, utrzymaa rwnowag.
- Monika? - zdziwiam si.
- Och, cze Wiki - umiechna si szeroko i szybko zacza trajkota
dziwnie wysokim tonem. - Co tam u ciebie? U mnie dobrze. Ja ju uciekam.
Przyszam do Maka. Do zobaczenia.
Wymina mnie i zbiega po schodach.
Nie powiedziaa nic o najnowszym tuszu do rzs. Nie zachwycaa si
swoimi butami na wysokim obcasie. Nie krytykowaa protekcjonalnym tonem
mojej zmechaconej czapki. Zupenie jak nie ona.
Dziwne...
Maciek i Monika? Zmarszczyam brwi. W yciu... ona by si nim za
szybko znudzia. By zbyt porzdny.
Postanowiam nie zawraca sobie tym duej gowy. Nie mnie osdza.
Wyjam z torebki pk kluczy. Jaki czas temu si nimi z Piotrusiem
wymienilimy.
Chciaabym z nim zamieszka, ale wiedziaam, e Marek prdzej dostaby
zawau ze zoci, ni mi na to pozwoli.
Umiechnam si w duchu, obracajc w doni dugi klucz do mieszkania
Piotrusia. Byo mi dobrze ze wiadomoci, e nie jestem sama, e jest kto, kto
na mnie czeka, tskni. Kogo mog prosi o pomoc, kto mnie rozumie bez sw.
Przekrciam klucz w zamku i weszam do rodka.
- To ja, Wiki! - krzyknam, rzucajc torb na podog. Nikt mi nie
odpowiedzia. Usyszaam tylko szum prysznica dobiegajcy z azienki.
Mieszkanie chopcw wygldao... no c... jakby mieszkali w nim sami
chopcy. Sterta brudnych butw walaa si przy drzwiach wejciowych. Drzwi
do kuchni zawalonej niezmytymi naczyniami nie domykay si z powodu
spuchnitej, po ostatnim wylaniu si wody z pralki, podogi, a w pokojach
panowa typowy studencki chaos.
- Maciek? - zastukaam w drzwi, ale odpowiedziaa mi cisza. Dziwne...

Zostawiam kurtk na wieszaku i poszam do kuchni. Umyam mae


jabuszko od tajemniczego nieznajomego.
Szum wody w azience ucich. Usyszaam gos Piotrusia. Podpiewywa
co pod nosem.
Wyjam n z szuflady szafki kuchennej i przekroiam jabko na p.
Zanim zaczam je obiera, zawahaam si.
Spojrzaam na soczysty misz. Deja vu. Zupenie jakbym ju kiedy
jada takie jabko. Bzdura, przecie jadam w swoim yciu setki jabek.
Signam po n, ale znowu si powstrzymaam.
Ten Beleth. Kim on by?
W gowie tuka mi si jaka uporczywa myl.
Wskazwka. Co, co uparcie mi umykao.
Skupiam si na tej myli z caych si, jednak nie zdoaam sobie niczego
przypomnie. W kocu si poddaam. Moe tylko przypomina mi jakiego
aktora czy modela, i std to podwiadome przeczucie, e go znam?
Pomylaam o Piotrku, ktry wci nie wychodzi z azienki. Jego znaam
kilka lat, pomimo e par bylimy dopiero od kilku miesicy. Ale ja za nim
szalaam! Uganiaam si za biedakiem jak gupia, kadego wieczoru marzc o
tym, jak to cudownie bdzie nam razem, a w kocu odwayam si powiedzie
mu, co czuj.
Tylko e czasami wydawao mi si, e co jest nie tak. Nachodzia mnie
dziwna tsknota za czym nieosigalnym. Nie potrafiam jednak sprecyzowa za
czym. Dzisiejsze spotkanie z tajemniczym Belethem take wzbudzio we mnie
to uczucie.
Byam gupia. Zwizek z Piotrkiem dawa mi to, czego potrzebowaam.
Miaam stabilizacj, poczucie bezpieczestwa, mio osoby, ktr te
kochaam. Piotr by moim przyjacielem. Miaam wszystko, czego pragnie kada
dziewczyna.
Tylko czasami dopaday mnie myli, e za czym tskni.
Prysznic ucich. Z azienki wyszed Piotrek z przewizanym w pasie
rcznikiem. Na mj widok stan jak wryty.
- Cze, kotku - podeszam do niego i pocaowaam go w usta. - Wpadam
troch wczeniej.
- Widz wanie - chopak odzyska gos. - Dawno przysza...?
Znw mia dziwnie nieobecny wzrok.
- Przed chwil.
Woda kapaa na ziemi z czarnych, lekko krconych wosw Piotrka.
Migdaowe oczy okolone dugimi czarnymi rzsami wpatryway si we mnie z
moc. Na brodzie widoczny by seksowny jednodniowy zarost.
Na szyi na cienkim acuszku mia zawieszony may srebrny kluczyk,
grawerowany w ryczki. W dniu, w ktrym pocaowalimy si po raz
pierwszy, na imprezie u naszych znajomych, znalazam ten kluczyk w swojej

kieszeni. Do dzisiaj nie odkrylimy z Piotrkiem, do jakiego zamka pasowa. Nie


wiedziaam, skd wzi si w mojej kieszeni.
Tamten wieczr pamitam jak przez mg. Przesadziam wtedy z
alkoholem i sheesh. Krcio mi si w gowie i miaam ma luk we
wspomnieniach.
Dotknam srebrnego kluczyka. Byszcza na tle oliwkowej skry mojego
ukochanego. Piotrek nosi go na pamitk naszego pierwszego pocaunku.
Uwielbiaam go za to.
- Prysznic w cigu dnia? - zapytaam i puciam do niego oko. - Co ci
naszo?
- Aaa - wyj mi z doni p jabka. - Tak jako.
Ruszy w stron swojego pokoju. Poszam za nim i usiadam na ku.
Opowiadaam mu o przygodzie sprzed kilku dni z urzdem skarbowym. mia
si z moich opowieci.
Bawiam si chwil noem, odkrawajc skrk mojej powki owocu.
Piotrek woy dinsy. Sta teraz tyem do mnie. Miaam wietny widok na jego
szerokie plecy i poskrcane wosy na karku. Minie drgay pod skr, gdy
zapina spodnie.
Sign po powk jabka, ktr odoy na biurko.
- Przed chwil spotkaam Monik - powiedziaam. Owoc wypad
Piotrkowi z rki. Potoczy si pod krzeso i zatrzyma przy zaboconych
adidasach rzuconych niedbale.
- Powiedziaa, e przysza do Maka - dodaam.
- Aaa... tak, tak - potwierdzi Piotrek, siadajc obok mnie. Wytar jabko o
spodnie. Jak nic zapie jakiego pierwotniaka, nicienia, przywr czy inne
paskudztwo.
A ja to potem oczywicie zapi od niego...
- Ale Maka nie ma - zauwayam roztropnie.
- No nie ma - skwitowa Piotrek, patrzc gdzie w przestrze.
- To si niepotrzebnie fatygowaa - stwierdziam. - Maciek powinien by
w domu, skoro si z ni umwi.
- Tak, tak... - potwierdzi Piotrek i ugryz jabko. Poszam za jego
przykadem.
Jabko smakowao... najnormalniej w wiecie.
Mylaam o tym, skd mg pochodzi tajemniczy Beleth. Zamierzaam
potem poszuka w internecie genezy tego dziwnego imienia. W ten sposb
odkryj kraj jego pochodzenia.
Zadowolona z siebie i ze swojej pomysowoci ugryzam kolejny ks.
Piotrek, siedzcy obok mnie, pochon owoc w jednej chwili. By
dziwnie spity, odkd przyszam. Musiaam go o to zapyta.
Ju otworzyam usta, kiedy nagle przed oczami zaczy mi przebiega
niezrozumiae obrazy. Zapaam si za gow, czujc nagy ttnicy bl. Piotrek
zgi si wp. Dziao si z nim to samo co ze mn.

Czuam, jakby kto otworzy mi czaszk i zacz w niej grzeba. Fala blu
rozlaa si po caym ciele. Krzyknam.
Obrazy, obrazy, obrazy.
Zobaczyam siebie w parku. Morderc z noem. Poczuam bl, gdy mnie
dga. W nastpnej chwili tamt scen zastpiy kolejne wizje.
Targ o moj dusz. Diabe Azazel mwicy mi, e umaram i trafi do
Pieka.
Urzd w Niszej Arkadii, gdzie otrzymuj posad diablicy na kolejne
szedziesit sze lat i moc piekieln po zjedzeniu jabka.
Moi przyjaciele. Neurotyczna mier, diablica Kleopatra, kot Behemot,
diabe Beleth...
Beleth, Beleth. Jego twarz, sowa, zachowanie... podanie.
Moje pierwsze targi o dusze miertelnikw. Spalone Pola Mokotowskie.
Obsesja na punkcie mierci.
Uporczywe powroty na Ziemi, by by z Piotrkiem. Uuda ycia.
Noc, gdy dowiedziaam si, e zostaam zabita z powodu politycznych
rozgrywek w Piekle. Bal u Szatana. Wizienie.
Sd. Wizja skazania za bdy i niemono spotkania Piotrka, ktry
dopiero co powiedzia, e mnie kocha.
Rewolucja majca zrzuci Lucyfera z tronu piekielnego. Pojedynki z
wrogimi diabami. Piotrek w objciach Moniki. Mj bl.
Wysadzony w powietrze Ksiyc. Kawaki satelity lecce w stron Ziemi.
Wizja zagady caej populacji.
Sd.
Interwencja Nieba.
Cofnicie czasu, w wyniku czego powrciam do ycia, ale zapomniaam
wszystko, co si wydarzyo. Moja druga szansa, by tym razem nie doprowadzi
planety do upadku.
Bl znikn w chwili, gdy wszystko sobie przypomniaam.
Wyprostowaam si i odgiam palce. Zacisnam je kurczowo na nou do
owocw. Oddychaam ciko, zupenie jak po dugim, mczcym biegu.
Piotrek spojrza na mnie szeroko otwartymi oczami. Zrozumiaam, e on
take wszystko sobie przypomnia. Nasze przesze - niedosze ycie.
Beleth.
On chcia, ebym sobie przypomniaa. Zrobi to specjalnie. Mimowolnie
za nim zatskniam. Za jego penymi aru oczami, niskim, aksamitnym gosem,
sowami penymi niebezpiecznych, niemoralnych obietnic.
Nie. Co ja robi?! Poczuam zo. Pewnie znowu chcia mnie do czego
wykorzysta. Po co inaczej zwrciby mi pami?
Byam narzdziem w rkach diabw. Potrzebowali mnie tylko do
politycznej wojny. Miaam zamt w gowie.
- Skd wzia to jabko? - zapyta Piotrek.

- Dostaam je od nieznajomego na ulicy - mruknam. - Teraz wiem, e to


by Beleth...
Zawsze lubiam bajki. Jak wic to si stao, e nie wyniosam z nich
adnej nauki? W kocu gdyby Krlewna nieka nie zjada jabka od
nieznajomej staruszki, to nie wpadaby w piczk. Bd w zaczarowany sen jak zwa, tak zwa.
A ja jak ostatnia sierota, nie do, e wziam od nieznajomego jabko, to
jeszcze je zjadam. No i jak moja prapra (jeszcze pra jakie kilka tysicy razy),
prababka Ewa pierwsze, co zrobiam, to poczstowaam jabkiem swojego
faceta. aosne... W ogle nie potrafi uczy si na cudzych bdach.
- Beleth? - warkn Piotrek.
Odwrciam si gwatownie w jego stron. Woda ju nie kapaa mu z
wosw. Srebrny kluczyk zalni w socu. Mj klucz diaba, pozwalajcy na
swobodne przemieszczanie po Piekle i Ziemi. Insygnium si piekielnych.
Zapewnia natychmiastow moliwo przeniesienia si w dowolne miejsce.
Spojrzaam na ogryzek.
Jabko mocy. A moe jabko z Drzewa Poznania Dobra i Za? Nie... to
raczej niemoliwe. Ostatnie drzewko w Piekle, nalece do Szatana,
nieopatrznie zamieniam w krzew pomidorw.
Czego oczywicie do dzisiaj Lucyfer zapewne mi nie wybaczy...
- Wzia jabko od nieznajomego? - warkn na mnie Piotrek. - A potem
je zjedlimy? Przecie mogo by zatrute.
To chyba byo zatrute. Jednak nie trucizn. Raczej wtpliwociami.
Dlaczego Piotrek bra prysznic w rodku dnia?
- Monika nie przysza do Maka, prawda? - zapytaam, zaciskajc ze
zoci pici.
Ju wczeniej mieli si ku sobie, jednak Piotru wybra mnie.
Zamiast odpowiedzie, spojrza na moj rk. Nawet nie zauwayam, e
zaciam si noem. Struka krwi popyna mi po skrze. Nagle krople
zawrciy i wpyny z powrotem do rany, ktra zasklepia si na naszych
oczach. Zgiam palce, podziwiajc nienaruszon skr. Czuam w miejscu
ukucia delikatne mrowienie, pamitk po zadziaaniu si.
Moje moce piekielne powrciy, a wraz z nimi spady mi z nosa rowe
okulary.
- Czemu brae prysznic? - zapytaam, odkadajc n.
- Wiki, to nie jest tak - powiedzia szybko Piotrek. - To nie tak miao by.
Ja ci to wszystko wytumacz.
- Wytumaczysz? - prychnam. - A co tu jest do tumaczenia?
- Czekaj, uspokj si! - krzykn.
To on pierwszy krzykn. On pierwszy zaatakowa. Moje hamulce
puciy.
- Pieprz si! - wrzasnam. - Albo nie! Pieprz si z Monik! Przynajmniej
ona bdzie szczliwa! Bo tobie najwyraniej wszystko jedno!

- Wiki, posuchaj mnie, do cholery!


- Albo nie! A eby nie mg z nikim! A niech ci, gnoju, odpadnie!
Przysun si do mnie i zapa mnie za nadgarstek.
- Pu - rozkazaam, ale mnie nie posucha. Przytrzyma mnie jeszcze
mocniej, gdy usiowaam si wyrwa. - Pu!
- Daj mi doj do sowa - powiedzia szybko.
Z caej siy pchnam w niego moc. Odrzucio go ode mnie. Uderzy w
cian i osun si z jkniciem na ziemi. Podeszam do drzwi.
- Czekaj - krzykn, wycigajc w moj stron rk. Drzwi jak na
zawoanie zatrzasny mi si przed nosem.
Szarpnam za klamk, ale ani drgny. Odwrciam si zaskoczona.
Zamkn przede mn drzwi. Jak on mia?! A raczej jakim cudem on to
zrobi?
Zerknam na lecy na ziemi ogryzek. Czy to znaczy, e po zjedzeniu
jabka Piotrek take nabra nadprzyrodzonych mocy?
Przypomniaam sobie, e tak samo jak ja posiada si Iskry Boej. Moc
po naszych wsplnych przodkach, Adamie i Ewie, ktrych w bezporedniej linii
oboje bylimy potomkami. To zapewne wzmocnio potg jabka i umoliwio
uaktywnienie si w nas mocy za ycia. Gdybymy nie posiadali Iskry, jabko po
prostu by nie zadziaao.
- O... - mrukn, podnoszc si na nogi, i zapyta zdziwiony: - Ja te teraz
tak umiem, skoro to zjadem?
- Skocz z mostu, moe okae si, e umiesz te lata - warknam.
Lata, nawet pomimo Iskry Boej i mocy piekielnych, nie potrafi. Akurat
tego byam pewna w stu procentach. Swego czasu dokadnie przestudiowaam
dokumenty dotyczce Iskry Boej i zdolnoci, jakimi jest obdarzona osoba j
posiadajca. Nie byo tam sowa o lataniu.
Poczuam satysfakcj na myl o tym, e zachcony moimi sowami
mgby sprbowa.
- Otwrz drzwi - rozkazaam.
- Nie, najpierw porozmawiajmy - powiedzia.
- Sam tego chciae - odburknam.
Udawaam z, ale w oczach stany mi zy. Miaam ochot usi,
schowa twarz w doniach i si rozpaka. Nie mogam jednak zrobi tego tutaj.
Nie przy nim. Zdradzi mnie. On mnie zdradzi. Jak mg?
I to z Monik?! Z t krow?!
Wycignam do w stron drzwi. Z gonym hukiem razem z futryn
trzasny o cian w korytarzu. Tynk i kawaki cegie zaczy sypa si z sufitu.
Wieszak spad z hukiem na ziemi. Zapaam paszcz i torb.
- Wiki! - Piotrek usiowa mnie zatrzyma, ale odepchnam go od siebie
ze zoci.
- Zostaw mnie!

Wybiegam z mieszkania, wpadajc po drodze na Maka. Zaskoczony


stan w drzwiach, wpatrujc si w zniszczenia, ktrych narobiam.
- Co tu si stao?! - krzykn, widzc roztrzaskane drzwi i kawaek ciany,
a take sypicy si py i cegy. - Byo trzsienie ziemi?! Budynek si wali?!
Musimy ucieka?!
- Pokcilimy si z Wiktori... - mrukn zrezygnowany Piotrek.
Sta u gry schodw, patrzc, jak biegn w d. Nawet nie prbowa mnie
dogoni.
Narzucajc na siebie obsypany tynkiem paszcz, wybiegam z bloku.
Gdzie w zasp upad mi szalik, ale nie zwrciam na to uwagi. Po prostu
biegam przed siebie. Byle by dalej od niego.
nieg ku w oczy, zimny wiatr wyciska powietrze z puc. Gony oddech
zagusza kroki kogo podajcego moim ladem.
W kocu, wycieczona, dotaram do swojego bloku. Usiadam na
schodach prowadzcych do klatki. Ukryam twarz w doniach. Pakaam. Ju
tskniam za Piotrkiem. Za poczuciem bezpieczestwa, ktre mi dawa, a ktre
byo tylko zudzeniem. Chciaam tam wrci, przytuli si do niego. Byo mi tak
le.
- Zgubia szalik - niespodziewanie kto si odezwa.

Rozdzia 4
- Zgubia szalik - powtrzy.
Nade mn sta oczywicie przystojny Beleth. W opalonej doni ciska
mj czerwony szalik. Umiecha si wesoo, zadowolony z siebie. Wyglda jak
szczeniak, ktry przynis patyk po poleceniu aport. Tylko e Beleth nie
usysza adnego polecenia. On nigdy nie sysza adnych polece i zawsze robi
to, o co si go nie prosio.
- licznie wygldasz - owiadczy, nie zwracajc uwagi na moje
milczenie. - Tskniem za tob.
Wstaam, wyrwaam mu szalik z rki i bez sowa ruszyam do swojego
mieszkania. Nie chciaam widzie Beletha, nie chciaam z nim rozmawia. By
rdem wszystkich moich kopotw.
Niestety szed za mn.
Nie bawiam si w otwieranie drzwi kluczem. Uyam mocy. Usiowaam
zatrzasn mu je tu przed nosem, ale zatrzyma je doni i stan naprzeciwko
mnie.
- Nie wpucisz mnie? - zdziwi si z zaczepnym umiechem. - Tak dawno
nie bylimy sam na sam... Pomyl, sodkie sam na sam... ze mn!
Ze mn - czy on uwaa, e to argument nie do przebicia?
Spoliczkowaam go.
A jednak to argument do przebicia.
Umiech spez mu z twarzy. Poruszy szczk, a nastpnie pogadzi si
po zaczerwienionym policzku.
- Trzeba przyzna, e nie wysza z wprawy. Lubi od czasu do czasu
mae sadomaso, jednak po gbszym namyle stwierdzam, e chyba wolaem
twoj delikatniejsz wersj...
- Dlaczego dae mi to jabko? - zapytaam pustym gosem.
- Wpu mnie - poprosi, powaniejc.
Obok niego przesza stara ssiadka, czujnie nadstawiajc ucha.
Zrozumiaam, e to nie byo miejsce na rozmowy o Piekle i mierci. Jeszcze
wziaby mnie za satanistk, a wtedy koniec z imprezami w mieszkaniu do
pna. Gdyby tylko usyszaa goniejsz muzyk, pewnie zaczaby
wydzwania po stra miejsk.
Wpuciam diaba do mieszkania, chocia wcale nie miaam na to ochoty.
Pstrykn palcami. Jego paszcz znikn w jednej chwili. Nic si nie
zmieni. Wyglda tak, jak go zapamitaam. Idealny, perfekcyjny, przystojny
kusiciel. Diabe, ktry sprowadzi mnie do Pieka, ktry usiowa mnie uwie, a
na koniec... owiadczy, e mnie kocha.
- Naprawd za tob tskniem - wyzna, bacznie mi si przygldajc.
Za jego przykadem zdjam paszcz. Powiesiam na wieszaku przy
drzwiach i strzepnam z wosw py z rozwalonych cian w mieszkaniu

Piotrka. Spojrzaam w lustro wiszce na drzwiach szafy. Miaam przed sob


zrozpaczon dziewczyn z rozmazanym makijaem i smugami tynku na
policzkach. Machnam doni przed twarz, przywracajc perfekcyjne
obramowanie swoich oczu.
Poruszyam palcami. Nie zdawaam sobie nawet sprawy, jak brakowao
mi mocy piekielnych. Codzienne ycie i wykonywanie zwykych czynnoci byo
bez nich takie nuce i pracochonne.
Usiadam na kanapie. Byam zmczona. Nie fizycznie, ale psychicznie.
To byo znacznie gorsze. Diabe zaj miejsce obok mnie. Nie przysun si
jednak, nie prbowa obejmowa. Szanowa moj prywatno i przestrze.
Chyba pierwszy raz, odkd go poznaam...
- Ja ci nie pamitaam - mruknam.
- Wiem. Dlatego caa ta sytuacja bya jeszcze bardziej przykra - wyzna.
Jego spojrzenie bdzio po caym moim ciele. Miaam wraenie, jakby
mnie dotykao, parzyo skr. Nic si nie zmieni.
- Czemu dae mi to jabko? - powtrzyam pytanie.
- Sdziem, e si ucieszysz, gdy przypomnisz sobie wszystko. Cae ycie
w Niszej Arkadii. To, co midzy nami zaszo...
- Midzy nami nic nie zaszo - warknam.
- Ale mogo - umiecha si wesoo, jego zote oczy zabyszczay. - I
nadal moe.
Czarowa mnie. Jak zwykle.
- Gdy odkryem sposb zwrcenia ci pamici, nie wahaem si nawet
przez chwil...
Wyglda, jakby oczekiwa pochway za te sowa. - I zapewne ten sposb
jest cakowicie legalny? - zakpiam. Beleth skrzywi si nieznacznie. Jednak
jego pene usta po chwili znowu rozcigny si w urzekajcym umiechu.
- Powiedzmy, e na pewno byby legalny, gdyby na tronie Pieka siedzia
na przykad Azazel - odpar wymijajco.
To diabe Azazel doprowadzi do mojej mierci i wybra mnie spord
dziesitki osb obdarzonych Iskr Bo w tym pokoleniu. Moja tajna moc, a
dokadniej mwic, spadek po przodkach, czyli Adamie i Ewie, zapewnia mi
pbosk si, ktra w poczeniu z piekieln daa do osobliw mieszank.
O t mieszank chodzio Azazelowi, ktry zamierza wykorzysta mnie
do obalenia Lucyfera. Z pocztku niewiadomie, a potem ju z ogromn
motywacj, gdy Szatan postanowi zabi Piotrka, pomogam w tym
podstpnemu diabu.
Niestety Niebo okazao si przychylne dla Lucka i nie zdegradowano go
ze stanowiska Szatana, wadcy Niszej Arkadii, przez co Azazel nie mg zaj
jego miejsca. A cwaniak tak na to liczy.
Beleth, w przeciwiestwie do Azazela, zamierza po prostu mnie
wykorzysta. Jemu nie zaleao na stanowisku, tylko na moim ciele. Niezwykle
pocieszajce...

- Czemu to zrobie? - westchnam zmczona. - Dlaczego nie pozwolie


mi by szczliw i y w moim maym wiecie?
- Maym wiecie penym kamstw twojego wybranka - sprecyzowa.
- Mnie si ten wiat podoba... A ty mi go zabrae.
- Niczego ci nie zabraem. Oddaem ci twoje wspomnienia i twoj
osobowo bogatsz o dowiadczenia, ktre przeya. Kochanie, powinna by
mi wdziczna. Dziki mnie jeste znowu sob.
Wszystkie wspomnienia z jakby poprzedniego ycia, a raczej
rzeczywistoci, odyy w mojej gowie. Przypomniaam sobie kota Behemota.
Przybd, ktry wybra mnie na swoj wacicielk. By tak samo demoniczny
jak reszta moich piekielnych towarzyszy.
Pogadziam poduszk lec obok mnie, na ktrej czsto si wylegiwa.
Zatskniam za nim, za jego gonym mruczeniem, mikk sierci. Zawsze mi
pomaga, pociesza. Zapragnam si do niego przytuli, podrapa go za
kremowym uchem.
- Wiki - gos Beletha przywoa mnie do rzeczywistoci. Spojrzaam na
niego wzrokiem penym skare. Naprawd podobao mi sie moje ycie w
niewiadomoci. Nawet jeli byo tylko uud.
- Chcesz wiedzie dlaczego daem ci jabko. Zrobiem to, bo chciaem
mie ciebie tylko dla siebie. Nic nie poradz na to, e jestem egoistycznym
dupkiem.
Jego spowied wcale nie rozczulia mnie tak jak tego najwyraniej
oczekiwa. Jedynie rozbawia. Umiechnam si pod nosem Cay Beleth szczery do blu. Swoimi bezporednimi uwagami zawsze potrafi mnie do siebie
przekona. By po prostu uroczy.
Przysun si bliej i pooy rami na oparciu kanapy. Jeszcze kilka
centymetrw i dotknby mnie. Wpatrywa si z arem w moje usta. Chcia mnie
pocaowa. Ja te tego chciaam.
Skarciam si w mylach. On zawsze kama. Nie mogam mu ufa.
Czarowa mnie. Usiowa omamie.
- A kto wymyli, eby da mi jabko? - zapytaam niewinnie.
Mina zrzeda mojemu przystojnemu diabu.
- No... Azazel - mrukn w kocu, zabierajc rami.
Wiedziaam. Po prostu wiedziaam!
- A czemu on wpad na taki pomys? - dryam dalej. Szczerze wtpiam
w jego dobre zamiary. Na pewno nie chcia po prostu pomc przyjacielowi,
ktry nie mg si pogodzi z faktem, e jaki ndzny miertelnik sprztn mu
sprzed nosa dziewczyn. O nie! Jemu na pewno chodzio o co wicej.
- Pamitasz, jak Azazelowi nie udao si obj stanowiska Szatana?
- No trudno, ebym nie pamitaa... - mruknam ponuro.
W kocu to z tego powodu wpadam w cae to piekielne bagno, a nawet
raz przez to umaram.
Beleth zamyli si na chwil, wac sowa.

- Azazel zrezygnowa ju z tego pomysu. Teraz chce zosta...


Archanioem.

Rozdzia 5
Nie wiedziaam, jak przyj t informacj. Zacz si szaleczo mia z
jego gupoty? A moe powinnam rozpaczliwie paka w przewiadczeniu, e
niedugo spotka mnie co zego?
O tym, e diabe Azazel by szalony, wiedziaam ju od dawna. Jego
niewykonalne plany zdobycia wadzy nad wiatem nie byy mi obce. Niemniej
nie zdawaam sobie sprawy z tego, e a w takim stopniu uleg psychozie.
Jeszcze chwila, a postanowi zosta Bogiem.
- Czy eby sta si Archanioem, nie trzeba przypadkiem by anioem...? prychnam.
Beleth wzruszy ramionami.
- Kady z nas jest anioem - stwierdzi. - I ja, i Azazel. Nawet Lucyfer. Po
prostu jestemy zdegradowani do innej rzeczywistoci. Zostalimy stworzeni
jako anioy, oddech Boga. Tego nie da si zmieni. Podobnie jest u was na
Ziemi. To, e kto trafi do wizienia, gdzie odsiaduje kar za swoje ze uczynki,
nie sprawia, e przesta by czowiekiem.
Teraz ja wzruszyam ramionami. Nie interesoway mnie jego filozoficzne
wynurzenia i malownicze porwnania.
- To do czego Azazel potrzebuje mnie tym razem? - westchnam. Nie
miaam ochoty gra ju w te gierki. Chciaam wiedzie, co si dzieje.
Poprzednio zostaam zamordowana i obdarzona moc tylko po to, eby
pomc mu obali Lucyfera piastujcego stanowisko Szatana. Co miaam zrobi
teraz? Zrzuci z tronu Gabriela?
Po plecach przebieg mi dreszcz niepokoju. Posaam Belethowi sposzone
spojrzenie. Moe rzeczywicie o to mu chodzio?
- Azazel na drodze sdowej usiuje teraz udowodni, e caa ta sprawa z
rewolucj Lucyfera to nieporozumienie - wyjani mi Beleth. - Chce im
wytumaczy, e potpiony i strcony z Niebios powinien by tylko Lucek, bo
my bylimy niewiadomi konsekwencji i caej sytuacji.
Oniemiaam. Azazel naprawd zamierza wrci do Arkadii...
- I co na to Archanio Gabriel? - zapytaam.
W Niebie wadz sprawowali archanioowie. Gabriela miaam ju okazj
pozna podczas zamieszania, w ktrym z Belethem o mao nie doprowadzilimy
do zagady ludzkoci.
Ale podkrelam, e zrobilimy to niechccy i przypadkowo. Kto by
podejrzewa, e Ksiyc pod wpywem bomby atomowej moe rozpa si na
kawaki i zacz wchodzi w atmosfer Ziemi, groc globaln katastrof,
majc unicestwi ycie na caej planecie?
No ja tego nie podejrzewaam...
A jeli chodzi o Gabriela, to szczerze wtpiam, e bdzie zadowolony z
widoku diabw w Niebie.

- Powiem ci, e jestem naprawd pod wraeniem zdolnoci Azazela Beleth umiechn si do siebie. - Zdoa udowodni Gabrielowi, e to cae
potpienie ju dawno ulego przedawnieniu i e nie ma wiadkw na to, e ja i
Azazel kiedykolwiek bralimy udzia w rewolucji Lucyfera.
- I co teraz? - zdziwiam si. - Ju jestecie anioami?
- Nie... - przetar zmczonym gestem oczy. - Teraz wadze blokuj nam
wejcie do Niebios. Cay czas szukaj rnych kruczkw, ktre Azazel
skutecznie obchodzi. Jednak ostatnio postawiono warunek, ktrego speni nie
moemy...
Jego gos robi si coraz cichszy. Siedzia zamylony, wpatrujc si w
przestrze. On ju nie znajdowa si na Ziemi. On szed podniebnym szlakiem
wrd innych aniow. Wrd swoich wspomnie.
Tskni za yciem anioa. Ju dawno temu to zauwayam. Beleth zawsze
udawa chojraka. Twierdzi, e woli by w Piekle, pi alkohol i korzysta ze
wszystkich moliwych sposobw autodestrukcji. Wielokrotnie mnie o tym
zapewnia. Nigdy mu nie uwierzyam.
Pod t mask bawidamka kry si skrzywdzony przez los facet.
Albo tylko na takiego pozowa, bo uwaa, e w ten sposb zdobdzie
moje serce i przychylno.
- Jaki warunek? - zapytaam, wracajc do rozmowy.
- Powiedzieli, e, o ironio, nie wpuszcz nas do Nieba bez skrzyde, ktre
wasnorcznie nam obcili przed tysicami lat...
Przypomniaam sobie dugie przypalone blizny na jego opatkach i
okolicznoci, w jakich je zobaczyam.
Zapytaam wtedy Beletha, jak to jest lata. Powiedzia, e nie da si tego z
niczym porwna, e jest niepowtarzalne, nie do opisania. Po chwili
zastanowienia doda, e uwaa tak do momentu, w ktrym mnie pozna. Potem
ju wiedzia, e latanie jest jak pierwsza mio, zakochanie.
- Azazel chce, eby stworzya nam skrzyda - powiedzia, patrzc mi
prosto w oczy.
W jego zotych tczwkach zobaczyam prob. On chcia lata. Chcia
mc znowu by anioem.
Poczuam si bezsilna. Jak mogabym przywrci im skrzyda?
- Masz ogromn moc po zjedzeniu jabka - Beleth wzi mnie za rk. - W
ten sposb poczya si sia piekielna z moc Iskry Boej, ktr posiadasz.
Potrafisz leczy rany zadane gorejcym mieczem, tak e nie zostaj po nich
adne lady. To niewyobraalne. Nikt nie ma takiej mocy. Nawet Szatan.
Pewnie nawet Gabriel i reszta archaniow nie s do tego zdolni.
Miaam za swoje. Wystarczyo raz si popisa. Raz! Tylko jeden raz! I
teraz znowu bd miaa kopoty, bo zachciao mi si usun mu blizn z
policzka. Dobre serce si we mnie odezwao, a oni od razu wymylili sobie, e
teraz stworz im skrzyda, skoro jestem taka wszechmogca.

- Beleth - sprbowaam wyrwa donie z jego ucisku, ale mi nie


pozwoli. - Nie wiem, czy dam rad.
- Sprbuj - poprosi i odsun si ode mnie. - Co ci szkodzi?
Znowu usiowali wcign mnie w jak intryg, ktra zapewne le si
dla mnie skoczy.
Nagle przysza mi do gowy straszna myl. Zjadam jabko. Jabko. Ktre
jedz po mierci tylko wybracy! Boe, czy ja nie yj? Zabili mnie?!
ZNOWU?!?!?!
Zote oczy Beletha zalniy ywo.
- Tylko prosz, nie myl teraz o mrwkach. Ja ci wszystko wytumacz.
Zaskoczona wyrwaam si z mantry zorzecze.
- Syszysz moje myli? - warknam.
- Otrzymaa moc przed chwil. Musi min pewien czas, zanim
zaczniesz ukrywa myli. Teraz jeszcze tego nie umiesz. Pamitasz? Tak samo
byo poprzednio. Po prostu z czasem nabierzesz peni mocy piekielnych.
Spokojnie. Zapewniam ci, e niedugo nic nie bd sysza, jeli nie bdziesz
chciaa mi czego przekaza.
Ju mniejsza o to, czy sysza, jak komentuj w mylach, e jest
seksowny. Teraz najbardziej interesowao mnie, czy jestem martwa.
- yjesz - powiedzia Beleth. - Spokojnie. Nie zabilimy ci. Po prostu
zjada jabko. Mona powiedzie, e jeste teraz kim na wyszym stopniu
wtajemniczenia. Dziki jabku obudzia si te w tobie moc Iskry Boej. To
dlatego poprosiem, eby nie mylaa o mrwkach...
W poprzedniej rzeczywistoci zabiam dwa diaby. Mogam to zrobi bez
trudu. Wystarczyo pomyle, e zamieniaj si w py. Byam do tego zdolna
dziki Iskrze. Istoty niemiertelne nie potrafiy tego robi - one musiay uywa
gorejcych mieczy.
Ja jednak na tak bezporednie morderstwo, jakim byo zamienienie ich w
py, nie potrafiam si zdoby, pomimo e owe dwa diaby zamierzay nas z
zimn krwi zabi w taki sposb, ebymy cierpieli jak najduej.
Wykorzystaam wtedy moc Iskry, spotgowan siami piekielnymi jabka,
i zmieniam ich ksztaty. Tego take nie potrafi zrobi aden normalny diabe
czy anio. Zamieniam wrogie diaby w dwie mrwki, ktre potem zdeptaam.
Wyrzuty sumienia, ktre znikny, gdy straciam pami, na nowo odyy
w mojej gowie. Byam morderczyni.
O nie! Czy to przypadkiem definitywnie nie pokrzyowao moich szans
na dostanie si po mierci do Arkadii?
Beleth pochyli si w moj stron i przytuli mnie do swojej szerokiej
piersi. Pachnia morsk bryz i orientalnym kadzidem. Silne minie rysoway
si pod koszul. Na szyi mia tajemniczy wisior zoony z wielu koralikw,
przypominajcy muzumaski raniec. Beleth by taki, jakiego go
zapamitaam. Seksowny pomie Boga.

- Musiaa to zrobi. Inaczej by nas pokonali. Byli silniejsi -pocaowa


mnie we wosy. - Zabiliby nas. Przestalibymy istnie.
Wbrew pozorom mier nie bya taka za. Oczywicie o ile trafio si do
Nieba lub Pieka, miejsc dobrej zabawy. W zasadzie to Nisza Arkadia bya
miejscem zabawy, a Niebo miejscem nudy - na to przynajmniej wygldao.
Gdy byo si zym, trafiao si gdzie indziej. W miejsce, do ktrego nie
miay wstpu nawet diaby. Beleth mwi mi, e takie dusze przestaway po
prostu istnie, ale ja w to nie wierzyam. W kocu nikt ich nie przebija
gorejcym mieczem. Nie byam pewna, czy dusz mona zniszczy innym
sposobem. W kocu czym ona jest? Czy mona unicestwi co niematerialnego?
Z kolei zabjstwo przy uyciu gorejcego miecza gwarantowao, e
skasowany delikwent nie trafi w adne miejsce wiecznego spoczynku. Tej
metody nie uywano jednak zbyt czsto. Raptem raz, dwa na kilka miliardw
lat. Wszystkie gorejce miecze, a w kadym razie te znajdujce si w Piekle,
byy szczelnie zamknite w podziemiach paacu Szatana. Nikt niepowoany nie
mia do nich dostpu.
To bya najwiksza i najstraszniejsza kara. Zniknicie na zawsze. Nie
wizienie, nie bl, ale to, e ju nic potem nie bdzie. Pustka, cisza, wieczny sen
bez snw.
Los, ktry spotyka najwikszych zwyrodnialcw, jacy kiedykolwiek
istnieli.
I ja to zrobiam, sprawiam, e kto przesta istnie.
Byam morderczyni.
W ramionach przystojnego diaba czuam si bezpieczna. Gadzi mnie po
plecach, prbujc uspokoi. Wiedziaam, e mnie czarowa, usiowa stworzy
iluzj majc zapewni, e najlepiej bdzie mi wanie z nim.
Porzucona i zdradzona miaam ogromn ochot ulec tej iluzji i wszystkim
pokusom, ktre niosa ze sob.
Odsunam si na tyle, by spojrze mu w oczy.
- Czy gdybym nie potrafia stworzy wam skrzyde, to i tak zwrciby mi
pami? - zapytaam.
- Moe zabrzmi to pusto i tandetnie, ale nie wiem. Chciaem, eby bya
szczliwa. A skoro znalaza szczcie u boku tego nieudacznika...
Jego mina wyraaa szczero i powag. W jednej chwili nabra
niebywaej szlachetnoci.
- Kamiesz - stwierdziam.
Powana maska spada z jego twarzy, a oczy zabysy wesoo.
- Oczywicie, e kami. Czego innego si po mnie spodziewaa? achn si i zanim si spostrzegam, pocaowa mnie szybko w usta. - Jeste
moja, pikna Wiktorio. Twoje oczy byszcz jak dwa ksiyce w peni, twoje
usta kusz czerwieni wini, twojego rozumu mogliby ci zazdroci mdrcy. Jak
mgbym odda taki skarb innemu? I to na dodatek takiemu niedojdzie jak ten
cay Piotr?

- Takie teksty byy modne w innym stuleciu - udaam oburzenie.


Beleth pochyli si nade mn. Delikatnie musn wargami moje wargi.
- Bd moja - szepn. - Albo bd wymyla kolejne komplementy.
Mia rozszerzone renice. Zote tczwki wyglday jak pynne zoto.
Czarne rzsy rzucay gbokie cienie na policzki. Otoczy mnie zapach
orientalnego kadzida i morza.
Chciaam zaton w tych oczach. Chciaam odda si uczuciom. Wraz z
pamici powrcio zainteresowanie diabem. Zawsze mnie pociga, chocia
broniam si przed tym uczuciem.
Znowu mnie pocaowa. Gwatowniej. Przesun palcami po mojej
brodzie, zmuszajc, bym rozchylia usta. Leniwie smakowalimy si nawzajem.
Przypomniaam sobie poranek. Odepchnam gwatownie Beletha.
Co ja robi?
Miaam wraenie, e zdradzam Piotrka. Irracjonalne, przecie nie mogam
go zdradza, skoro ju z nim nie byam. W oczach stany mi zy. Czuam si
taka skrzywdzona.
Przystojny mczyzna odsun si ode mnie, nadal jednak mnie
obejmowa. Tym razem ju przyjanie. Po prostu mnie pociesza.
Gaska mnie po ramieniu i czeka cierpliwie, a si uspokoj.
Dlaczego Piotru mnie zdradzi? Co ze mn byo nie tak? Czemu nie
byam dla niego do dobra? I co miaam zrobi z tym kipicym podaniem
diaba?
- Beleth, czemu mi to robisz?
- Wiktorio... - odezwa si w kocu. - Sama pomyl. Kogo wolisz?
Przystojnego, wszechmocnego diaba czy nieudolnego miertelnika?
Zgromiam go spojrzeniem.
- Hm, kogo wol? Z jednej strony mam diaba, ktry kamie i morduje, a z
drugiej miertelnika, ktry kamie i zdradza. Nie wiem. To naprawd ciki
wybr. Obaj macie tyle pozytywnych cech...
Beleth gono si zamia.
- Ciesz si, e poczucie humoru ci wraca - odpar. - To dobry znak.
Wsta i poda mi do.
- To jak? Idziemy do Pieka? Starzy przyjaciele czekaj, e ich
odwiedzisz...

Rozdzia 6
Los Diablos - stolica Niszej Arkadii. Kulturalny orodek caego Pieka,
skupiajcy najsynniejszych artystw i wykonawcw. To jedyne takie miejsce w
caych zawiatach. Nigdzie indziej nie spotkasz na ulicy Cezara, Marilyn
Monroe czy Michaela Jacksona (i to w tym samym momencie!). Zaoone
przeszo osiem tysicy lat temu miao nawet swj ziemski odpowiednik - Los
Angeles.
W samym centrum tej niesamowitej metropolii znajduje si rezydencja
Lucyfera, piastujcego stanowisko Szatana - wadcy Podziemi. Wzorowana na
paacu w Wersalu, tak naprawd jest istnym majstersztykiem architektw,
ktrzy trafili do Pieka. Z pozoru pastelowa i wesoa, na kadym balkonie i
gzymsie ukrywa powykrcane pyski gargulcw. Podobno raz na tysic lat, na
wielkim przyjciu milenijnym, z ich gardzieli wypywa najdroszy ziemski
szampan.
Te formuk, a take wiele innych, miaam wyuczon na pami, tak, bym
obudzona w nocy moga wypowiedzie j bez zajknicia.
W mojej pracy diablicy, ktra polegaa na przekonywaniu zmarych, e
pragn trafi do Pieka jako miejsca wiecznego odpoczynku, podana bya
wiedza encyklopedyczna. Przewodnik po Los Diablos wykuam na pami.
Teraz stanam obok Beletha naprzeciwko gadkiej ciany. Miaam okazj
znowu tam trafi. Tym razem ju nie jako obywatelka Niszej Arkadii (potoczne
pojcie potpiona byo wielce niepolityczne) ani jako diablica, ale jako
czowiek.
ywy czowiek z diabelsk moc.
Lucek ucieszy si na mj widok...
- Nie mam klucza - powiedziaam do Beletha. Odwrci si zaskoczony.
- Jak to nie masz? Przecie zostawiem ci go po cofniciu w czasie.
To Beleth na rozkaz Archanioa Gabriela (jak si okazuje to Niebo tak
naprawd rzdzi w Piekle) cofn mnie w czasie do momentu poprzedzajcego
morderstwo. Dziki temu zmieni bieg historii, przez co nigdy nie zginam. I
nie dopuciam do zagady ludzkoci...
Pomylaam o maym srebrnym kluczu, grawerowanym w re. O
oliwkowej skrze, na ktrej widziaam go po raz ostatni. Na piersi Piotrka...
- Tak - odpowiedziaam diabu. - Ale teraz jest... jakby to powiedzie...
niedostpny.
- Jak to?
- Piotrek go ma, a ja nie mam ochoty si z nim spotyka.
Beleth pokiwa gow ze zrozumieniem. Wyj z kieszeni swj klucz. Ju
mia go wsun w cian, ale go zatrzymaam.
- Mog zrobi sobie kopi? - zapytaam.
Zgodzi si bez oporw. W kocu miaam w tym dowiadczenie.

Wziam klucz w dwa palce. By duszy od mojego. Oplata go srebrny


w, symbol pokusy. Idealnie pasowa do przystojnego Beletha. Zamknam
klucz w doni i pomylaam intensywnie o jego fakturze, ciarze, barwie i
przeznaczeniu.
Poczenie mocy diabelskiej z Iskr dao jeszcze jedn do ciekaw
moliwo. Potrafiam kopiowa klucze diaba.
Tego take nie umia aden diabe ani anio. Tak po gbszym namyle, to
oni wszyscy byli znacznie sabsi ode mnie. Gdybym bya wystarczajco silna
psychicznie, to moe zdoaabym ich przekona, eby dali mi wity spokj, bo
inaczej bdzie le.
Tylko e ja nie byam silna psychicznie. Jak stwierdzia Kleopatra,
podobno miaam momentami si przebicia niewolnicy.
Otworzyam do. Leay na niej bliniacze klucze. Podaam Belethowi
orygina. Pochyli gow, puszczajc mnie przodem.
- Pomyl o swoim domu w Los Diablos - powiedzia. Poczuam w
brzuchu niemiy ucisk. A jak nie zadziaa? Jak mi si nie uda?
Wsunam klucz w cian. Wszed w ni z lekkim oporem jak w lekko
zamroone maso albo rozrabiane wanie ciasto drodowe. Magia.
Przekrciam go. Przede mn pojawiy si biae dwuskrzydowe drzwi.
Wpasowane w nie rnokolorowe szybki byszczay w socu. Przez szko
dostrzegam po drugiej stronie jakie zamazane ksztaty.
Udao si!
Wyjam klucz i schowaam go do kieszeni. Nacisnam klamk i
otworzyam drzwi. Po drugiej stronie zobaczyam brukowan drk
prowadzc do mojej piekielnej posiadoci. Palmy i drzewka owocowe
szumiay cicho. Na policzkach poczuam morsk bryz.
Byam w domu.
- Nikt tu nie zamieszka? - zapytaam Beletha, gdy minlimy prg.
- Osobicie dopilnowaem, eby nikt nie zaj posiadoci pod twoj
nieobecno - umiechn si, wypinajc dumnie pier.
- Dzikuj.
Wzruszyam si. Naprawd poczuam si, jakbym wracaa do domu. Do
miejsca, gdzie mogam zamkn si w czterech cianach i udawa, e jestem na
wczasach w Grecji, gdzie znikay wszystkie smutki i rozterki.
Za to pojawiay si cakiem nowe problemy.
Za naszymi plecami usyszaam tupot czyich stp. Odskoczyam w bok
przestraszona, e to moe sudzy Lucyfera szaruj z gorejcymi mieczami.
Ubrana w przezroczyst sukni Kleopatra wymina mnie i zamachaa
rkami, napotykajc pustk w miejscu, w ktrym przed chwil staam. W
ostatniej chwili, zanim upada, zapa j Azazel. Biedaczce a przekrzywia si
korona z kobr krlewsk na czole.
Jak zauwayam z niesmakiem, podstpny diabe wykorzysta nawet t
krtk chwil, by obmaca biust krlowej.

Kto stojcy za mn zamia si szyderczo skrzeczcym gosem.


Odwrciam si zaskoczona. Miaam przed sob mier. W pierwszym odruchu
zapragnam j wyciska, jednak na szczcie si powstrzymaam. Nie byam
pewna, czy wolno mi byo jej dotyka.
Poza tym chyba nie chciaam pozna jej... konsystencji.
mier podpieraa si solidnym, lekko zakrwawionym toporem, prawie
dorwnujcym jej wzrostem. Niespena ptorametrowej wysokoci, odziana w
swj brzowy habit, zasaniajcy ciao, ktrego i tak nie miaa, chichotaa teraz
bezgonie.
- Witaj miertelniczko - zwrcia si do mnie. - Powrt na stare mieci,
co?
- Tak - umiechnam si. - Na to wyglda.
Pokiwaa gow.
- Lubi ci - stwierdzia.
Wszyscy odwrcili si zaskoczeni w jej stron. Nie od razu zrozumiaam,
co takiego dziwnego powiedziaa. Dopiero po chwili pojam, e mier po
prostu nigdy nie okazaa publicznie uczu.
Nie byam pewna, czy to dobrze, e mier mnie lubi. Chocia moe
mogo mi to zagwarantowa dusze ycie? Albo wrcz przeciwnie.
- Ja ciebie te - odpowiedziaam niemiao.
- Taaaak - mrukna i pogrozia mi rkawem habitu. - Lubi ci, wic
masz na siebie uwaa i nie wpada w adne kopoty.
Kleopatra, piastujca stanowisko diablicy, odchrzkna gono i podesza
do mnie. Najwyraniej uznaa, e mier nie moe przywaszczy sobie caych
powita. Krlowa nie moga przecie by od niej gorsza.
Obja mnie mocno.
- Stskniam si za tob, Wiktorio - zaszczebiotaa mi do ucha. - Nawet
nie wiesz, jak mi ciebie brakowao. Nie mia kto mi doradza, jakie pira
przyczepi do sukni! - W tym momencie mier rozkaszlaa si, usiujc ukry
miech.
- Wiesz, odwiedziam ci raz na Ziemi - kontynuowaa Kleopatra. Chodzia po centrum handlowym. Miaam si przywita, ale zauwayam
urocze pantofle na wystawie sklepowej, a potem gdzie mi znika. No, ale
najwaniejsze, e mam te buty. Poka ci potem.
Niezgrabnie poklepaam j po opatce.
- Taaaak... brakowao mi ci, Kleo - zamiaam si serdecznie.
Azazel umiecha si do mnie drapienie. Czarne wosy zaplt w krtki
warkocz na karku. Kilka pasm opadao mu na oczy. Jak zwykle cay by ubrany
na czarno. Jedyny kolorowy akcent stanowiy dwa bkitne pirka na rzemyku u
jego szyi.
- Witaj, Wiktorio - powiedzia.
- Azazelu - skinam gow.

Jeli na tym wiecie by kto, komu nie naleao ufa pod adnym
pozorem, to wanie tak osob by Azazel. Gdyby mia matk i mg j
sprzeda za skrzyda, to pewnie by to zrobi...
Dziwio mnie, e spotyka si z Kleopatr. Tych dwoje w ogle do siebie
nie pasowao. Co prawda, Kleo miaa na sumieniu gromadk zamordowanych,
w tym sporo czonkw wasnej rodziny... Och, poza tym, jak mogabym
zapomnie. Azazel uparcie twierdzi, e czyy go z krlow Egiptu dzikie
dze.
- Musimy si spotka i obgada to, co zaszo midzy tob a Piotrem powiedziaa Kleopatra. - Jak chcesz, moemy go wykastrowa!
- Przemyl to - odparam wymijajco.
- Czy Beleth wszystko ci ju wytumaczy? - wtrci si niecierpliwie
Azazel.
- Wiktoria musi to przemyle - Beleth opiekuczym gestem obj mnie
za ramiona. - Na razie chciaaby odpocz. Wybaczcie.
Wszyscy zaczli odchodzi. mier pomachaa do mnie wesoo rkawem
habitu i wyczarowaa czarn dziur, ktr poruszaa si po wymiarach.
- W domu kto na ciebie czeka - zawoaa jeszcze Kleopatra.
Chwil pniej oboje z Azazelem znikli w zrobionym przez niego
przejciu.
Beleth poprowadzi mnie do domu. Otworzyam drzwi. Nic w rodku si
nie zmienio. Na cianach wisiay rodzinne fotografie, ktre kiedy zrobiam.
Ksiki, w tym Regulamin Pieka tom szsty, leay tam, gdzie je zostawiam
przed opuszczeniem Niszej Arkadii. Nawet kubek z zaschnit ju herbat sta
niedbale porzucony na blacie niskiego stolika.
Usiadam na szezlongu. Obok mnie, na mikkich poduszkach,
haftowanych w orientalne wzory, rozpar si Beleth.
Niespodziewanie na moje kolana wskoczy czekoladowy ksztat. Zacz
gono mrucze.
- Behemot! - ucieszyam si i zaczam tarmosi go za uszami. - Ale
urose.
Z maego czekoladowego kociaka z jednym rudym uchem zamieni si w
ogromnego kocura o dugich pazurach. Nie by chudy, ale te nie gruby. Miaam
wraenie, e skada si z samych mini.
- To pogromca okolicznych ptakw - powiedzia Beleth. Rzeczywicie.
Nie syszaam piewu ptakw w ogrodzie. Czyli opieka Kleopatry nad kotem
polegaa gwnie na wypuszczaniu go na dwr?
- Mj may myliwy - wtuliam twarz w jego mikkie futro. - Tskniam
za tob.
Zamrucza jeszcze goniej. Cae jego ciepe ciako zadrao od tego
gbokiego dwiku.
Beleth przysun si bliej i opar rami na szezlongu za moimi plecami.
- To co teraz robimy? - zapyta, wpatrujc si w moje usta.

- Ja tu zostaj, eby cierpie w samotnoci, a ty wanie wychodzisz odparam.


Mina mu zrzeda.
- Jeste pewna? Miaem nadziej na jakie... powiedzmy... gry
zespoowe...
- Chc by sama... - mruknam. - Musz pomyle.
- Dobrze - powiedzia pogodnym gosem, najwyraniej - o dziwo spodziewajc si takiej odpowiedzi.
Pocaowa mnie krtko w policzek i potarmosi kota za uchem. Otworzy
szeroko drzwi wejciowe. Zobaczyam za nimi jego krwistoczerwone
lamborghini diablo, bezczelnie stojce jednym koem na rabatce z kwiatami.
- Gdyby mnie potrzebowaa, zawoaj. Jestem do twoich usug. Do
wszystkiego, czego sobie tylko zamarzysz - zamkn za sob drzwi.
Kompletnie zaskoczona spojrzaam na kota.
- On naprawd wyszed? - zapytaam zdziwiona. Kot pokiwa ebkiem.
- Wci mnie zadziwia... - mruknam, bezmylnie drapic kocura.
Kot wczepi si pazurami w moje ubranie. Zupenie jakby ju nigdy
wicej nie chcia mnie puci.
- Przynajmniej ty mnie naprawd kochasz - wyszeptaam mu w mokre od
moich ez futro.
Behemot cierpliwie znosi mj pacz. Usiowa zlizywa mi z policzka
zy, ale nie mg za nimi nady.
- Piotru mnie zostawi - szepnam. - Nie, to raczej ja go zostawiam. O
Boe... to ja z nim zerwaam. Ja!
Byam teraz sama.
Behemot miaukn gono, wpatrujc si w co za moimi plecami, i
zeskoczy z moich kolan. Odwrciam si w tamt stron. Na biaej cianie
zacz pojawia si kontur drzwi. Prostych, niezbyt wysokich, z winiowego
drewna.
Kontur drzwi stworzonych moim kluczem.
Kady klucz by dostosowany do waciciela. Nie byo dwch takich
samych, poniewa nikt poza mn nie umia ich kopiowa. Z tego te powodu
nikt nie mg mie takich drzwi jak ja.
Mogam by wic pewna, kto chce mnie odwiedzi.
Po chwili rozlego si pukanie. Tajemniczy go zapuka trzy razy.
Niezgodnie z piekieln etykiet. Tutaj naleao puka sze razy, jak kazaa
tradycja. Gdybym nie poznaa drzwi, to wanie po tym mogabym si
dowiedzie, kto za nimi stoi.
Nie wchodzi. Cierpliwie czeka, a otworz. Podeszam do ciany.
Wycignam rk do klamki. Zawahaam si.
Postanowiam by silna. W kocu kiedy bd musiaa spojrze mu w
oczy.
Otworzyam drzwi.

Przede mn sta Piotrek. We wosach mia jeszcze odrobin ceglanego


pyu. Za jego plecami ujrzaam wntrze jego pokoju. Jak zauwayam, naprawi
drzwi i cian, ktr rozwaliam w ataku furii. Ciekawe, jak zdoa wyjani
Makowi tak szybki remont?
On za to zobaczy lady ez na moich policzkach. Zapomniaam obetrze
twarz.
- Uye mocy? - zapytaam, patrzc na nietknit framug, u
Odwrci si, take na ni spogldajc. By wyranie zakopotany. Tak...- mrukn. Znw na mnie spojrza.
- Porozmawiajmy - poprosi, robic krok w moj stron. - Chc... ja
musz ci przeprosi. Nie skrelaj mnie - poprosi.
- To chyba nie ja ciebie skreliam - odparam.
W milczeniu wpatrywalimy si sobie prosto w oczy. Tskniam za nim.
Tskniam a za bardzo. Nie mogam jednak wybaczy mu zdrady. Nie
chciaam, eby sta teraz obok mnie. Nie chciaam widzie jego twarzy. To
bolao. Bolao bardzo mocno.
- Nie chc z tob rozmawia - powiedziaam. - To zbyt wczenie.
- Rozumiem - pokiwa smutno gow. - Wiki, co ja teraz mam zrobi?
- To nie mj problem.
Zamknam drzwi. Nie trzasnam nimi, tak jak pocztkowo miaam
ochot. Po prostuje zamknam. Nie zatrzyma mnie. Zoty kontur byszcza
jeszcze chwil.
Oparam policzek na chodnej cianie. Pooyam do w miejscu, gdzie
jeszcze przed chwil bya klamka.
Nie mogam tego widzie, ale on po drugiej stronie, na Ziemi, zrobi to
samo. Opar czoo o cian i westchn ciko.
- Jak ja mogem to tak spieprzy? - mrukn do siebie i przesun palcami
po chropowatej cianie.
Teraz dzielio nas co wicej ni tylko granica wymiarw.
Znowu zaczam paka.
Powoli osunam si na ziemi.

Rozdzia 7
Leaam w burgundowej satynowej pocieli. Nie miaam ani siy, ani
ochoty, by wsta. Szczerze mwic, nawet nie widziaam sensu we wstawaniu
nie tylko dzisiaj, ale te kiedykolwiek.
Obok mnie leniwie przeciga si Behemot. Widziaam, jak niby
mimochodem zerka na mnie zotymi oczami. May bandyta mia ochot
zanurzy pazury w poduszce, ale hamowa si, dopki na niego patrzyam.
Wycignam do. Stworzyam sobie w niej kubek z gorc czekolad.
- Wiesz co, kocie? - mruknam. - Wolaam by zwyk miertelniczk,
ktra do koca nie wierzya w ycie pozagrobowe. Przynajmniej zmusiabym
si do wstania z ka... a tak, to nawet nie musz...
Przez chwil podziwiaam w jednym z kilkunastu luster siano, ktre
miaam zamiast wosw. To Beleth urzdza mj dom. Uwaa widocznie, e to
wietny pomys, eby caa sypialnia bya w lustrach. Pewnie mia nadziej na
jakie dzikie orgie.
Kot, jak to tylko koty potrafi, kompletnie mnie ignorowa.
- Mam ochot obejrze jaki film. Najlepiej taki, w ktrym wszyscy
umieraj - kontynuowaam przemow.
Na jedynej cianie niezajtej przez lustrzane tafle pojawiy si ogromne,
ostentacyjnie zote wrota rzebione w hieroglify. Bez trudu mogam pozna, do
kogo naleay.
Oczywicie bez pukania do pokoju wpada Kleopatra. Pprzezroczysta
suknia zakoczona dugim trenem z pirami zamiota podog. Piknie
plisowany materia ukada si w wachlarz na jej biodrach. Zota korona z kobr
krlewsk na czole zabysa w socu, gdy Kleo jednym ruchem rki odsonia
zasony. Grubo obwiedzione czarn kresk oczy spojrzay na mnie z
potpieniem.
- Co ty robisz? - zapytaa.
- Rozmawiam ze swoim kotem. wietnie nam si gada - odparam i
spostrzegam, e Behemot gdzie znikn.
Kleopatra posaa mi kolejne spojrzenie ze swojej caej gamy
dezaprobujcych min i usiada na moim ku.
- Musisz si wzi w gar - powiedziaa. - A teraz mw, jak to byo, e
si rozstalicie. Ze wszystkimi szczegami.
Co miaam do stracenia? Opowiedziaam, jak prawie ich nakryam i jak
po zjedzeniu jabka dotaro do mnie, e on by moe mnie zdradzi, a on wcale
temu nie zaprzeczy. Smutne...
- Czyli czekaj, to ty go zostawia? - upewnia si.
- No...
- I bardzo dobrze - umiechna si zadowolona.
- Sucham? - a si podniosam na okciu.

- To kobieta powinna pierwsza zostawia mczyzn. A nie oni j. - Nagle


Kleopatra jakby przygasa.
- Co si stao? - zapytaam.
Spojrzaa na mnie ze smutkiem w oczach. Zobaczyam w nich zy. Jednak
adna kropla nie potoczya si po jej policzku. Krlowa nie moga sobie
pozwoli na popsucie makijau.
- Azazel mnie zostawi.
- Co takiego? - nie wierzyam w to, co sysz.
Azazel nie mgby jej zostawi. Przecie robi wszystko, by Kleopatra
bya tylko jego. cznie z pobiciem Cezara, wskutek czego doszo do do
sporej awantury na balu u Szatana. e ju nie wspomn o tym, jak wepchn
Napoleona do wazy za to, e ten mia przystawia si do jego kochanki. To
niemoliwe, eby diabe tak szybko si ni znudzi.
- Stworzysz im skrzyda, a oni odejd do Nieba. Azazel mnie zostawi wyjania.
Usiadam obok niej i objam j ramieniem. Nagle z rozpaczajcej staam
si pocieszycielk. Tak naprawd tylko po to Kleopatra tu przysza. Nie miaam
co do tego najmniejszych wtpliwoci. Nie bya typem samarytanki, ktra
wyciga do do smutnej przyjaciki.
- On ci nie zostawi. Na pewno co tam wykombinuje, kogo przekupi i
cignie ci do Arkadii. Przecie mu na tobie zaley.
Mwiam tak, ale wiedziaam te, e Azazel kocha wycznie siebie.
Moe tak naprawd nie zaleao mu na Kleopatrze? Bd, jeszcze gorzej,
zaleao mu na niej tylko tak dugo, jak mg korzysta z ich wzajemnej
bliskoci, a teraz j zostawi, bo na horyzoncie pojawio si co lepszego.
Co lepszego, czyli niebiaskie obywatelstwo.
- Zostawi mnie - westchna do siebie Kleopatra, patrzc pustym
wzrokiem w przestrze. - Jak Cezar. Te mnie zostawi.
- Ale on ci chyba zostawi, bo umar... - wtrciam. Zamylia si,
marszczc swj zgrabny nosek.
- A rzeczywicie. W sumie to ja go zostawiam, bo zwizaam si potem z
Markiem Antoniuszem - od razu poweselaa, gdy uwiadomia sobie, e to ona
tak naprawd dominowaa w tym zwizku. - Jego te rzuciam. Mczy mnie. Ile
mona by z jednym mczyzn? Po pierwszym tysicleciu ju si czowiekowi
zaczyna nudzi...
Hm... mj najduszy i jedyny zwizek trwa cztery miesice. Nie miaam
a takiego dowiadczenia. Niezgrabnie poklepaam j po ramieniu.
- Zobaczysz. Wszystko bdzie dobrze. Azazel cignie ci do Nieba.
- Nie zrobi tego. Nie mam szans, by przekroczy zot bram Arkadii zaoponowaa, dumnie unoszc brod.
- Kleo, przecie wszystko da si zaatwi. Sama mi to mwia. To
niewane, ile kto popeni za ycia grzechw, wane jest, kto licytowa twoj
dusz. Moe uda si jeszcze raz przeprowadzi targ o ciebie.

- Ponowny targ o moje Ba1? - zakpia. - To nic nie da.


- Przecie mwimy o Azazelu - zaprotestowaam. - On mao co nie
rozpta wojny na Ziemi i nie strci Lucyfera z tronu. Na pewno da rad
wkrci ci do Nieba.
- Ty nic nie rozumiesz - mrukna. - Gdy targowano si o moj dusz, nie
brano pod uwag Nieba i Pieka. Chciano wysa mnie do Tartaru... Na
szczcie diabe by zdolnym nacigaczem i zdoa mnie ocali. Duy wpyw
miaa przy tym moja uroda owiana legend jeszcze za mojego ycia. Mam
szczcie, e jestem najpikniejsza i trafiam do Niszej Arkadii.
Patrzyam na ni zdumiona. O czym ona mwia?
- Jaki Tartar? Co to jest? - zapytaam.
- Na pewno o tym syszaa. Musiaa sysze. Kleopatra przygryza
warg. To nie by dla niej wygodny temat.
- Obie wiemy, e zamordowaam wiele osb - westchna. - Ale to nic
takiego. I tak miaam szans trafi do Nieba. Tylko e ja adnej z tych mierci
nie auj. Nigdy nie aowaam i nigdy nie poauj. Naleao si ajdakom.
Zwaszcza mojemu bratu, za ktrego musiaam wyj. Kiedy nie aujesz, nawet
odrobin, nie moesz i do Nieba.
Przerwaa na chwil. Potrzebowaa tej rozmowy. Chciaa si z kim
podzieli swoimi wtpliwociami.
- Zostaway mi wic dwie moliwoci: Pieko lub Tartar. Do Tartaru
trafiaj najczarniejsze dusze. Mordercy, gwaciciele, szalecy. Nikt nie wie, jak
tam jest. Nawet anioy i diaby nie maj tam wstpu, rozumiesz? Co to musi by
za wiat, skoro nie wolno im tam wchodzi?
- Beleth zawsze mi mwi, e takie dusze przestaj istnie. Nie wymawia
przy mnie nazwy tego miejsca - wtrciam.
Machna pogardliwie rk.
- Jak zwykle bzdury ci mwi. Nie mog tak po prostu niszczy dusz. Ich
si nie da zniszczy bez gorejcego miecza. Wszystkie trafiaj na to wysypisko,
jakim jest Tartar.
Tartar. Ciekawe, jak tam jest? Nikt tam nie ma wstpu... to co najmniej
interesujce. Przed oczami stano mi wntrze jaskini rodem z greckiej
mitologii. To dopiero sceneria jak z horroru.
- Musz si zastanowi, co zrobi - stwierdzia Kleopatra. - Powinnam
dobrze to rozegra.
- Co rozegra? - zapytaam wyrwana z rozmyla.
- Jak zaatwi spraw z Azazelem - wyjania tonem, jakim mwi si do
dziecka. I to do gupiego dziecka. - Nie mog sobie pozwoli na ujm na
honorze.
1

Ba - wedug wierze staroytnych Egipcjan pierwiastek duchowy. W


poczeniu m.in. z Ka (odbiciem ludzkiego ciaa, jego energi witaln) tworzy
dusz (przyp. aut.).

- Trzymam kciuki - mruknam.


Nie miaam ochoty bra w tym udziau. Najgorsze, co moe si przytrafi,
to zosta wpltanym w czyje miosne rozgrywki.
- A w ogle to musz ci kogo przedstawi - powiedziaa krlowa. Pewnie j polubisz. Tak jak ty nie ma krlewskiego pochodzenia, ale obyo si
bez tego, to...
Nagle gono zaterkota dzwonek do drzwi. Obie z Kleopatr
podskoczyymy. Wsuchaam si w dzwonek. Kto nacisn go sze razy.
- Kto to moe by? - zdziwiam si.
Nie spodziewaam si adnych goci, a Beleth pewnie dostaby si do
mojego domu tak jak Kleopatra - czyli prosto do sypialni.
Narzuciam na ramiona szlafrok i zbiegam po schodach. Tu za mn
dreptaa w zotych sandakach wysadzanych szlachetnymi kamieniami
zaciekawiona krlowa.
Otworzyam drzwi i zamaram. Przede mn sta mj dawny znajomy
Belfegor. Jedyny diabe bdcy... transwestyt. Podobno dawno temu, kiedy
jeszcze Pieko nie zatrudniao diablic, przebiera si za kobiet, eby skuteczniej
kusi mczyzn.
No i tak biedaczkowi zostao...
Za to teraz mia wietn prac, ktr uwielbia. By sekretark Szatana.
Doskonale spenia si w tej roli. Poza tym robi wspania herbat!
Bardzo go lubiam. Troch mnie ubodo, e wczoraj nie przyszed si ze
mn przywita. Moe nie mg wyj z pracy? Albo po prostu nie chcia spotka
Azazela? Wydaje mi si, e niestety Belfegor by nim zauroczony. Azazel nie
podziela tych ciepych uczu, ale z radoci skorzysta z jego pomocy, gdy
musielimy ucieka z Pieka.
- Witaj, Wiktorio - Belfegor umiechn si do mnie smutno.
Sukienka z falbanami, ktr mia na sobie, pasowaa do niego. Jednak ten
ponury umiech ju nie. Co byo nie tak.
Nagle dostrzegam za jego plecami trzy postacie. Trzy demony. Te
potworki take byy sugami Szatana. Zatrudnia je w Urzdzie czuwajcym nad
porzdkiem w Piekle, a take w swojej rezydencji.
Byy do pokraczne. Miay dugie rogi wyrastajce z czoa, czerwon
skr i tczwki oraz powan wad zgryzu... Potrafiy oblini kady
dokument. To dlatego tak nie lubiam odwiedza piekielnego Urzdu. Pewnie
take z tego powodu Lucyfer zatrudni jako swoj sekretark porzdnego i
poukadanego Belfegora, ktry nie zanieczyszcza swojego miejsca pracy.
- Wiktorio - diabe poda mi zwinity pergamin. - Szatan chce ci widzie.
Demony odprowadz ci natychmiast do jego gabinetu.
A nie mwiam, e Lucek ucieszy si, jak si dowie, e wrciam...?

Rozdzia 8
Belfegor razem w demonami prowadzi mnie labiryntem biaych
korytarzy przez podziemia rezydencji Szatana. Mijalimy dziesitki biaych,
bezosobowych drzwi oznaczonych szstkami i czwrkami - dwiema ulubionymi
cyframi wszystkich mieszkacw Niszej Arkadii.
Ich zamiowanie do szstek graniczyo wrcz z obsesj. Bardzo wyranie
byo to wida zwaszcza przy pokojach, ktrych numer zajmowa dwa rzdy
cyfr.
W kocu doszlimy do drzwi 6666. Byo to wejcie do sekretariatu
Szatana.
- Moecie odej. Dam sobie rad z zatrzyman - Belfegor spawi
demony.
Te wzruszyy ramionami i szybko znikny w niekoczcych si
korytarzach. Nie miay nic przeciwko wczeniejszej przerwie.
- Zatrzyman? - zapytaam. - Nie wiedziaam, e zostaam zatrzymana.
- Teoretycznie nie zostaa... Dostaa tylko zaproszenie od Lucyfera na
herbat - diabe otworzy przede mn drzwi. - Jednak gdyby nie zgodzia si go
odwiedzi... to kaza nam ci zatrzyma i zacign si.
Mio.
- Szykuje si urocza pogawdka - mruknam.
- Nie martw si, na pewno wszystko bdzie dobrze. Gdyby co si dziao,
gdyby Szatan... - zawiesi gos i spojrza z napiciem na drzwi windy
prowadzcej do jego gabinetu. - Zawoaj mnie. Pomog ci.
Nie rozumiaam, co Belfegor robi w Piekle. Nie przypomina
buczucznego diaba, ktry stanby za Lucyferem podczas rewolucji. Nie by
typem wojownika. Mia, co byo do nietypowe w tych zawiatach, dobre
serce.
- Jak trafie do Niszej Arkadii? - zapytaam. - Nie pasujesz tu.
- Nie pasuj?
- Jeste zbyt miy - wyjaniam. Umiechn si smutno.
- Czasami, Wiktorio, nawet anioy popeniaj bdy.
Kiwnam gow w odpowiedzi.
- Poza tym z mioci robi si niekiedy dziwne rzeczy - westchn. - Id
ju. Lepiej, eby na ciebie nie czeka.
Zostawiam Belfegora za jego biurkiem zarzuconym dokumentami i
skierowaam si do windy. Weszam do klaustrofobicznie ciasnej metalowej
kabiny.
- Pitro... - krzykn za mn diabe.
- Szste! - przerwaam mu. - Wiem.
Zachichota tylko. Ju raz wamywaam si do gabinetu Szatana. Poza
tym nie byo to specjalnie trudne do zgadnicia.

Z ulg wyszam z windy. Nie lubiam jedzi tymi urzdzeniami.


Zwaszcza sama.
W komnacie nie byo nikogo. Zatrzymaam si zaskoczona. A gdzie
Lucyfer? Czybym to teraz ja miaa czeka na niego?
Odwrciam si do windy, ale drzwi ju si zamkny, a kabina zjechaa
w d. Drewniane wrota, prowadzce najprawdopodobniej do klatki schodowej
poczonej z rezydencj, ani drgny, gdy nacisnam klamk. Musiaam tu
zosta.
W takim razie mogam si troch rozejrze. Szatan mia mae prywatne
muzeum. Pod wszystkimi cianami oboonymi ciemnymi drewnianymi
panelami stay owietlone gabloty, kryjce w swoim wntrzu prawdziwe skarby.
Szerokim ukiem ominam olbrzymi zakrwawiony krzy. Nawet nie
chciaam przeczyta tabliczki, na ktrej kto skrupulatnie opisa jego
pochodzenie.
Wanie podziwiaam czarno-bia fotografi, na ktrej ubrany w do
niemodne ju ciuchy Lucyfer sta w Watykanie na placu w. Piotra tu pod
bazylik. Na twarzy mia szeroki umiech, wosy rozwiewa mu wiatr. Na
zdjciu ciska sobie rk z...
Nie. A potrzsnam gow. To niemoliwe. Przecie aden... No
przecie by nie mg. Szatanowi? Ucisn rk Szatanowi?
No, ale w Kociele katolickim chyba tylko jednej osobie wolno ubiera
si wycznie na biao...
Zanim zdyam przeczyta podpis pod zdjciem i dowiedzie si, z kim
w tak zayych stosunkach by Lucyfer, drewniane drzwi, do tej pory szczelnie
zamknite, otworzyy si z impetem.
A podskoczyam przestraszona.
- Aha! - zawoa Lucyfer. - Myszkujemy sobie, tak? Podniosam obie rce
do gry.
- Przysigam, e nie dotykaam komputera - powiedziaam. - Zreszt i tak
ju wiem, jak masz tam tapet...
Jasnowosy Szatan poczerwienia. Na pulpicie swojego komputera mia
do tandetny fotomonta, na ktrym doklei do zdjcia Angeliny Jolie swoj
rozanielon twarz. Nie ebym robia mu wyrzuty. Kady ma prawo do swoich...
fascynacji. Poza tym Angie jest naprawd pikn kobiet. Ma prawo podoba
si take Lucyferowi.
- Usid. Prosz - powiedzia oschle i zaj miejsce po drugiej stronie
biurka.
Jego policzki znowu byy blade. Posa mi zmczone spojrzenie. By
wyczerpany i znuony. Praca Szatana, z ktrej nie mia zamiaru zrezygnowa,
najwyraniej wymagaa od niego wiele wysiku. Po co wic tak rozpaczliwie
trzyma si stoka? Azazel z rozkosz zamieniby si z nim miejscami.
Oczywicie Lucyfer nie by cay czas zmczony. Bywa te wcieky.
Przewanie na Azazela lub niestety na mnie.

- A wic znw jeste w Piekle - westchn, splatajc donie.


- Trudno to ukry - mruknam.
Od razu poaowaam swoich sw. Jego spojrzenie momentalnie stao.
Zauwayam, e obok biurka, w solidnej glinianej donicy stao mae
drzewko. licznie przycita jabonka.
- Och, masz nowe drzewko? - zapytaam, eby zmieni temat.
Jednak Lucyfer nie powesela, tak jak podejrzewaam.
- Nie - odpar. - Moe ci to zdziwi, ale nie ma zbyt duo Drzew Poznania
Dobra i Za. Znalazem w Niszej Arkadii osob z Iskr Bo, ktra naprawia
zniszczenia po tobie.
Przypadkiem zamieniam mu poprzednio to drzewko w krzak pomidorw.
Tylko skd, na lito bosk, miaam wiedzie, e to biblijne drzewo i na dodatek
jedyny egzemplarz? Nie byo przy nim tabliczki...
- Przepraszam - mruknam, wbijajc wzrok w blat biurka.
Spojrzenie Szatana odrobin zagodniao. Jednak tylko odrobin. Nadal
nie by zadowolony, e byam w Piekle i musia ze mn rozmawia.
Bez sowa wyj z szuflady biurka jaki formularz. Zanurzy dugie biae
piro w ozdobnym kaamarzu z czerwon ciecz.
Miaam nadziej, e by to atrament.
- Pozwolisz, e bd zapisywa nasz rozmow? - zapyta. - Protok tego
wymaga. Jeste miertelnikiem w Piekle. To ewenement. Musz wszystko
zapisa.
- Eee... no nie ma sprawy - mruknam zbita z tropu.
Nie miaam si czemu dziwi. Nisza Arkadia bya strasznie restrykcyjna,
jeli chodzi o archiwizacj, dokumentacj i formularze wszelkiego typu.
Momentami miaam wraenie, e zanim skorzystam z toalety, powinnam
wypeni jaki wielce potrzebny urzdowy druczek w szeciu kopiach, bo potem
jaka kontrola si do mnie przyczepi.
- Dobrze, w takim razie zaczynajmy. Skd si tu wzia? - zapyta. Jakim cudem trafia do Podziemia?
Nie byo co kama. Wyczuby garstwo. Poza tym nawet nie wiedziaam,
co mogabym zmyli.
- Zjadam jabko.
Zerkn na swoje drzewko, zupenie jakby przelicza owoce. Nastpnie
zanotowa moj odpowied.
- A skd wzia to jabko? - Jeszcze jedno zerknicie na rolin w celu
upewnienia si.
- Dostaem od obcego na ulicy. - powiedziaam zgodnie z prawd.
- Od obcego... - zawiesi gos, zupenie jakby czeka, a co dodam.
Jeszcze czego! Pki sam, nie zapyta, nie zamierzaam zasypywa go
nieistotnymi szczegami. Na przykad takimi, e to Beleth sprowadzi mnie do
Pieka.

Jednak o Azazelu mogabym mu powiedzie. Nie lubiam tego dupka. To


on mnie poprzednio zabi. Moe gdybym o nim wspomniaa, to nie zostaby
wypuszczony z Pieka? Kleopatra by si ucieszya. Chocia jak wspomn o
podstpnym diable to Beleth te wpadnie. Z drugiej strony on take bra udzia
w zamordowaniu mnie...
- Tak - potwierdziam. - Od obcego.
Twarz Lucyfera rozjania si w szerokim umiechu. Chyba wanie takiej
odpowiedzi oczekiwa. Zaraz jednak mj rozmwca ponownie przybra znuon
min, tak jakby tamte emocje byy pomyk. Dzisiaj wszyscy dziwnie si
zachowywali...
- Doskonale - zapisa szybko moje sowa.
Teraz tylko w kcikach jego ust czai si jeszcze tajemniczy umiech.
Wielce niepokojcy umiech.
Blond loki ukaday si w delikatne fale na jego ramionach. Mia na sobie
bia koszul z szerokim abotem. Guziki z masy perowej iskrzyy si w
przygaszonym wietle lamp.
- Co ja mam z tob zrobi? - westchn, przewiercajc mnie spojrzeniem.
- Nie rozumiem - poruszyam si niespokojnie na krzele.
- yjesz i jeste w Piekle. To pewna nieprawidowo - stwierdzi. - Nie
da si jednak cofn przydzielenia ci mocy. Ale poniewa nie umara, to nie
mam nad tob wadzy by zakaza ci uywania si piekielnych. Pat.
Odrobin uspokojona wyprostowaam si. Czyli Szatan nie mg mi nic
zrobi? To mi si podobao! Od razu poczuam si bezpieczniej.
- W takim wypadku prosz ci, by nie narobia tym razem kopotw. powiedzia.
Tajemniczy umiech nadal bka si na jego ustach. Momentalnie
przestaam mu ufa. On czego ode mnie chcia.
Poda mi formularz, ktry wczeniej skopiowa sze razy.
- Z swj podpis - powiedzia.
Wziam biae piro. Na jego kocu bysna czerwona kropla. Czuam
si, jakbym podpisywaa krwi pakt z diabem.
Przebiegam tekst wzrokiem. Orzeczenie o pobycie czasowym w Niszej
Arkadii - gosi tytu. Niej byo napisane i nie stwierdzono, od kogo
otrzymaam moc, i e obiecuj nie sprawia kopotw. Na dokumencie, w
rubryczce protok wykona, podpisa si ju Szatan. Zamaszysty podpis
Lucyfera zaj prawie p kartki.
- Pobyt czasowy? - zapytaam.
- Jeste miertelna. Maksymalny czas jaki spdzisz w Piekle, to
siedemdziesit, moe osiemdziesit lat. Po tym okresie umrzesz i trafisz do
ktrego z zawiatw na pobyt stay.
- Ale osiemdziesit lat to duo - zauwayam.

Ucieszyo mnie, e Szatan wry mi a setk. Oznaczao to, e pomimo


mojego do specyficznego trybu ycia i obcowania z diabami miaam szans
doy emerytury i opieki nad wnukami.
Szczerze mwic, o niczym wicej teraz nie marzyam.
- Biorc pod uwag, ile milionw lat kady z nas ma na karku, twoje
osiem dziesitek nie robi na nas najmniejszego wraenia - powiedzia.
- W sumie racja podpisaam si w wolnej rubryce, na wszystkich szeciu
kartkach.
- Poza tym niech pomyl - Lucek podrapa si po brodzie. - Jak to jest ze
statystykami w Polsce? Ach, ju wiem! rednia przeycia w zdrowiu wynosi dla
kobiet 66,6 lat.
- Sucham?
- rednio 66,6 lat powinna przey bez powaniejszych schorze. Za to
redni wiek trwa u was okoo 79,1 lat. Sdz, e spokojnie wyrobisz si w
pobycie czasowym - wyjani wadca Piekie.
Gdy tylko podpisaam wszystkie egzemplarze, Szatan wyrwa mi je z rk.
Zupenie jakby si obawia, e je zniszcz, a potem postanowi zmieni
zeznania.
Starannie woy dokumenty do duej koperty i schowa do szuflady
biurka. Rozluni si dopiero, gdy to zrobi.
- To co teraz? - zapytaam.
- ycz ci udanego pobytu - posa mi firmowy umiech.
- Hm, dziki - odparam. - Ale pewnie nie zabawi dugo.
- Rozumiem - pokiwa gow. - Pamitaj jednak, e Pieko zawsze stoi
przed tob otworem i na ciebie czeka.
Pomimo e usiowa by tylko uprzejmy, po plecach przebieg mi dreszcz.
Miliard razy wolaam Ziemi i normalne ycie. Naprawd.
Wygldao na to, e audiencja ju si skoczya. Wstaam z krzesa.
- To do widzenia - powiedziaam.
- egnaj - odpar zadowolony z siebie Szatan.
- egnaj? - zdziwiam si.
- A jeste pewna, e wrcisz kiedy do Pieka?
Jego miech odprowadzi mnie do drzwi. On wiedzia, e pjd teraz do
Arkadii! On wiedzia! Musia wiedzie!
Chocia z drugiej strony jakim cudem mia nie wiedzie? Pewnie
wszystkie zawiaty a huczay od plotek na temat bezprecedensowej sprawy
diabw w Niebie.
Hm, nie dostaam herbaty, na ktr podobno byam zaproszona...
Szybko wyszam na owietlon socem ulic. Zachd by blisko. Ciepe
promienie ogrzeway mi twarz. Rezydencja Lucyfera znajdowaa si tu przy
bulwarze nad pla. Przeszam przez ulic, ktr jecha na koniu jaki ubrany w
skry facet.

Usiadam na murku oddzielajcym chodnik od play i zanurzyam stopy


w piasku. Przymknam oczy i westchnam z rozkosz. Soce, delikatny
ciepy wiatr, szum fal. Czego chcie wicej od ycia?
Wok mnie byo niewielu ludzi. Leeli na piasku, siedzieli w kafejkach i
restauracjach, sczc wino lub egzotyczne drinki. Pieko - miejsce wiecznej
sjesty, gdzie nie dostaniesz czerniaka od nadmiaru soca ani raka wtroby od
alkoholu, ani adnej choroby wenerycznej.
A jutro albo pojutrze powinnam trafi do Nieba. Ciekawe, jak tam jest,
skoro Pieko tak wygldao?
Kogo spotkam w Arkadii? Jakie sawy przechadzaj si tam ulicami?
Nagle umiech sta mi na twarzy.
O Boe. Ju wiedziaam, kogo tam spotkam.
Moich zmarych rodzicw...

Rozdzia 9
Mroczny, zadymiony klub hucza od skocznej etnicznej muzyki. Bbny
wprawiay w drenie stojce na stoliku szklanki, oprnione z drinkw.
Byam w Piekle ju drugi dzie. Jeszcze nie stworzyam diabom
skrzyde. Na razie prbowaam swoich si na mniejszych rzeczach. Tworzyam
martwe przedmioty. Baam si, e co mi si nie uda, kiedy od razu sprbuj
przywrci im dawno odcite czci ciaa.
Poza tym spdzaam czas, podziwiajc z leaka pikne widoki z mojego
tarasu. Odciam si na te dwa dni od wszystkich. Kleopatra chciaa si ze mn
koniecznie spotka, ale ustaliymy, e pogadamy jutro. Musiaam przede
wszystkim odpocz.
Teraz siedzielimy w nalecym do krewnego Kleopatry, Ramzesa II,
klubie Pod Gow Anubisa. Jedynego rudowosego faraona w historii. Biedak
mia przez to spore kompleksy.
W jego knajpce wszystko byo egipskie. Poczwszy od wystroju, a na
menu skoczywszy. To by naprawd bardzo adny klub. Nie widziaam takiego
na Ziemi, w Warszawie.
ciany pokryway stare bloki granitu, wygldajce tak, jakby przez
tysiclecia uderza w nie ostry piasek pustyni. Na licznych kolumnach
znajdoway si barwne hieroglify. Moe w wietle dnia wydawayby si
tandetne, mienic si tyloma kolorami, jednak niknc w mroku rozcigajcym
si pod sufitem, wyglday naprawd efektownie.
Okrge drewniane stoliki, take bogato zdobione, byy otoczone
krzesami i kanapami wzorowanymi na antycznych meblach.
Dosownie wkadym kcie staa jaka palma, juka albo inna rolina z
duymi zielonymi limi. Byo te kilka kolorowych orchidei.
Nie mniej barwni byli gocie klubu. W wikszoci skadali si na nich
dawno zmarli Egipcjanie. Nieraz spotkaam ju tutaj Tutenchamona czy
Nefretete. Wszyscy przewanie mieli na sobie stroje ze swoich epok, rnice
si od siebie tylko iloci szlachetnych kamieni i pir. Ubrana w ma czarn
wybijaam si z otaczajcego mnie towarzystwa. Nawet Azazel, najwyraniej za
namow Kleopatry, zaoy czerwon koszul.
Z zainteresowaniem rozejrzaam si po sali. Mj wzrok przycign
krtko ostrzyony blondyn o niesamowicie jasnych oczach. Tak jak ja nie
pasowa do tego lokalu, ubrany wycznie w czer. Zaskoczona zauwayam, e
mia na stopach sanday. Jezuski. Takie obuwie nosiy wycznie anioy. Tylko
e ten mczyzna nie mia do tego biaych skarpetek, tak charakterystycznych
dla anielskich zastpw.
Nie patrzy w moj stron. Przeczesywa spojrzeniem inn cz klubu i
sczy leniwie drinka. Pewnie czeka na jak dziewczyn.

Ramzes II postawi przed nami trzeci kolejk ibisw i umiechn si


chytrze. Te niepozorne rowe drinki z pywajcymi poziomkami (wszyscy
dookoa usiowali mi wmwi, e ojczyzn poziomek jest Egipt) miay okoo
pidziesit procent alkoholu. Wiwat rak przeyku! Wiwat rak odka! Wiwat
rak wtroby!
Byam ju lekko wstawiona. Przyjemnie szumiao mi w gowie i krcio
si odrobin. Dawno nie piam, alkohol od razu na mnie podziaa. Beleth
usiowa mnie upi. Podsun mi szklank, umiechajc si wesoo.
On by diabem, musiaam o tym pamita. W razie czego mg
wytrzewie na zawoanie. Moliwe, e te to umiaam, ale nigdy nie
prbowaam. By moe wanie nadszed na to czas.
- Nie, ju dzikuj - powiedziaam i zagapiam si na Kleopatr i Azazela.
Zajmowali kanap naprzeciwko nas i intensywnie wymieniali si
drobnoustrojami ze swoich garde.
Gdy zapytaam krlow, co takiego chciaa mi powiedzie, ta nabraa
wody w usta i upara si, e moemy rozmawia dopiero jutro. Nie rozumiaam,
o co jej chodzio. Nie zamierzaa chyba mwi o rzuceniu Azazela, bo patrzc
na to, jak si wanie obmacywali, byli najwyraniej w bardzo dobrych
stosunkach.
Beleth siedzia obok mnie. Obejmowa mnie ramieniem. Czuam jego
do na ebrach. Delikatnie masowa mj bok. Pomimo e ju kilka razy
kazaam mu przesta, on wci to robi. A mnie wydawao si to coraz
przyjemniejsze.
- Napij si jeszcze - mj prywatny kusiciel szepn mi prosto do ucha. Po
plecach przebieg mi dreszcz.
- Nie, dzikuj - powtrzyam.
Jego usta byy tu przy moim uchu. Czuam jego ciepy oddech na
policzku. Przymknam oczy w oczekiwaniu na delikatny dotyk jego warg.
- Czego si boisz? - zapyta jednak.
Odwrciam si do niego. Prawie stykalimy si ustami. Zote oczy
pociemniay. Czarne rzsy rzucay dugie cienie na policzki.
- Ciebie - szepnam.
- Mnie? - zdziwi si. - Nie masz czego, kochanie.
- Nie jestem twoim kochaniem - zaprotestowaam sabo.
- Jeste - westchn i czuym gestem odgarn mi wosy z twarzy. - Ciebie
nie mona nie kocha.
Przysun si jeszcze bliej. Siedziaam ju na brzegu kanapy. Nie miaam
gdzie uciec przed jego ustami i sodkimi swkami. Mogam tylko mu ulec.
Oparam okie o podokietnik.
Nagle przechodzca obok mnie kobieta uderzya z impetem biodrem o
moj rk. Romantyczny nastrj prys w jednej chwili.
- O, przepraszam - rzucia.

Zerkna na mojego diaba i umiechna si. Nastpnie odesza i


wmieszaa si w taczcy tum goci.
Widziaam j tylko przez chwil, ale zdyam przyjrze si jej dokadnie.
Bya bardzo adna, cho drapiena. Rude wosy spia w wysoki kok. Pod
przezroczyst sukni doskonale byo wida jej bielizn.
Beleth odprowadzi nieznajom ponurym spojrzeniem.
- Co si stao? - zapytaam.
- Nie, nie - zaprzeczy szybko.
- Znasz j? - rozmasowywaam uderzony okie.
- Tylko z widzenia - wzruszy ramionami. - To nikt wany. Co ci si
stao?
Nikt wany ani ostrony. Na szczcie rka nie bolaa mnie bardzo.
- Nie, nic - mruknam.
- Wiktorio.
- Tak?
- Miaem pecha, e to Piotra jako pierwszego spotkaa w swoim yciu.
Gdyby byo inaczej, to mnie by pokochaa.
W jego gosie syszaam szczery al. Nic nie odpowiedziaam.
Prawdopodobnie mia racj. Piotrek by moj pierwsz mioci. To jego usilnie
prbowaam zdoby, wic na wszystkie sposoby odpychaam diaba. Unikaam
pokusy.
Czy miaam teraz powd, eby unika jej nadal?
- Chc wrci do domu - owiadczyam.
- Ju? - Beleth mia wyranie zawiedziony gos.
Wstalimy od stolika. Pomachaam Kleopatrze, a ta mrugna do mnie
znaczco. Przed klubem z ca pewnoci stao ju krwistoczerwone
lamborghini diablo Beletha.
Nagle na cianie niedaleko nas pojawiy si proste winiowe drzwi.
Poznalimy je bez trudu. Przystojny diabe zmarszczy brwi.
- Jak on mie si tu pojawia! - warkn. - To Pieko!
Do klubu wszed lekko zdezorientowany Piotrek. Mruga przez chwil,
usiujc przyzwyczai wzrok do panujcej w nim ciemnoci. Wyglda tak
bezradnie, gdy rozglda si, szukajc mnie w tumie.
Serce wbrew mojej woli zabio ywiej z tsknoty. Zaklam w mylach.
Nie chciaam za nim tskni.
Piotru wreszcie nas dostrzeg. Wyranie zmarkotnia, gdy zauway tu
obok mnie diaba Beletha.
- Wiki - odezwa si czarnowosy miertelnik, podchodzc do naszego
stolika.
Wanie, miertelnik. W klubie nagle zrobio si bardzo cicho. Rozmowy
ucichy, znikna muzyka. Miaam wraenie, e wszyscy na nas patrz. Tak
zapewne byo.

Do mnie ju si przyzwyczaili. W kocu przez pewien czas byam


diablic. Jednak widok innego ywego odrobin wytrci ich z rwnowagi.
Beleth odepchn ode mnie mojego byego ukochanego.
- Nie dotykaj jej!
- Nie wtrcaj si - warkn Piotru. - Wiki, musisz mnie wysucha.
Prosz.
- Ona nic nie musi.
- Zamknij si, diable. Ty akurat jeste ostatni osob, ktrej rad powinna
sucha. Ju raz j zamordowae. Zamierzasz zrobi to ponownie?
Beleth poczerwienia. Nic nie odpowiedzia. Widziaam, jak pulsuje mu
ttnica na skroni. Azazel i Kleopatra si nie wtrcali. Siedzieli na kanapie
niewzruszeni, spokojnie obserwujc ca scen.
- miertelnik w mojej restauracji! - wykrzykn Ramzes II. - Skandal!
- Nie jedyny - wyrwao mi si.
Ramzes II szybko do nas podszed.
- Bardzo prosz, zachowajcie si jak cywilizowani umarli oraz nieumarli i
opucie mj lokal bez wyrzdzania nikomu adnych krzywd, dobrze?
Piotrek posa mi bagalne spojrzenie.
- Porozmawiaj ze mn.
- Dobrze - zgodziam si, zanim zdyam pomyle nad tym, co robi.
Wypity alkohol zadziaa. Poczuam przypyw odwagi, ktry pozwoli mi na
konfrontacj z Piotrem.
- Wiktorio! - zaprotestowa z wyrzutem Beleth.
- Zrobi, co zechc - wstajc, uderzyam o stolik. Szklanki zadwiczay
ostrzegawczo.
Wyszlimy na ulic. Chodne wieczorne powietrze mio orzewiao po
kilku godzinach spdzonych w dusznym barze. Pachniao morzem. Podjazd
owietlony by pochodniami. Ogie skwiercza gono w nocnej ciszy.
Stanam naprzeciwko Piotrka. Beleth, skarcony moim spojrzeniem,
odszed kilka krokw w bok. I tak wszystko sysza.
- Wiki - zacz Piotr. - Wiem, e ostatni rzecz, na jak masz teraz
ochot, jest rozmowa ze mn. Zdaj sobie spraw z tego, e mi nie ufasz, e nie
chcesz sucha moich wyjanie.
W milczeniu pokiwaam gow. Trafnie to uj. Nie miaam nic do
dodania.
Piotrek zamia si pod nosem i spojrza pustym wzrokiem w przestrze
gdzie nad moim ramieniem. Jego pene wargi wygiy si w gorzkim umiechu.
- Teraz kade sowa skruchy czy wyjanienia, ktre przez kilka ostatnich
dni ukadaem sobie w gowie, brzmi pusto i faszywie... Wiki... Nie wiem,
dlaczego to zrobiem. Ja... - cign brwi. - Ja nie pamitam... To byjaki
wybuch emocji. Ja nie potrafi tego wyjani.

- Wybuch emocji, co? - diabe nie wytrzyma i podszed do nas. Zdradzie j, miertelniku. Najwspanialsz kobiet pod socem. Jeste
skoczonym idiot.
- Beleth - westchnam. - Daj mu mwi.
Tak naprawd ubodo mnie to, co powiedzia Piotrek. Wybuch emocji.
To znaczy, e przy mnie nigdy nie dowiadczy czego takiego? Wydawao mi
si, e wrcz przeciwnie, e ostatnie cztery miesice byy niekoczcym si
pasmem aru i podania.
Zerknam na kipicego ze zoci diaba. To jednak on w naszej trjce by
mistrzem podania.
- Powiedz mi tylko, dlaczego to zrobie? - poprosiam. - A tak le ci ze
mn byo?
Powstrzymywaam si, eby nie zacz paka. Nie przy nim. Nie teraz.
Odwaga napdzana przez procenty gdzie wyparowaa.
- Byo mi z tob wspaniale! - wykrzykn Piotrek, patrzc mi prosto w
oczy. - Przecie wiesz. Ty bya dla mnie najwaniejsza.
- Chyba wanie nie byam najwaniejsza, skoro postanowie si zabawi
- stwierdziam gorzkim tonem.
- Naprawd nie wiem, dlaczego to zrobiem. Wszystko jest teraz rozmyte.
Ja musiaem...
Spojrzaam na niego ostro.
Musia?
Zabrzmiao znajomo. Ja kilka miesicy temu te co musiaam. Musiaam
wej noc do parku, by mg mnie zamordowa take uwiedziony diabelskim
czarem gwaciciel. To od tamtej nocy i tego rozkazu, ktrego nawet nie
pamitaam, bo skutecznie usunito go z mojej pamici, moje ycie wywrcio
si do gry nogami. To wtedy poznaam upade anioy.
Odwrciam si szybko do Beletha, eby zobaczy, jak zareagowa na
sowa Piotrka. Mia nieodgadnion min.
- Wiki, co tu jest nie tak - Piotru spojrza na mnie bezradnie. - Nie
wiem, co mam robi, co powiedzie. Wr do mnie. Prosz.
- Wiesz, e nie mog. Zdradzie mnie.
Stojcy obok diabe zacz si niecierpliwi.
- Dobra, do ju tych zawych prb - Beleth wzi mnie za rk. - Ona
nie chce ci widzie. Odejd i zostaw j w spokoju. Teraz nie ty jeste dla niej
najwaniejszy - doda ze zoliwym umiechem.
Piotru poczerwienia, ale posusznie odsun si ode mnie.
- Bd ostrona, Wiki, prosz ci - powiedzia tylko. - Oni znowu co
krc. Bd w pobliu, gdyby mnie tylko potrzebowaa.
Kiwnam gow. Beleth poprowadzi mnie do samochodu. Piotrek sta
przy Gowie Anubisa i patrzy, jak odchodzimy.
Samotny miertelnik w Piekle.

Diabe otworzy mi drzwiczki samochodu. Wsiadajc, nadepnam na


lece na chodniku dugie czarne piro.
Patrzyam pustym wzrokiem przez szyb, podziwiajc spowite w mroku
zbocza i urwiska Los Diablos. Diabe nie umia siedzie w ciszy. Cay czas
narzeka na Piotrka i usiowa mnie utwierdzi w przekonaniu, e susznie
zrobiam, zostawiajc miertelnika.
- Musia. Te co! Najgupsza wymwka, jak kiedykolwiek syszaem.
Mg wymyli co oryginalniejszego. Czyli co on w zasadzie mia na myli?
Musia ci zdradzi, eby poczu co nowego? Nowy dreszcz adrenaliny? Majc
tak wspania kobiet obok siebie? - obrusza si diabe.
Miaam tego wszystkiego do. Musiaam pomyle nad swoimi
uczuciami. Moim gwnym problemem byo to, e nie ufaam do koca
Belethowi. Wiedziaam, e jest notorycznym kamc. Musia nim by - to
diabe.
Jednak po tej zdradzie nie ufaam te Piotrkowi.
Kto okamywa mnie teraz? Czowiek czy diabe?
Jadc krtymi uliczkami, przymknam oczy. Wci lekko krcio mi si
w gowie. Umiechnam si pod nosem. Dowiem si, kto kamie, a potem bd
szczliwa. Oto mj plan.

Rozdzia 10
Nastpnego dnia, tak jak obiecaam, wybraam si z wizyt do Kleopatry.
Bya to nasza ostatnia szansa na rozmow. Po poudniu miaam sprbowa
stworzy diabom skrzyda, a potem ruszy razem z nimi do Nieba na mae
zwiedzanie.
Beleth chcia pokaza mi Arkadi, ktra tyle dla niego znaczya.
Rezydencja Kleopatry przypominaa jej stroje. Bya pikna i piekielnie
droga. Stylizowana na egipskie paace z okresu najwikszej wietnoci tego
pastwa, posiadaa liczne udogodnienia takie jak sauna, jacuzzi, siownia,
prywatne zoo.
Dostaam si do niej za pomoc klucza diaba. Gdy pojawiy si przede
mn biae drzwiczki z dziesitkami kolorowych szkieek, westchnam ciko.
Lubiam Kleopatr, ale na dusz met tylko z daleka. Potrafia by bardzo
mczca. Niemniej opiekowaa si moim kotem pod moj nieobecno, za co
byam jej bardzo wdziczna. Najwyraniej nadszed moment spacenia dugu.
Zastukaam sze razy w twarde drewno.
- Ale prosz - odpowiedzia mi sopran Kleopatry.
Nacisnam klamk i weszam do sporego pomieszczenia, ktre spokojnie
mogo by staroytn sal balow. Pokj czy si z ogromnym tarasem,
rozpocierajcym si nad szerok rzek z bkitn wod. Nie zdziwiabym si,
gdyby bya to imitacja Nilu stworzona na zamwienie krlowej.
Biae szyfonowe firany rozcigay si pomidzy kolumnami, oddzielajc
wntrze od tarasu. Na zotej erdzi przy zotym tronie siedzia sok w kapturze
na gwce.
W pierwszej chwili nie zauwayam Kleopatry. Dopiero jej woanie
zaprowadzio mnie na ocieniony taras. Siedziaa tam na pozacanym leaku w
towarzystwie... rudej dziewczyny z klubu Pod Gow Anubisa.
- Cze - mruknam, zerkajc na obc.
- Usid, kochanie - Kleo wskazaa mi miejsce obok siebie. - Napijesz si
czego? Pijemy wanie martini.
- Nie, dzikuj - usiadam.
Dzisiaj musiaam by w dobrej formie. Nie mogam niczego popsu
podczas tworzenia skrzyde diabom. Alkoholowe odurzenie nie byo mi w tym
momencie potrzebne. Jeszcze zamiast skrzyde z pirami zrobiabym im
skrzyda nietoperza.
Chocia Azazelowi byoby z takimi chyba do twarzy.
Ruda towarzyszka Kleo przygldaa mi si penym wyszoci
spojrzeniem. Oceniaa mnie, lustrujc ca moj sylwetk. Najwyraniej to, co
zobaczya, nie spodobao jej si, bo umiechna si pogardliwie.
- A wic ty jeste Wiktoria - powiedziaa, znieksztacajc sowa. Miaa
bardzo silny amerykaski akcent. - Niedosza diablica - dodaa.

- A ty to kto? - zapytaam. - Nowa suka Kleopatry?


Zwrciam si do krlowej, ignorujc zaczerwienion twarz rudej.
- Moja droga Kleo, powinna ukrci jej smycz. Suba powinna
wiedzie, gdzie jej miejsce.
- Nie jestem suk! - warkna wcieka kobieta i zerwaa si z leaka.
Kleopatra zamiaa si sztucznie i uniosa do gry donie.
- Kochanie, ale spokojnie. Nie wypada tak si ze sob droczy. To jak,
zgoda? Porozmawiajmy.
Odchrzkna znaczco, gdy adna z nas si nie odezwaa.
- W takim razie dokonam prezentacji - klasna w donie. - Wiktorio,
poznaj Phylis, now diablic. Phylis, oto Wiktoria, bya diablica.
Wpatrywaam si w rud, nie mogc uwierzy w to, co wanie
usyszaam. Co? Nowa diablica? Ale jak to?
- Niemoliwe - pokrciam gow. - Przecie Lucek zarzeka si, e nie
bdzie wicej diablic.
Kleopatra wzruszya ramionami.
- Niby to kobieta zmienn jest, ale wida diaby te cierpi na t
przypado - stwierdzia.
Phylis ponownie rozpara si na leaku. Miaam okazj dokadnie si jej
przyjrze. Rudoczerwone wosy opaday falami na ramiona. Mocno podkrelone
zielone oczy wpatryway si we mnie ze zoci i pogard. Umalowane
czerwon szmink usta wygiy si w obscenicznym umiechu.
Ubir by nie lepszy. Mocno dopasowany czarno-czerwony skrzany
kostium nie zostawia wyobrani zbyt wielkiego pola do popisu. Za gboki
dekolt ukazywa jej do spore piersi. Wyglday, jakby zaraz miay si
wydosta na wolno.
- Wcale nie jest taka adna - powiedziaa Phylis do Kleopatry, traktujc
mnie jak powietrze. - Nie wiem, kto mia oczy, wybierajc j na to stanowisko.
- Ja przynajmniej nie musiaam ubiera si jak tania dziwka, eby kto
zwrci na mnie uwag - wymruczaam.
Twarz Phylis pociemniaa.
- Uwaaj, jak si do mnie odzywasz - warkna. - Bo moesz mnie
popamita. Nie jestem gupim miertelnikiem. Jestem diablic.
- A ja mam Iskr Bo, wic we na wstrzymanie. Zabijaam ju diaby.
Moja przeciwniczka oddychaa ciko przez nos. Umiechna si ponuro.
- O nie, nie zwiedziesz mnie tym. Dobrze wiem, e jeste saba i do
dzisiaj cierpisz z tego powodu. Syszaam plotki. Twj blef si nie uda.
Miaam tego dosy. Nie rozumiaam, po co zostaam tu zaproszona. Jeeli
celem byo tylko poznanie tej caej Phylis, to rwnie dobrze mogam ju i.
- Kleo, ja ju pjd - owiadczyam, silc si na grzeczny ton. - To
spotkanie nie byo najmilsze.
- No dalej, uciekaj - powiedziaa zoliwie ruda. Krlowa w lad za mn
zerwaa si na rwne nogi.

- Och nie, Wiki, poczekaj. To nie tak miao wyglda. Musz z tob
porozmawia.
- Nie bd rozmawiaa w jej towarzystwie - podparam si pod boki. Ruda
zamiaa si szyderczo:
- Nie stawaj tak, bo wygldasz grubo.
- egnaj, Syfilis - poegnaam si z ni zoliwie.
- PHYLIS! - wycedzia z furi.
Kleopatra zapaa mnie za rami i pocigna w stron wyjcia z tarasu.
- Moe porozmawiamy gdzie indziej - zaproponowaa szybko. - Poczekaj
tu na mnie, Phylis!
- Ma na ciebie czeka? A jednak to suca - skomentowaam na tyle
gono, eby ruda jeszcze zdoaa mnie usysze.
Krlowa prawie biegiem pocigna mnie przez szereg pokoi i komnat w
swoim paacu, zupenie jakby chciaa oddzieli mnie od Phylis jak najwiksz
liczb cian.
W kocu zatrzymaymy si w nieduym pokoju przeznaczonym do...
kpieli. A w kadym razie tak wywnioskowaam po wannie majcej ze trzy
metry dugoci i tyle samo szerokoci.
- Po co ci taka wanna? - zapytaam.
- eby kpa si w mleku - machna niecierpliwie rk. - A teraz
powiedz mi, co ty najlepszego wyprawiasz?! Jeszcze chwila, a rozptaaby si
midzy wami wojna. Jestem pewna e mj wspaniay paac mocno by na tym
ucierpia.
Potoczyam spojrzeniem po cianach pokrytych kolorowymi hieroglifami
i zotem. Miaa racj. Troch zdobie mogoby odpa.
- Kto to jest Kleo? I dlaczego mnie tu cigna? - zapytaam.
Zrezygnowana usiada na brzegu wanny. Zajam miejsce obok niej.
- To nowa diablica. Projekt nie upad po twoim odejciu. Lucyfer
postanowi sprbowa jeszcze raz. W kocu ja im si udaam, a potrzebna bya
jeszcze jedna kobieta. Nie daj rady ze wszystkimi zleceniami. Ju zupenie nie
mam czasu dla siebie!
Nie zaobserwowaam tego. Kleopatra sporo czasu spdzaa we wasnej
posiadoci, a take na zakupach. Zerknam na wann. Chocia gdybym ja
miaa tak azienk, to te bym z niej nie wychodzia.
- Szatan osobicie nadzorowa wszystkie procedury. Phylis nie miaa w
swojej rodzinie przodka obdarzonego Iskr od nie wiadomo ilu pokole. Jeli
chodzi o te siy, jest cakowicie jaowa.
- Pod wzgldem gustu te - wtrciam.
- Och, daj spokj, jej ubranie wcale nie jest takie ze - powiedziaa
niecierpliwym gosem.
Kleo take nie miaa na sobie duo lepszej sukni. Bya prawie cakiem
przezroczysta, a moja przyjacika nie nosia pod spodem bielizny.
- Czemu mi j przedstawia? - zapytaam.

- Mylaam, e si polubicie...
- Niedoczekanie. To prawdziwa zoza.
- Diablica - sprecyzowaa Kleopatra. - A diablice chyba z definicji nie
powinny by mie i usune.
No tak, to dlatego ja byam tak beznadziejn diablic.
- Ciekawe, jakie ona ma wyniki. Zdoaa w ogle namwi kogo na
Pieko? - chciaam wiedzie.
- Nie przegraa adnego targu, odkd otrzymaa moc.
Prawie musiaam si pozbiera z podogi po usyszeniu tej rewelacji. To
niemoliwe! Ona nie moga by a tak skuteczna! Ta tandetna ruda lala?
Przecie od razu wida, e jest farbowana! Jak taka bezguciasta baba moga
osiga sukcesy?
- Na pewno nie trafili jej si tak trudni klienci jak mnie - zaoponowaam. Gdyby dostaa moherowy beret albo innego staruszka, toby sobie nie poradzia.
Kleopatra nic mi na to nie odpowiedziaa. Za to westchna ciko:
- Zaprosiam ci do mnie, poniewa chciaam, eby j poznaa.
Przepraszam, e wyszo to tak niefortunnie. Phylis, zreszt tak jak ty, nie ma
szlacheckich korzeni. Nie sdziam jednak, e jest a tak plebejk. Nie wiem,
co si dzieje. Lucyfer chyba traci gust - umiechna si do mnie ciepo. - Ty
pomimo brakw w rodowodzie bya wietn diablic.
Podzikowaam jej, zaskoczona tym niespodziewanym komplementem.
- A drugim powodem mojego zaproszenia ci byo to, e ju
postanowiam, co zrobi z Azazelem - owiadczya.
- I co zrobisz? - zapytaam zaciekawiona.
Rzuci go?
Pojmie i bdzie torturowa?
Wykastruje?
- Porozmawiam z nim.
Przyznaj, e byam zawiedziona. Mylaam, e Kleo ma wiksz
wyobrani.
- Dzisiaj zrobisz im skrzyda, prawda? - upewnia si.
- Tak.
- Porozmawiam z nim i zobaczymy, co zdecyduje. Czy zostaje ze mn w
Piekle i ze swoimi nowymi skrzydami, czy idzie do Nieba.
Nie wierzyam w to, co sysz. Kleopatra miaaby podda si bez walki?
To do niej niepodobne.
- Tak po prostu pozwolisz mu odej? - zdziwiam si. - A co bdzie, jeli
wybierze Niebo?
Na twarzy Kleo pojawi si zowieszczy umiech.
- Nie martw si, kochanie. Znajd sposb. Ju ja go przy sobie
zatrzymam. Czy tego chce, czy nie.
Zdecydowanie nie chciaabym mie w niej wroga.
- W takim razie ja uciekam. Pozdrw ode mnie Syfilis.

- Phylis - poprawia mnie, odrobin zbita z tropu. - Czemu przekrcasz jej


imi? Co to znaczy syfilis?
- Ona zrozumiaa. To pewna choroba. Niech ci wyjani jaka.

Rozdzia 11
Kleopatra nie przysza na zabieg. Najwyraniej nie ciekawia jej caa
procedura.
Azazel siedzia, wpatrujc si wyczekujco w drzwi.
Obok niego na wysokim stoku kiwaa si mier. Tylko ona jedna z
naszych znajomych przysza kibicowa.
Niby bya bezcielesna, ale falowanie jej habitu wskazywao, e wesoo
machaa nogami. Bawio j to, co zaraz mielimy zrobi.
Beleth spojrza na mnie wyczekujco.
Znajdowalimy si w mojej kuchni. Wszystko w tym pomieszczeniu byo
biae lub chromowane. Wrcz klinicznie czyste. To chyba dlatego wybraam
wanie kuchni do tak zwanej operacji.
Nie podejrzewaam, eby podczas tworzenia skrzyde kto zacz krwawi
albo wydala jakie inne pyny ustrojowe, zawsze jednak lepiej by ostronym i
przygotowanym.
Kleopatra wci nie przychodzia. W kocu uznaam, e nie ma sensu na
ni czeka.
- Zaczynamy - klasnam w donie.
Diabe Azazel niechtnie zdj czarn koszul.
Mia nienobia skr na piersi. W jednym miejscu szpecia j duga,
przypalona blizna. To w tym miejscu zrani go diabelski gorejcy miecz, gdy
usiowalimy ratowa ludzi z Iskr Bo.
Uratowaam wtedy Azazela, zasklepiajc ran i odtwarzajc tkank. Kto
wie, czy nie zginby, gdybym tego nie zrobia? Mogam zlikwidowa take
blizn.
Troch si baam, czy zdoam zwrci im skrzyda. Nie wiedziaam, czy
posiadam tak sam si. Poprzednio byam penoprawn diablic, a nie tylko
czowiekiem, ktry zjad jabko z Drzewa Poznania Dobra i Za.
- Jestecie gotowi? - zapytaam, sama dodajc sobie tym otuchy. - To
ktry pierwszy na ochotnika?
Azazel i Beleth spojrzeli po sobie. Mj przystojny diabe przeczesa
doni czarnego irokeza. Spojrza mi prosto w oczy.
- Prbuj na mnie - usiad plecami do mnie. Azazel odetchn z ulg i
puci do mnie oko.
- Tylko pamitaj, lubi go. Nie zabij go przypadkiem - zamia si.
A miaam ochot powiedzie do niego avada kedavra i zamacha
palcem jak Harry Potter. Powstrzymaam si, bo i tak nie zrozumiaby aluzji...
Stanam za Belethem. Jego oliwkowa skra plecw bya ciepa i
aksamitna w dotyku. Na obu opatkach znajdoway si poszarpane czarne
blizny.
lady po odcitych przed tysicleciami skrzydach.

Pooyam na obu donie i zamknam oczy.


- Lubi, jak mnie dotykasz - stwierdzi Beleth niskim, zmysowym
gosem. Azazel za moimi plecami zachichota zoliwie, kiedy zauway, e si
zaczerwieniam.
- Bd cicho, usiuj si skupi - warknam. - Chyba ze chcesz mie na
plecach drug par rk.
Diabe przezornie zamilk, a ja z caych si skupiam si na znalezieniu w
sobie mocy. Ona gdzie tam bya, gdzie gboko w rodku. W klatce
piersiowej. Czasami, gdy miaam jej uy, czuam, jakby co si tam we mnie
ruszao. yo.
Wyobraziam sobie skrzyda. Poczuam, jak co porusza si pod skr
Beletha tu przy moich doniach. Delikatny ruch, uniesienie.
Skrzyda.
Skrzyda.
Skrzyda.
Ko, cigno, ttnica, ya, piro.
Czuam, jak co z mojej piersi przepywa do ramion, potem do rk i
wpywa do ciaa Beletha poprzez moje palce. Pyno. I pyno.
Czuam, e to si koczyo. Wziam gboki oddech, lecz mimo to do
moich puc nie dostao si powietrze. Mimo e miaam otwarte oczy, nic nie
widziaam. Cho chciaam si odezwa, z moich ust nie popyno adne sowo.
Opadam na kolana.
Miaam teraz plecy Beletha na wysokoci twarzy. Oparam policzek na
oliwkowej skrze. Czuam, jak draa pod dotkniciami mocy. Przystojny diabe
chcia wsta, ale Azazel go powstrzyma. Kazaam im nie przerywa mi, gdy
bd tworzya. Postanowiam skoczy to, co zaczam. Na wasn
odpowiedzialno. Kto wie? Moe gdyby mi przerwali, ju nigdy by mi si co
takiego nie udao?
Ciemno rozlewaa si jak plama przed moimi oczami.
Skrzyda. Skrzyda. Skrzyda. To jedno sowo tuko mi si uparcie po
gowie.
Ju.
Moje donie odskoczyy od opatek Beletha. Osunam si na podog.
Pikny diabe w jednej chwili znalaz si przy mnie. Zdy mnie zapa, nim
uderzyam gow o posadzk.
- Wiki! Wiki! Nic ci nie jest? - wzi mnie w ramiona.
Otworzyam oczy. Wreszcie zaczam widzie. Spojrzaam na mojego
zatroskanego diaba. Dotknam jego stworzonych do caowania ust. Cofnam
rk, sama zaskoczona tym czuym gestem.
- Chyba - wydusiam. - Chyba mi si udao.
- Udao? Jakie udao?! - krzykn zawiedziony Azazel, spacerujc w t i z
powrotem za plecami Beletha. - On nie ma adnych skrzyde. Nic. Jedyne, co
zrobia, to usuna blizny. To katastrofa!

Stan nade mn, dalej si awanturujc:


- Nie ma skrzyde. W ogle. Zobacz. Ma gadkie plecy. No i cay nasz
plan szlag trafi! Kurwa!
Beleth zamkn oczy. Poczu to.
One tam byy.
Anioy nie chodziy cay czas ze skrzydami na wierzchu. Beleth ju
kiedy mi to tumaczy. Nie robiy tego, bo po prostu byo to niepraktyczne i
niewygodne. Wedug mnie skrzyda pokazyway tylko wtedy, gdy chciay
zrobi wraenie na miertelnikach. Pozerzy.
- Mam je - szepn Beleth.
Podnis si wolno, pomagajc mi wsta. Zamkn oczy. Na jego usta
powoli wypyn szeroki umiech.
- Mam je - powtrzy.
Zafascynowana przygldaam si jego plecom. Na gadkiej skrze
pojawiy si dwie wypukoci na wysokoci opatek. Skra rozstpia si, ale nie
pka. Gadko zaczy si z niej wysuwa lotki.
Zote pira robiy si coraz dusze. Skrzyda rosy, a w kocu
przewyszyy Beletha, ktry mia si radonie i beztrosko niczym may
chopiec.
Rozoy je na prb. Soce zabyso w lotkach, zupenie jakby byy
zrobione ze szczerego kruszcu.
Byy pikne. Miay ten sam odcie pynnego zota, co tczwki oczu
przystojnego diaba.
Beleth spojrza tsknie na okno. Ju chcia wyprbowa skrzyda.
Azazel patrzy na niego z szeroko otwartymi ustami. Nie mg uwierzy
w to, co widzi. Zamia si zowieszczo.
- Udao ci si! - zawoa zafascynowany. - Naprawd ci si udao!
Beleth odwrci wzrok od okna i pokoni mi si.
- Dzikuj ci, Wiktorio. Jestem twoim dunikiem. A teraz wybaczcie.
Szybkim krokiem wyszed z mojego salonu na werand i dalej na
wirow ciek. Usyszelimy opot olbrzymich skrzyde i jego miech.
Odlecia szybowa razem z ptakami nad zboczami Los Diablos.
Odetchnam gboko. Zawroty gowy i mroczki przed oczami miny.
Szybko wracaam do si. Mogam si ju zaj Azazelem. Spojrzaam na niego
wyczekujco. Wyglda przez okno i podziwia powietrzne wariacje Beletha.
Usiad przede mn na miejscu, ktre poprzednio zajmowa przystojny
diabe. Jego zuchowata mina powoli znikaa z twarzy. Zerkn tsknie na drzwi.
- Chcesz std wyj, czy czekasz, a Kleopatra przyjdzie? - zapytaam
zoliwie.
Zy odwrci si w moj stron.
- Na nic nie czekam. Zaczynaj - rozkaza.
Pokrciam gow, mier zachichotaa na stoku obok mnie. Azazel ju
si wczuwa w rol przyszego Archanioa.

Skupiam si z caych si i powtrzyam to, co zrobiam z Belethem. Byo


mi ciej ni poprzednio, ale daam rad. Nie stao si nic nieoczekiwanego.
Rce mi nie wybuchy, gowa nie odpada ani nie umaram, tak jak pocztkowo
si obawiaam.
Gdy tylko odsunam si od diaba, ten zerwa si na rwne nogi i zacz
tworzy skrzyda. Jego pira byy bkitne. Byszczay jak zrobione z metalu.
Takie same jak dwa mae pirka, ktre nosi na szyi na rzemyku.
Zrozumiaam, e mia je zawsze na sobie z sentymentu i tsknoty za
utraconymi koczynami. Nie podejrzewaam, e by taki uczuciowy. Nawet
zrobio mi si go al. Zaraz jednak mi to przeszo, gdy nawet nie mwic
dzikuj, wybieg na zewntrz wyprbowa skrzyda.
Wyszymy ze mierci przed dom. Na tle biaych chmur wida byo dwa
ksztaty mienice si zotem i bkitem, krcce w powietrzu szalone spirale i
przecigajce si w podniebnych wyczynach.
Wywoaj prawdziw sensacj w Niszej Arkadii. Nie ma co.

Rozdzia 12
Skrzyda wywoay sensacj.
Nastpnego dnia tylko do dwunastej rano zgosio si do mnie
szedziesit sze diabw z prob o zwrcenie skrzyde. Nie wiem dlaczego,
ale przyszed te jeden demon. Moe myla, e zrobi z niego diaba?
Na razie zdoaam si wykrci, twierdzc, e moce mi si skoczyy, ale
sdz, e dugo moja bajeczka nie przetrwa.
Ju widz, jak Lucyfer wydaje jaki specjalny dekret zakazujcy mi
uywania mocy. Wadca Piekie nie mgby si przecie pogodzi z faktem, e
wszyscy jego demoniczni poddani chc mie skrzyda niczym anioy. Tego by
jeszcze brakowao, eby nagle wikszo mieszkacw Niszej Arkadii
stwierdzia, e woli mieszka w Niebie. Szatan by si chyba zapaka i zamkn
w sobie.
Oczywicie wczeniej pewnie skrciby mnie o gow pod pretekstem
wszczynania zamieszek...
Pogaskaam lecego na moich kolanach Behemota po mikkim
kremowo-rudym uchu. Zamiaucza przeraliwie, wpatrujc si we mnie
olbrzymimi oczami.
- Bd za tob tskni - powiedziaam. - Naprawd nie chcesz i ze mn?
Kotek pokrci przeczco ebkiem i znowu miaukn.
Rozumiaam, dlaczego nie chcia ze mn i. Mj demoniczny pieszczoch
niezupenie pasowa do Arkadii.
Postawiam go na chodnej terakotowej pododze w salonie Usiad i
smutno zwiesi ebek. Odprowadzi mnie spojrzeniem do drzwi, za ktrymi
czeka ju na mnie Beleth i Azazel.
- Cay dom jest twj - owiadczyam mu. - Moesz drze wszystkie
poduszki, pociel, firanki. Wszystko jest twoje.
Kotek pochyli gwk, jakby rozwaa moj propozycj.
- Bd ci odwiedza - obiecaam mu. - A ty wpadaj do mnie czasem na
Ziemi. Znasz adres.
O ile wskutek nieoczekiwanych zwrotw akcji i wydarze, z ca
pewnoci zupenie niezalenych od diabw, bd jeszcze moga kiedykolwiek
wrci na Ziemi...
Dzisiaj mielimy wyruszy do Nieba. Miaam ze przeczucia co do tej
wyprawy.
Beleth umiechn si do mnie szeroko, gdy stanam obok niego. Azazel
posa mi tajemnicze spojrzenie.
Poza nami w moim ogrdku, pomimo e si na to nie zgodziam, byo
cakiem sporo osb. Kilkoro diabw znaam. Dodatkowo pojawili si dawno
zmarli miertelnicy, ktrzy znaczyli co w Piekle.
Poegnalna impreza rozkrcia si na moich rabatkach z kwiatami.

Kleopatra dzisiaj take nie przysza. Zamierzaa porozmawia z Azazelem


po przemianie, czyli ich wesoa pogawdka ju si odbya. Czyby krlowa go
w kocu rzucia? A moe on j?
Azazel sta obok mnie, a zatem najwyraniej wybra Niebo. Nie
zaskoczyo mnie to.
- Gotowa? - zapyta Beleth, wyrywajc mnie z rozmyla.
- Tak - kiwnam gow. - A jak dostaniemy si do Nieba?
Azazel podszed bliej. Przesta ju rozglda si po otaczajcym nas
tumie. Ja staraam si na nikogo nie patrze. Wszdzie widziaam, jeli nie
zachwyt nad moimi mocami, to zazdrosne spojrzenia. A zazdro jest
niebezpieczna.
- Bardzo kulturalnie - wyjani. - Drzwiami.
- To si tak da? - zdziwiam si.
Azazel posa mi pene wyszoci spojrzenie.
- Oczywicie, e tak...
Odkd stworzyam mu skrzyda, ani razu ich nie zoy. Teraz take niby
mimochodem rozpostar je na chwil. Otaczajcy nas tum westchn z
zachwytu i alu.
Diabelskie drzwi prowadzce do Nieba - intrygujce. Czyby to
oznaczao, e klucz diaba jest jednoczenie kluczem anioa? A moe
mieszkacy Arkadii mieli inne sposoby na przemieszczanie si z miejsca na
miejsce?
- Kto z nas tworzy przejcie? - zapyta przystojny diabe.
- Przecie to proste, ja - achn si Azazel. - Wrc tam w chwale. A
moja potga olepi wszystkie anioy!
Zerknlimy po sobie z Belethem, ale adne z nas nie skomentowao
przemowy diaba. Do czsto zdarzay mu si takie zote myli.
- Poza tym moje drzwi wygldaj okazalej od waszych - Azazel
umiechn si zoliwie i przekrci swj klucz diaba w cianie mojego domu.
Mia troch racji. Dopki mj klucz znajdowa si w posiadaniu Piotrusia,
korzystaam z klucza Beletha. Jego przejcie byo bardzo adne - niczym turecka
lampa. Jednak nie do porwnania z wysokimi czarnymi wrotami Azazela. One
byy... demoniczne. Idealne do wielkich wej.
Wziam gboki oddech. Bd odwana.
Azazel sign do klamki.
- Jak tam jest? - zapytaam szybko Beletha.
- Piknie.
Azazel niecierpliwie szarpn drzwi. Porazio nas biae wiato.
Zamknam oczy i zatrzymaam si, ale Beleth pocign mnie za sob.
Przekroczyam prg. Za naszymi plecami gono wiwatowali mieszkacy
Niszej Arkadii.
Gdy zdoaam ju otworzy oczy, wrota za naszymi plecami zamieniy si
w lnicy w powietrzu kontur. Zapada gucha cisza. Za to przed nami...

Mleczna, lekko rowa mga rozlewaa si pod naszymi stopami,


zakrywajc ziemi i nasze buty. Beleth wci trzyma mnie za rk. Pocign
mnie teraz szybko w stron... bramy do Nieba.
Zaraz... bramy?
Pieko w przeciwiestwie do Nieba nie byo ograniczone adnym murem.
Tam kady by witany z szeroko otwartymi ramionami i wesoym, cho
odrobin faszywym umiechem. Za to Arkadia? Jak okiem sign, w obie
strony cigno si metalowe ogrodzenie.
Srebrne wysokie sztachety zakoczone byy zotymi ostrzami mienicymi
si w socu. U dou ogrodzenia co dziesi metrw siedziay dziwne stwory.
Powoli ruszylimy w stron zotych wrt. Tu take znajdoway si te
tajemnicze postacie. Byy to chyba zote rzeby istot podobnych do map o
czterech ramionach. W caoci wykonano je z drogiego kruszcu, kada miaa
oczy zrobione z olbrzymich rubinw, a w doni zakrzywion srebrn szabl. Z
potwartych ust wystaway im kawaki pergaminu. Byy cakiem adne, gdy
byszczay wesoo w socu.
Chciaam podej, eby przyjrze im si z bliska i dotkn ich, ale Beleth
zapa mnie mocno za rami.
- Nie zbliaj si do nich - ostrzeg.
- Dlaczego? - zaoponowaam. - Przecie to tylko rzeby.
Azazel pokiwa przeczco gow.
- To nie s rzeby. To zote golemy.
Co tu robiy golemy? O ile dobrze pamitaam, byy jakimi mitycznymi
ydowskimi morderczymi potworami.
- A one przypadkiem nie powinny by z gliny? - zdziwiam si.
- Te tworzone przez ludzi byy z gliny - wyjani mi Beleth. - Te
stworzone przez witego Piotra s ze zota.
Po raz kolejny moja niewielka wiedza zdobyta na lekcjach religii zostaa
wywrcona do gry nogami.
- Ale dlaczego wity Piotr tworzy golemy? - zapytaam zdumiona.
Beleth mocniej cisn mnie za rk i umiechn si do mnie ciepo, tak
jak ludzie umiechaj si do maych dzieci.
- Wiesz, kto to wity Piotr?
Poczuam si jak bachor pouczany przez nauczyciela.
- Oczywicie, e wiem! - oburzyam si. - To aposto. Poza tym by
pierwszym papieem. A w miejscu jego mierci stoi Bazylika w. Piotra w
Rzymie.
Diaby spojrzay po sobie.
- To najkrtsza biografia witego Piotra, jak kiedykolwiek syszaem zamia si Azazel. - Niemniej zgrabnie uja wszystko, co najwaniejsze.
Zapomniaa tylko doda, e wity Piotr stoi u bram Niebios i pilnuje wejcia.
Trafia mu si posada odwiernego.

Rozejrzaam si w obie strony, ale wszystko przysaniaa kbica si


mleczna mga. Nie mogam dojrze nawet tego, co znajdowao si za
ogrodzeniem. Niemniej nigdzie nie widziaam adnego czowieka.
- To gdzie on jest? - jeszcze raz sprbowaam go wypatrzy.
- Skoro zamiast niego stoj golemy, to pewnie gra na Polach Elizejskich
w golfa - oznajmi mi Beleth. - Jest naprawd niezy. Potrafi wygra z kadym.
Ostatnio namitnie wspzawodniczy z Bobbym Jonesem. To jeden z
najsynniejszych golfistw na wiecie. To znaczy by, bo ju umar.
Przestaam sucha paplaniny diaba. Hm, skoro Lucyfer oglda filmy z
Angelin Jolie, to czemu wity Piotr nie miaby gra w golfa?
- Aha - mruknam. - A czemu nie wchodzimy do rodka?
Azazel dmuchn na mlecznorow mg kbic si przy ogrodzeniu.
Uy mocy piekielnych, poniewa od zwykego dmuchnicia nie rozeszaby si
tak szybko.
Naszym oczom ukaza si w oddali widok Arkadii. Najpierw mga
odsonia kilka marmurowych schodkw prowadzcych do bramy, a potem
zobaczylimy, co znajduje si za ni.
Na tle bkitnego nieba byszczay zote, szmaragdowe i rowe kopuy.
Odrobin bizantyjskie niczym Bazylika w. Marka w Wenecji. Mieniy si,
odbijajc wiato. Przez chwil wydawao mi si, e zobaczyam gdzie nad
nimi sylwetk z szeroko rozpostartymi skrzydami. To musia by anio!
Prawdziwy anio!
Pikne!
- Nie wchodzimy do rodka, bo gdybymy podeszli bliej, golemy
odrbayby nam gowy. Maj w doniach miecze z gatunku gorejcych skwitowa kwano Azazel.
Od roziskrzonych w socu kopu wrciam spojrzeniem do rzeb. Stay
nieruchomo. Zrozumiaam teraz ostrono diabw. Istoty piekielne mona
byo zabi tylko na dwa sposoby. Pierwszym byo obcicie gowy lub po prostu
rozczonkowanie gorejcym ostrzem.
Drugim za sposobem byo namwienie kogo takiego jak ja, eby je
zniszczy.
- To jak tam wejdziemy? - zapytaam.
Azazel zamiast mi odpowiedzie, delikatnie przesun stop po
niewidocznej posadzce ukrytej we mgle. Stan na pierwszym stopniu.
- Chcemy rozmawia ze witym Piotrem - oznajmi w przestrze.
Nawet nie zdyam zdziwi si, co robi, bo nagle z gonym chrzstem
poruszya si gowa golema znajdujcego si najbliej niego. Skierowa na
Azazela swoje niewidzce rubinowe oczy. Nastpnie wsta i rozpostar z
przeraliwym zgrzytem dwie pary zotych skrzyde. Kpic sobie z grawitacji,
wzbi si w powietrze i mcc skrzydami, przelecia na drug stron bramy.
Golemy byy do gone w uyciu. Chyba jednoczenie miay suy za
alarm dwikowy.

Zorientowaam si, e cay czas kurczowo trzymam Beletha za rk.


Zawstydzona puciam go i objam si ramionami.
Zza ogrodzenia wylecia may ptaszek, ty kanarek. Pierwszy malutki
mieszkaniec Nieba, ktrego spotkaam. Koowa nad gow jednego ze zotych
wartownikw. W kocu usiad na jej czubku i zacz wesoo wiergota. Nie
mina chwila, a na byszczc rzeb poleciao ptasie guano.
Tak szybko, e ledwo to zauwayam, zoty golem machn szabl nad
swoj gow. Usyszelimy tylko, jak ptaszek pacn na marmurow posadzk
ukryt w mlecznorowej mgle.
Przeknam z trudem lin i z powrotem przysunam si do Beletha.
- Mona je jako zniszczy? - zapytaam.
- Tak - odpar. - Zobacz, kady z nich ma w ustach kawaek pergaminu.
Jest na nim napisane sowo emet, czyli po hebrajsku prawda. Jeeli wyjmiesz
golemowi z ust t kartk i wymaesz pierwsz liter, to powstanie sowo met,
czyli mier. Wtedy golem ginie. Trzeba jednak uwaa, bo one s bardzo
uparte. Jak ktrego z nich zaatakujesz, to nie bdzie takiego miejsca na Ziemi,
w Niebie czy w Piekle, w ktrym ci nie znajdzie, by ci zniszczy.
- Czy komu udao si wyj t kartk?
Nie wygldao to na zbyt atwe zadanie. Kanarek nawet nie zbliy si do
ust potwora, a ju zosta zlikwidowany.
- Z tego, co wiem, jeszcze nikt nie zdoa tak rozbroi zotego golema. To
bardzo dobrzy stranicy.
Na wszelki wypadek cofnam si o krok.
- A czemu nie stworzymy sobie drzwi po drugiej stronie ogrodzenia? zapytaam. - Uniknlibymy wtedy przechodzenia przez bram.
- Dopki nie zostaniemy wpuszczeni do Nieba i administratorzy nie
wypeni jakich tam papierkw o naszym pobycie, nie moemy sami przestpi
granicy Arkadii - wyjani mi Azazel. - Ale potem moemy tworzy sobie
drzwi, gdzie tylko chcemy.
- Administratorzy? To Niebo jest tak samo zbiurokratyzowane jak Pieko?
- zdziwiam si.
- Tak - potwierdzi Beleth. - Tyle e w Niebie ta jednostka nie nazywa si
Urzd, a Administracja.
W tej chwili cisz przerwao mechaniczne mcenie powietrza. Znad
bramy Niebios wylecia zoty golem, trzymajc pod pachy starszego jegomocia
w dugiej kremowej szacie. Jak zauwayam, spod togi wystaway mu stopy
odziane, o dziwo, nie w sanday jezuski, ale w profesjonalne buty do golfa.
To musia by wity Piotr.
Dodatkowo, gdybym nie poznaa butw, znaczn podpowiedzi byby kij
golfowy, ktry trzyma w zacinitej doni.
Golem postawi go na marmurowej posadzce, z ktrej odgarn mleczn
mg skrzydami, i usiad na swoim miejscu przy bramie, stajc si na powrt
nieruchom rzeb.

wity Piotr otrzepa szat, przygadzi bia, lekko skotunion od wiatru


brod i spojrza na nas wyczekujco.
- Sucham? - zapyta.
Azazel rozpostar szeroko ramiona i wykrzykn z umiechem:
- Staruszku! Kop lat!
Nie wiem, czego oczekiwa od witego, ale jeli myla, e ten rzuci mu
si w ramiona ze zami w oczach, to grubo si pomyli. Zastanawiaam si przez
chwil nad tym, czy w ogle si znali. Azazel zosta strcony z Nieba po tym,
jak popar Lucyfera. Nastpnie siedzia w wizieniu za doprowadzenie do epoki
lodowcowej. Chyba przegapi moment, w ktrym wity Piotr otrzyma
stanowisko. A moe nie? Moe po prostu tutaj wszyscy znali wszystkich?
Tak jak podejrzewaam, brodaty mczyzna zmruy podejrzliwie oczy i
nie ruszy si z miejsca. Ani myla zbliy si do Azazela.
- To, e masz skrzyda, diable, nie czyni ci moim sprzymierzecem owiadczy spokojnym, gbokim gosem.
wity Piotr mia mdre spojrzenie starszego mczyzny, ktry niejedn
rzecz widzia w swoim yciu. Dowiadczenie odbio si te na jego twarzy,
znaczc j sieci drobnych mimicznych zmarszczek. Azazel opuci ramiona
rozdraniony.
- No dobra, dziadku, nie obchodzi mnie, co o nas mylisz. Rusz tyek i
otwieraj bram, bo si wkurz, a wtedy zrobi si nieuprzejmy. Wrcilimy do
domu, wchodzimy!
wity nie zdenerwowa si na jego sowa. Wszystko przyjmowa ze
stoickim spokojem. U bram Nieba pewnie wielokrotnie spotyka si z
awanturnikami, ktrzy usiowali si dosta do rodka.
- Wiem tylko, e dwa diaby maj si stawi w Administracji. O tej
dziewczynie nie syszaem - owiadczy.
Mia racj. Nikt mnie do Arkadii nie zaprasza. Zabranie mnie tutaj byo
prywatn inicjatyw moich towarzyszy. Chocia podejrzewam, e potajemnie
Lucyfer z nimi sympatyzowa. Jemu chyba najbardziej ze wszystkich
mieszkacw Piekie zaleao na tym, eby raz na zawsze pozby si z Niszej
Arkadii diabw, a take mnie.
- To nasza dobrodziejka - Azazel obj mnie ramieniem. - Dziki niej
odzyskalimy skrzyda. W nagrod chcielimy przedstawi j najwikszym
sawom w Niebiosach. Poza tym to sierota! Jej rodzice zmarli, gdy bya jeszcze
dzieckiem. Przebywaj aktualnie w Arkadii. Wiktoria bardzo pragnie ich
zobaczy. To niesamowicie samotna dziewczyna pozostawiona na ziemskim
padole na pastw okrutnego losu! Sierota!
Odchrzknam lekko. Azazel odrobin si zagalopowa. Ju nie rbmy ze
mnie mczennicy. Nie byo mi atwo. Byo nawet bardzo ciko. Jednak dziki
wsparciu mojego starszego brata Marka wyszam na ludzi.
Chocia biorc pod uwag towarzystwo, z ktrym si obecnie zadawaam,
chyba nieco zboczyam z prostej cieki...

Oblicze witego Piotra odrobin zagodniao.


- Sam nie wiem - westchn i wyjani ju wcale nie tak pewnym gosem:
- Miaem wpuci dwa diaby. O dziewczynie nikt mi sowem nie wspomnia.
Azazel nic nie powiedzia, tylko gadzi mnie pocieszajco po ramieniu i
robi smutne oczy do witego. Pewnie take powinnam udawa smutnego
szczeniaczka, ale byo to poniej mojej godnoci. wity Piotr musi zdecydowa
sam, zgodnie ze swoim sumieniem.
- No dobrze - w kocu zama si. - Ciebie te wpuszcz. W Administracji
zdecyduj, czy moesz zosta na duej.
wity odwrci si do nas plecami i podszed do zotej bramy. Golemy
nawet nie drgny. Najwyraniej nie reagoway na swojego stwrc.
Dopiero teraz zauwayam, e po prawej stronie od wejcia wisia may
srebrny dzwon, z ktrego zwieszaa si duga lina. No prosz, czyby Niebo
miao dzwonek do drzwi? wity Piotr pocign za sznur siedem razy. Siedem
czystych dwikw potoczyo si nad wzgrzami Arkadii.
Zota brama powoli zacza si otwiera. Ciepy wiatr poruszy moimi
wosami. Doszed do nas zapach kwiatw i owocw. Wczeniej go nie czulimy,
zupenie jakby zota brama skutecznie nie przepuszczaa powietrza.
Usyszelimy piew ptakw.
Rowa mga pojaniaa, ukazujc naszym oczom mnogo szczegw.
Tu za ogrodzeniem stay pikne pastelowe budowle ozdobione rolinami,
zotem i drogimi kamieniami.
- W takim razie zapraszam was, moi mili, do Nieba - uroczystym tonem
owiadczy wity Piotr. - Oto Arkadia!

Rozdzia 13
Wolnym krokiem szlimy za witym Piotrem uliczk wyoon
rowym marmurem. Dookoa nas wszystko byo czyste i kolorowe.
Dominoway pastele, nie byo raczej zdecydowanych barw. Czerwony zdarza
si rzadko, czarnego nie widziaam prawie wcale. Czyby bya to barwa
zarezerwowana dla za?
Zerknam na idcego obok czarnowosego Azazela. Mia na sobie czarn
koszul i spodnie. Jedynie na szyi niebieskie pirko zawieszone na rzemyku
przypominao, jakiego koloru mia skrzyda. Nie wiem, czemu je ukry. Zrobiby
wiksze wraenie na wejciu, gdyby si nimi chwali.
Czarny Azazel. Tak - czer zdecydowanie bya zarezerwowana dla za.
Na ulicy, ktr szlimy, byo cicho i spokojnie. Zmarli obywatele
przechadzali si, nigdzie si nie spieszc. Ubrani byli w stroje z rnych epok,
tak samo jak w Piekle, tutaj jednak ubrania byy bardziej stonowane,
spokojniejsze. Nikt nie gorszy gbokim dekoltem czy krtk spdnic. Fakt,
zobaczyam kilkoro ludzi ubranych w skry, ale one te nie psuy efektu caoci.
Wolno min nas zabytkowy bentley. Z jego rury wydechowej
wydostaway si mydlane baki byszczce w socu. Auto wygldao, jakby
byo rekwizytem z filmu wyprodukowanego w latach pidziesitych. Za
kierownic siedzia starszy mczyzna.
Chwil pniej min nas jedziec na koniu.
Wszystko byo takie spokojne. W Piekle take nikt si nie spieszy. W
kocu wszyscy mieli wieczno na zaatwienie swoich spraw.
Prosto na nas jechaa dwjka dzieciakw na rowerach. Usunlimy im si
z drogi, a oni minli nas ze miechem, wprowadzajc troch wesoego
rozgardiaszu do tego stonowanego krajobrazu.
Beleth szed obok mnie umiechnity od ucha do ucha. Zupenie nie
przypomina tego dawnego diaba, ktrego poznaam w Niszej Arkadii. Nie
szydzi z mieszkacw Nieba, nie krytykowa ich ubiorw i zachowa. Nie
trajkota, w czym to niby Pieko jest lepsze. Cieszy si jak dziecko, e mia
okazj znowu si tu znale i i ulicami tego piknego, odrobin baniowego
miasta.
Tu przed nami wyrosa dua, kilkupitrowa budowla z setkami
kwadratowych okienek z biaymi okiennicami. Nie miaa na szczycie kopuy,
tylko spadzisty dach z powyginanymi srebrnymi rynnami, przypominajcy
pagod.
- Oto Administracja - owiadczy nam wity Piotr, zatrzymujc si przy
wejciu.
Mwic to, opar si na kiju golfowym niczym na lasce. Umiechn si,
spogldajc na budynek. Chyba lubi tu przychodzi.
Nie rozumiaam tego. Jak mona lubi chodzenie po urzdach?

- Gdy przekroczycie jej prg, kady z was dostanie swojego wasnego


konsultanta, ktry pomoe wam zaatwi formalnoci... Uwaaj na siebie,
dziecko - wity Piotr pooy mi rk na ramieniu. - Spotkaj si z rodzin i jak
najszybciej wracaj na Ziemi. To nie jest ani miejsce, ani czas dla ciebie.
Kiwnam gow.
Staruszek spojrza z potpieniem na diaby obok mnie. - Ani
towarzystwo... - doda ponurym gosem. - Bdcie zdrowi!
Nastpnie odwrci si do nas plecami i wesoo postukujc w marmury
kijem do golfa, ruszy w stron, z ktrej przyszlimy.
Polubiam go. By miy. I zna si na ludziach, a raczej diabach.
- Wchodzimy! - klasn w donie Azazel.
Zgodnie ruszylimy po marmurowych schodach. Przesunam doni po
take marmurowej porczy. Byy na niej rolinne motywy kute ze zota i
wprawione sprawnie w kamie.
W rodku Administracja w niczym nie przypominaa piekielnego Urzdu.
Prdzej wygldaa na elegancki szwajcarski bank albo jak prywatn klinik.
ciany, pomalowane na bladorowy kolor, byy ozdobione u dou
drewnian, luksusow boazeri. Podog take wyoono marmurami, jednak
tym razem szarobiaymi. Przykryto je czerwonym perskim dywanem. Moje
stopy od razu si w niego zapady.
Wszdzie stao mnstwo duych rolin doniczkowych - palm, drzewek
bonsai, biaych orchidei. Przy cianach mikkie kanapy zapraszay, by na nich
usi i chwil odpocz.
Idc przed siebie, zagapiam si na krysztaowy yrandol wiszcy pod
sufitem. Odbija wiato w taki cudowny sposb! Dookoa nas wiroway setki
gwiazdek tworzonych przez zapane przez niego promienie. Wyobraziam sobie,
jak pikne dwiki musiayby wydawa zawieszone na zotych acuszkach
krysztay, gdyby poruszy nimi wiatr.
- Witamy w niebiaskiej Administracji. Ju za chwil kady z pastwa
otrzyma do pomocy osobistego asystenta. Czy ycz sobie pastwo co do
picia? Kawa, herbata? A moe co do jedzenia? Moe woleliby pastwo chwil
odpocz, zanim przystpimy do zaatwiania spraw, z ktrymi pastwo
przyszli? Dysponujemy doskona restauracj z najlepszymi kucharzami
wszystkich epok...
Odwrciam si w stron tego niezwykle uprzejmego i grzecznego gosu,
ktry skojarzy mi si z telemarketem. Jednak moje spojrzenie napotkao pustk.
Powoli opuciam wzrok na wysoko okoo metra.
Przed nami stay trzy bardzo malutkie kary. Kady z nich mia blond
loki, mae biae skrzydeka na plecach i biae majtki, podejrzanie
przypominajce pieluch. Na pierwszy rzut oka wydaway si urocze. Jednak po
bliszych ogldzinach...

- Ach! Putto i to razy trzy! - Azazel wyglda, jakby mia zamiar


zaklaska z uciechy. - Ja bior tego! - wskaza palcem na karzeka z lekkim
zarostem i krzaczastymi brwiami.
- Ja tego - Beleth podszed do swojego, ktry mia bardzo wystajc doln
szczk i owosiony garb na plecach midzy skrzydekami.
Mnie zosta stosunkowo najwyszy, jednak najbrzydszy. Na brodzie mia
co najmniej czterodniowy zarost, na tustym ramionku tatua przedstawiajcy
serce przebite strza, a zza majtek wystawao mu opakowanie papierosw.
- Putto? - zapytaam powoli.
Azazel umiechn si zadowolony, e bdzie mg mi udzieli wykadu
na ten temat. Jednak mj osobisty asystent go wyprzedzi. Niskim,
zachrypnitym gosem, zupenie niepasujcym do postaci tych rozmiarw,
wyjani:
- Kady z nas to putto. Ludzie mylnie nazywaj nas cherubinami albo
amorkami. Stalimy si bardzo modni w okresie renesansu i baroku, kiedy to
czsto nasze postacie umieszczano na freskach i malowidach. Nazywa si nas
take kupidynami, cherubinkami, aniokami... - zakoczy przepitym gosem i
bekn.
Mia w sobie tyle z anioka, co ja z diablicy... Azazel nie wytrzyma.
Musia si wypowiedzie:
- Co do cherubinw, to bardzo mylne i krzywdzce nazywa tak te
kreatury! Ja kiedy byem cherubem! Uwierzysz Wiktorio? Staem w szeregu
tu za Bogiem. Byem jedn z najwyszych, najwspanialszych,
najdostojniejszych...
- I najbardziej w sobie zadufanych - wtrci cicho Beleth.
- ...postaci anielskich! - dokoczy Azazel. - A wiesz jak wygldaj
cheruby?
Nie odpowiedziaam. Potulnie czekaam, a sam przestanie mwi.
- Cheruby - mwi dalej podekscytowanym gosem - maj ludzkie twarze,
orle skrzyda i tuw na poy wou, na poy lwa! Czy to nie pikne?
- No to, gdzie masz kopytka? - zapytaam.
Azazel najwyraniej nie oczekiwa takiej odpowiedzi, bo si zmiesza.
- Daj spokj, przecie nie bd chodzi w takiej postaci. To strasznie
dziwnie by wygldao. No i miabym ogromne problemy z podrywaniem kobiet,
na przykad Kleopatry.
W tym momencie posmutnia. Widocznie przypomnia sobie, e ju nie
byli razem.
Naprawd pasowayby mi do niego kopytka. Jeli nie jako symbol
anielskoci, to jako wskazwka, e jest diabem.
- Dobra, niewane - machn rk. - Idziemy zaatwi formalnoci. Potem
spotkamy si wszyscy przed budynkiem Administracji. Wiktorio, pamitaj, e
chcesz sobie tu zaatwi pobyt czasowy, jasne? Idziemy!

Popchn swojego putta i razem si oddalili. Beleth ruszy ze swoim


karzekiem w jeszcze inn stron.
Zostaam sama z moim asystentem. Patrzy na mnie wyczekujco.
- Chciaam zaatwi sobie pobyt czasowy - powtrzyam grzecznie to, co
powiedzia mi diabe.
- Rozumiem - mrukn. - Prosz za mn. Chyba e woli pani si czego
napi bd co zje?
- Nie, nie. Miejmy to ju za sob.
Po namyle uznaam, e zdecydowanie wol putta od demonw z Pieka.
Tamte byy nieuprzejme i si liniy. Mj putto si nie lini. A w kadym razie
jeszcze tego nie zaobserwowaam. Owszem, wyglda do pokracznie, ale
cakiem sympatycznie. Sympatyczniej ni demony.
Podeszlimy do drzwi z numerem siedem. Mj may asystent zastuka
siedem razy.
- Lubicie sidemki? - zapytaam.
- Oczywicie - owiadczy. - To wana cyfra. Niebo i Pieko s
podzielone na siedem sfer, jest siedem grzechw gwnych i siedem
sakramentw, jest siedem cnt gwnych, siedem cudw wiata, tydzie ma
siedem dni, jest siedem sztuk wyzwolonych, czyli umiejtnoci godnych
czowieka wolnego, jest...
- Dobrze, ju dobrze - przerwaam mu. - Zrozumiaam. Tak, w Niebie
zdecydowanie traktowali sidemk tak samo powanie, jak w Piekle cyfr sze.
- Prosz - odezwa si uprzejmy gos zza drzwi. Weszlimy do pokoju,
ktry okaza si wyposaony tak samo stylowo jak hol. Usiedlimy na obitych
pluszem krzesach naprzeciwko biurka, przy ktrym take urzdowa putto. Ten
oprcz majtek mia na sobie jeszcze krciutki krawacik.
A westchnam. Krzesa byy WYGODNE! W Piekle mona byo dosta
odciskw na tyku nawet po krtkim kontakcie z siedzeniami.
To naprawd raj. Teraz ju byam tego pewna.
- Witam uprzejmie. Moe czego si pani napije? - zaproponowa mi
karzeek za biurkiem.
Pokrciam przeczco gow.
- Moja klientka chciaaby uzyska pobyt tymczasowy w Niebie - odezwa
si mj asystent.
- Oczywicie - putto kiwn gow. Wycign z szuflady niebieski
formularz.
- Poprosz pani imi i nazwisko.
- Wiktoria Biankowska - odparam.
- Z jakiego powodu trafia pani do Arkadii? Wnioskuj, e pani nie
umara, bo inaczej asystent zaprowadziby pani do innego gabinetu.
- yj, to prawda. Posiadam Iskr Bo. Dodatkowo od obcego na ulicy
dostaam jabko mocy, dziki ktrym nabraam si piekielnych. Dlatego mog
porusza si swobodnie po zawiatach. Otrzymaam ju czasowy pobyt w

Niszej Arkadii. Chciaabym uzyska te taki sam w tej waciwej, eby mc


spotka si ze zmarymi rodzicami. Dodatkowo stworzyam diabom Belethowi i
Azazelowi skrzyda i w podzice zabrali mnie ze sob do Niebios. Mam
nadziej, e to nie bdzie problem przy uzyskaniu pobytu - wyrecytowaam
jednym tchem.
Putto naprzeciwko mnie a zamruga ze zdziwienia, syszc moje sowa.
- Rozumiem - odpar jednak uprzejmie i wzi do rki piro. - To ja
zanotuj to wszystko. Moe tymczasem napije si pani czego? Asystent pani
obsuy. Moe te pani wyj, eby co zje w naszej doskonaej restauracji na
pierwszym pitrze. To niestety chwil potrwa. Musz si jeszcze skonsultowa z
moim przeoonym. Bardzo pani z tego powodu przepraszam.
No tak, sam nie mg podj tak wanej decyzji, jak byo przyjcie mnie
do Nieba. Nie zdziwio mnie to. Gdybym bya na jego miejscu, te wolaabym
zasign rady kogo mdrzejszego, eby to potem on ewentualnie za to
oberwa, a nie ja.
Zerknam na mojego putta.
- To moe pjdziemy si przej? - zapytaam. - Chtnie pozwiedzam
Niebo.
- Oczywicie, jestem do pani dyspozycji - kiwn gow tak mocno, e a
loczki opady mu na twarz.
Wyszlimy przed budynek. Diabw nigdzie nie byo wida. Pewnie
wci zaatwiay swoje sprawy.
- Czy mgbym pani co zaproponowa? - zapyta usunie karzeek.
- Nie mw do mnie per pani - achnam si. - Nie czuj si pani.
Jestem Wiki, a ty?
- Zwykle nie spoufalamy si z klientami, ale wygldasz na mi
dziewczyn. Jestem Borys - zacharcza zapitym i przepalonym w cigu
dziesitek lat gosem. - Proponuj spacer w stron zotej bramy.
Miaam ochot zaprotestowa - t tras ju znaam, ale spojrza na mnie
jako tak bagalnie, e si zgodziam. Nigdy nie miaam twardego serca.
Szlimy w milczeniu. Ja zachwycaam si piknem krajobrazu, a on
drepta obok mnie. W kocu dotarlimy do byszczcej bramy.
- Co teraz? - zapytaam.
Po drugiej stronie nie byo wida witego Piotra. Na stray znowu stay
nieruchome zote golemy. Staruszek chyba zbytnio si nie przepracowywa.
- Tu jest takie mae wyjcie - Borys podszed do ogrodzenia.
Rzeczywicie. Gboko w krzakach, na prawo od bramy, znajdoway si
mae drzwiczki dostosowane wielkoci raczej do putta ni do mnie. On
swobodnie przez nie wyszed, a ja przeszam na czworakach.
Nie zamknlimy ich za sob, bo jak wyjani mi putto, mielibymy wtedy
problem z wejciem. Od zewntrznej strony boczne drzwi nie miay klamki.
Za bram Borys wyj zza majtek paczk papierosw. Wycign je w
moj stron, ale pokrciam przeczco gow. Wzruszy ramionami i zapali.

Zacign si z prawdziw ulg. Chyba mino duo czasu, odkd wyrwa si na


przerw relaksacyjn.
- Czemu wyszlimy? - zapytaam zaciekawiona.
- Bo w Niebie nie wolno pali - z uwielbieniem wypuci dym nosem.
Miaam ochot zada mu mnstwo pyta, ale nie chciaam wyj na
nieuprzejm.
- Mog ci o co zapyta? Nigdy nie spotkaam adnego putta przeamaam si.
- Prosz, lalka, wal miao - wraz z miniciem ogrodzenia miny te
wszystkie konwenanse. - Ale ja te chc si czego o tobie dowiedzie.
Usiadam na marmurowym stopniu. Mogam teraz patrze mu prosto w
oczy. Byy zaczerwienione od dymu i lekko poke. Na szczcie urocze blond
loki przez wikszo czasu je zasaniay.
- Moesz lata za pomoc tych skrzydeek?
Wydaway si do mae i niepozorne.
- Mog, ale jest to troch trudne. Duo nie dam rady w ten sposb
przelecie. Najwyej par metrw. Szybko si mcz - zakasa od dymu. - Moja
kolej. Jak to si stao, e zadajesz si z tymi achudrami?
Wydmucha dwa kka dymu. Ku mojemu zaskoczeniu nastpnie z jego
ust wydosta si kwadrat, a potem trjkt...
- To bardzo duga historia - westchnam, odwracajc spojrzenie od tego
cudu. Borys mia chyba gumowe usta.
Opowiedziaam mu wszystko, co wydarzyo si, kiedy jeszcze byam
diablic, i to, w jaki sposb znalazam si w Niebie.
Borys zamia si chrapliwie.
- Syszaa o czym takim jak syndrom sztokholmski? Chyba
rzeczywicie byo ze mn co nie tak. Putto by ju drug osob, ktra mi to
wypominaa...
- Taa... Moja kolej. Czemu na wszystkich rysunkach cherubinkw s
namalowane mae dzieci? Nie wygldasz jak dziecko...
Borys podpar si pod boki. Pet stercza mu z kcika ust. Pielucha
obsuna si lekko. Zauwayam, e mia owosione przedramiona i palce. Mia
take pewne braki w uzbieniu. Krzaczaste rudawe brwi opady mu na oczy, gdy
zmarszczy czoo.
- A podobayby ci si malowida cienne, na ktrych kto uwieczniby
mnie?
Okej, mia racj.
- Kim jest ten Piotr? - mrugn do mnie. No prosz, minicherubinek mnie
podrywa. Westchnam i mimowolnie umiechnam si na wspomnienie
Piotrusia. Potem zachciao mi si paka.
- To najwspanialszy chopak, jakiego spotkaam, ale zdradzi mnie.
Rzuciam go. Wiesz, e mwi mi, e nic nie pamita? e wszystko mu si
zataro...

- Uwierzya mu?
Przez chwil milczaam.
- Tak, chyba mu uwierzyam.
Putto przyglda mi si uwanie.
- Skoro mu wierzysz, to jest spore prawdopodobiestwo, e mwi prawd.
Masz czyste serce, lalka, a to uatwia ci dostrzeganie tej cechy u innych. Zreszt
jak sama wspomniaa, a take jak syszaem z plotek krcych po Niebie,
diaby pilnie ci potrzeboway do stworzenia skrzyde. To znaczy, e nie
chciayby, by stan im na drodze pewien miertelnik.
Nie miaam ochoty o tym myle. Nie chciaam rozmawia o Piotrze.
- Moja kolej. Skd masz ten tatua? - zmieniam temat.
- Aaa - przydusi niedopaek pit. - Podobaa mi si kiedy taka jedna.
Ale bya troch niedostpna. Wiesz... no... lubia nosi obcasy.
Pokiwaam wspczujco gow.
- To powiedz mi, lalka - przysun si do mnie. - Czyli jeste teraz wolna?
- Nie - odparam szybko. - Borys, bardzo mi pochlebiasz, ale ja cay czas
rozpaczam po Piotrku. Jeszcze nie wiem, co zrobi ze swoim yciem.
Teraz on pokiwa gow. Usiad na schodku i zacz macha wesoo
nogami. Bardzo szybko wrci mu dobry nastrj.
- A jak to jest? Wy, istoty anielskie, moecie tak ze zwykymi kobietami?
- zapytaam. - Bo w Piekle diaby mi powiedziay, e dawno temu Bg zakaza
zwizkw cielesnych midzy anioami, czyli te automatycznie diabami, a
kobietami. To podobno dlatego zrobiam si taka popularna, gdy staam si
diablic.
- Hm... no nie wolno - westchn ciko. - Z normalnymi miertelnikami
niestety nie wolno. To czyni nas wszystkich do samotnymi. Wydaje mi si, e
zakaz nawet obejmowa ciebie, gdy bya jeszcze diablic, ale nie jestem
pewien.
- To znaczy, e ja nie mogam by w zwizku z czowiekiem? - wolaam
si upewni.
- Tak.
No prosz, prosz... W takim razie, nie wiedzc o tym, mogam
spowodowa prawdziw katastrof. Nikt mnie nie uprzedzi, e mi nie wolno.
Beleth skutecznie nabra wody w usta, gdy wybywaam gdzie z Piotrusiem po
swojej mierci. Udawa zego, ale na pewno zdawa sobie spraw z
konsekwencji, ktre bymy ponieli.
Cae szczcie, e wtedy do niczego nie doszo! Moglibymy wpdzi si
w nie lada kopoty!
Nagle zrozumiaam motywy przystojnego diaba. Gdybym wtedy zasza
za daleko z Piotrusiem, na pewno zostaabym ukarana. A jak wygldaaby ta
kara? Znajc Lucyfera, pewnie z kilka tysicleci odsiadki w Piekle. W tym
czasie Beleth zadbaby o to, eby mj ukochany trafi do Nieba, gdzie jako
diablica przez wieczno nie miaabym wstpu. A to podstpny diabe!

- W Administracji opowiadae mi o sidemkach. Powiedziae wtedy, e


jest siedem sztuk wyzwolonych. O co chodzio? - postanowiam zmieni temat.
- To podstawowe wyksztacenie w staroytnoci i redniowieczu.
Czowiek je posiadajcy by czowiekiem wiatym i owieconym. Skadaj si
na nie: gramatyka, logika, retoryka, geometria, arytmetyka, astronomia i
muzyka.
Zamyliam si.
- Jestem raczej saba z gramatyki i liczy do dzi nie umiem. Ale jestem
wygadana, to chyba podpada pod retoryk. No i lubi piewa pod prysznicem.
Borys zamia si szczerze i poklepa po kolanach z uciechy.
- Dobra, lalka, ju si nad tym nie zastanawiaj. wietna z ciebie kobitka.
A teraz chod, zobaczymy, czy jeste ju obywatelk Niebios.

Rozdzia 14
Wracalimy t sam tras, ale ja wci dostrzegaam nowe, ciekawe
szczegy, dziki czemu si nie nudziam.
Nagle min nas biay sportowy samochd. Tak jak wszystkie pojazdy w
Niebie nie emitowa spalin, tylko baki mydlane. Wydawao mi si to do
kiczowate, ale nie miaam prawa dyskutowa na ten temat. W kocu nawet nie
byam mieszkank Arkadii.
Auto wymino kilka innych samochodw, doroek, jedcw i pieszych.
Za kierownic dostrzegam brzowowosego mczyzn w dziwnym nakryciu
gowy. Na czole mia przepask nabijan srebrnymi kolcami.
- Czy to by...? - zapytaam.
- Tak, to najnowszy model maserati birdcage 77th! - wykrzykn putto i
zagapi si na do kosmicznie wygldajcy pojazd.
By bardzo paski. Ca grn powierzchni zajmowaa szyba. Wydawao
si wrcz, e pojazd promienia. Na dodatek ten mczyzna w rodku!
- Na Ziemi swojego czasu powsta maserati birdcage 75th, ktry nie zosta
wprowadzony do uytku. My mamy ju 77th. Czy on nie jest cudowny? To
najszybszy i najdoskonalszy samochd w caym Niebie. Widziaa t lini
wygicia podwozia?
- Cakiem adny. Ale kto...?
- A wanie - znowu mi przerwa. - Z tym samochodem wie si pewna
historia. Ostatnio mielimy w Niebie nieze zamieszanie, bo pewnemu
papieowi bardzo nie spodoba si ten samochd. Gdy trafi do nas po swojej
mierci, obiecano mu, e to on bdzie mia najszybsze auto w caej Arkadii. No i
przez pewien czas mia. Ale wiesz... synowi Szefa nikt nie odmwi, dlatego
pomimo protestw papieskich to maserati birdcage 77th jest najszybszym
samochodem na wiecie i w zawiatach.
O nic wicej ju nie pytaam. Szlimy w milczeniu ulicami Edenii.
- No piknie - mrukn ponuro Borys, gdy ju dochodzilimy na miejsce.
Zerknam na niego zdezorientowana. Podyam za jego spojrzeniem.
Patrzy z kwan min na przystojnego anioa w niedbaej pozie opartego o
barierk przy Administracji.
Gdyby nie to, e posiada skrzyda, miaabym pewne wtpliwoci, czy aby
na pewno by anioem. Mia bowiem kruczoczarne pira. Wydaway si
pochania wiato soneczne.
Mczyzna by tak jak inne istoty niebiaskie ubrany cakowicie na biao.
Mia na sobie lnian koszul, ozdobion delikatnym czarnym haftem na
konierzu przy szyi oraz na rkawach, i take pcienne spodnie. Jego stopy
obute byy w sanday jezuski. Jednak w przeciwiestwie do innych aniow nie
nosi do nich skarpetek. Dosta u mnie za to plus.

Lecz to nie jego strj zwrci moj uwag, ale nietypowa uroda. Mia
krtkie blond wosy. Tak jasne, e wydaway si wrcz biae. Jego tczwki
miay wyblaky niebieskoszary kolor. Prawie nie byo ich wida, przez co
wydawao si, e posiada tylko zwone w szparki renice.
By pikny tak jak wszystkie anioy. Jednak byo to niepokojce pikno
drapienego zwierzcia.
Zrozumiaam, kogo odrobin mi przypomina. Skojarzy mi si z
Azazelem. Mieli ze sob co wsplnego. Mrok w spojrzeniu.
Skd go znaam. Wydawao mi si, e widziaam podobnego mczyzn
w Piekle, ale przecie anioy miay zakaz pojawiania si w Niszej Arkadii.
W kocu pojawi si przebysk. On by Pod Gow Anubisa tego
wieczoru, gdy rozmawiaam z Piotrkiem. Tu przed opuszczeniem przeze mnie
Piekie.
Przyglda mi si uwanie. Poczuam si nieswojo pod ciarem jego
przezroczystego, odrobin przeraajcego spojrzenia.
- Kto to? - zapytaam putta.
- To anio Moroni. Nie lubi go. Straszny jest - zwierzy mi si.
Gdy wchodzilimy po schodach, anio umiechn si do mnie i skin
przyjanie gow.
- Witaj - szybko zastpi mi drog.
Nie mogam go wymin. Usyszaam, jak Borys mamrocze co do siebie
pod nosem, wyranie niezadowolony ze spotkania.
- Wybacz, e ci niepokoj. Nazywam si Moroni. Syszaem, e
przeprowadzasz si do Nieba. Czy to prawda? - uprzejmie zapyta mnie anio.
- Tak - odparam.
Nie wiedziaam, co jeszcze powinnam mu powiedzie. Wyranie na co
czeka. Zoy skrzyda na plecach. Zaczy si zmniejsza, a w kocu zniky.
Teraz nie musia si nimi popisywa. Ju zdyam si dowiedzie, e by
anioem.
- Intrygujesz mnie - stwierdzi. - Twoje zdolnoci, uroda. To naprawd
bardzo interesujce...
No ludzie, czy ja wydzielam jakie magiczne fluidy, ktre sprawiaj, e
notorycznie lec na mnie z wywieszonymi jzykami anioy i diaby? Co to ma
by? Nawet putto chcia pozna sytuacj mojego zwizku.
- Wiktorio! Tu jeste! - zza mojego nowego wielbiciela wychyn Azazel.
Tu za nim poda Beleth z zaniepokojon min. - Moroni! A co ty tu robisz?!
Nie powiniene nka jakich niewinnych duszyczek i wmawia im swoich
kamstw?
Czarnoskrzydy anio odwrci si powoli w stron diaba. Uprzejmy
umiech spez z jego twarzy.
- Azazel. Widz, e nic si nie zmienie. Ten sam obudnik i pieniacz co
kiedy - odparowa zniesmaczonym tonem. - Naprawd jeste na tyle naiwny, e
wierzysz, e uda ci si wrci do Niebios? Nikt ci tu nie chce, przyjacielu.

- Ju mi si udao - zamia mu si szyderczo w twarz i pomacha jakimi


dokumentami. - Od teraz jestem na czasowym pobycie w Arkadii. Za to w
czasie rozprawy za dwadziecia siedem dni archanioowie postanowi, czy
przywrci mi tytu anioa. I nie jestem twoim przyjacielem.
Moroni skrzywi si.
- Do czego to doszo, eby wpuszcza tak hoot jak ty do Niebios.
Licz, e Rada Archaniow okae si rozsdna.
- Liczy to sobie moesz, w kocu i tak do niej nie naleysz - podstpny
diabe zachichota zoliwie. - Jak to byo, Moroni? Wyrzucili ci z niej,
nieprawda?
Anio nie skomentowa jego uwagi. Odwrci si do niego plecami i
wycign w moj stron rk. Zanim pomylaam, odwzajemniam gest.
Spodziewaam si zwykego ucisku, jednak on pokoni si i delikatnie
pocaowa wierzch mojej doni. Byo to zachowanie pene galanterii i elegancji.
- Ciesz si, e ci poznaem, Wiktorio - szepn. - Wierz, e jeszcze nie
raz si zobaczymy.
Azazel by lekko zdziwiony, e Moroni nie wda si z nim w sown
potyczk. Patrzy zawiedziony, jak tamten odchodzi jak gdyby nigdy nic, a
nastpnie wzbija si w powietrze, przysaniajc na chwil soce swoimi
czarnymi skrzydami. Trzeba przyzna, e byo to odejcie z klas.
- Czego on od ciebie chcia? - zapyta podejrzliwie Beleth i w jednej
chwili znalaz si obok mnie. - Zaczepia ci? Gdzie ci zaprasza? Usiowa
ci dotkn?
- Chcia si po prostu przedstawi - wyjaniam zmczonym gosem. - Nic
wicej.
Azazel podrapa si w zamyleniu po brodzie. - Ciekawe, czego on tu
szuka...
Borys zerkn na mnie, potem na diaby i powiedzia szybko:
- To ja pjd zobaczy, czy przydzielono pani zezwolenie na pobyt
czasowy w Niebie. Na pewno ju dopeniono wszystkich formalnoci.
- Ty! - podstpny diabe przypomnia sobie o jego istnieniu. - Po co
Moroni tutaj by? Co zaatwia w Administracji?
Putto podpar si pod boki i spojrza na niego z wyszoci, pomimo e
by o dobre ptora metra niszy:
- Niestety nie moemy udziela poufnych informacji osobom
nieupowanionym przez klienta. Proponuj zwrci si z tym pytaniem
bezporednio do anioa Moroniego. A teraz prosz mi wybaczy.
Odwrci si na picie i znikn za drzwiami prowadzcymi do budynku.
- My otrzymalimy czasowy pobyt - wyjani mi Beleth. - Tobie na pewno
te si uda.
Sprbowa zapa mnie za rk, ale mu si wyrwaam.
- Fajnie - skwitowaam.

Diabe lekko uraony odsun si ode mnie i opar o barierk w miejscu,


w ktrym przed chwil sta Moroni.
- Kto to by? - zapytaam.
- Poronioni Moroni - odpar krtko Azazel.
Posaam pytajce spojrzenie Belethowi
- Czyli poroniony Moroni. Azazel nie potrafi nigdy wymyli mu innego
przezwiska, wic uywa tego, pomimo e jest beznadziejne... - wyjani.
- Droga Wiktorio - z tego caego zdenerwowania a warkocz rozwiza si
podstpnemu diabu. - To bardzo niedobrze, e Moroni si tob zainteresowa
On jest zbyt podobny do mnie.
- To znaczy, e tworzy zadziwiajco gupie teorie i plany zdobycia
wadzy nad wiatem, ktre pomimo jego wielkich nadziei sie nie udaj? zapytaam niewinnym gosem.
Nie wyobraaam sobie, by byo to moliwe. Przecie nie mogabym mie
a takiego pecha, eby spotka drug nadprzyrodzon istot, ktra byaby tak
nienormalna jak Azazel.
- Rzeczywicie - potwierdzi. - Z t rnic, e jego plany i teorie
czciowo si udaj - doda.
- No dobra, a co to wszystko ma ze mn wsplnego? - chciaam si
dowiedzie, bo moe wanie nadesza najwysza pora, eby zwia czym
prdzej z Nieba.
- Na razie nic - odpar Beleth. - Jednak musimy na niego uwaa. Skoro
przypadkiem znalaz si w Administracji w tym samym momencie co my i
usiowa z tob porozmawia to znaczy, e ma jaki plan. A my nie wiemy jaki.
- A moecie mi wyjani dokadniej, kim jest ten cay Moroni? Ma jakie
tajemnicze zdolnoci?
Kady anio czy diabe mia stworzenie, ktre wymyli i umia nawiza
z nim kontakt. Beleth wietnie rozumia si z kotami. Azazel stworzy komary, a
potem udoskonali je tak by mogy przenosi zarodce malarii.
Biorc pod uwag to ostatnie osignicie podstpnego diaba, mogam
teraz podejrzewa Moroniego o wszystko co najgorsze.
- Nie, on chyba niczego nie osign - zaprzeczy Beleth. - Nie chciao mu
si bawi w wymylanie stworze. A jego jedynym wrodzonym talentem jest
manipulacja. Nic poza tym. Tylko zwyczajne zdolnoci anioa.
- W ogle powinna si czego wicej o nim dowiedzie - odkrywczo
stwierdzi Azazel. - Syszaa o mormonach? A raczej o ich Kociele Jezusa
Chrystusa witych w Dniach Ostatnich?
- Nigdy nie lubiem tej nazwy - wtrci Beleth. - Strasznie duga...
- Co tam syszaam. To jaka sekta w Ameryce, nie? - zapytaam.
- Zaoona przez Moroniego. Teraz to ju legalne stowarzyszenie majce
wielu czonkw, a raczej wiernych na caym wiecie - wyjani mi Beleth.
Zaraz, zaraz. Co mi tu nie pasowao. Jakim cudem Moroni mg sobie, ot
tak, zaoy wasne wyznanie? Z tego, co wiedziaam, byo to karalne. Gdy

Azazel stworzy wasn sekt, od razu pocignito go do odpowiedzialnoci.


Mia teraz w Piekle wyrok w zawieszeniu. Czyby Moroniemu udao si tego
dokona bez poniesienia konsekwencji?
- I nikt si go o to nie czepia? - zapytaam zbita z tropu.
- Nie, bo nie zaoy tego wyznania jako anio, ale jako prorok. Znalaz
luk w systemie - warkn Azazel. - Oczywicie kiedy ja chciaem zaoy sobie
sekt, to ju nie mogem z tego skorzysta, bo wprowadzili zmiany do naszego
prawa anielsko-diabelskiego. Wyprzedzi mnie skur...
- Wyraaj si - przerwa mu Beleth. - Nie wolno ci uywa takich sw,
tym bardziej tutaj.
Podstpny diabe zme w ustach przeklestwo.
- A teraz nie wiemy, o co chodzi Moroniemu, tak? - upewniam si.
- Nie mamy pojcia - westchn mj przystojny diabe. - Jednak moemy
mie pewno, e co szykuje. Inaczej nie byoby go tutaj. Wszy...
W tej chwili z Administracji wyszed Borys, niosc w maej pulchnej
doni jakie dokumenty.
- Prosz, Wiktorio - poda mi je. - Od dzisiaj jeste obywatelk Nieba.
Oczywicie czasow, jednak wi si z tym wszystkie przywileje, jakich
dowiadczaj normalni mieszkacy. Gratuluj.
Twarz Beletha rozjania si w umiechu. Wszystko szo tak, jak sobie
zaplanowa.
By on, byam ja i bya Arkadia. Czego chcie wicej?
- Dzikuj ci - umiechnam si ciepo do putta a on o dziwo, zarumieni
si.
Speszony pokoni mi si szybko i z powrotem uciek do budynku.
- Proponuj teraz uda sie na spoczynek. Wszyscy jestemy zmczeni zaproponowa Beleth, zerkajc na mnie znaczco.
Azazel go nie sucha. Patrzy zamylony w miejsce na niebie, w ktrym
znikn nam z oczu Moroni, jego wrg numer jeden.
Soce powoli zachodzio. W tym owietleniu wszystkie budynki nabray
jeszcze bardziej ciepych i pastelowych kolorw. Wyglday jak przeniesione z
bani i bajek opowiadanych mi w dziecistwie. To wanie tak wyobraaam
sobie pikne paace, w ktrych mieszkay ksiniczki czekajce na przystojnych
ksit.
- Ta, ta - machn lekcewaco rk Azazel, zbywajc propozycj
przystojnego diaba. - Ja mam jeszcze co do zaatwienia.
Rozwin bkitne skrzyda i wzbi si w powietrze. Ruszy w lad za
anioem. Ciekawe co mu zrobi - powyrywa pirka?
- To jak Wiki, idziemy? - Beleth poda mi do.
- Dokd? - zapytaam nieufnie.
- Do mojej posiadoci - umiechn si szeroko, nie puszczajc rki. Nadal j mam. Powinna ci si spodoba. Przypomina odrobin t w Piekle. Jest
tylko wiksza.

- Jeszcze wiksza? To chyba bdziesz musia mi da jak map.


Szczerze mwic, nie zmartwia mnie ta informacja. Oznaczaa bowiem,
e bez problemu znajdzie si dla mnie pokj w bezpiecznej odlegoci od
sypialni Beletha.
- Nie martw si. Bd blisko ciebie - zapewni mnie. - Nie opuszcz ci
nawet na chwil.
Rozwiao si marzenie o oddaleniu si.
- A nie ma tu jakiego hotelu, w ktrym mogabym przenocowa? zapytaam.
- W Niebie nie ma hoteli, kochanie. Tutaj nikt nie wpada w odwiedziny.
Kady ma wasny dom lub rezydencj.
Westchnam ciko. W takim razie jak zwykle nie miaam wyboru.
- Gdzie mieszkasz? - zapytaam zrezygnowana.
- Kilkanacie kilometrw std. Na samym brzegu urwiska z piknym
widokiem na ocean. Dookoa nie ma adnej innej budowli jak okiem sign. S
za to pikne lasy. Nikt nie bdzie nam przeszkadza ani niepokoi - zachwala. My rwnie moemy zachowywa si tak gono, jak mamy ochot, poniewa
nikomu nie sprawimy tym kopotu.
Nie ucieszyy mnie zbytnio te informacje. Szykowa si ciki wieczr,
podczas ktrego bd musiaa uwiadomi Belethowi, e nie zamierzam mie z
nim romansu. A w kadym razie, nie zamierzam romansowa z nim dzisiaj.
Pniej... kto wie?
- To stwrz drzwi i chodmy - ziewnam szeroko. Zaczam odczuwa
zmczenie. Za duo przey i emocji jak na jeden dzie. Byam wyczerpana.
- Jakie drzwi? - zapyta z szelmowskim umiechem. - Polecimy tam!
Zanim zdyam odpowiedzie, zapa mnie wp i bez adnego wysiku
wzi na rce. Objam go mocno za szyj.
- Beleth, nie! Natychmiast postaw mnie na ziemi! Ja mam lek wysokoci,
syszysz?! Ja nie chce!!! - zdyam jeszcze krzykn, gdy mcc zotymi
skrzydami, wzbija sie z za wrotn szybkoci do gry.
Zamknam oczy i wtuliam twarz w zagbienie jego szyi. Pachnia
morzem, wiatrem i orientalnym kadzidem. Gony miech wstrzsa jego
piersi.
- Nie martw sie, Wiki! Trzymam cie! Zobacz, jak tu jest piknie! krzykn.
Odwayam si otworzy jedno oko, z czego byam bardzo dumna.
Wznielimy si ju powyej administracji, jej pagoda bya daleko pod nami.
Naszym oczom w promieniach zachodzcego soca ukazaa si
zapierajca dech panorama Nieba. Kopuy i dachy byszczay miedzi, srebrem i
zotem. Przy akompaniamencie mojego przeraliwego wrzasku Beleth
zanurkowa w d. Spiralnie okrylimy wysok dzwonnic. Dzwon zacz
wybija rytm. Powietrze wok nas zadrao od jego niskiego dwiku.

Beleth mia si niczym dziecko, gdy lecielimy midzy budynkami.


Ludzie pokazywali nas sobie palcami i machali przyjanie. Widok
uskrzydlonego mczyzny trzymajcego na rkach dziewczyn by chyba do
niecodzienny, bowiem wzbudzilimy niemae zainteresowanie.
Przytuliam si do niego. W jego ramionach czuam si bezpiecznie.
Pozwoliam ponie si emocj. Jednak wasne myli bolenie cigay mnie na
ziemi.
Przypomniaam sobie, e anioy nie mogy wspy ze miertelniczkami.
Anielice nie istniay, wic pewnie na wszelki wypadek te potne istoty, ktre jak si okazao ju nie raz - byy cakiem ludzkie, staray si unika wszelkich
pokus.
Zaraz, nie byam ju diablic. Anielic raczej te si nie stan. Za to
Beletha od zostania anioem dzielio tylko kilka formalnoci. Czyli nie bdzie
mg si ju do mnie zaleca czy usiowa uwie. Nie zrobi tego, bo bdzie si
ba, e zostanie znowu wyrzucony z Nieba.
Zamiaam si z beznadziejnoci caej sprawy. Nie wiedziaam, czy bd
jeszcze kochaa Piotra. Wiedziaam natomiast, e nie powinnam kocha diaba.
Pat.
Beleth zawtrowa mi miechem, mylc, e cieszy mnie ta podniebna
przejadka. Po raz kolejny zanurkowa, a ja poczuam odek gdzie w
okolicy przeyku.
Lecielimy prosto w stron zachodzcego soca. Pod nami szybko
migay budynki i ulice. Zblialimy si do urwiska. Beleth spojrza mi prosto w
oczy i umiechn si szeroko.
- Teraz bdzie co wietnego!
W jednej chwili zoy skrzyda i runlimy w d. Otworzyam szeroko
oczy i ryknam:
- TYLKO NIE TOOOOOOOOOOO.

Rozdzia 15
Patrzyam na swoje odbicie w lustrze umieszczonym na suficie nad
ogromnym oem w mojej nowej niebiaskiej sypialni. Przystojny diabe mia
chyba jak obsesj na punkcie luster. Nie mogam zrozumie, czemu Beleth je
tam umieci. Chcia, eby jego gocie tu po przebudzeniu mogli zobaczy, jak
le wygldaj?
Ja teraz le wygldaam. Zmierzwione od wiatru wosy sterczay we
wszystkie strony. Dobrze, e miaam piekielne moce. Wystarczyo tylko
pstrykn palcami, a uoyy si na poduszkach w mikkie fale.
Przed chwil wrciam do rezydencji Beletha. Wczeniej, po naszym
strasznym locie, kiedy to umoczyam na szczcie tylko stopy w oceanie
niebiaskim, na chwil skoczyam na Ziemi. Nie byo mnie tam przez dwa dni.
Musiaam sprawdzi, czy brat si o mnie nie martwi i czy na uczelni byo
wszystko dobrze.
Jedynie moja najlepsza przyjacika Zuza zdenerwowaa si na mnie. Nie
daam jej znaku ycia, a obiecaam przecie, e pjd z ni na imprez do
Tomka, naszego kolegi z uczelni.
Pierwotnie miaam i tam take z Piotrkiem.
To dziki niemu nikt si nie przestraszy, e zniknam na dwa dni bez
sowa. Wyjani znajomym, e pojechaam w odwiedziny do krewnych, a
mojemu bratu powiedzia, e pojechalimy do jego rodzicw.
Byam mu wdziczna za pomoc na Ziemi. Oszczdzi mi wielu kopotw i
zmartwie.
Wrciam mylami do Zuzy. Bd musiaa pj na t imprez. Nie
miaam na to ochoty, ale musiaam si zmusi. Inaczej przestaaby si do mnie
odzywa. Zreszt i tak moe si obrazi, gdy dopiero na imprezie dowie si, e
zerwalimy.
Zawsze mwiymy sobie o wszystkim, a tu nagle takie dugie milczenie z
mojej strony. Przecie nie mogam jej miesza w moje anielsko-diabelskie
sprawy. Jeszcze staoby jej si co zego.
Nie spotkaam podczas swojej krtkiej wizyty na Ziemi Piotrka. Baam
si naszego spotkania. Baam si, e tak po prostu mu przebacz.
Gdy tak rozmylaam, wpatrujc si w swoje odbicie, kto zastuka do
moich drzwi. Oczywicie wiedziaam, kto to by. Po przybyciu do rezydencji
poprosiam go, eby da mi chwil dla siebie. Wymigaam si te od kolacji,
twierdzc, e nie jestem godna.
Najwyraniej uzna, e to koniec mojej samotnoci...
- Czego chcesz, Beleth? - zapytaam.
Wsun gow do pokoju.
- Chciabym z tob porozmawia. Mog?
- Tak. - Gdybym powiedziaa nie i tak by nie posucha.

- Co robisz? - zapyta, siadajc na ku.


- Czemu nad kiem, na suficie, wisi lustro? - odpowiedziaam pytaniem
i wrciam spojrzeniem do lnicej tafli.
Przystojny diabe pooy si obok mnie. By potnym mczyzn, z
szerokimi ramionami. Mimo to nie byo nam ciasno. Icie krlewskich
rozmiarw oe zasane czerwon satynow pociel zapewniao duo
przestrzeni. Spojrzelimy sobie w oczy w lustrze.
- eby, uprawiajc mio, mona byo zerka do gry i nadal widzie
partnera - umiechn si obuzersko. - Pomyl, jakie to podniecajce.
Mimowolnie si zaczerwieniam. Wyobrania okazaa si moim wrogiem.
- Moemy sprbowa, jeli chcesz - zaproponowa. - Poznasz wszystkie
zalety tego lustra.
Jego rka wolno zacza sun po pocieli w moim kierunku.
- Beleth...
Nie miaam siy na te gierki.
Jego palce w kocu napotkay moj rk. Delikatnie opuszkami zacz
kreli kka na mojej skrze. Po moich plecach przebieg, o zgrozo, do
przyjemny dreszcz.
Wyrwaam mu si i usiadam.
- Przesta!
Beleth take usiad. Jego twarz dzielio od mojej kilkanacie
centymetrw. Serce zaczo mi mocniej bi.
- Jestem gotw wykona kady twj rozkaz, a ty kaesz mi przesta? zapyta niskim gosem. - Zastanw si nad tym, moja pikna Wiktorio. Chc
caowa twe usta, zatopi do w twoich wosach, pieci twoje ciao.
Jak oparzona wyskoczyam z ka.
- Wyjd z mojego pokoju - powiedziaam najspokojniej, jak potrafiam. Natychmiast.
- daj wszystkiego, ale nie tego - najwyraniej nie mia zamiaru zej z
mojego ka ani opuci sypialni.
Poczuam si nieswojo. Jednak nie dlatego, e si go baam. Baam si w
tym momencie samej siebie. Zaczam ulega jego piknym sowom
wypowiadanym niskim, zmysowym tonem. Czarowa mnie, jak zwykle. Nie
rozumiaam, dlaczego jego gos mia nade mn tak siln wadz.
Objam si ramionami, jakby miao mi to zapewni ochron.
- Belecie, nie wiem, na co liczysz, ale tego nie dostaniesz. Wyjd std jak
prawdziwy dentelmen albo ja pjd poszuka innego pokoju. Jestem pewna, e
znajd ich tu dziesitki.
Westchn znuony i wsta. Przecign si, abym moga dokadnie
przyjrze si jego sylwetce w opitej biaej koszuli. By niczym rzeba Michaa
Anioa.
- Naprawd nie rozumiem, czemu nie chcesz mi si podda. Przecie
jestem taki... wspaniay. Nie da si tego inaczej okreli.

- I zapatrzony w siebie - mruknam.


Umiechn si rozbawiony i stwierdzi:
- Nie przecz. W kocu jest na co popatrze, czy nie?
Zamiaam si. Rozbroi mnie. Znowu.
- To o czym chciae porozmawia? - zapytaam.
- O niczym. Tak naprawd to by tylko pretekst, eby bezkarnie wej do
rodka i namwi ci do cielesnych rozkoszy - odpar szczerze.
Min mnie, kierujc si do drzwi.
- Kochanie, nie bez powodu daem ci ten pokj. Otrzymaa wanie
sypialni podania. Nie ma drugiej takiej w mojej rezydencji - oznajmi.
Lustra, ciany pomalowane na gboki burgund, szerokie oe z satynow
powiat, szafka z drogimi alkoholami, cho w Niebie nie wolno pi, stare
obrazy przedstawiajce rozebrane nimfy. Moe rzeczywicie ta sypialnia miaa
w sobie co obscenicznego, ale...
Diabe przeszed przez prg.
- Gdyby zmienia zdanie, wystarczy tylko zawoa. Stawi si, gotw
speni wszystkie twoje mroczne zachcianki...
Bez sowa zamknam za nim drzwi.
- Speni wszystkie twoje fantazje, Wiktorio, nawet te najbardziej
grzeszne. Skorzystaj z tego, dopki jestem diabem - jego radosny miech
oddala si ode mnie, gdy odchodzi.
Krcc gow, wrciam do ka. Beleth zawsze bdzie taki sam. Nie
przeszkadzao mu, e mgby zama ze mn jedno z boskich praw. Wida jako
diabe czu si bezkarny.
Przez chwil zastanawiaam si, czy powinnam mu uwiadomi, e gdy
stanie si ju anioem, bd dla niego cakowicie niedostpna.
Nie... lepiej chyba tego nie robi. Popsuabym zabaw.
Wiedziaam oczywicie, e Beleth kocha najbardziej samego siebie i nie
zrezygnowaby dla mnie ze skrzyde. Chocia z nim nigdy nic nie wiadomo.
Jeszcze by mnie zaskoczy tak jak wyznaniem mioci podczas naszego
poprzedniego spotkania w Stambule.
Pstrykniciem palcami rozebraam si do samej bielizny. Chyba pod
wpywem nastroju panujcego w sypialni postanowiam zamieni baweniany
stanik i majtki w seksowny komplet z koronkami. W lustrze zobaczyam
cakiem inn dziewczyn. To ja? Zbita z tropu pooyam si w satynowej
pocieli. Klasnam delikatnie w donie i wiato zgaso.
Mimo to byo jasno. Przez wysokie okna bez problemu wpaday
promienie ksiyca. Olbrzymia brya bya kilkanacie razy wiksza ni ta
widoczna z Ziemi.
Moje spojrzenie znowu powdrowao do lustra. Zobaczyam w nim
smutn dziewczyn.
Odwrciam gow w bok i wpatrzyam si w pust poduszk. Nie do,
e smutna dziewczyna, to jeszcze samotna.

Wiedziaam, e wystarczyo tylko zawoa, a moja samotno byaby


przeszoci. Nie chciaam jednak tego robi.

Rozdzia 16
- Jeste gotowa? - zapyta Beleth, gdy nastpnego ranka zeszam do
przestronnego salonu na parterze posiadoci. By urzdzony tak jak pozostae
pomieszczenia. Peen by dobrego smaku, przepychu i bogactwa, niczym
ozdobna szkatuka z biuteri.
Dzisiaj miaam odwiedzi rodzicw. Spotka ich po tylu latach. Z jednej
strony nie mogam si tego doczeka, przeraliwie za nimi tskniam. Jednak z
drugiej... a co bdzie, jeli zawiod ich oczekiwania? Moe nie takiej crki
chcieli?
Dobrze ich pamitaam, pomimo e miaam tylko dziesi lat, gdy zginli
w wypadku samochodowym. Gupia mier. Pijany kierowca przysn za
kierownic i wjecha prosto w ich samochd na jednej z drg dojazdowych do
Warszawy.
Miaam ogromne szczcie, e mj brat by starszy o ponad dziesi lat.
Dziki swojej zaradnoci uzyska opiek nade mn Gdyby by modszy,
obydwoje trafilibymy do domu dziecka i moliwe, e by nas rozdzielono
Specjalnie dla mnie rzuci studia. Przenis si na zaoczne by mc
pracowa w dzie. Rodzin zakada dopiero teraz czyli dobrze po trzydziestce.
Wiele mu zawdziczaam, powici dla mnie naprawd duo.
Nie mogam si doczeka, gdy opowiem rodzicom o tym jaki jest
wspaniay.
Czy ja ich w ogle poznam? Miaam wyrane wspomnienia wzmocnione
wielokrotnie ogldanymi zdjciami, jednak mogli si zmieni. W Niebie na
pewno byli fryzjerzy, wizayci, stylici. Moe si odmodzili? Albo chocia
lekko zmienili swj wygld?
Bdc w zawiatach, nie trzeba byo wyglda tak jak w chwili swojej
mierci. Mona byo si cofn do poprzedniego wygldu, sprzed wielu lat, lub
wybiec w przyszo. W ten sposb dzieci nie musiay znajdowa si przez
wieczno zamknite w maym ciele, a starcy w zgarbionym, zniszczonym przez
czas i choroby.
Strasznie za nimi tskniam. Wizyta diabw w moim yciu przyniosa mi
wiele przykroci, ale te kilka korzyci. Jedn z nich byo to, e zobacz
ponownie rodzicw.
- Wiki? Skarbie, co ci jest? - do rzeczywistoci przywoa mnie gos
Beletha.
Spojrzaam na niego.
- Nie, nie. Wszystko dobrze. Mylaam o rodzicach.
- Pjd z tob ich pozna - wyszczerzy do mnie zby.
To nie by zbyt dobry pomys. Moi rodzice byli znacznie bardziej religijni
ode mnie. Wraz z ich mierci odeszam od Kocioa. Jednak teraz zamierzaam
do niego wrci.

Beleth zdecydowanie nie powinien ze mn i. Towarzystwo diaba na


pewno nie spodobaoby si mamie i tacie.
- Lepiej nie - zaprotestowaam.
- Dlaczego? - zmarszczy brwi. - Chyba si mnie nie wstydzisz?
Miaam ochot przytakn, ale nie chciaam go urazi.
- Po prostu chc by z nimi sama - powiedziaam. Umiechn si z ulg i
pokiwa gow ze zrozumieniem.
Najwyraniej moje wyjanienie go usatysfakcjonowao.
- Ale chocia ci do nich zaprowadz, bo sama nie trafisz.
- Skd wiesz, gdzie mieszkaj? - moja czujno wzrosa.
- Sprawdziem na wszelki wypadek - wzruszy ramionami. - A wanie!
Opowiedz mi o tej imprezie, na ktr dzisiaj idziesz na Ziemi. Chtnie pjd z
tob.
Tego jeszcze tylko mi brakowao. Tam na pewno bdzie Piotru.
Chciaam z nim porozmawia. Ju wystarczajco ochonam i mogam si na to
zdoby bez ez, krzykw i (mam nadziej) rkoczynw.
- To impra organizowana przez koleg z roku. Bd na niej moi
przyjaciele.
- Azazel pewnie te bdzie chcia pj - ostrzeg mnie Beleth.
Mam pomys - zapromy jeszcze mier i putta Borysa jako jej
towarzysza. Takiej wesoej kompanii na pewno nikt nie przegapi...
- Nie zgadzam si, eby tam szed, a co dopiero Azazel - warknam.
- Kochanie, tak nam si odwdziczasz? Przecie zabralimy ci do Nieba.
Do twoich rodzicw. Chyba moesz zrobi wyjtek i raz pozwoli nam
towarzyszy ci na Ziemi.
- Wolaabym nie...
- No wiesz? - zrobi smutn min. - Poza tym uwaam e nie ma dyskusji.
Kto wie, czy anio Moroni nie sprbuje ci tam dopa, kiedy nie bdzie mnie w
pobliu.
Hm, o nim cakiem zapomniaam. Nie sdziam, eby jego wielkim
planem byo rzucenie si na mnie z noem czy gorejcym mieczem, ale
pewnoci nie miaam. Wzbudziam w nim zainteresowanie, a to byo
niebezpieczne, jak twierdziy.
Moe trzeba si zgodzi, eby Beleth poszed ze mn? Tak dla
bezpieczestwa?
Hm, na pewno nie byoby to z korzyci dla mojego ewentualnego
odnowienia zwizku z Piotrkiem.
Tylko czyja chciaam odnowienia zwizku?
- Nie zgadzam si na Azazela - mruknam z kwan min powoli si
poddajc.
Diabe zacz mnie przekonywa, e przecie biedny Azazel jest taki
samotny, odkd zerwa z Kleopatr, i e naley mu si troch rozrywki, i e
przecie bdzie grzeczny.

- Osobicie masz go pilnowa, eby nie zrobi czego gupiego. Jasne? zastrzegam, usiujc zachowa resztki godnoci.
- Nie mog od razu zgodzi si na twoje warunki - podszed do mnie tak
blisko, e musiaam si cofn, jeli nie chciaam go dotyka. - Musisz
zaoferowa mi co w zamian. Moje zainteresowanie Azazelem troch kosztuje.
- Targuj si z kim innym - warknam. - Albo idziesz pilnowa Azazela,
albo nie idziesz w ogle.
Beleth zrobi skrzywdzon min.
- Zmienia si, Wiktorio... Kiedy nie zaprotestowaaby tak atwo.
Kiedy zdoabym wcign ci w t sodk gr obietnic.
- Sodk tylko dla ciebie.
- Ranisz mnie - zapa si za pier. - Przecie wiesz, co do ciebie czuj.
- Wiem, co powiedziae mi, e czujesz. Nie mam pewnoci, czy czujesz
naprawd.
Na jego twarzy znowu pojawi si umiech.
- Z radoci ci to udowodni.
- Na razie nie skorzystam.
- Stwardniaa, Wiki. Podoba mi si to. Chcesz by domin? Marz ci si
skrzane pasy, bicze, kajdanki?
- Zboczeniec! - wykrzyknam.
W odpowiedzi zamia si serdecznie i posa mi ciepe spojrzenie. Znowu
mnie podpuszcza.
W kocu zdoalimy wyj z jego rezydencji. Pod ni ju czekao
lamborghini diablo. Jednak nie byo krwistoczerwone, ale nienobiae. Wida
w Niebie nie chcia si wyrnia.
Gdy jechalimy, uwanie przygldaam si Arkadii przez okno. Moj
uwag zwrciy parki. Co chwil mijalimy takie same. Wyglday klasycznie,
tak jak ziemskie miejsca odpoczynku wrd przyrody.
Miay jednak jeden element wsplny, ktrego na Ziemi ani razu nie
widziaam. W kadym z nich stao na wskich nkach po kilkanacie bogato
zdobionych mis o rednicy okoo metra. Jedne byy nisze, inne wysze,
wszystkie mniej wicej wysokoci stou. Przy wielu z nich pochylali si ludzie,
zagldajc z zaaferowaniem do rodka. Obok zawsze bya fontanna i kilka
glinianych dzbankw stojcych w jej pobliu.
Ciekawe co to byo?
Po do dugim czasie Beleth w kocu zatrzyma samochd przed
niepozornym bkitnym domkiem ze srebrnym dachem.
- To tu - oznajmi. - Na pewno nie chcesz, ebym z tob poszed?
Pokrciam przeczco gow.
Otworzyam nisk furtk i weszam na teren posesji. Do drzwi prowadzia
wska cieka wybrukowana duymi owalnymi kamieniami wygldajcymi jak
otoczaki.
Beleth nie odjeda. Najwyraniej czeka, a wejd do rodka.

Zanim weszam na ganek, drzwi si otworzyy. Stana w nich dwjka


ludzi, ktrych nie widziaam od bardzo, bardzo dawna.
Moi rodzice.
Chocia ogromnie staraam si powstrzyma, popakaam si jak dziecko.
Kobieta, ktra wygldaa tak samo, jak j zapamitaam, przytulia mnie do
piersi. Nic si nie zmienili! Mczyzna spojrza wrogo na eskortujcego mnie
diaba, wcign nas do rodka domku i zamkn szybko drzwi.
- Mamusiu! - wtuliam si w ni jeszcze mocniej.
Z tyu nieporadnie przytuli nas tata. Stalimy tak do dug chwil,
wszyscy paczc. Mama cay czas powtarzaa:
- Moja Wikcia kochana, moja Wikusia, moja krlewna.
Od dobrych dziesiciu lat nikt mnie tak nie nazywa. Te gupiutkie
zdrobnienia znikny razem z ni.
Nie mogam w to uwierzy. Wszystko byo takie, jakie zapamitaam z
dziecistwa. Jej gos, zapach, dotyk.
- Tak za wami tskniam - wyjkaam.
- Wiemy, kochanie, wiemy - tata pogadzi mnie po gowie. W kocu
usiedlimy na kanapie w salonie. Zajam miejsce midzy nimi. Cay czas si
dotykalimy, eby udowodni sobie, e to prawda, e naprawd si spotkalimy.
- Byo mi bez was tak le - wyznaam.
Spojrzaam na mam. Nie bya do mnie podobna. Niska blondynka o
okrgej buzi. Podobno charakter odziedziczyam po niej. Mj brat zawsze tak
twierdzi.
Siedziaa teraz, trzymajc mnie za rk, i paplaa jak najta.
Z kolei po tacie odziedziczyam tak zwan skr. Te same, lekko krcone
brzowe wosy, wedug mnie spory nos, szeroki umiech. Tata siedzia teraz w
milczeniu, przygldajc mi si z umiechem.
Przejam paeczk od mamy i zaczam opowiada, co dziao si ze mn
i Markiem, odkd oni zginli. Bya to bardzo duga opowie. Zdziwio mnie
tylko, e niczemu si nie dziwili. Suchali z uwag mojej relacji, ale nie
zadawali adnych dodatkowych pyta.
- Co jest nie tak? - zapytaam w kocu. - Nie interesuje was to.
- Nie! Kochanie, to nie tak! - moja mama zaprzeczya szybko. - Po prostu
my to wszystko widzielimy std.
Zaniemwiam. Czyli to prawda? Nasi bliscy naprawd wszystko widz z
gry? W kadej chwili? O cholera jasna! Czy widzieli, co ja bez lubu
wyczyniam z Piotrkiem?! Poczuam, e si czerwieni.
- Ale jak to? - wyjkaam.
- Zmarli mog patrze przez okna na Ziemi i podglda swoich bliskich wyjani mi tata. - Oczywicie nie patrzylimy cay czas, ale znamy
najwaniejsze fakty z twojego ycia.
- Tak? Wszystkie?
Przecie to prawdziwa katastrofa!

- Nie, oczywicie, e nie - mama zamiaa si z mojej miny. - Stranik


okien nie pozwala zbyt czsto zaglda.
- A raczej powiedziabym, e cenzuruje rzeczy, ktre moemy oglda tata skrzywi si. - Na przykad zawsze kaza nam ju sobie i, kiedy sza na
randk z tym swoim chopakiem... Jak daleko zaszed ten zwizek? Marek to
jako kontroluje? Wiemy, e go zna, ale czy mu ufa? Co o nim sdzi?
Mama poklepaa ojca uspokajajco po doni.
- Skarbie, skocz ten wywiad. Jest przecie dorosa. Ma prawo robi to,
na co ma ochot.
- eby tylko nagle nie musiaa rzuci studiw z powodu przyrostu masy
ciaa... - mrukn ponuro tata.
Poczucie humoru odziedziczyam chyba po nim...
- Teraz wy opowiedzcie mi, co u was - poprosiam. - Jak wam si tu yje?
Cae szczcie, e oboje trafilicie do Nieba!
Nie wyobraaam sobie, ebym ja trafia do Arkadii, a najblisza mi osoba
do Pieka. Taka rozka na wieczno musiaaby by czym potwornym! Co
prawda, Kleopatra uparcie twierdzia, e nie da si wytrzyma z kim kilku
tysicleci, bo si czowiekowi w kocu nudzi.
Zawsze zastanawiao mnie to w przysidze maeskiej. Sugerowaa ona,
e po mierci ju nie trzeba by maestwem, e to taki metafizyczny rozwd.
Cieszyo mnie, e moi rodzice wci byli razem. Nie wyobraaam sobie ich
osobno.
- Jest nam tutaj wspaniale - powiedziaa mama. - Mamy wszystko, czego
zapragniemy. Moemy robi to, na co mamy ochot. Moemy te nie robi nic,
jeeli bdziemy mie taki kaprys, i po prostu odpoczywa. Dodatkowo nie
starzejemy si, a nawet moemy si odmodzi, jeli tylko tego zapragniemy.
Pod tym wzgldem wszystko si zgadzao. Tak samo byo w Piekle.
Nie rozumiaam tylko ludzi, ktrzy po swojej mierci nie chcieli si
odmodzi i woleli zosta w swojej zniszczonej postaci.
Na przykad pewna urocza staruszka Anna Kowalska, ktra na wasne
yczenie trafia do Pieka, bo zamierzaa je nawrci, wolaa by stara. Nie
wiem po co. Moe zya si po prostu z wczkowymi swetrami i chustk na
gowie? Albo mylaa, e w ten sposb bdzie bardziej wiarygodna podczas
prowadzenia swojej kampanii przeciwko stringom?
A moe po prostu baa si, e jak stanie si moda, to sama zacznie je
nosi?
- A poznalicie mier? - zapytaam. - Jest sympatyczna.
A raczej jest sympatyczne. mier bya bezpciowa. Oto jak si koczy,
kiedy jest si jedynym egzemplarzem swojego gatunku i nie mona sobie
znale faceta.
Ciekawe, czy Borys by jej si spodoba? Jest niewiele niszy od niej.
Prawie pasuj do siebie wzrostem.
- Troch straszna - stwierdzi tata.

- I taka... niepozorna - dodaa mama. - Ale nie mwmy o niej, bo dostaj


dreszczy. Opowiedz nam o tym Piotrku. Czy to ju co staego?
- Na razie zrobilimy sobie przerw - wyznaam. - Pokcilimy si.
Mama zrobia zmartwion min.
- Jak to? Przez okno wydawa si takim sympatycznym chopcem. Takim
zapatrzonym w ciebie jak w obrazek. Wszdzie z tob chodzi, robi wszystko, o
co go poprosia. By przeuroczy. Przynosi ci kwiaty bez okazji.
Ten ostatni argument by dla niej wyranie najwaniejszy. Zauwayam w
salonie duo wazonw. Wikszo z nich bya wypeniona. Tata do dzi
przynosi jej kwiaty. Tak po prostu, tylko po to, eby zobaczy jej umiech i
zachwyt w oczach.
Pamitaam z wczesnego dziecistwa, e w naszym domu zawsze
pachniao rami. Czsto, wracajc z pracy, tata przynosi mamie may
upominek na dowd, e cay dzie o niej myla.
- No tak, ale si pokcilimy.
Rodzice spojrzeli na siebie porozumiewawczo.
- To wszystko przez te diaby - stwierdzia mama. - Powinna przesta
utrzymywa z nimi kontakty. Musisz wrci na Ziemi i by normaln
dziewczyn, a nie szwenda si po zawiatach.
- Gdyby nie diaby, nie spotkaabym was po tylu latach - niemiao
zauwayam.
Mama odrobin si zafrapowaa, taty jednak nie zdoaam zbi z
pantayku.
- A czy to przypadkiem przez diaby raz ju nie umara? Wiesz, jak to
przeylimy z mam? Zwaszcza to, e trafia do Pieka?! Ju i tak zaniedbaa
Koci, ale eby trafi do Pieka?
- Diabe przelicytowa anioa - mruknam na swoj obron.
- Widocznie daa mu znaczne argumenty.
Nie podejrzewaam takiego obrotu spraw. Miao by mio i ckliwie, a tu
nagle rodzice maj do mnie pretensje.
Poczuam si winna. Mieli troch racji. Nie zachowywaam si jak anio.
Jednak...
- Przecie to wszystko byo ukartowane specjalnie, ebym trafia do
Pieka. To nie bya moja wina.
- To bya wina twoich diabw - przytakna mama i spojrzaa ostro na
tat, eby da sobie spokj. - Gdy umara, ledzilimy kady twj krok...
- O ile stranik nas nie przepdza - wtrci tata.
- Strasznie si o ciebie martwilimy, kiedy usiowaa ratowa ludzi z
Iskr. Przecie te szalone diaby mogy unicestwi twoj dusz. Ju nie
trafiaby do adnych zawiatw!
Na jej twarzy malowaa si prawdziwa zgroza, jakby dopiero teraz sobie
uwiadomia, e to oznaczaoby, e nigdy wicej bymy si nie spotkay.
No tak... to byoby do nieprzyjemne przesta istnie. Przyznaj.

- Zamierzam wrci na Ziemi i ju tam zosta - powiedziaam. Zaatwi tylko jeszcze jedn spraw w Niebie i wracam.
- Jedn spraw? - tata usiowa pocign mnie za jzyk.
- Tak, a potem uwolni si od diabw i nigdy wicej nie dam si
wcign w ich gierki - owiadczyam.
- Dobrze - mama odrobin si uspokoia.
Chtnie poznaabym tego stranika. Musz mu podzikowa, e nie
pokazywa rodzicom wszystkich scen z mojego ycia prywatnego...
- A ten stranik... - usiowaam zmieni temat. - Kim on jest?
- Ty nie zmieniaj tematu - powiedzia tata, doskonale wyczuwajc mj
podstp. - Masz przesta spotyka si z diabami, syszysz? To nie jest dla ciebie
odpowiednie towarzystwo. Lepiej by byo, gdyby spotykaa si z anioami.
- Beleth i Azazel niedugo stan si anioami. Ju im stworzyam skrzyda.
Bo wiecie, mam moc Iskry...
- Wiem, kochanie - mama umiechna si do mnie ciepo. - Ja te j
mam. Po mnie j odziedziczya.
Postanowiam nie mwi im, e ja w przeciwiestwie do niej posiadam
take moce piekielne. Jeli jeszcze tego nie wiedz. Tacie mogoby si to nie
spodoba.
- Nie wierz, e archanioowie pozwol im sta si anioami. Gabriel na
pewno si temu sprzeciwi - skwitowa tata.
Zapada cisza. Odkryam, e wcale tak do koca nie znaam moich
rodzicw. Zmarli, gdy byam zbyt maa. Mimo to lepo ich kochaam.
Kochaam ich za te dziesi lat bliskoci, ktre mi dali.
Czsto zastanawiaam si, czy byabym inna, gdyby to oni mnie
wychowali, a nie starszy brat.
- Kochanie, chciaa co wiedzie o oknach i o straniku. Prawda? zagadna mama po obiedzie, gdy siedzielimy na werandzie, popijajc mroon
herbat.
- Tak!
- Moe przejdziemy si na pole okien, co skarbie? - zwrcia si teraz
pena entuzjazmu do taty. - To bdzie wreszcie rodzinny spacer!
Ten w odpowiedzi tylko kiwn gow.
Szybko zebralimy si do wyjcia. Byo ju pne popoudnie. Niedugo
zapadnie rowy zmierzch.
Idc do drzwi, zatrzymaam si raptownie. Na kominku, wrd wanych
bibelotw, ramek ze zdjciami i muszelek z podry leao co, co nie pasowao
do caoci.
- Skd to macie? - zapytaam, biorc do rki dugie czarne piro.
- Znalelimy wczoraj w ogrodzie - mama umiechna si wesoo. - To
piro anielskie! Bardzo rzadko mona takie znale. Oni raczej nie gubi ich
przypadkiem. Przyniesie nam duo szczcia. Jaki anio najwyraniej nad nami
potajemnie czuwa.

Powoli odoyam piro na miejsce. Ten anio nie czuwa. On


obserwowa.
Moroni...

Rozdzia 17
Razem z rodzicami szlimy wsk uliczk wykadan marmurowymi
pytami. Mijali nas umiechnici ludzie i pozdrawiali wesoo. Wszyscy byli
spokojni i zrwnowaeni. Zerkali na mnie ciekawie. Czyby wiedzieli, kim
jestem? Pewnie tak.
Sprawa diabw bya bezprecedensowa. A zdziwio mnie e Archanio
Gabriel, czy kto inny u wadzy, jeszcze nas std nie wyrzuci. A w kadym
razie, e nie wyrzuci mnie. To zdecydowanie nie byo moje miejsce.
Kolejna para nadchodzca z naprzeciwka przywitaa si z nami. Rodzice
odpowiedzieli machinalnie. Przyznam szczerze, e nie byam przyzwyczajona
do czego takiego. Na Ziemi przechodnie tak si nie zachowywali. W Piekle,
ktre byo lustrzanym odbiciem tego podobno smutnego padou byo podobnie.
Nikt nie zwraca na ciebie uwagi. Pena anonimowo.
W Niebie czuam si zbyt odsonita. Zupenie jakby kady si mn
interesowa. Nie mona znikn w tumie. Niepokojce.
Weszlimy do jednego z wielu parkw, ktre widziaam po drodze. Byo
w nim sporo ludzi. Przewanie gromadzili si wok dziwnych mis na nkach,
ale take siedzieli na awkach czy po prostu spacerowali.
Rodzice podprowadzili mnie do jednej z mis. Zajrzaam do niej. Bya
pusta. - I co teraz? - zapytaam.
- Teraz nalejemy do niej wody - owiadczya mama.
Tata ruszy w stron marmurowej fontanny przedstawiajcej kilkoro
maych putt z konewkami. Wzi gliniany dzban, Ktrych byo wiele w jej
pobliu, i zaczerpn, na oko, zwyczajnej wody. Po chwili przelewa j do
kamiennej misy.
Oczekiwaam jakich byskw, fajerwerkw, nagej ciszy, ale srodze si
zawiodam. Woda w misie wygldaa identycznie jak ta w dzbanie czy
fontannie. Na jej powierzchni odbijay si nasze twarze.
- A teraz na co czekamy?
- Na stranika - wyjania mama.
Podniosam gow znad tafli wody. Statecznym krokiem zmierza w nasz
stron jaki staruszek ubrany w tog. Przypomina mi pod tym wzgldem
witego Piotra. Moe te by witym?
Gdy podszed bliej, zauwayam, e mia na doniach lateksowe
rkawiczki.
- Witajcie, moi drodzy - powita rodzicw. - Chcecie zobaczy to co
zwykle?
Pokiwali gowami.
Staruszek zerkn na mnie i przeczesa doni brod. Bya krtsza i mniej
zmierzwiona od tej, ktr mia wity Piotr, jednak mimo to bya imponujca.
Jasnoniebieska szata wydymaa si na jego do solidnym brzuchu.

Zauwayam, e mia na niej doszyt kiesze, z ktrej wystaway kolejne


lateksowe rkawiczki.
- Widz, e crka jest z wami, wic pewnie pragniecie zobaczy syna? upewni si.
- Poprosimy - rzek mj ojciec.
Nie wytrzymaam. Musiaam zapyta. Ja wiem, e nie wypada, ale
musiaam. Ciekawo mnie zeraa.
- Czemu ma pan rkawiczki?
Rodzice spojrzeli na mnie ostro, jakbym popenia nietakt. Jednak starszy
pan nie nakrzycza na mnie ani si nie obrazi. Zamia si tylko dobrotliwie i
odpowiedzia:
- W tym zawodzie bardzo szybko niszczy si skra. Na szczcie
miertelnicy wynaleli beztalkowe rkawiczki. Jestem im za to bardzo
wdziczny.
Nastpnie zanurzy palec porodku misy. Na wodzie pojawiy si krgi. Z
pocztku delikatne, staway si coraz wyraniejsze. Woda zacza si burzy i
pryska, zupenie jakby palec staruszka by rozgrzany do czerwonoci.
Gdy zabra rk, woda uspokoia si. Jednak nie odbijay si w niej ju
nasze twarze. Przypominaa ekran telewizora. Bya nieruchoma i byszczca.
Zobaczylimy w niej mojego brata Marka, ktry szed ulic ze swoj narzeczon
Natali. A wic to byo okno. Mona byo zaglda przez nie do ziemskiej
rzeczywistoci.
Gdy si dobrze pochyliam nad tafl, usyszaam nawet, o czym
rozmawiaj. Szybko si cofnam. Wydao mi si wielce niestosowne
podsuchiwa, jak Marek szepcze Natalii, e j kocha.
Straszne...
Rodzice mogli usysze wszystko, co kiedykolwiek powiedziaam. Kade
przeklestwo, kamstwo. Oj, oj.
Starszy pan w lateksowych rkawiczkach kiwa gow, jakby sysza moje
myli. A moe po prostu wywnioskowa wszystko z mojej miny? Chyba bya
do czytelna.
- Och zobacz, Karol, nasz Marek kupi jej kwiaty - zawoaa mama z
zachwytem, wpatrujc si w okno.
Oboje pochylali si nad mis tak nisko, e obawiaam si, e jeszcze
chwila, a dotkn nosami powierzchni martwej, nieruchomej wody. Nie
wiedziaam, czy byo to bezpieczne. Chocia z drugiej strony stranik bez
oporw przez tyle tysicleci macza w niej palce.
Tak, rodzice zdecydowanie nie mieli adnych oporw przed
inwigilowaniem naszego ycia. Na szczcie stranik wybiera to, co im
pokazuje. Szepnam do niego:
- Dzikuj.
Umiechn si wesoo.

- Gdybym pokazywa wszystkim wszystko, to w Niebie wcale nie byoby


tak spokojnie - zwierzy mi si szeptem.
Odchrzkn i teraz powiedzia gono, by i moi rodzice go usyszeli:
- Nie mona zbyt czsto zaglda w ycie miertelnych, bo mona si od
niego uzaleni. Mona w nie zerka od czasu do czasu, eby zobaczy, co
sycha, ale nie mona wci i wci ledzi najbliszych.
Mama skrzywia si, syszc sowo ledzi. Chyba odrobin poczuwaa
si do tego, co z tat wyczyniali. Staruszek wzruszy ramionami i szepn do
mnie:
- Staram si, jak mog.
Nastpnie odwrci si i ruszy w stron kolejnej pary, ktra patrzya na
niego wyczekujco. Idc do nich, wymin wysokiego blondyna.
Moroni z szerokim umiechem kierowa si w nasz stron. Mia na sobie
typowy anielski strj. Ukry skrzyda, by mu nie przeszkadzay. Mimo to
wszyscy go rozpoznawali i witali z umiechem. A on niczym gwiazda rocka
przedziera si przez tum, ktry rozstpowa si, gdy on unis rce.
- Co ty, w Mojesza si bawisz? - zakpiam, gdy do mnie podszed.
- Wikcia! - zawoaa moja mama ze zgroz. - To anio!
Wzruszyam ramionami. To co, e anio. Wcale nie musiaam go z tego
powodu lubi.
- Pani Biankowska - uj donie mojej mamy. - Prosz si nie
przejmowa. Znamy si z... Wikci od dawna. Moemy sobie pozwoli na
drobne arciki.
Duym wysikiem udao mi si zapanowa nad mimik i powstrzyma
przed zoliwym komentarzem. Nikt nie mia prawa mwi do mnie per
Wikcia poza mam. Nie przepadaam za tym zdrobnieniem.
Poza tym patrzcie go. Znamy si od dawna.
Hm... a moe Moroni by moim Anioem Strem? Czy w ogle istniao
takie stanowisko? Jeeli tak, to musiaoby istnie strasznie duo aniow. Musz
si pniej zapyta Beletha.
- Pozwol pastwo, e porw Wiktori na krtki spacer? - anio zwrci
si do moich rodzicw, nawet nie zadajc sobie trudu, eby o zdanie zapyta
mnie.
- Oczywicie - ucieszya si mama. Miaa prawdziwy zachwyt w oczach,
gdy na niego patrzya.
On naprawd by jak gwiazda rocka... albo aktor. Tak, zdecydowanie jak
aktor. Ja miaam zawsze takie samo cielce spojrzenie, jak widziaam Brada
Pitta w telewizji.
- Ale ja potem wracam na Ziemi - zauwayam.
- Och, to ju ci nie zobaczymy w najbliszym czasie - tata posmutnia.
- Odwiedz was jeszcze raz, zanim opuszcz Niebo - zapewniam go. Obiecuj.

Uciskalimy si mocno. Na wszelki wypadek mama powiedziaa mi, jak


mam si zachowywa, jak szuka pracy, jak znale ma, jak wychowa dzieci.
Oczywicie w wielkim skrcie, ale i tak trwao to dobre p godziny.
Moroni lekko zirytowany sta i tupa niecierpliwie nog. Chyba nie sdzi,
e nasze poegnanie bdzie takie dugie.
Ja nie miaam nic przeciwko temu. Czuam to samo co mama. Miaam ze
przeczucie, e moemy si ju nie spotka, jak wpakuj si w jakie diabelskoanielskie kopoty.
- Uwaaj na siebie, Wikciu - poprosia mama ze zami w oczach.
- Bd dzielna, ksiniczko - doda tata. Te wyglda, jakby mia si
zaraz rozpaka.
- Wrc jeszcze do was - zapewniam ich. - A jak umr, to przysigam, e
zrobi wszystko, eby trafi do Nieba.
Teraz ju wiedziaam, jak to wszystko dziaa. Na pewno nie dam si
przegada diabu podczas targu. Bd wiedziaa, gdzie chc trafi, i powiem to
stanowczo, gdy zapytaj mnie o zdanie.
- Moemy i - powiedziaam do Moroniego.
Poegna si krtko z moimi rodzicami i ruszylimy przez park w
niewiadomym mi kierunku.
- Czego chcesz? - zapytaam bez ogrdek, gdy znalelimy si ju daleko
od moich rodzicw.
- Rozmowy z tak urocz dam jak ty - owiadczy z umiechem.
Powiedzia to z tak galanteri, e podejrzewaam, e zaraz co najmniej
mi si pokoni.
- Spoko...
- Co twoje diaby opowiedziay ci o mnie? - zapyta.
- Wiem tylko, e zaoye Koci mormonw i e wedug Azazela co
knujesz - odparam.
Nie zbiam go z tropu swoj odpowiedzi. Raczej zawiodam. Chyba
liczy, e bd zachwycaa si jego pomysowoci albo chocia zarzuc go
pytaniami, jak to jest by prorokiem.
- To nieduo wiesz - westchn. - Chocia trzeba przyzna, e esencj
wszystkiego diaby ci przekazay.
- Rozwiniesz jako to, co powiedziaam?
Umiechn si zadowolony, e jednak zadaam mu pytanie. Miaam czas.
Mogam sobie na to pozwoli.
- Jestem bardzo dumny z mojego stowarzyszenia. Oczywicie miaem
kilka niepowodze. Na pocztku nie wiedziaem, jak si w zasadzie prowadzi
co takiego. Na przykad akceptowaem wieloestwo. Jednak gdy Ameryka
zacza si jednoczy i stan, w ktrym mieszkaa wikszo moich
zwolennikw, mia zosta przyczony, musiaem objawi si jeszcze raz i
troch to naprostowa. Prawo federalne Stanw Zjednoczonych zabraniao
wieloestwa - skrzywi si. - Ale za to udao mi si utrzyma to, e moi

mormoni bior lub na wieczno, a nie tak jak inni chrzecijanie, pki mier
ich nie rozczy.
- Czemu tak ci to bawi? - zapytaam podejrzliwie.
- Bo to troch uprzykrza ycie moim wyznawcom. Dlatego tak mnie to
bawi - wzruszy ramionami.
Zamiaam si krtko.
- Dlaczego si miejesz? - zapyta.
- Bardzo przypominasz mi w tej chwili Azazela - wyznaam. - Tak samo
jak on nie lubisz ludzi.
Moja uwaga zdenerwowaa anioa. Poczerwienia na twarzy, jego
miniaturowe renice zwziy si jeszcze bardziej.
- Nie porwnuj mnie z tym achudr - wycedzi. - Jestem
nieporwnywalnie wikszy i wspanialszy od niego. Moe i mamy podobny
stosunek do miertelnikw, ale ja lepiej potrafi ich wykorzysta. Poza tym nie
robi sobie wszdzie wrogw tak jak Azazel. A ju jego przystpienie do
Lucyfera uwaam za kardynalny bd. Przecie to byo oczywiste, e nic na tym
nie zyska.
Miaam ju do tej rozmowy, do jego towarzystwa. Znuyo mnie to.
Chciaam wreszcie si dowiedzie, czego ode mnie chcia.
- O czym chciae ze mn rozmawia? Bo jeli tylko miae zamiar
chwali mi si swoimi osigniciami, to chciaabym ju pj - owiadczyam. Nie potrzebuj wykadu na temat dziejw Stanw Zjednoczonych.
- Jeste twarda, Wiktorio - zauway. - Nietypowa miertelniczka. Tutaj
wszyscy ludzie korz si przed anioami. S niczym pezajce u anielskich stp
robaki. Zwierzta.
Cokolwiek by twierdzi, pogldy mia naprawd icie Azazelowe. Myli
si jednak. Wcale nie by od niego mdrzejszy czy lepszy. Jedyne, co ich
rnio, to miejsce staego pobytu.
Na dodatek przejawia t sam denerwujc cech, ktr mia kady
czarny charakter w hollywoodzkich filmach. Zamiast przej do rzeczy i
zastrzeli gwnego bohatera, musia mwi tak dugo o swoich planach, a kto
go zdy obezwadni. On po prostu nie potrafi si streszcza.
- Ale ty masz problem z przejciem do sedna. Ja rozumiem, e masz
miliard lat na karku i po prostu musisz si komu wygada, ale czemu na lito
bosk wybrae mnie? - nie wytrzymaam. - Czemu wszyscy nie dacie mi
spokoju? Chc by zwyk miertelniczk!
- Przykro mi, Wiktorio, ale nie moesz. Posiadasz zbyt potne moce.
Potniejsze nawet ode mnie - jego oczy zabysy zazdronie. - Powiem ci, jak
traktuj ci mieszkacy Niebios, a pewnie take i Piekie. Dziki machlojkom
twoich diabw otrzymaa siy, ktre nie powinny by dane osobie z Iskr
Bo. Przez to staa si kim lepszym od aniow, diabw, witych. To nie
jest prawidowe, Wiktorio. Zrozum, e gdyby chciaa, mogaby obala rzdy.
Niewane, czy ziemskie, czy niebiaskie. Ty moesz wiele, o ile nie wszystko.

Dlatego umiechamy si do ciebie, zapewniamy o naszej przyjani. Bd


przeciwnie, delikatnie dajemy ci do zrozumienia, e to my jestemy potniejsi,
chocia wcale tak nie jest. Gramy z tob.
Pomylaam o Lucyferze. Moe Moroni mia racj? Byam potniejsza
od Szatana. To dlatego tak skutecznie wmawia mi, e mam go sucha. A ja
suchaam.
- Wzbudzasz w nas strach i niech - umiechn si do mnie. - Gratuluj.
Zawsze chciaem by kim takim jak ty.
- To nie takie trudne - mruknam. - Po prostu zjedz jabko.
Zamia si serdecznie. Stalimy w zacienionej alejce, w ktrej poza nami
nie byo nikogo. Dawno zostawilimy za sob wszystkich umarych
miertelnikw.
- Nie, moja droga, jabko niestety na mnie nie podziaa. Poza tym go nie
mam - westchn. - A przydaoby mi si. Wracajc jednak do tego, o czym
mielimy rozmawia...
Nareszcie! W kocu jego sowotok ustanie! Naprawd ju si nie dziwi,
e zosta prorokiem. Mia gadane jak kandydat na prezydenta.
- Potrzebuj twojej pomocy, Wiktorio. Bez ciebie sobie nie poradz...

Rozdzia 18
Przyznaj, zaskoczy mnie tym, cho nie tak bardzo, jak chyba tego
oczekiwa. Wiedziaam, e bdzie czego ode mnie chcia. Jak sam mi dobitnie
wyjani, miaam moce, ktre mog by niezwykle przydatne.
To tak, jakby wszyscy uywali ukw, a ja jedna strzelby.
Moja pomoc bya nieodzowna do wielkich, brudnych spraw, ktrymi
namitnie zajmoway si ostatnio nadprzyrodzone istoty w moim towarzystwie.
Wiktoria Biankowska - supermenka do wynajcia. Dzwo, gdy chcesz obali
rzd lub doprowadzi do zniszczenia ludzkoci!
- Chyba nie chc ci pomc - stwierdziam. - Chc mie ju wity spokj.
Chc wrci na Ziemi i y swoim yciem.
- Och nie, moja droga. Nie moesz teraz znikn ze sceny. Nie wiem, co
planuje Azazel, ale on na pewno nie pozwoli ci odej.
- Teraz ju nie jestem mu potrzebna - wzruszyam ramionami.
- To po co zabra ci do Nieba? - zapyta niewinnie.
O dobro serca nie naley go podejrzewa, to fakt.
- W sumie nie wiem - mruknam. - Na wycieczk. Przecie nie
podejrzewa chyba, e zastrasz Gabriela, eby dali mu stanowisko archanioa,
no nie?
Moroni umiechn si do siebie.
- A wic Azazel chce zosta archanioem? - podrapa si w zamyleniu po
brodzie. - Czyli to jest jego plan? No prosz, prosz. A to miernota.
Oczywicie nie ugryzam si w odpowiednim momencie w jzyk. To po
to Moroni chcia si ze mn spotka. Mia nadziej, e zdoa si ode mnie
dowiedzie, co planuj moi towarzysze. A ja oczywicie wszystko podaam mu
na piknie przystrojonym talerzu.
- Ale nie wiesz tego ode mnie, jasne? - warknam. - Bo inaczej...!
- Bo inaczej co? Zamienisz mnie w mrwk i zadepczesz? - wykpi mnie.
- Nie jeste zabjczyni. Wiem, e nadal masz wyrzuty sumienia z powodu
tamtych i aujesz tego, co si stao. Wtpi, eby miaa to kiedykolwiek
powtrzy. Cho przyznaj, e by to bardzo imponujcy wyczyn.
Kipiaam ze zoci, ale mia racj. Nie odwa si ponownie zabi. Zbyt
wiele mnie to kosztowao. Nerww, nieprzespanych nocy, ez. W pewnym
sensie zabiam take cz siebie.
Odgarnam wosy z twarzy. W Arkadii byo bardzo przyjemnie. Nie byo
ani za ciepo, ani za zimno. Temperatura okoo dwudziestu czterech stopni.
Jednak mnie zrobio si teraz bardzo gorco. Czuam, jakby moje policzki
gotoway si ze zoci.
- Chciabym, aby pomoga mi w moim maym planie. W zamian obiecam
ci spokj, ktrego tak pragniesz.
Moroni opar si o drzewo w nonszalanckiej pozie.

- Nie ufam ci. Nie wierz, e dasz mi spokj. To si nigdy nie skoczy.
Diaby te miay da mi spokj. A widzisz, jaki jest tego efekt - rozpostaram
ramiona.
- Wszyscy wiedz, e diabom nie naley ufa. Nie odpowiadam za nich i
pobudki nimi kierujce - zmierzy mnie spojrzeniem od stp do gw. - Chocia
dobrze rozumiem Beletha. Byaby z ciebie wspaniaa towarzyszka ycia.
Potna, pikna, pocigajca. Sam zaproponowabym ci wsplne ycie, jednak
wiem, jak brzmiaaby twoja odpowied.
- To dobrze, e wiesz - mruknam.
- A wanie. Jak twj wybranek? Pogodzilicie si ju? - zapyta zoliwie.
Czy tu wszyscy wiedzieli o wszystkim? Istnienie Piotrka i jego zdrada nie
ukryy si nawet przed anioem? Skandal.
- Nie... - mruknam.
- Zamiast by na Ziemi z ukochanym, ty przebywasz w Niebie z diabami
- zamia si ze mnie. - Moja droga, podziwiam twoj inteligencj, ale s chwile,
e nawet ja zaczynam w ni wtpi. Nie naley ufa diabom. Zapamitaj to raz
na zawsze Dobrze ci radz.
Postanowiam nie cign tej niewygodnej dla mnie rozmowy.
- Czyli co w sumie ode mnie chcesz? Nie chcesz zrobi ze mnie swojej
dziewczyny, to co w kocu?
- Nie chc, by bya moj partnerk, bo nie moesz ni zosta. Boskie
prawo zabrania anioom spkowa ze miertelnikami, a ty niestety jeste
miertelniczk.
Ju miaam mu przerwa, jednak on wreszcie powiedzia co nowego,
co, czego jeszcze nie wiedziaam:
- To wszystko co prawda bdzie przeszoci, gdy tylko osign to, co
zamierzam. Wtedy porozmawiamy ponownie.
Po plecach przebieg mi dreszcz niepokoju. Jego gos stwardnia i sta si
o wiele bardziej zowieszczy ni na pocztku rozmowy.
- A teraz potrzebuj twojej pomocy w zdobyciu kilku przedmiotw.
Zapewniam, e nie zajmie ci to duo czasu.
- Jakie przedmioty? - zapytaam nieufnie.
- Klucze - umiechn si chciwie.
Jego wyblake oczy zalniy w socu. Mae jak szpileczki renice zwziy
si jeszcze bardziej. Miaam wraenie e zniky zupenie.
- Po co ci te klucze?
- Och, zamierzam tylko zdoby wadz nad wiatem, obali potg
archaniow, sprawi, by wszyscy zapomnieli o starym Bogu, i pomc Afryce w
stworzeniu wasnego programu kosmicznego.
Westchnam ciko. W zawiatach kady uwaa mnie za idiotk.
- Taaa, jasne. I co jeszcze? Moe zlikwidujesz Pieko, bo jest
niepotrzebne? - zakpiam.

Nie wiem, gdzie chcia si wama za pomoc tych kluczy, ale nie bdzie
mi tu mydli oczu, e niby chce zniszczy Boga.
- Och nie kochana. W adnym razie nie zlikwiduj Pieka. Pozwl, e co
ci zacytuj. Jak mwi dziewite twierdzenie satanizmu: Szatan jest najlepszym
przyjacielem, jakiego kiedykolwiek Koci posiada, poniewa przez te
wszystkie lata dawa mu zajcie!2. Nie mog zniszczy takiej piknej tradycji.
mia si do rozpuku z mojej miny. Dobrze wiedzia, e nie wierz w ani
jedno jego sowo.
Nagle spowania, widzc co albo kogo za moimi plecami. Z dobrego
policjanta zmieni si w zego glin.
- Droga Wiktorio. Zauwa, e jestem teraz miy, ale mog szybko
przesta taki by. Mam do gierek. Przemyl to, co ci zaproponowaem powiedzia szybko.
- Pomyl - mruknam.
Nie ma mowy, w nic mnie nie wcignie ten oszukaczy anio. Po moim
trupie! Anie, zaraz. Nie powinnam tak mwi. Chc doy pnej staroci i
drczy wnuczta przypalonymi ciastkami wasnej roboty.
Chocia z drugiej strony widmo spokojnego ycia, ktre roztacza przede
mn Moroni, byo bardzo kuszce.
- Zostawi ci troch czasu na zastanowienie. Potem spodziewaj si mojej
wizyty. Do zobaczenia - kiwn mi na poegnanie gow i odwrci si na
picie, rozkadajc czarne jak smoa skrzyda.
Powiew wiatru smagn mnie po twarzy, gdy Moroni wzbi si w
powietrze.
- Hej! - podbieg do mnie w tej chwili zasapany Beleth. - STJ!
Jednak Moroni by ju tylko czarn plamk midzy chmurami.
Dopiero teraz zwrciam uwag na to, jak ju si zrobio pno. Zacz
zapada rowopomaraczowy zmrok, wyduajc cienie otaczajcych nas
drzew. Cakiem wypado mi z gowy mae przyjcie na Ziemi, na ktrym
miaam si dzisiaj stawi.
- Czego od ciebie chcia? - zapyta podenerwowany Azazel, bdc
podejrzanie bliski histerii. - Nawet na chwil nie mona zostawi ci samej, bo
zaraz zaczynaj si jakie kopoty. No mwe, czego on od ciebie chcia!
- Po prostu ze mn rozmawia - odburknam.
- O czym?
- O tym, co ja tu robi. O tym, e jestem cakiem potna - wzruszyam
ramionami.
Nie byam pewna, czy powinnam im mwi o planach Moroniego. A jeli
rzeczywicie daby mi wity spokj, gdybym mu pomoga?
By anioem. Moe mogam mu zaufa?
- A nie pyta ci o moje plany? - naciska Azazel.
2

Anton Szandor La Vey, Biblia Szatana, Wrocaw 1999.

- Nie...
- To ciekawe - zaspi si. - O co mu moe chodzi?
- Po prostu zaintrygowaam go swoj osob.
Azazel przyglda si uwanie, jakby mi nie uwierzy. W kocu jednak
chyba da za wygran, bo jego twarz si rozpogodzia.
- A moe Moroni nic nie planuje? - rzuci pytanie w przestrze. - Moe po
prostu zaniepokoilimy go swoj obecnoci i chce wybada, jakie s nasze
prawdziwe zamiary?
- Moe - mrukn nie do koca przekonany Beleth, zerkajc na mnie
krzywo. - Nie podoba mi si, e zaczepia Wiktori. Musimy jej lepiej pilnowa.
Spojrzaam na niego ostro. Nie zamierzaam wszdzie chodzi w ich
asycie. Chocia przystojnego diaba pewnie bardzo by to ucieszyo.
- To nie wiesz, czego chcia? - Azazel po raz kolejny chcia si upewni.
Po raz kolejny wzruszyam ramionami. A co mi strzykno w karku. Za
czsto ostatnio wykonywaam ten gest. Zwaszcza w momentach, kiedy
oszukiwaam. Nabyte zwyrodnienie barku chyba nie wiadczyo dobrze o
statystyce moich kamstw.
- W Niebie nie ma anielic, prawda? - zapytaam niespodziewanie.
Diaby spojrzay na mnie zaskoczone t nag zmian tematu.
- Nie. Pieko jest znacznie bardziej postpowe od Arkadii i ju dawno
stworzyo tak posad. Niebo jest pod tym wzgldem wybitnie zacofane, przez
co traci corocznie wiele setek, jeli nie tysicy dusz - odpowiedzia Azazel. Ale jak ju zostan Archanioem, to obiecuj, e pomyl nad tym
zagadnieniem. A co, Wiktorio? Zgaszasz swoj kandydatur?
Mie skrzyda. Fajna rzecz. Znacznie przyjemniejsze od rogw i ogona.
- O ile nie bdzie si to wizao ze mierci, to nie ma sprawy westchnam.
- Postaram si - Azazel wyszczerzy do mnie zby. - A teraz co? Idziemy
na przyjcie? Mam ochot si upi!
Patrzyam na niego ze zgroz. Nie miaam ochoty niaczy pijanego
diaba na imprezie studenckiej. Beleth cisn mnie za rk, eby doda mi
otuchy.
- Ja si nim zajm - szepn.

Rozdzia 19
Staam pod drzwiami studenckiego mieszkania Tomka z dopiero co
wyczarowan butelk wina w doni. W drugiej ciskaam torb foliow z
kilkoma opakowaniami chipsw. Bd musiaa stawi czoo Zuzie, Piotrkowi,
caemu wiatu.
Nacinicie dzwonka byo chyba ponad moje siy.
- Wchodzimy w kocu? - zniecierpliwi si Azazel.
A na dodatek miaam za plecami dwa zrzdliwe diaby.
Niechtnie wcisnam dzwonek. Otworzy mi rozemiany Tomek,
wyranie ju pod wpywem biaej, czerwonej lub tej wody ognistej.
Spojrza ciekawie na moich towarzyszy.
- Hej - pocaowaam go w policzek. - To s moi znajomi: Bartek i Arek.
Przepraszam, e wczeniej nie zapytaam czy mog ich przyprowadzi.
Obiecuj, e bior na siebie ca odpowiedzialno za ich zachowanie. Poza tym
mog porczy, e bd grzeczni i nic nie zdemoluj.
Wcisnam koledze do rk alkohol oraz zagryzk i weszam do
mieszkania. Od razu straciam zainteresowanie diabami. Potrzebowaam jak
najprdzej zorientowa si, czy Piotrek ju przyszed, ebym zdya
odseparowa go od Beletha, ale najpierw musiaam znale Zuz i opowiedzie
jej o rozstaniu.
Na moje nieszczcie staa porodku pokoju i rozmawiaa z Piotrem.
Szlag by to trafi...
Byam ciekawa, co tym razem Piotrek mi powie. Wymyli jeszcze inny
powd swojej zdrady? Zamiaam si gorzko w mylach. Pocieszao mnie, e
przynajmniej odkd zjedlimy jabko, nie moglimy by po raz kolejny
zaczarowani ani zmuszeni do zrobienia czego wbrew naszej woli. Teraz
grzeszylimy tylko i wycznie na swj rachunek.
Idc w ich stron, zobaczyam Monik. Podrywaa jakiego nieznanego
mi chopaka. Puszczalska dzira. Zauwayam, e zerkna na mnie z lekkim
umiechem.
Si woli powstrzymaam si, eby nie podej i na dzie dobry nie
roztrzaska jej czaszki o cian.
- Cze - powiedziaam z krzywym umiechem do dwch bliskich mi
osb.
Piotrek spuci wzrok, ja spojrzaam w bok, a Zuza zdziwiona uniosa do
gry brew.
- A co tu si dzieje? - zapytaa podejrzliwie. - Nie rzucacie si na siebie,
nie obciskujecie, nie caujecie? Wsz jakie zamieszanie.
- Rozeszlimy si - powiedzia cicho Piotrek.
Zuza nie wiedziaa, co powiedzie. Staa z szeroko otwartymi ustami i
par razy poruszya nimi jak nita ryba. To musia by dla niej szok. Pierwszy

raz nie dowiedziaa si czego wprost ode mnie. W kocu wzia si w gar i
warkna z pretensj:
- A ty mi nic nie mwisz?!
- To si stao przed chwil - mruknam.
- Zuza, przepraszam ci, ale czy mog porozmawia przez chwil z
Wiktori? Sam na sam? - poprosi Piotrek.
Rzucia mi pytajce spojrzenie, ale nie zareagowaam na nie. Urazio
mnie, e nie zapyta mnie o zdanie, mimo to zdecydowaam si go wysucha.
Zuza westchna, pokrcia gow i zostawia nas samych. O ile mona zosta
samemu w pokoju penym ludzi.
- Moe wyjdziemy na balkon, jeli tam nikogo nie ma? - zaproponowa
mj byy ukochany.
Balkon by do bolesnym miejscem. To od niego wszystko si zaczo.
Ktem oka zauwayam, e Beleth przyglda nam si podejrzliwie.
Wyglda, jakby mia ochot zabi Piotrusia spojrzeniem.
Balkon na szczcie by pusty. Tomek i jego wsplokatorzy pozwalali
pali w mieszkaniu, wic nie byo chtnych do marznicia na dworze.
Zamknlimy za sob drzwi. nieg niedawno si rozpuci. Wiosenna odwil
pojawia si niespodziewanie.
Bez zbdnych, ckliwych zagaje postanowiam od razu przej do rzeczy.
- Chciaam ci zapyta, czy nadal nic nie pamitasz z tamtego zdarzenia oparam si o barierk, patrzc na szare bloki oliborza.
Piotru nie przysun si do mnie. Stan w takiej odlegoci, ebym czua
si komfortowo.
- Tak - odpar z moc. - Nic nie potrafi sobie przypomnie. Ale
czasami... czasami mam sny. To dziwne sny. Widz w nich urywki tamtego
poranka.
Drgnam. Tak samo byo ze mn, gdy zostaam zamordowana. Take
miaam sny. Nikomu o nich nie mwiam, nawet Piotrkowi. Potem o nich
zapomniaam, gdy straciam pami. Mgliste migawki wieczoru, wizje
mordercy, widmo noa wbijajcego si w mj brzuch, fantomowy bl.
Oczywicie mojej traumy nie da si porwna z tym, e jemu si ni, e
si pieprzy z Monik.
Hm, nie mog brzydko mwi i nienawidzi, bo moje szanse na trafienie
do Nieba malej.
Pomimo e zamknlimy za sob drzwi balkonowe, dobieg nas perlisty,
sztuczny miech Moniki. A si wzdrygnam z obrzydzenia. Dobra nienawidzi przestan, kiedy wejd na jaki wyszy stopie duchowy, bo na
razie byam na to najwyraniej za saba...
- A co z tob, Wiki? - chcia mnie dotkn, ale cofn do. - Nie pakujesz
si w adne kopoty? Bo diaby cay czas za tob chodz.
- Wszystko jest dobrze - umiechnam si. - Spotkaam moich rodzicw
w Niebie! Rozmawiaam z nimi. Mogam si do nich przytuli.

- Ciesz si, Wiki. Wiem, e bardzo za nimi tsknia.


Kiwnam smutno gow.
- Zwaszcza e wspomnienia o nich powoli zaczynay mi si zaciera...
Ale teraz ju ich nie zapomn. Ju nigdy - powiedziaam z moc. - Poza tym
zamierzam kiedy do nich doczy w Niebie. Teraz wiem, e na mnie czekaj.
- Tylko nie doczaj do nich za szybko. Wiki, ja wiem, e pewnie pucisz
mimo uszu to, co teraz ci powiem, ale uwaaj na diaby. Ja im nie ufam. Nie
wierz, e dadz ci spokj. Jeli chodzioby im tylko o skrzyda, to przecie
przestaliby ci pilnowa. Nie spdzaliby z tob kadej chwili. Oni jeszcze do
czego ci potrzebuj. Nie chc, eby si im wymkna z rk.
- Wiem. Azazel planuje przewrt w Niebie. Chce zosta archanioem.
Piotru otworzy szeroko oczy ze zdumienia.
- artujesz - bardziej stwierdzi ni zapyta. - Jak on zostanie archanioem,
to ja chyba stan si ateist...
- Nie wa si - pogroziam mu palcem. - Skoro ju mamy dowiadczalny
dowd, e szczliwe ycie pozagrobowe istnieje, to musimy trafi w jakie
dobre miejsce.
Umiechn si.
Przez chwil znowu poczuam si tak jak dawniej, gdy wszystko midzy
nami byo w jak najlepszym porzdku. Gdy bylimy dobrymi przyjacimi, a
potem par. Brakowao tylko, ebymy trzymali si cay czas za rce i co jaki
czas caowali.
- Co z nami bdzie? - zapyta.
- Nie wiem - zapatrzyam si przez szyb na dwa diaby. Azazel wanie
w najlepsze zagadywa moj przyjacik Zuz.
- Udowodni ci, e ja z t zdrad nie miaem nic wsplnego - zmiesza
si. - To znaczy, no wiesz, o co mi chodzi. Nie pozwol, eby diaby mn
manipuloway. Nie jestem ich marionetk. Jak ju mwiem, postaram si by w
pobliu, gdyby mnie potrzebowaa - zapewni mnie rycersko.
Przypomniaam sobie zote golemy i to, e mog zabi bez powodu tylko
dlatego, e kto podejdzie za blisko bramy. Podejrzewaam rwnie, e mogy
zaszlachtowa za krzywe spojrzenie, ale akurat na to nie miaam dowodu.
- Ale nie id za mn do Nieba - zapaam go za rk. Poczuam, jakby
midzy nami przebieg prd. Piotrek te to poczu, bo wpatrywa si we mnie w
zdumieniu.
To byo bardzo dziwne, ale przyjemne uczucie, jak przeskok mocy. Nigdy
wczeniej czego takiego nie czulimy. Chyba zjedzenie jabka i uaktywnienie
Iskry Boej co w nas zmieniy.
Wpatrywalimy si w swoje rce.
- Bram Niebios pilnuj potwory. Zabij ci, jeli si zbliysz. Obiecaj, e
nie bdziesz prbowa wej do Arkadii - powiedziaam, odsuwajc do i
starajc si zapomnie o tym dziwnym uczuciu.
- Mog ci obieca, e postaram si unika... - umiechn si przekornie.

- Piotrek, to nie s arty! Zote golemy mog ci zabi!


- Martwisz si o mnie - ucieszy si. - To dobrze, moe nie wszystko
jeszcze stracone.
Nie sucha mnie. Wcale.
- Ale wszystko bdzie stracone, jak dasz si zabi - zauwayam.
- Nie da si ukry - zamia si. - Nie martw si o mnie. Dam sobie rad.
Poza tym zasuyem na may wycisk.
- Urwanie gowy, przecicie na p szabl i rozwleczenie wntrznoci
przed bram nie jest maym wyciskiem - odparam ponuro.
- Fakt. Gdy tak obrazowo to przedstawia, to zaczem mie wtpliwoci.
Wiedziaam, e mnie nie posucha. Piotrek zawsze chadza wasnymi
ciekami. By niczym kot. Inteligentny indywidualista.
- Piotru, to nie jest mieszne - jak zwykle wyprowadza mnie z
rwnowagi swoim uporem.
- Rozejrzaem si ju troch po zawiatach i dowiedziaem si, e
podobno w Niebie jest Jezioro Czasu - powiedzia, zmieniajc temat.
Po plecach przebieg mi dreszcz na myl o tym, e poszed do Pieka, by
znale rozwizanie. Wpltywa si dokadnie w to samo co ja poprzednio.
Jeszcze tylko tego brakowao, eby kto go wcign w jakie polityczne
rozgrywki.
Jezioro Czasu, pierwszy raz syszaam t nazw. Czyby to Lucyfer mu o
tym opowiedzia? W przewodniku po Piekle take nie byo adnej wzmianki.
No tak, ale Piotrek mwi, e ono jest w Niebie.
- To jezioro, w ktrego wodzie mona zobaczy przeszo, teraniejszo
i przyszo - wyjani mi. - Tam jest dowd na to, e ja ci nie zdradziem
specjalnie, e za tym wszystkim stoj oni. Chc odzyska twoje zaufanie.
Spojrzelimy po raz kolejny przez szyb na moich towarzyszy z pieka
rodem. Beleth przewierca mnie spojrzeniem.
- Wiki, syszysz mnie?
Odwrciam si do niego wyrwana z rozmyla.
- Nie szukaj tego jeziora - powiedziaam.
- Chc ci udowodni - upiera si.
Zaklam w duchu. Nie chciaam mie go na sumieniu. Nie zna
zawiatw ani zasad w nich panujcych. Prdzej go zabij, ni znajdzie to
jezioro.
- Sprbuj je znale - zapewniam go, eby si odczepi. - Ale ty nie
zbliaj si do Nieba, jasne?
Nie odpowiedzia, umiechn si tylko do mnie czule.
- Tskni za tob - wyzna.
Przez chwil stalimy w milczeniu. Nic nie odpowiedziaam, chocia te
odczuwaam tsknot. Mimo to nie potrafiam mu wybaczy.
Chd wieczoru zacz wkrada nam si pod ubrania. Zadraam.

- Chod do rodka. Tu jest zimno. Jeszcze mi si, diablico, przezibisz westchn zawiedziony brakiem mojej reakcji.
- Anielico - poprawiam go. - Od jakiego czasu zamierzam by tylko i
wycznie prawa i dobra.
Moje diaby siedziay razem z Zuz na kanapie, sczc alkohol z
wysokich szklanek. Jednak Beleth nie by zajty rozmow. Czujnie obserwowa
kady nasz gest i zmian wyrazu twarzy. I by widocznie niezadowolony z tego,
co podejrza.
- Osobicie uwaam wszelkie wojny religijne za zo. W kocu nasza
wspaniaa religia kae krzewi prawd - Azazel wanie rozwodzi si nad
jakim dziwnym tematem. - Czy jednak mona uzna wojny krzyowe za samo
zo? Ot...
Zuza wpatrywaa si w diaba jak w obrazek, spijajc kade sowo z jego
ust. Pocigna solidny yk ze szklanki, napenionej zapewne wdk z sokiem
winiowym. Znajc moj przyjacik, pewnie w stosunku 1:1.
- Moemy pogada? - zaproponowaam. Zuza niechtnie odesza ze mn
na bok.
Opowiedziaam jej w wielkim skrcie, jak to Monika rozbia nasz
zwizek, bo krcia si koo Piotrka, a on lekko zacz jej ulega. Nie
wspomniaam o zdradzie cielesnej. Powiedziaam tylko, e zerwaam z nim,
skoro nie jest pewien swoich uczu wobec mnie.
- Nie wyglda, jakby nie by pewien swoich uczu - skwitowaa moj
opowie Zuza. - Poza tym widz, e nie jeste mu duna. Szybko znalaza
nowego adoratora, tego Bartka. ledzi zazdronie kady twj ruch, kiedy
wysza z Piotrkiem na balkon. Nie powinna si nimi tak bawi. Zdecyduj si
na jednego. Nie moesz mie dwch.
Nie wierzyam w to, co wanie usyszaam. Zuza prawia mi moray!
Zastanawiaam si, na kim waciwie mi teraz zaley. Czy zaleao mi na
Piotrusiu, mojej szczeniackiej mioci? Teraz na balkonie przypomnia mi, jak to
byo, kiedy bylimy razem.
- Moe tak samo byo z Piotrkiem i Monik? - zapytaa Zuza. - W kocu
wszyscy wiemy, e z niej kawa cholery, jak si na co uprze. A tym razem
najwyraniej upara si na twojego Piotrka. Pewnie uznaa, e to wietna
zwierzyna owna, bo jest w tobie zakochany. J podniecaj takie wyzwania.
Mj poziom zoci znowu podnis si do poziomu, na ktrym najchtniej
powyrywaabym Monice wszystkie wosy z gowy. Jeden po drugim, eby
cierpiaa jak najduej.
No tak, gdybym jej powiedziaa, e si przespa z Monik, to Zuza pewnie
twierdziaby co zupenie innego. Dopki si tego nie dowie, bdzie jego
zagorza zwolenniczk.
- A teraz opowiedz mi o Arku - moja przyjacika zmienia temat. Wydaje si strasznie fajnym facetem. A do tego jest religijny! Idealny kandydat
na chopaka!

Rozdzia 20
Jeszcze dugo rozmawiaymy na imprezie. O Piotrku, Bartku, nowej
mioci Zuzy, czyli Arku. Nie zawiodam si na niej. Zawsze miaa do
specyficzny, przewanie chybiony, gust, jeli chodzio o dobr mczyzn.
By zapobiec kolejnej katastrofie, wyjaniam jej, e Arek jednak nie jest
do wzicia, poniewa jest gejem. Stara si tylko sprawia wraenie hetero, eby
nie zosta wymianym i napitnowanym.
Od razu jej przeszo.
Znowu miaam spdzi noc w rezydencji Beletha. Diabe, wyranie
zdoowany moimi dobrymi stosunkami z Piotrusiem, stara si zrobi wszystko,
byle mnie tylko uwie.
Gdy lekko zawiani wrcilimy do jego posiadoci, Beleth stwierdzi, e
powinnimy zdecydowanie zje jeszcze kolacj. W kocu nie mona ka si o
pustym odku. Inaczej alkohol mgby nam zaszkodzi.
Nie wiem, czemu na to przystaam. Chyba tylko i wycznie z ciekawoci,
co on tym razem wymyli.
Diabe na t okazj wybra du jadalni stylizowan na zamkow
komnat. Duy st, przeznaczony raczej do biesiad ni skromnej kolacji we
dwoje, wyglda przeraliwie pusto. Przykryty burgundowym obrusem
haftowanym w biae re pasowa do ozdobnych kilimw przedstawiajcych
barwnych rycerzy zabijajcych smoki. Dookoa gw smokw byy wyszyte
strugi krwi. Przeurocze.
Z sufitu zwiesza si okazay yrandol z kilkudziesicioma zapalonymi
wiecami, z ktrych skapywa gorcy wosk. To byo romantyczne, ale i strasznie
niepraktyczne. Ju si obrus zniszczy.
Diabe odsun mi krzeso i posadzi u szczytu stou. Sam zaj miejsce po
mojej prawicy. Klasn w donie i na pustym stole pojawia si zastawa i pikne
dania.
- Chyba nie sdzisz, e tyle zjem? - zamiaam si.
Na rodku leao ogromne prosi z jabkiem w pysku. Tak si na nie
zagapiam, e nie usyszaam, co mi odpowiedzia.
- Przepraszam, moesz powtrzy? - skupiam uwag na moim
towarzyszu.
- Powiedziaem, e niewane, ile zjesz, wiem, ile ja zjem. Zamierzam
zje dzisiaj ciebie - umiecha si kuszco.
- No, no! Zy wilku. Nieadnie - zakpiam.
Jak zrobi, eby alkohol wyparowa z mojej gowy i ebym natychmiast
wytrzewiaa? Pomylaam intensywnie o tym, e chc by trzewa. Ku mojemu
zaskoczeniu udao mi si. Odetchnam z ulg. Byam bezpieczna.
Bez sowa poda mi pmisek z wdlinami.
- yczysz sobie? - zapyta z galanteri.

Poczstowaam si i zrobiam sobie do prostack kanapk. eby ju nie


bya taka cakiem zwyczajna, pooyam na niej kawaek pieczarki i plasterek
pomidora.
Diabe naoy sobie na talerz przepirk i sprawnie zacz j kroi
pozacanym widelcem i noem. Wziam do rki jeden z takich sztucw. Jego
rczka wysadzana bya malekimi diamentami, rubinami i szmaragdami. Na
wszelki wypadek odoyam go na miejsce, eby nic nie popsu.
Podczas jedzenia rozmawialimy na neutralne tematy. Beleth w skrcie
powiedzia mi, gdzie si wybierzemy jutro na spacer i co zwiedzimy.
- Spodoba ci si tak zwane Anielskie Centrum Dowodzenia - zachwala. To stamtd kierujemy i obserwujemy cay ziemski wiat.
- My? - zapytaam. - Jeszcze nie zostae anioem.
- To tylko kwestia czasu - zapewni spokojnie. - Wina?
Zanim zdyam odpowiedzie, nala, przepisow wedug zasad savoirvivre, ilo czerwonego trunku do kieliszka. Swoj drog bardzo piknego.
Szklany kielich osadzony by na srebrnej nce oplecionej zotymi limi.
Trzeba byo przyzna Belethowi, e gust mia nienaganny.
- Prbujesz mnie upi? - zaniepokoiam si.
- Oczywicie, e tak. Upij ci, a potem wykorzystam twoj sabo do
mnie - umiechn si zmysowo.
- Sabo? Chyba zwariowae - prychnam i spojrzaam na wino w
kieliszku, eby nie mg zajrze mi w oczy.
- Wracajc do naszej rozmowy o wycieczce - zignorowa moj uwag. Potem zabrabym ci do Obserwatorium, a wieczr moglibymy spdzi w
teatrze. Co ty na to, eby zobaczy Antygon gran przez antycznych aktorw?
Cakiem niele si trzymaj.
- Brzmi obiecujco - wzruszyam ramionami. - A macie tu jeszcze jakie
cuda? Czy reszta jest zwyczajna tak jak w Piekle?
Rozpar si wygodnie na krzele i z kieliszkiem w doni zacz zachwala
Niebo.
- Arkadia jest znacznie bardziej... czarodziejska od Pieka, jeli o to ci
chodzi. Wemy chocia te golemy sprzed bramy. Nigdzie wicej takich nie
spotkasz. S jedyne w swoim rodzaju... O! - wykrzykn zadowolony, e co mu
si przypomniao. -Jeeli jeste taka dna cudw, to mamy co, czego nigdzie
nie ma. Jezioro Czasu.
Miaam wicej szczcia ni rozumu. Chyba szybciej, ni mylaam
speni obietnic dan Piotrowi.
- Co to jest? - upiam yk wina i wziam do ust ostatni ks niezwykle
smakowitej kanapki z wdzon szynk. Usiowaam nie da po sobie pozna, e
ju co na jego temat syszaam.
- To, jak nazwa wskazuje, jezioro. Tyle e niezwyczajne. W tym jeziorze
pyn wody czasu. Gdy wypyniesz dk na jego rodek i wychylisz si za
burt, moesz dostrzec przeszo, teraniejszo i przyszo.

To bya dla mnie szansa. Jeli zerknabym do Jeziora Czasu, mogabym


si dowiedzie, czy diaby rzeczywicie stay za zdrad Piotra. Jeli nie, to mog
przesta mie wyrzuty sumienia, gdy jestem z Belethem. A jeli tak - to biada
diabom. Nikomu nie pozwol rozbija moich zwizkw dla kaprysu!
- I tak po prostu mona zobaczy przyszo i przeszo? W wodzie? zdziwiam si. - To co jak okna w parku do podgldania miertelnikw?
- Niezupenie. Chocia podobne jest to, e w obu przypadkach zagldasz
w wod - wyjani.
- Chtnie bym zobaczya to jezioro - powiedziaam i szybko skamaam: Jestem ciekawa, jak potoczy si moja przyszo.
- Och, na pewno dobrze - wzi mnie za rk. - A w moim towarzystwie
to wrcz wspaniale!
Beleth nigdy nie by skromny.
- Jest tylko jeden problem - owiadczy. - Nie moesz wypyn na jego
wody.
Znowu kody pod nogami. Pomimo e to zwyka przenonia, to poczuam,
jak dostaam nimi po piszczelach...
- Dlaczego? - zawoaam zawiedziona.
- Bo nikomu nie wolno zobaczy przyszoci - wzruszy ramionami. Nawet mnie. Jedynie Bg ma w ni wgld.
- A gdybym chciaa zobaczy przeszo? - zapytaam. - To wtedy ju
mog wypyn? Przeszo chyba nie jest okryta tajemnic? W kocu ju si
wydarzya. Wszyscy j znaj.
- Take nie. Jezioro nie jest zbyt wybircze w pokazywaniu obrazw. One
si mieszaj, wic moliwe, e zamiast przeszoci, zobaczyaby przyszo. A
tego robi nie wolno, dlatego panuje oglny zakaz.
Musiaam dosta si do tego jeziora. Nie miaam wyboru. Inaczej nigdy
nie zaznam spokoju, nie poznam prawdy. Diaby przecie mi jej nie wyjawi.
Umiechnam si do siebie. Miaam ju cel! Nie miaam co prawda
jeszcze planu, ale od razu zrobiam si spokojniejsza, wiedzc, do czego mam
dy.
Diabe chyba mylnie odczyta moje zadowolenie i przypisa je
doskonaemu winu.
- Co powiesz na to, ebymy usiedli przy kominku i napili si jeszcze tego
zacnego trunku? - zaproponowa i wskaza na go cian.
- Tu nie ma kominka - zaoponowaam. A tak pijana nie byam. Nie
bdzie mi wmawia, e jestem lepa.
- Przecie to aden problem.
W jednej chwili st skurczy si i znikn. Zaskoczona t nag zmian o
mao co nie wylaam wina z kieliszka. wiece nad naszymi gowami przygasy.
ciana zacza falowa. Cegy przesuway si z chrzstem, tworzc olbrzymi
kamienny kominek. Czarna marmurowa posadzka zadraa. Zaczo wyrasta z

niej mikkie brzowe futro. Powoli wyonia si z niej gowa niedwiedzia, a


przed kominkiem zalega jego skra.
Imponujce.
Tak mnie zadziwi, e t ostatni uwag chyba nawet powiedziaam lub
pomylaam gono, bo rzuci mi pene dumy spojrzenie.
- Usidziemy? - pstrykn palcami, a w kominku pojawiy si szczapy
drewna i zapon wesoy pomaraczowy ogie.
Kiedy tylko wstaam z krzesa, ono zniko. Ju nie miaam odwrotu.
Musiaam usi obok Beletha na niedwiedziej skrze.
Hm, kominek, wino, wochata, mia w dotyku sier. Scena jak z filmu.
Zerknam na czujnie obserwujcego mnie znad kieliszka diaba.
Poczuam si jak zwierzyna tropiona przez drapienika.
- Opowiedz mi co jeszcze o Niebie - zadaam. - Jak to jest z Bogiem,
na przykad. Mog go spotka i z nim porozmawia?
Osupia. Dopiero po chwili zacz si tak bardzo mia, e a musia
odstawi kieliszek, eby nie rozla wina. Pooy si obok mnie, trzymajc si
za brzuch.
- Jeste rozbrajajca - owiadczy mi przez zy miechu. - Boga nie mona
przecie zobaczy. On jest wszdzie! Wszdzie!
- Aha... - mruknam lekko zawstydzona moim najwyraniej enujcym
poziomem wiedzy.
Co poradz, e wyobraaam sobie Boga jako sympatycznego staruszka z
brod, odrobin przypominajcego Zeusa z greckich rzeb? Mylaam, e
czasami przybiera ludzkie ksztaty. Nie przypominamy mgy czy czego rwnie
wszechobecnego, wic to oczywiste, e w moich wyobraeniach Bg nabra
ludzkich ksztatw.
- Ale stworzy czowieka na swoje podobiestwo - prbowaam si
broni. - To powinien wyglda podobnie.
- Ale nie wyglda - znowu si zamia. - Och Wiktorio, naprawd jeste
czasami przeurocza.
Spowania, patrzc godnym wzrokiem na moje usta. Zignorowaam
uwag i pene podania spojrzenie.
- A jak to jest z Jezusem? - szybko zmieniam temat. - Jego te nie mog
spotka?
Dobrze wiedziaam, e mog, bo widziaam go niedaleko Administracji.
Chciaam sprawdzi, czy Beleth przypadkiem mnie nie okamuje.
- Do ju rozmowy o bzdurach - szybko si do mnie zbliy, tak e
siedzia teraz tu obok mnie. Dotykalimy si ramionami. - Przejdmy do
rzeczy.
- No chyba nie uwaasz Boga za bzdur. Z takim podejciem raczej nie
zostaniesz anioem - powiedziaam, odsuwajc si od niego.
Ja si odsuwaam, a on si przysuwa.

- Praktycznie ju nim jestem. Dziki tobie, moja pikna - szepta. Stworzya mi skrzyda, za co zawsze bd ci wdziczny. Moe odwdzicz ci
si teraz? Jak sdzisz? Mog odda dug, powiedzmy... w naturze.
Musn delikatnie opuszkami moje rami. Gorce palce parzyy moj
skr.
W kocu skoczya si skra niedwiedzia. Miaam do wyboru albo
wsta, albo usi na zimnej posadzce. Oczywicie mogam te przesta
ucieka, ale tego w adnym wypadku nie zamierzaam robi. Ulec Belethowi
oznaczaoby przegra nasz gr.
Zerwaam si na rwne nogi. On take wsta.
- Sdz, e pjd spa. Tak, to bardzo dobry pomys. Za duo wypiam podaam mu kielich i posaam zadowolone z siebie spojrzenie. - Jeeli mam by
jutro wypoczta i gotowa na wycieczk, to powinnam si porzdnie wyspa.
- Chcesz pj do ka? - zapyta, udajc, e gboko si nad tym
zastanawia. - Masz racj. Tu, na niedwiedziej skrze byoby moe
romantycznie, ale na pewno nie tak wygodnie jak na materacu.
- Id sama - zaznaczyam. - Dobranoc.
Zabawa si skoczya. Lubiam z Belethem gra, poniewa by naprawd
wietnym flirciarzem, ale czsto dochodzilimy do miejsca, z ktrego ju mogo
nie by odwrotu, gdyby diabe za bardzo si nakrci. To by wanie taki
moment.
Ruszyam szybkim krokiem przez labirynt korytarzy. eby nie musie
pyta si go o drog, pstryknam palcami, proszc o wskazwki. Na posadzce,
niczym namalowane kred przez dziecko, pojawiy si biae, wietliste strzaki.
- Sprytne - pochwali mnie Beleth, idc oczywicie za mn. - Wiesz, w
tych spodniach masz naprawd zgrabne poladki. A mam ochot ich dotkn.
Odwrciam si do niego zgorszona.
- Oblene. Mylaam, e sta ci na co lepszego. Zrwna ze mn krok,
zapa za rami i przypar do muru.
- Moemy si przekona, czy sta mnie na co lepszego - jego szept
askota mnie w szyj, gdy pochyli si do mojego ucha. Po plecach przebieg mi
rozkoszny dreszcz. Przeklam si w mylach. Czemu moje ciao tak na niego
reagowao?! Nie zgadzam si na to!
- Co powiesz na to, ebym poszed z tob do sypialni - kusi zmysowy,
niski gos. - Pociel na pewno wymarza. Pomog ci j rozgrza...
Byam uwiziona midzy jego silnymi ramionami. Podnis gow, do tej
pory wtulon w moj szyj i spojrza mi prosto w oczy. Jego tczwki
wyglday jak pynne zoto. Przymkn powieki i opar czoo o moje,
rozkoszujc si naszym dotykiem.
- Bardzo mi pochlebiasz, Belecie - odparam schrypnitym gosem. - Ale
chyba ci podzikuj.
- Twoje usta mwi nie, ale twoje ciao tak - delikatnie mnie
pocaowa.

Smakowa winem i podaniem.


Ukucnam szybko i przemknam pod jego ramieniem. Nie zdy mnie
zapa. Zanim si obejrza, byam ju w poowie korytarza. Zamia si gono:
- Chcesz, ebym ci goni? To moe doda pikanterii.
Dotaram do swoich drzwi i zadowolona z siebie szarpnam klamk. Ju
miaam wskoczy do rodka, kiedy czyje uminione rami zapao za skrzydo
drzwi.
- O! - odwrciam si do niego zaskoczona. - A jak ty si tu tak szybko
znalaze?
- Czary - pocaowa mnie w czubek nosa. - Berek.
- Chc zosta sama - owiadczyam.
Zrobi zbola min.
- Nie chcesz si pobawi? Nawet chwil? Proponuj chowanego pod
pociel. Ja szukam pierwszy.
Jego zmysowy gos by jak szal, ktry otula moj skr. Beleth by
ucielenieniem nocnych marze, grzechu, zakazanego owocu.
- Nie powinnam ci caowa - westchnam. - W ogle nie powinnam tu
mieszka. Byam gupia, e si zgodziam. Od jutra nocuj u rodzicw.
- To troch nam utrudni wsplne spdzanie nocy - uda, e gboko si
nad czym zastanawia. - Oni mnie chyba nie lubi jako byego diaba.
- No jasne, e ci nie lubi. Dlatego nie bdziemy spdza wsplnie nocy
- powiedziaam kategorycznie. - Sprowadzasz mnie na z drog.
- Z? A co powiesz na drog rozkoszy?
Gdyby nie fakt, e mwi to z przekonaniem, to chyba bym go wymiaa.
Czasami potrafi rzuci tekstem, ktrego nie syszano od kilkudziesiciu czy
kilkuset lat, albo mwi jak bohater telenoweli meksykaskiej.
To znaczy, nie mwi, e byo to nieprzyjemne.
No c, ale nie popadajmy te w przesad.
- Do jutra, Belecie. Id teraz spa. Sama - wyranie zaakcentowaam
ostatnie sowo.
- Ile nocy jeszcze bdziesz mi si opiera? - by tym autentycznie
zaciekawiony. - Jeszcze adna kobieta nie bya tak niedostpna.
- Jestem miertelniczk, a ty diabem. Oboje bdziemy mie kopoty,
amic boskie prawa. Poza tym nie kocham ci - owiadczyam. - Wybacz.
Nieufnie zmarszczy brwi.
- Nie wierz ci - skwitowa.
- Jak wolisz - wzruszyam ramionami.
Mars znikn z jego przystojnej twarzy. Diabe rozpogodzi si, jakby
wpad wanie na wietny pomys.
- W takim razie najwyraniej musz ci w sobie rozkocha - lekko si
pokoni. - Do zobaczenia jutro, najmilsza.
Nastpnie odwrci si i ruszy przed siebie korytarzem, zostawiajc mnie
sam.

Nie mogam uwierzy, e tak atwo udao mi si go pozby.


Podejrzane...

Rozdzia 21
Ulice niebiaskiego miasta, ktrego nazwy nawet nie zdyam jeszcze
pozna, byy pene soca. Promienie odbijay si od metalowych dachw,
marmurw, srebrnych latarni.
Wszystko byo pikne i jak z obrazka, jednak musiaam stworzy sobie
okulary przeciwsoneczne, bo mylaam, e wypali mi oczy. Zmarli mieszkacy
przygldali mi si ciekawie. Ich soce nie razio.
- Jak nazywa si to miasto? - zapytaam idce obok mnie diaby.
Zachowyway si, wedug mnie, dziwnie. Szy rodkiem ulicy, starajc si
zwrci na siebie jak najwiksz uwag przechodniw. Oczywicie miay na
plecach lekko zoone skrzyda.
To chyba miaa by reklama, w przypadku gdyby Gabriel nie mg si
zdecydowa, czy ich przyj, i zarzdzi plebiscyt wrd mieszkacw.
Oczywicie prawdopodobiestwo, e w taki sposb zostanie podjta decyzja,
byo rwne zeru, jednak diaby nadal przeprowadzay swoj akcj promocyjn.
Dzisiaj wybralimy si na dugo obiecywan mi wycieczk po cudach
Arkadii. Nie wizaam z ni wikszych nadziei czy oczekiwa. Gwnie
zaleao mi na tym, eby w ktrym momencie skierowa moich towarzyszy w
stron Jeziora Czasu.
Beleth sign do mijanego wanie krzaku r i zerwa jedn ryczk,
krwistoczerwon, idealnie pasujc barw do mojej bluzki.
- Oto edenia - poda mi z galanteri kwiat.
- Dzikuj - a miaam ochot dygn, gdy przyjmowaam podarunek.
Wplotam r we wosy, wprawiajc go w doskonay nastrj.
Jak na razie przystojny diabe robi wszystko, by mnie w sobie rozkocha,
tak jak obieca. Od rana czstowa mnie drobnymi, uroczymi gestami majcymi
zapewni o jego szczerym, niegasncym zainteresowaniu.
Zero podtekstw erotycznych, propozycji niadania w ku lub spdzenia
paru upojnych chwil na stole w jadalni.
Nie poznawaam go. A nawet, co mnie sam zawstydzao, zaczynao mi
brakowa jego podania.
- Proponuj, ebymy zaczli od Anielskiego Centrum Dowodzenia powiedzia Azazel i zatar donie z uciechy. - To niedaleko. Poza tym dawno
tam nie byem.
Beleth skrzywi si z niesmakiem.
- Wtpi, eby za tob tsknili.
- O czym nie wiem? - zapytaam zainteresowana.
- Na pewno wszystko dokadnie ci opowie, gdy dojdziemy na miejsce odpar przystojny diabe. - Wasna pycha nie pozwoli mu milcze.

Arkadia bya dokadnie zaplanowana. Tutaj nie byo miejsca na tandetny


neon czy afisz. Wszystko byo pikne. aden z budynkw nie wyrnia si na
tle pozostaych bajkowych budowli.
Jedynie budynek Anielskiego Centrum Dowodzenia nie pasowa do
caoci. Zdziwi mnie. Wyglda jak bunkier, ktry kto wykopa na
powierzchni. Niska szara brya pozbawiona okien, postawiona praktycznie pod
miastem. Otaczay go malownicze drzewa, ktre miay chyba ukry brzydot
budowli.
- A gdzie srebrny dach? - zakpiam. - Nie starczyo surowca?
- Zakcaby prac elektryki - wyjani mi Beleth.
- Och...
Elektryka? W Niebie? A gdzie moce anielskie?
Po trzech obdrapanych schodkach weszlimy przez otwarte drzwi do
rodka. W Niebie nikt nie przejmowa si zodziejami. Nie uywano zamkw,
kluczy czy kdek. W Piekle byo inaczej. Mogo si zdarzy, e kto odwiedzi
twj dom pod twoj nieobecno. Tak na wszelki wypadek nikt nikomu tam nie
ufa.
Krtkim korytarzem doszlimy do kolejnych niepozornych drzwi. Na
pierwszy rzut oka wyglday na pomalowan na biao sklejk. Jedynym
dziwnym akcentem bya przyklejona do nich arweczka.
- Najpierw odbdzie si kontrola - wyjani mi Beleth. - Musisz stworzy
sobie medalik albo krzyyk i stan naprzeciwko czerwonej lampki. To co jak
bilet wstpu. Gdy zmieni kolor, bdziesz moga wej.
Machn doni, a na jego szyi pojawi si drobny zoty krzyyk. Beleth
stan przed drzwiami, eby pokaza mi, jak to dziaa. arwka zawiecia si
na zielono.
Za jego przykadem stworzyam may medalik z Matk Bosk. Lampka
zazielenia si.
Azazel stan przed drzwiami i zadowolony z siebie wypi pier, na
ktrej byszcza olbrzymi, ciki, srebrny krucyfiks na grubym acuchu.
- Ja mam miesiczny - puci do mnie oko. arweczka zwariowaa,
migajc zielonym wiatekiem.
W kocu pka. Odamki szka poleciay na podstpnego diaba.
Przedobrzy.
- Co teraz? - zapytaam. - Wchodzimy?
- Teraz zapukamy, bo tak wypada - kontynuowa wykad Beleth. Gdybymy nie przeszli kontroli, moglibymy wali w te drzwi, ile dusza
zapragnie, a nikt w rodku by nas nie usysza.
Azazel zapuka sze razy. Odpowiedziaa mu cisza.
- Ach, no tak. Przepraszam - doda jeszcze jedno stuknicie. Beleth
postanowi znowu mi wyjani:
- W Niebie stuka si siedem razy.

Gwatownie szarpic drzwi, otworzy nam niewysoki anio. Przyjrzaam


mu si dokadnie, bo stanowi do niecodzienny, jak na zadbane Niebo, widok:
brzowe, spltane wosy zwiza w kucyk, a z nosa zsuway mu si grube,
okrge okulary. Reszta jego stroju wygldaa do tradycyjnie, jeli nie liczy
kilku plam od kawy na przedzie pciennej koszuli i dziury w skarpetce.
Duy palec anielskiego pracownika zgi si, zupenie jakby skurczy si
ze strachu na nasz widok.
- Azazel! Co ty tu robisz?! - w jego gosie sycha byo nieukrywan
panik.
- Mj drogi, wiedziaem, e ucieszysz si na mj widok! Zanim zdy
mu odpowiedzie, podstpny diabe wypchn mnie do przodu, tu przed nos
dziwnego anioa.
- Pozwl, e przedstawi ci Wiktori. Jest miertelniczk. Na pewno o
niej syszae.
- Ja o niczym nie sysz, Azazelu. Ja pilnuj porzdku na wiecie! Nie
mam czasu zawraca sobie gowy gupotami!
Diabe nawet na chwil nie straci animuszu.
- Wiktorio - zwrci si teraz do mnie. - Oto Zafkiel! Pilnuje, eby
wszystko dobrze dziaao.
Cay czas popycha mnie do przodu, przez co niechtny mi wyranie anio
musia si cofa. Po chwili ju bylimy w rodku. Taktyka Azazela okazaa si
bardzo skuteczna.
- Zafkiel czuwa nad tym, eby Soce kryo dookoa Ziemi, Ziemia
wok Ksiyca - opowiada zaaferowany diabe, podchodzc do szeregu
ekranw wiszcych nad panelem sterowania, ktrego nie powstydzioby si
NASA.
- Ziemia dookoa Soca, a Ksiyc dookoa Ziemi, ty ignorancie wycedzi wcieky anio, poprawiajc okulary na nosie. - Odejd stamtd!
Natychmiast!
Wepchn si pomidzy podstpnego diaba a blat peen kolorowych
przyciskw i rozoy szeroko ramiona.
- Tylko czego dotkniesz, a skopi ci tyek! - zagrozi.
- Ty? Mnie? - zakpi Azazel. - Bdmy szczerzy, ziemski siedmiolatek
wygraby z tob na rk.
- W takim razie mj pomocnik Ariel ci rozbroi - owiadczy z godnoci
Zafkiel.
Dopiero teraz zauwaylimy, e w kcie pomieszczenia, obok kilkunastu
innych monitorw siedzia, a raczej rozoy si na krzele, kolejny milczcy
anio. Na kolanach trzyma harf, na ktrej pobrzkiwa co chwil.
Spojrza na nas nieprzytomnym wzrokiem spod zmierzwionej grzywki.
Mia podkrone oczy, jakby od duszego czasu nie spa. Z kolei jego fryzura
nasuwaa myl, e dopiero co wsta z ka.

- Jo - mrukn obojtnie i wrci spojrzeniem do ekranw, wykonujc


jednoczenie do skomplikowane ruchy palcami na strunach instrumentu.
Zafkiel spokojnie mg straszy Arielem. By z niego kawa chopa.
Uminione ramiona a rozsadzay pcienne rkawy koszuli.
- Masz pomocnika? - nie mg uwierzy Azazel. - Od kiedy?!
- Odkd wzrok zacz mi si psu - wyzna smutnym gosem.
- To anioom moe popsu si wzrok? - zapytaam zaskoczona.
Zwrci si w moj stron. Ledwo widziaam jego oczy zza grubych jak
denka od butelek szkie okularw.
- Gdy od miliardw lat kto si wpatruje w ekrany, to niestety jest to
moliwe. Dlatego dostaem asystenta, a raczej czeladnika. Mam go nauczy
wszystkiego, co wiem.
Spojrza zrezygnowanym wzrokiem na Ariela. Wida po nim byo, e
niespecjalnie pasjonowao go ledzenie tabel i wykresw pojawiajcych si na
monitorach. Ciekawe, jak tu trafi? Za kar?
- Zafkielu, przyprowadzilimy nasz podopieczn Wiktori, eby mg
jej opowiedzie, czym si zajmujesz. Bardzo j to interesuje - po raz pierwszy
odezwa si Beleth. - Bdziemy ci wdziczni za may wykad.
Najwyraniej by wedug anioa nieszkodliwy, bo Zafkiel nie zwrci na
niego uwagi, gdy podszed do stou.
- Wykad? Zainteresowana? - podchwyci Zafkiel.
W sumie, czemu nie?
- Tak - odpowiedziaam z umiechem. - Czym si zajmujesz?
- Jestem odpowiedzialny za ad we wszechwiecie - pocign mnie w
stron ciany caej zapenionej paskimi monitorami, natychmiast tracc
zainteresowanie diabami. - Obserwuj trajektorie wszystkich cia niebieskich i
pilnuj, eby nie byo jakiej katastrofy, eby wszdzie byy odpowiednie
poziomy grawitacji i nasonecznienia - pokazywa kompletnie nic mi
niemwice schematy i wykresy.
- A caa ta ciana - podeszlimy do tej, przy ktrej siedzia Ariel - jest
przeznaczona dla Ziemi. Tu mamy opady na obu pkulach, poszczeglnych
kontynentach, w pastwach, tutaj poziom nasonecznienia, temperatur,
wilgotno, poziom powoki ozonowej, poziom zanieczyszcze powietrza,
ziemi, wody, stopnie ryzyka katastrofy o znaczeniu globalnym, stopnie ryzyka
katastrofy o maym zasigu terytorialnym, liczb narodzin, liczb zgonw,
maestw, ryzyko
Powoli zaczynao mnie to nudzi. Zafkiel mwi i mwi. Temat nie mia
koca. Nawet nie zdawaam sobie sprawy, e mona obserwowa tyle rzeczy na
naszej planecie i nie zwariowa od tego. Co prawda, poziom przytomnoci i stan
zdrowych zmysw anioa byy dyskusyjne.
Zachciao mi si ziewa, ale si si powstrzymaam. Nie miaam ochoty
ju tego sucha.
- A do czego su przyciski i pokrta? - przerwaam anioowi.

- Ciesz si, e pytasz, bo to bardzo ciekawe - umiechn si z niemal


chorobliwym entuzjazmem. - Kady suy do czego innego. Na przykad to
niebieskie pokrto - pokaza jedno z kilkuset - suy do regulacji poziomu
opadw w twojej rodzinnej Polsce, na terenie wojewdztwa mazowieckiego.
- Skd wiesz, e stamtd pochodzi? - prychn Azazel. - Chyba jednak nie
do koca jeste takim szalonym naukowcem, jak twierdzisz. Czasem docieraj
do ciebie informacje z prawdziwego wiata.
Anio nie zniy si do tego, eby mu odpowiedzie. Klikn co na
monitorze i zamiast skomplikowanych wykresw pojawi si na niej obraz
centrum Warszawy.
- To obraz w czasie rzeczywistym - powiedzia Zafkiel. - W czasie
rzeczywistym! Uwierzysz?
- a! - posusznie zapiaam z zachwytu.
Anio chyba nie wiedzia, e miertelnicy mog co takiego oglda na co
dzie w wiadomociach nadawanych na ywo.
- A teraz bierzemy to pokrto... i zobacz.
Gdy je przekrci, na ekranie sikno deszczem, jakby kto odkrci
olbrzymi w ogrodowy. Ludzie zaczli w popochu szuka jakiego
schronienia. Zafkiel wpatrzony z nabon czci w ekran przesun przecznik
w drug stron i deszcz usta. Uspokojeni tym ludzie wyszli spod daszkw i
markiz. Nastpnie anio znowu szybko odkrci deszcz. Odwanych ludzi polao
wod jak z kuba. Znowu zaczli si chowa.
Zafkiel ponownie zakrci naturalne podlewanie miasta.
To byo genialne!
- Super - teraz i ja byam pod wraeniem. - Mog sprbowa?
- Prosz bardzo - odstpi od wcznika.
Kilka razy wczyam i wyczyam deszcze. Ludzie patrzyli w niebo ze
zdumieniem. Ale to byo fajne!
- A jak si robi piorun? - zapytaam. Anio pokaza mi odpowiedni ty
guzik.
Wcisnam go i zachwycona usyszaam grzmot z umieszczonych gdzie
na tyach monitora gonikw. Jaki mody mczyzna, uciekajc przed
deszczem, ze strachu przed piorunem a si przewrci.
I jeszcze raz nacisnam piorun. I jeszcze raz! I jeszcze!
- To jest wietne - owiadczyam Zafkielowi.
- Wiem - umiechn si zadowolony z siebie.
Teraz ju caa instalacja nie wydawaa mi si taka bezsensowna. Anielskie
Centrum Dowodzenia byo idealnym miejscem, eby si odstresowa.
- A do czego jest ten guzik? - zapytaam, wskazujc na olbrzymi przycisk.
By wielkoci mojej rki, wciekle czerwony, z narysowan bia trupi
czaszk. Znajdowa si na samym rodku gwnego panelu sterowania. A si
prosi, eby go wcisn i zobaczy, co si stanie.

- NIE DOTYKAJ! - rykn Zafkiel i zakry panel sterowania wasnym


ciaem.
Odsunam si zaskoczona.
- Dlaczego?
- Bo ja go kiedy nacisnem i od tej pory Zafkiel nikomu nie ufa wyjani mi Azazel pretensjonalnym tonem.
- To przycisk WIELKIEEEGO KATAKLIZMU! - zawy anio.
- Wielkiego kataklizmu? - upewniam si. A to dopiero durna nazwa.
- Nie wielkiego kataklizmu, tylko WIELKIEEEGO KATAKLIZMU poprawi mnie z dokadnym akcentowaniem kadej goski w tych dwch
sowach.
- Czyli do czego suy? - nadal nie rozumiaam.
- Niszczy wszystko, cae ycie - zowieszczy gos Zafkiela potoczy si po
pomieszczeniu. - To KATAKLIZM, KATAKLIZM, KATAKLIZM!
I oto dowd na to, co si dzieje, kiedy kto przez kilka miliardw lat
wcza i wycza deszcz. Zdecydowanie nie polecam tego zawodu.
- Moe ja ci powiem, bo on si zaci - stwierdzi Azazel. - Kiedy
cakowicie przypadkiem oparem si o ten przycisk...
- Kiedy si o niego przypadkiem opar, to wyginy dinozaury!!! wycedzi wcieky anio.
- Eee, wielkie mi rzeczy. I tak nikt ich nie lubi - diabe machn
lekcewaco rk.
- Spowodowae wielkie wymarcie dinozaurw? - zapytaam guchym
gosem.
- Przypadkiem - wzruszy ramionami.
- Tak samo przypadkiem jak przypadkiem doprowadzie do ostatniej
epoki lodowcowej? - prychnam. - We ty si natychmiast odsu od tego
przycisku!
Azazel ze miechem unis obie rce, jakbym celowaa do niego z
pistoletu, i wycofa si w stron drzwi. Mimo to nadal zerka tsknie w stron
czerwonego przycisku z trupi czaszk.
- Widz, e jeste pod wraeniem moich dokona.
- Och tak, wielce mnie zaskoczye tym, e przez ciebie wyginy
dinozaury. Nigdy bym si tego po tobie nie spodziewaa.
Diabe zmarszczy brwi, nie do koca rozumiejc moj uwag.
- To bya ironia? - upewni si.
- Moe skoczymy ju wycieczk? - zapytaam Beletha. -Niepokoj si o
losy wiata, kiedy on tu stoi.
- Dla ciebie wszystko, moja pikna - lekko skoni gow i poda mi
szarmancko rami.
Przyjam je i ruszylimy do drzwi, oczywicie uprzednio
podzikowawszy Zafkielowi za gocin. Ariel mrukn na poegnanie co
niezrozumiaego i zagra nam skomplikowan solwk na harf.

Tak naprawd troska o planet nie bya przyczyn mojego szybkiego


wyjcia z Obserwatorium.
Po prostu nie chciaam ju sucha kolejnego wywodu anioa. Rozumiem,
e to kocha i pasjonoway go te wszystkie guziki. Jednak ja nie zapaaam do
nich tak gorcym uczuciem.
Wyszlimy na zalan socem ulic. Po spdzeniu dobrych dwch godzin
w zacienionym, odrobin mrocznym pomieszczeniu wszystko jeszcze bardziej
razio.
Azazel poda za nami ze skwaszon min, nadal zerkajc tsknie na
Anielskie Centrum Dowodzenia, w ktrym tym razem nie wcinito guzika
wielkiego kataklizmu.
O przepraszam, guzika WIELKIEEEGO KATAKLIZMU.

Rozdzia 22
- Nie rozumiem, czemu si mnie tak czepiacie! - obruszy si Azazel, gdy
chwil pniej szlimy soneczn ulic Edenii w stron Obserwatorium.
Nie miaam ochoty dzisiaj ju niczego obserwowa, ale to by kolejny
punkt wycieczki, wic si nie kciam. Chciaam jak najszybciej dosta si do
Jeziora Czasu.
- Bo zabie dinozaury - warknam. - Wszystkie.
Na ulicy puciam rami Beletha. Nie bylimy par, ebym go trzymaa.
Poza tym moi rodzice mogliby nas zobaczy, a wtedy solidnie by si na mnie
zdenerwowali.
- A ty to niby taka mdra jeste - mrukn. - Chciaaby mie Jurassic
Park na co dzie? Wyobraasz sobie taki wiat? Tak, mamo, ju id po mleko,
tylko zobacz, czy stado tyranozaurw poszo mordowa gdzie indziej.
Westchnam ciko. Cay podstpny diabe. Znajdzie milion powodw i
przyczyn, ktre uzasadniaj jego zachowanie.
- Czy Bg czasem ingeruje? - zapytaam. - To znaczy, no wiecie, czy
zdarzyo si kiedy, eby przeszkodzi na przykad Azazelowi?
- Mnie nigdy w niczym nie przeszkodzi - diabe by z siebie bardzo
zadowolony. - To z ca pewnoci oznacza, e akceptuje wszystko, co robi.
W tej chwili niebo nad naszymi gowami gwatownie pociemniao, a
gdzie w oddali uderzy piorun. Na wszelki wypadek odsunam si od Azazela.
- Chyba zaprotestowa - stwierdziam zoliwie.
- Eee tam - zbagatelizowa sytuacj diabe. - Po prostu zbiera si na burz
albo Zafkiel bawi si przyciskami.
Mnie jednak pocieszyo to, e kto nade mn najwyraniej czuwa.
- To teraz pjdziemy do Obserwatorium - pokierowa Beleth. - Spodoba ci
si. Ja je bardzo lubi.
Wesoym gosem opowiada mi anegdotki z niebiaskiego ycia jeszcze
sprzed ich wygnania za sympatyzowanie z Lucyferem. Suchaam go jednym
uchem, znowu przygldajc si architekturze miasta.
By dosta si do kolejnego punktu naszej wycieczki, musielimy przej
przez p Edenii, a bya do rozlega.
Gdy znajdowalimy si przy budynku Administracji, dostrzegam w
cieniu pagody ciemne skrzydo wystajce zza jednej z kolumn.
- To Moroni - powiedziaam do moich towarzyszy. - Tam, przy drzwiach.
Diaby szybko skieroway czujne spojrzenia w tamt stron.
- Poronioni Moroni - wymamrota pod nosem Azazel.
Niczego niepodejrzewajcy anio wyszed zza kolumny. ywo
gestykulowa, opowiadajc co swojemu kompanowi. Po chwili i on ukaza si
naszym oczom.

Obok Moroniego, jak gdyby nigdy nic, w czarnych bojwkach i


czerwonej podkoszulce szed Piotru.
Z wraenia a si potknam.
Co on robi w Niebie?!
Jak przekroczy bram?!
Co robi z Moronim?!
Dziesitki pyta, na ktre nie znaam odpowiedzi, tuky mi si po gowie.
Zabrako mi tchu. To niemoliwe. On nie mia prawa tu by.
Niezauwaeni, zostalimy minici przez zagadanego anioa i miertelnika.
Rwnym krokiem skierowali si w sobie tylko znanym kierunku. Wygldao na
to, e cakiem niele si znali.
- Co on tu robi? - zapyta mnie Beleth.
- Nie mam pojcia - wydusiam. - Mia nie zblia si do Arkadii.
Ostrzegaam go.
- To wszystko sprawka Moroniego - Azazel uderzy pici w otwart
do. - Chce nam wszystko skomplikowa. To po to go tu cign! eby
wprowadzi niepotrzebny zamt! Usiuje przecign na swoj stron Wiktori.
- Jakim cudem? - prychnam. - Przecie Piotrek mnie porzuci.
Przystojny diabe przeczesa doni czarnego irokeza. Jego zote oczy
byy zmruone, gdy szybko kalkulowa, co powinien teraz zrobi.
W kocu postanowi. Obj mnie opiekuczo ramieniem i zapewni
arliwie:
- Nie przejmuj si, jestem przy tobie. Ten zdrajca si do ciebie nie zbliy.
Musiaam ponownie porozmawia z Piotrusiem. Nie wiedzia, co robi,
zawierajc pakt z Moronim. To, e by anioem, wcale nie sprawiao, e
wsppraca z nim bdzie bezpieczna. Poza tym jaki cel, poza szerzeniem
zamieszania, mia Moroni?
Beleth wzi moj zmartwion min za objaw niechci do Piotrka.
- Proponuj, ebymy na razie si tym nie przejmowali i dalej poszli
zwiedza.
Kiwnam nieprzytomnie gow i daam si poprowadzi wzdu
chodnika. Azazel poda za nami, lc wizank przeklestw pod adresem
anioa.
Ruszylimy w stron Obserwatorium.
****
Ten budynek znowu nie przypomina klasycznego niebiaskiego
budownictwa. Okaza si bardzo wysok, niby-redniowieczn wie, a raczej
baszt zbudowan z szarych, omszaych, chropowatych kamieni.
Miaa kilkanacie piter wysokoci. Wyobraziam sobie, ile schodw
musiao prowadzi na sam jej szczyt, i a zakuo mnie w ydkach.
- Pewnie nie ma windy? - westchnam.

- Oczywicie, e jest - obruszy si Azazel. - Przecie nie yjemy na


Ziemi.
Zdziwiam si. Instalacja windy nie bardzo pasowaa mi do starych
murw. Jednak nie miaam zamiaru rozpacza z tego powodu. A raczej moje
ydki nie miay takiego zamiaru.
Ruszylimy do wejcia. Po drodze dotknam kamieni. Byy zimne,
zniszczone przez czas, deszcz i soce. Ciekawe, ile setek lat wiea staa w tym
miejscu?
Po wejciu do rodka zatrzymaam si zaskoczona. Wiea bya pusta. Nie
byo w niej nic, poza samotnie stojc porodku kabin windy, ktra nie bya
otoczona szybem...
- Jak to? - zdziwiam si.
- W Niebie nie potrzebujemy prdu. Windy poruszaj si za pomoc
anielskich mocy - wyjani mi przystojny diabe.
Zadaram gow do gry. Na suficie maloway si dwa niedue kwadraty.
Jeden czarny, zasonity przez znajdujc si na grze wind, a drugi otwarty,
wpaday przez niego promienie soca. To tam wjedzie nasza kabina.
- Poruszaj si ruchem wahadowym - powiedzia Azazel. - Gdy jedna jest
na grze, druga musi by na dole.
Podeszlimy do czekajcego na nas urzdzenia.
Kabina wygldaa, jakby pochodzia jeszcze z innej epoki ni baszta. Pod
cian staa niska aweczka z ciemnego drewna, ciany byy obite czerwonym
aksamitem haftowanym w kwiaty, a zamiast drzwi zamocowana bya zota
krata. Brakowao tylko odwiernego ubranego w liberi.
Beleth odsun krat i zaprosi mnie gestem do rodka. Przypomniao mi
si, e baam si wind. Weszam, usiadam na aweczce i zamknam oczy.
Diaby stany przy mnie. Usyszaam, jak ktry z nich zasuwa zot
krat.
- Czemu masz zamknite oczy? - zapyta zdumiony Azazel.
- Nie lubi wind - mruknam ponurym gosem. Zawsze marzyam o
pokazywaniu podstpnemu diabu moich saboci.
- Naprawd? - zdziwi si, dobrze syszaam szyderczy miech w jego
gosie. - To... urocze...
Doskonale zdawaam sobie spraw, e mia ochot uy innego sowa, ale
si powstrzyma, zapewne skarcony spojrzeniem Beletha.
Kabina nie wydawaa adnych dwikw, pnc si kilkanacie, o ile nie
wicej, piter w gr. Byo to do niepokojce, chocia nie wiedziaam, czy
zgrzyty, trzaski i szarpanie nie zdenerwowayby mnie bardziej.
Na szczycie z ulg opuciam metalow klatk, gdy zatrzymaa si z
lekkim szarpniciem.
Wiea bya paska. Niski mur dzieli nas od oddalonej o przyprawiajc o
zawrt gowy odlego Ziemi. Co kilka metrw umieszczono srebrne lunety.

- Std mona podziwia wikszo Arkadii, nie tylko sam stolic, czyli
Edeni. Na poudniu zobaczysz miasta Walhalla, Nawie i Wyraj, na pnocy
Omeyocan i Yao Chi, na wschodzie Pola Elizejskie otaczajce Elizjum, a na
zachodzie gry Maszum - zachwala Beleth.
- Znam niektre te nazwy - zmarszczyam brwi.
- Bo to ziemskie okrelenia zawiatw zaczerpnite z rnych religii wyjani. - Jak widzisz, Arkadia jest do kosmopolityczna.
Podeszam do jednej z lunet. Byy do skomplikowane. Miay po kilka
szkie rnej gruboci, ktre wisiay na zotych drucikach. Mona je byo
dowolnie zmienia, by powikszy lub zmniejszy obraz.
- Ja ci poka - zaoferowa si Beleth. Sprawnie ustawi wszystkie szka.
- Zobacz, to Pola Elizejskie i wity Piotr - odsun si, bym moga do
niej podej.
Zblienie byo niesamowite. Odsunam gow i sprbowaam wypatrze
na horyzoncie gadkie poacie trawy. Nic z tego. Jeszcze raz zerknam przez
lunet. Po krtko citym trawniku spacerowa wity Piotr z jakim nieznanym
mi czowiekiem. Obaj nieli torby wypenione kijami i kierowali si w stron
najbliszego doka. O czym rozmawiali.
Powikszenie byo tak due, e doskonale widziaam, jak poruszaj si
ich usta, a take zmarszczki materiau na todze witego.
- Tam jest dom twoich rodzicw - Beleth znowu ustawi lunet. - A w tle
za nim wida pikny park wzorowany na ziemskich wiszcych ogrodach
Semiramidy.
- Eee...
- To ogrody, ktre znajdoway si w Mezopotamii. Jeden z siedmiu
cudw wiata antycznego - wyjani mi z wyszoci Azazel. - Ale ci dzisiejsi
miertelnicy s tpi! To ja wtedy miaem odsiadk za epok lodowcow i
przegapiem te wieki, a jednak wiem, co si wwczas dziao, a ty nie wiesz?
- Ja w przeciwiestwie do ciebie nie miaam a tylu tysicy lat na
nadrabianie brakw w wyksztaceniu - wycedziam.
Nie chciaam, eby Beleth pokazywa mi kolejne zabytki. Wolaam sama
pokrci luneta. Dusza chwil bawiam si ni, bdzc po ulicach Edenii i
ledzc jej mieszkacw. Nigdzie nie dostrzegam Piotrusia w towarzystwie
Moroniego.
Ciekawe, gdzie mieszka tajemniczy anio? Pewnie te posiada wspania
rezydencj.
Azazel, wyranie znudzony, kopa w mur, zupenie jakby mia nadziej, e
jak wystarczajco dugo bdzie to robi to wiea si rozpadnie. Znajc jego upr,
byo to do prawdopodobne.
- Ciekawe, kiedy dokadnie rozpatrz nasz spraw? - zapyta. - Podali
nam tylko przyblion dat. Biorc pod uwag tempo pracy Administracji, moe
si przesun o kilka dni

- Nie wiem - odpowiedzia mu Beleth, podziwiajc pikno Arkadii przez


drug lunet.
- Jaka sprawa? - zainteresowaam si
- Rada Archaniow ma zdecydowa, czy moemy otrzyma stay pobyt
w Niebie i powrci do dawnych zaj - wyjani mi przystojny diabe.
Popatrzyam na Azazela.
- Wybacz, Belecie, ale jako nie wyobraam was sobie w roli Aniow
Strw.
- Nie ma takiej posady - prychn podstpny diabe. - Kto by chcia
pilnowa tych pokrak, to znaczy ludzi. Mam tylko nadziej, e Moroni nam
niczego nie popsuje. Kamliwy suki
- Azazel! - upomnia go przystojny diabe. - Wyraaj si.
Wolno przesuwaam lunet po niebiaskim krajobrazie. Szukaam jeziora,
eby wiedzie, gdzie powinnam sie kierowa. Arkadia jednak bya tak rozlega,
e nie miaam moliwoci sama go znale.
Nagle mnie tkno.
Na lito, przecie jestem by diablic! W kocu te wszystka moce
nadprzyrodzone do czego su. Zerknam na diaby, czy nie widz, e
oszukuj, i tchnam moc w lunet. Szka same zaczy si przesuwa, a cay
instrument obrci si w moich doniach w prawo.
Przyoyam gow do okularu. Moim oczom ukazao si zamglone
jezioro. Unosiy si nad nim podejrzanie wygldajce fioletowe opary. Z wody
wystaway stare, zniszczone przez czas i wilgo, pokryte wodorostami ruiny,
fragmenty kolumn, dachw. Zupenie jakby pod jeziorem znajdowao si zalane
przed wiekami miasto.
Na brzegach zbiornika zwieszay si potne, wiekowe drzewa. Ich grube
korzenie nikny w czarnych odmtach nieruchomej tafli. Konary oblepione
byy demonicznym hiszpaskim mchem, charakterystycznym dla krajobrazu
Nowego Orleanu. Szare wosy mchu wisiay smtnie, hamujc dopyw wiata
do suchych gazi. Przywodzio to na myl obraz choroby.
Wydawao si, e nie wia tam wiatr. Wszystko byo nieruchome,
odrobin obce i straszne. Nawiedzone.
- Co to za miejsce? - zapytaam Beletha, udajc, e znalazam ten zaktek
zupenie przypadkowo. - Przeraajce jest.
Diabe pochyli si do lunety.
- No prosz, znalaza Jezioro Czasu, o ktrym ci opowiadaem.
cign brwi, jakby co podejrzewa. Zrobiam niewinn min,
wyraajc szczere zdumienie.
- Naprawd? - mrugnam. - No popatrz. Ja to mam fart. Chc tam pj.
Wyglda naprawd ciekawie. To daleko?
Diaby zerkny po sobie znaczco.
- Po co chcesz tam pj? - zapyta podejrzliwie Azazel.

- Chc zobaczy moj przyszo - owiadczyam z przekonaniem. Wiecie, takie tam. Ile bd miaa dzieci, czy moja suknia lubna bdzie biaa,
czy ecru.
- A nie moesz poczeka, a si zestarzejesz i sama si przekonasz? prychn podstpny diabe.
- Biorc pod uwag, ile czasu z wami spdzam, czasami zastanawiam si,
czy tego doyj... - mruknam.
Diaby przez chwil milczay, wac moje sowa.
- A gdyby jezioro pokazao ci przyszo u mojego boku? zapyta nagle
tym zainteresowany Beleth. - Co by zrobia?
Szczerze mwic nie pomylaam o tym. Trudno nawet byo mi
wyobrazi sobie, e jestemy razem. Przecie on by diabem, a ja
miertelniczk. Zreszt tak naprawd chciaam zobaczy przeszo.
- No c... chyba musiaabym si z tym pogodzi - odparam ostronie.
- I ulegaby mi? - upewni si.
- A jezioro pokazuje w stu procentach to, co si wydarzy? Czy tylko jedn
z moliwoci? - wolaam si upewni.
- Przyszo nie jest zmienna - wyjani mi ze stoickim spokojem. Niewane, jakie decyzje podejmujesz, i tak nieubaganie dysz do swojego
przeznaczenia. Jego nic i nikt nie zmieni. Jest ci pisane od pocztkw wiata.
Zasmucio mnie to. Wolaam wierzy, e sama ksztatuj swj los, a nie
mie wiadomo, e kto napisa w historii wiata, jak potoczy si moje ycie, i
ju. A moe ja nie chc, dajmy na to, mie dwanaciorga dzieci? I co wtedy, h?
- Czy w takim przypadku mi ulegniesz? - naciska.
- Chyba nie bd miaa wyboru - wzruszyam ramionami. Nieoczekiwanie
zaczam si obawia tego, co mogabym zobaczy w wodach Jeziora Czasu.
- W takim razie wybierzemy si na ma wycieczk - zdecydowa z
zacit min Beleth.

Rozdzia 23
- Zwariowae! Zwariowalicie oboje! Zupenie nie wiem, dlaczego z
wami id! To jedno wielkie nieporozumienie - biadoli Azazel, wlokc si za
nami zacienion ciek. - Wszyscy bdziemy mie przez to kopoty! To
kompletna gupota!
- Och, zamknij si wreszcie - nie wytrzymaam tej niekoczcej si litanii.
Ju prawie bylimy na miejscu. By nie wzbudza podejrze, na
skrzydach przelecielimy cz trasy, a teraz poruszalimy si pieszo. Szlimy
ju ponad godzin. Jezioro Czasu znajdowao si w odludnym miejscu z dala od
wszelkich zabudowa. Zupenie jakby byo ukryte przed ciekawskimi
spojrzeniami.
- Moge z nami nie i, ale zdecydowae si zobaczy swoj przyszo
archanioa, wic teraz zamilknij - skwitowaam.
Narzekania Azazela stay si odrobin cichsze. Jednak wci trway.
W pewnym momencie wiatr usta. Nagle zrobio si przeraliwie cicho.
Nie byo sycha ptakw ani lenych zwierzt. Nie byo sycha naszych
krokw.
- Zbliamy si - szepn Beleth.
Z przeraeniem zdaam sobie spraw, e po pewnym czasie umilky te
nasze oddechy i bicie serc. Przeraona przyoyam sobie palce do ttnicy
szyjnej tu za lini uchwy. Poczuam lekkie, delikatne uderzenia. Bardzo ciche.
Zupenie jakby nawet nasze ciaa bay si zachowywa gono w pobliu Jeziora
Czasu.
- Czy kto pilnuje jeziora? - zapytaam szeptem. Mj gos wyda si
przeraliwie gony.
- Tak. Pewien stary wariat, anio Forneus. Jest odrobin demoniczny, wic
czasami ludzie sdz, e naley do zastpw Lucyfera. Musimy na niego
uwaa. Ma oczy dookoa gowy - odpar Beleth.
- Jest taki czujny?
Niepokoio mnie, e wariat by stranikiem. Nie zdawaam sobie sprawy,
e ta wyprawa moe by niebezpieczna albo przynie nam jakie niemie
konsekwencje.
Azazel zamia si ponuro i odpowiedzia:
- Nie, on po prostu ma o kilka par oczu wicej. Z tyu, po bokach. Naley
do Tronw.
- Ze sowem tron kojarzy mi si tylko krzeso - wyznaam.
- To taki wany i bardzo niebezpieczny gatunek aniow, Wiktorio posa mi potpiajce spojrzenie.
Nie wiem, czemu si czepia. Przecie nie skoczyam religioznawstwa.
- Dobra, dobra - wzruszyam ramionami. - Czyli oglnie unikamy na
brzegu faceta, ktry nie moe nosi czapki, tak?

Beleth zatrzyma si i spojrza mi prosto w oczy.


- Problem tkwi w tym, e Forneus lubi przebywa pod postaci potwora
morskiego, wic najprawdopodobniej bdzie gdzie pod wod.
O, to po prostu wietnie. Czyli mamy przeciwko sobie osobnika, ktry nie
do, e jest przeciwiestwem cyklopa, to jeszcze lubi bawi si w Krakena.
Psycholodzy i kryptozoolodzy mieliby na nim uywanie. Nie mog si doczeka
spotkania. Czuj, e si zaprzyjanimy.
- Plan jest taki: wypywamy dk na rodek jeziora, szybko patrzymy w
wod i wracamy na brzeg - kontynuowa przystojny diabe. - Jak kto zobaczy
jaki ruch, to mwi. Aha i pod adnym pozorem nie skacz do wody.
- Dlaczego?
- Bo wtedy otocz ci wizje. Dowiadczalnie stwierdzono, e jak kto za
dugo przebywa w wodzie, to ulega magii czasu i po prostu jest tak zapatrzony,
e nie wychodzi. Jako miertelniczka moesz si utopi z powodu braku tlenu.
- A skoro ten Forneus cay czas siedzi w wodzie, to nie zobaczy
wczeniej w wizji przyszoci, e przyjdziemy? - zapytaam.
Wydawao mi si to cakiem logiczne. Ja na jego miejscu spojrzaabym w
przyszo. Sprawdzia, kiedy kto mnie nawiedzi. Dokadnie spisaa sobie daty
i nastpnie pojawiaa si nad jeziorem tylko w tych dniach. Po co si
przepracowywa i siedzie na stanowisku przez wieczno?
- Niekoniecznie. Forneus... jest szalony. Ogldanie pomieszanych czasw
chyba nie wpyno pozytywnie na jego wiadomo - wyjani mi przystojny
diabe. - Pamitam go jeszcze sprzed wygnania mnie z Niebios. Ju wtedy by
nieobliczalny. Myli przeszo z przyszoci, kompletnie nie orientowa si w
teraniejszoci. Istnieje szansa, e wemie nas za jedn z wizji i nawet si nie
zorientuje, e to naprawd my w tym czasie i miejscu.
- Okej, to mam jeszcze jedno pytanie.
Zniecierpliwiony Azazel wypuci gono powietrze.
- Nie moglimy sobie urzdzi tego wykadu w jakim bezpieczniejszym
miejscu? - sykn. - Tu jest troch za cicho na wasze gone pogawdki.
- W bezpieczniejszym miejscu nie chcielicie o tym rozmawia, eby nas
kto nie usysza - przypomniaam mu. - A co do mojego pytania. Nie moemy
zerkn w przyszo z brzegu? Po prostu zajrze na pycinie w wod i sobie
pj? Po co wypywa na rodek jeziora?
- Nie bardzo. - Beleth skrzywi si. - Im gbsza woda, tym dalej sigajca
wstecz lub w przd wizja. W kauy zobaczyaby raptem, co si stanie za
dziesi minut.
Mwic to, odgarn gazie z drogi przed nami. Naszym oczom ukazao
si Jezioro Czasu. Byo znacznie wiksze, ni wydawao si, widziane przez
lunet. Miao dobre czterysta metrw rednicy, o ile nie wicej. Fioletowa, gsta
mga wisiaa nad nim ciko. Wydawaa si lepka, wrcz namacalna.
Nie byo sycha szmeru drzew oblepionych mchem ani szumu wody.
Wszystko byo nieruchome.

Nie rozumiaam, po co pilnowa jeziora stranik. Otoczenie byo tak


przeraajce, e nie przypuszczaam, by znalazo si wielu chtnych do
zagldania w jego wody. Poza tym po co zmarym przyszo? Ju otrzymali
swoje miejsce w wiecznoci. Nie mieli wic czego oczekiwa.
Za to na Ziemi taki zbiornik wodny staby si prawdziwym wyzwaniem.
Zapewne toczono by o niego krwawe wojny.
Powoli, starajc si narobi jak najmniej haasu, ruszylimy do dek
zacumowanych przy brzegu. Byy szerokie, tak by mona byo si z nich
wychyli bez obawy, e dka si wywrci.
Podnoszc wysoko nog, stanam na jej zawilgoconym, zmurszaym
dnie. Drewno skrzypno ostrzegawczo. Wydawao si, e zaraz si pode mn
zarwie. Na szczcie nic takiego si nie stao. Usiadam na aweczce.
Po wodzie potoczya si ledwo zauwaalna fala.
Azazel zaj miejsce obok mnie. Beleth odwiza cum i pchn dk.
eby do nas doczy, musia zanurzy jedn nog. Zrobi to i nic si nie stao.
Z wody nie wynurzy si nagle potwr o dziesitkach oczu.
Wypuciam z ulg powietrze. Na razie bylimy bezpieczni.
Diaby wziy do rk wiosa i starajc si narobi jak najmniej fal,
skieroway dk na rodek jeziora.
Wychyliam si, patrzc z uwag na tafl wody. Wydawao mi si, e co
widz, jednak fale powodowane przez wiosa zamazyway mi widok.
Moi towarzysze przestali wiosowa. dka jeszcze chwil pyna si
rozpdu, a w kocu si zatrzymaa. Idealnie na rodku. Brzeg by do daleko,
gdyby nagle wydarzyo si co nieoczekiwanego.
Wychyliam si za burt. Azazel zrobi to samo z drugiej strony, a Beleth
pozosta na rodku, by utrzyma rwnowag. Chocia dobrze widziaam, jak
usiuje zapuci urawia i zobaczy, co pokae mi jezioro.
Z pocztku widziaam tylko czarn wod. Zmarszczki spowodowane
ruchem naszej deczki ju znikny. Powierzchnia bya idealnie gadka. Nie
odbijaa jednak naszych twarzy niczym lustro. Bya po prostu czarna.
Pochaniaa wszystko, co byo dookoa.
Nagle co si poruszyo, zupenie jakby pod tafl by czowiek.
Przestraszona cofnam si.
- Co si dzieje? - zapyta zaniepokojony Beleth i przysun si do mnie.
Teraz on take widzia powierzchni wody.
- Wydawao mi si, e kto tam jest - szepnam.
- To wizja - powiedzia. - Zaczyna si.
Jeszcze raz si pochyliam. Mia racj. Posta pod wod staa si wyrana.
To byam ja. Szam gdzie ulic. Dookoa pada nieg.
Wydawao mi si, e to scena sprzed kilku lat. Tak, na pewno sprzed
kilku lat. Miaam ze sob stary niebieski plecak. Towarzyszya mi Zuza, moja
najlepsza przyjacika. Szymy do liceum na lekcje.

Nagle wizja zmienia si. Widziaam teraz maego berbecia bawicego si


lalk. To znowu ja, tylko jak byam bardzo maa.
Poczuam zniecierpliwienie. Kiedy pojawi si scena ze zdrad? Nie mam
ochoty oglda swojego dziecistwa.
Nowy obraz zastpi poprzedni. Jako cakiem dobrze trzymajca si
czterdziestolatka szam szybko ulic, rozmawiajc przez komrk.
Przez kilka kolejnych minut widziaam jeszcze par krtkich, nic
nieznaczcych scenek. Ku wielkiemu rozczarowaniu Beletha nigdzie nie byo go
obok mnie.
- Czemu nie pokazuje naszej wsplnej przyszoci? - zapyta
zniecierpliwiony.
Na kocu jzyka miaam uwag, e moe poza dzisiejszym dniem ju nic
wicej nie bdzie nas czy, ale si powstrzymaam.
Zamazany obraz znowu si zmieni. Pokazywa wntrze klubu. W tle na
podwyszeniu sta zesp, ktry dobrze znaam.
Bylimy tam! To scena sprzed zdrady Piotrusia! Zacisnam kurczowo
palce na brzegu dki. To po tym zdarzeniu Piotrek by jaki nieobecny duchem,
zacz si inaczej zachowywa.
Siedzielimy niczym widmowe postacie dookoa stolika: ja, Piotrek,
Maciek i Monika. Nagle Piotrek wsta od stolika. Skierowa si po piwo do
kontuaru. ledziam czujnie jego ruch. Przy barze podszed do niego wysoki
mczyzna w kapturze nasunitym na czoo. W tej samej chwili Monika
przesza do azienki.
Przyjrzaam si uwaniej towarzyszowi Piotrusia. Obraz, jakby czujc, e
pragn go zobaczy, wyostrzy si i przybliy. Posta naprzeciwko niego
szarpniciem zerwaa sobie kaptur z gowy. te oczy zabysy ostrym
wiatem, gdy mwi co z gowy. Ten niczym manekin przytakiwa
mechanicznie. Widziaam, jak minie jego ramion wiotczej. By
hipnotyzowany.
Monika wysza z azienki. W ostatnim momencie dostrzegam, e miaa
rude kocwki wosw, ktre szybko pojaniay.
Obraz zmieni si. Zobaczyam dzie, w ktrym niespodziewanie
odwiedziam Piotrka. Zadowolona z siebie biegam po schodach w jego bloku.
Nagle naprzeciwko mnie pojawia si Monika. Szybko co do mnie powiedziaa,
a potem ucieka. Wizja ukazaa mi j, gdy wysza przed budynek.
Odwrcia si, patrzc poprzez wod prosto na mnie. Jej twarz zacza si
zmienia. Blond wosy zmieniy si w rude, pofalowane pasma opadajce na
ramiona. Mocno uszminkowane usta rozcigny si w szerokim umiechu, a
zielone oczy zabysy zoliwie.
To Philis
Odsunam si od krawdzi dki. Wiedziaam, e Beleth widzia to samo
co ja. Dostrzeg w tafli wody samego siebie. Odsun si ode mnie i unis do
gry rce.

- Ja ci wszystko wytumacz.
- Beleth! - krzyknam. - Azazel!
- Co si dzieje?! - pisn tamten, wyrwany z ogldania swoich wizji,
pewien, e to Forneus pdzi prosto na nas.
dka zakoysaa si, kiedy zerwaam si na rwne nogi i zaczam
okada Beletha piciami gdzie popadnie. Zasoni si przede mn nieporadnie,
jednoczenie usiujc zachowa rwnowag.
Po gadkiej do tej pory tafli wody potoczyy si potne fale wzbudzone
naszym ruchem. dka niebezpiecznie przechylaa si z boku na bok.
- Zaczarowalicie! Piotrusia! Wy! otry! Kamcy! On mnie wcale nie
zdradzi!
- Kochanie, prosz - usiowa uspokoi mnie Beleth, uchylajc si przed
ciosami. - To byo dla twojego dobra. Przecie Piotr jest beznadziejny.
Chciaaby spdzi z nim reszt ycia?
- Chc mie wolny wybr! - krzyknam.
- O cholera - jkn cicho Azazel. - Miaa patrze w przyszo, a nie
przeszo.
- Oszukalicie mnie! - wpadam w furi. - Znowu! Znowu mnie
wcignlicie w swoje ciemne sprawki. Jak ja was za to nienawidz!
Nagle nad jeziorem przetoczy si nieludzki ryk. Drzewa zaczy szumie,
jak gdyby zerwa si nagle silny wiatr. Pomimo e woda nie moe dre jak
ziemia, poczuam wyran wibracj, ktra uniosa dk do gry.
Zamachaam bezadnie ramionami, usiujc si czego zapa. Beleth
wycign w moj stron rk, jednak nie zdoa mnie chwyci. Moje donie
napotkay pustk.
Popeniam bd, e wstaam i zaczam krzycze.
Nie znajdujc adnego oparcia, wychyliam si niebezpiecznie do tyu i
wypadam za burt z gonym chlupotem. Woda bya ciepa i lepka. Dotykaa
mnie. Czuam, jakbym zanurzya si w czym... ywym.
Wypynam na powierzchni, plujc sodk, obrzydliw ciecz.
Dwa diaby nie rzuciy mi si z pomoc. Siedziay, kurczowo trzymajc
si awek, wpatrujc si w co po drugiej stronie dki.
Co, co obudziam swoim krzykiem.
Co, co byo straszne.
Z wody do poowy wynurzy si olbrzymi stwr. Wydawa si wielki
niczym gra w porwnaniu z malek jak upina dk. Odrobin przypomina
ksztatem czowieka.
Jego szarozielone ciao pokrywaa uska. Nie mia szyi, okrga, paska u
szczytu gowa wyrastaa wprost z klatki piersiowej, dookoa ktrej byy trzy
pary rk zakoczonych petwami. Trjktne uszy znajdoway si na czubku
czaszki, poniewa wszdzie byy oczy.

Azazel skama. Forneus nie mia kilku par oczu wicej. Praktycznie ca
powierzchni, ktra niezajta bya maymi rybimi ustami, zajmoway wypuke,
pozbawione powiek gaki oczne. Jak mona pragn istnie w takiej postaci?
Stwr zawy przeraliwie. Tym razem dwik, jaki wydoby si z jego
garda, zabrzmia raczej jak syrena alarmowa. Byam pewna, e ciga posiki.
Nabraam gboko powietrza i zanurkowaam. Potwr by skupiony na
diabach w dce. Istniaa szansa, e mnie nie zauway albo wemie mnie za
wizj, gdy bd pod powierzchni.
Nie mog da si zapa. Inaczej nie zobacz Piotrka i nie powiem mu,
czego si dowiedziaam.
Szybko machajc koczynami, kierowaam si do jednego z brzegw.
Dookoa mnie przepyway wizje. Staraam si nie zwraca na nie uwagi, by nie
ulec ich magii.
Po mojej prawej przemknam maa ja na rowerku, z drugiej strony
znowu ubrana w drogi kostium, o wiele starsza rozmawiaam przez telefon,
umiechajc si wesoo. Przez chwil zobaczyam dawno zmar prababci,
ktr miaam okazj pozna jako niemowl, wic pamitaam j tylko ze zdj.
Miaa zmarszczone czoo i grozia mi palcem, zupenie jakby informowaa mnie,
e le robi.
Wiedziaam, e nie postpuj waciwie. Nie powinnam bya znale si
w wodzie.
Koczyo mi si powietrze. Wynurzyam si na chwil. Zerknam przez
rami. Azazel wiosem odgania od siebie Forneusa. Na niebie, nad nimi,
dostrzegam zarys anielskiej postaci. Zaraz pojawi si kolejne, aby zobaczy,
co si stao, i jak nic zamkn winowajcw w jakim wizieniu, o ile takowe
istniej w Arkadii.
Nabraam powietrza i ponownie si zanurzyam. Nie do szybko, by nie
zosta zauwaona przez anioa. Doskonale zdawaam sobie spraw, e musia
mnie dostrzec.
Nie miaam zamiaru da si zapa. O nie! Na pewno nie teraz, kiedy ju
znaam prawd. Musz znale Piotrka i mu o wszystkim powiedzie. Oboje
bylimy ofiarami piekielnych machlojek.
Skoro to Phylis udawaa Monik, to z pewnoci do niczego nie doszo.
Bya diablic. Nie moga spa z mczyzn, bo poniosaby za to straszne
konsekwencje. Odebraliby jej posad. Wtpiam, czy diaby zdoayby j
namwi do a takiego powicenia.
To znaczy, e Piotru by niewinny. Nie zdradzi mnie. Tylko mu to
wmwili. Poczuam si oszukana. Beleth znowu kama.
Byam w poowie odlegoci od brzegu. Dopyn tam i si ukryj.
Przeczekam zamieszanie, a potem uciekn do Edenii. Tam znajd Piotrka i
oboje wrcimy do domu, zostawiajc cay ten baagan na grze.
Zamierzaam wrci tutaj dopiero za osiemdziesit lat. Nie wczeniej.

Zaklam w duchu. Dlaczego Beleth mi to zrobi? A ju zaczynaam mu


ufa.
Wizje znowu przepyway obok mnie. Staway si coraz bardziej
nachalne. Ju nie tylko po bokach, ale take na wprost miaam obrazy z mojego
przeszego lub przyszego ycia. Zobaczyam siebie trzymajc na podoku yse
niemowl. Poczuam ukucie w sercu. Czy byo moje?
Nie ulegam tej wizji. Rozgarnam j niczym mg i uparcie pynam
dalej.
Nagle tu przede mn pojawi si obraz, ktrego nie mogam zignorowa.
To byam ja w sukni lubnej. Najpikniejszej sukni, jak kiedykolwiek
widziaam.
Bya biaa, a nie ecru. Taka, o jakiej zawsze marzyam.
W tle znajdowa si koci ozdobiony biaymi, prawdziwymi rami.
Witrae barwiy je na wszystkie kolory tczy.
Obok mnie kto sta. W dobrze skrojonym garniturze.
Mj narzeczony.
Przyszy m.
Musiaam zobaczy, kim on by. Czy to Piotrek? A moe... moe kto
inny?
Powoli zaczynao brakowa mi powietrza, ale ani drgnam. Musiaam si
dowiedzie, kto to bdzie. Musiaam!
Czuam, e pali mnie w piersiach. Wizja uparcie nie pokazywaa mojego
towarzysza, tylko mnie w bajecznej sukni, z szerokim umiechem na twarzy.
Byam tam taka szczliwa!
Zaczo mi si robi ciemno przed oczami. Nie wiedziaam, czy gdy
wypyn i wrc w to samo miejsce, wizja bdzie na mnie czeka.
Nagle zobaczyam Piotrusia. Tu obok mojej widmowej postaci. Ale
zaraz...
Wosy podejrzanie mu faloway...
Nie by czci wizji. Wyoni si z niej, bo pyn do mnie pod wod z
min wyraajc determinacj i strach. Przepyn przez obraz, rozpraszajc go.
Ju nie miaam moliwoci zobaczy, obok kogo stoj. Zapa mnie za rami i
przycign do siebie.
Nasze wargi si spotkay. Midzy nami przeskoczya iskra mocy.
Poczuam, jak wdmuchuje mi do ust powietrze. Odrobin pojaniao mi przed
oczami.
Piotrek pocign mnie w stron brzegu. Z alem zostawiajc za sob
wizje przyszoci, podyam za nim.
Wynurzylimy si na otoczonym szuwarami brzegu. Nie byo nas wida.
To byo wietne miejsce.
Nabraam gboko powietrza. Kuo mnie w pucach. Staraam si nie
robi haasu, ale nie mogam powstrzyma spazmatycznego oddechu i kaszlu.
Piotrek przycign mnie do siebie i mocno przytuli.

- Boe, mylaem, e si utopia. Tak dugo nie wypywaa - wyszepta.


- Mylaem, e nie yjesz. e nie zdyem.
- Nic mi nie jest - odsunam si i powiedziaam: - Przepraszam ci.
- Cii... - gaska mnie po mokrych wosach. - Ju wszystko dobrze. Jestem
przy tobie. A za co ty mnie przepraszasz? - wzi moj twarz w donie.
- Za to, e ci nie wierzyam. Zobaczyam w jeziorze, jak byo naprawd.
Jeste niewinny. Diablica Phylis ci omamia, eby myla, e spae z Monik.
A to nieprawda. Jeste niewinny!
Piotrek mocno mnie uciska ucieszony.
- To co teraz? - zapyta. - Co bdzie z nami?
- Nie wiem... - odparam, powoli wac sowa.
Zmarszczy brwi. Nie oczekiwa takiej odpowiedzi. Pochyli si szybko i
pocaowa mnie. Zaskoczona nie zdyam si odsun.
Przepywajca pomidzy nami iskra mocy podniosa mi woski na karku.
Byo przyjemnie, ale inaczej. Nie czuam tego co kiedy. Zaklam w duchu.
Czy to przez przystojnego diaba zaczam inaczej postrzega Piotra?
Nad jeziorem potoczy si donony gos:
- JESTECIE ARESZTOWANI. NIE RUSZAJCIE SI!
Odsunlimy si od siebie i powoli wyjrzelimy spomidzy szuwarw i
gstej trawy.
Znowu panowaa nienormalna cisza, wic doskonale syszelimy, co
dziao si na rodku jeziora.
- Aresztowani? - poznaam gos Azazela. - Ale za co? My tylko
wyszlimy na may spacer. Zobaczylimy dk i postanowilimy si
przepyn. Zupenie nie rozumiem, co takiego zrobilimy. Jestemy na terenie
prywatnym?
Usiowa gra idiot. Przyznaj, e wietnie mu to wychodzio. Mia
najwyraniej wrodzone zdolnoci... Anioy jednak nie day si nabra na t
sztuczk.
- Dobrze wiecie, e to Jezioro Czasu i nikomu nie wolno przebywa na
jego terenie - wreszcie rozpoznaam twardy gos.
Jego wacicielem by sam Archanio Gabriel. No prosz, prosz. Szybko
znalaz si na miejscu zbrodni. Byam pod wraeniem.
- Forneusie, czy poza nimi jeszcze kto wdar si na pilnowany przez
ciebie teren? - orzechowe oczy wadcy Niebios skieroway si na potwora
morskiego.
-Yyyyyy... - odpowiedziao mu niskie, nieco nierozumne mruknicie.
Najwyraniej Tron nie by w nastroju do rozmw. A moe by a tak
szalony?
Gabriel nie wyglda na specjalnie zaskoczonego. Odwrci si do
pozostaych aniow.
- Kto by pierwszy na miejscu zdarzenia?
- Ja, Gabrielu.

Poznaam ten gos. To by Moroni we wasnej osobie. Jego czarne


skrzyda mciy gniewnie powietrze, gdy przyfrun do archanioa.
- Opowiedz, co si zdarzyo.
- Byem na maym spacerze w okolicy. Gdy tylko usyszaem ryk
Forneusa, od razu przyleciaem nad Jezioro Czasu. Poza Azazelem i Belethem
nikogo wicej nie widziaem. Na dce byli tylko oni.
Przez chwil wydawao mi si, e zerkn prosto na mnie i Piotrka,
ukrytych w trzcinie. Umiechn si lekko.
- Dobrze - Gabriel mu uwierzy. - Zabierzemy was teraz do aresztu. Tam
poczekacie, a powiemy, co zdecydowalimy z wami zrobi. Dodam tylko, e
wasz dzisiejszy postpek nie wpynie pozytywnie na przyznanie staego pobytu.
Odsunlimy si od brzegu jeziora. Spojrzaam na Piotrka.
- Czy Moroni ci pomaga? - zapytaam.
- Tak - wyzna. - Zawarem z nim ukad. To dlatego teraz nas wybroni i
jako pierwszy znalaz si w pobliu jeziora.

Rozdzia 24
Po cichu przedzieralimy si przez milczcy las otaczajcy jezioro.
Pstrykniciem palcw wysuszyam nasze ubrania. Musielimy szybko uciec,
eby anioy nie powizay nas z tym przestpstwem.
Moroni dobrze si sprawi. Nie podjto za nami pocigu. Jak na razie
aden z diabw sowem nie pisn, e z nimi byam.
Nie wiem dlaczego. Bali si mnie? Byli pewni, e si utopiam? Czy
gdyby powiedzieli, e mnie tam zaprowadzili, dostaliby ciszy wyrok za,
nazwijmy to tak, deprawowanie miertelnych?
A moe to mj przystojny diabe nie chcia, ebym miaa kopoty?
Poczuam satysfakcj, e ich zapano. Kamcy. Jak mogam kiedykolwiek
im ufa? Tak atwo udawao im si wywie mnie w pole. Tylko co si teraz z
nimi stanie? Co spotka Beletha? Miaam nadziej, e mimo wszystko kara nie
bdzie zbyt straszna.
Skarciam si w duchu. Czemu mi na nim tak uparcie zaleao? Przecie
miaam teraz znowu Piotrka. Beleth by diabem. Nie powinnam go nawet lubi.
Potknam si o wystajcy korze. Piotr poda mi rk. Znowu
przeskoczya pomidzy nami moc.
- Co teraz? - zapyta.
Zanim zdyam mu odpowiedzie, wyszlimy z lasu. Przed nami
rozcigaa si jedna z licznych ulic Edenii. Pocignam go do najbliszej
kawiarni. Zamwilimy kaw i usiedlimy w zacienionym ogrodzie.
Wzi mnie za rk.
- Jak ja tskniem za twoim dotykiem - wyzna. Zastanowiam si
gboko, czy to odwzajemniaam. Na pewno w jego towarzystwie czuam si
bezpiecznie, ale... Co ten diabe mi zrobi? Przecie Piotr jest niewinny. Nie
zdradzi mnie! Kocha mnie. Co si nagle popsuo?
Ja si zmieniam - ta myl nie dawaa mi spokoju.
Wpatrywa si we mnie ufnie. Poczuam si le ze wiadomoci, e nie
potrafi powiedzie mu, e te tskniam. Kilka dni temu tskniam, ale czy
tskniam wczoraj albo dzisiaj rano?
- Nad Jeziorem Czasu powiedziae, e Moroni ci pomaga przypomniaam. - Skd go znasz?
Musiaam si tego dowiedzie.
- To on znalaz mnie - odpar. - Wtedy gdy w Piekle odjechaa
samochodem razem z tym diabem, on wyszed za mn z klubu. Zagada,
powiedzia, e jest anioem...
Anioy nie mogy wpada do Piekie bez zaproszenia, ot tak, dla kaprysu.
Potrzeboway specjalnych przepustek wydawanych przez Lucyfera. Samowolne
przebywanie w Niszej Arkadii byo powanym wykroczeniem.

Poza tym anioowi nie wypadao tam przebywa. To mg by koniec


jego kariery, gdyby kto si o tym dowiedzia. Czyby Moroni wcale nie by
taki wity?
- ...zdziwio mnie to - mwi dalej Piotrek. - Ale nie wnikaem.
Powiedzia, e nie wierzy, ebym mg ci zdradzi i e pomoe mi to
udowodni. Opowiedzia mi wtedy o Jeziorze Czasu. Dostrzegem w tym swoj
szans.
cisn mnie za rk.
- Musiaem sprawi, eby znowu mi zaufaa. Moroni powiedzia, e
Beleth i Azazel maj jaki wielki plan, w ktry znowu ci wcign.
Przestraszyem si, e mog ponownie ci zabi, jeli bdzie im to do czego
potrzebne. Obieca, e pomoe mi dosta si do Nieba, do ciebie. Tak jak
przyrzek, zaatwi wszystkie formalnoci, ebym otrzyma pobyt czasowy w
Arkadii.
- On jest niebezpieczny - mruknam. - Te co planuje, zupenie jak
diaby. Wiesz co? Mnie naopowiada tylko jakich kompletnych bzdur, e niby
chce zaj miejsce Boga, a w Etiopii stworzy program kosmiczny.
- Nie - zamia si. - Mnie nie opowiada takich bajek jak tobie. Ale...
obiecaem, e mu pomog. W zamian on pomg mi.
Po plecach przebieg mi dreszcz. Diaby przynajmniej znaam i
wiedziaam, na co je sta. O Moronim nie wiedziaam nic. Nie wiedziaam, do
czego by zdolny i do czego mg si posun, gdybymy zawiedli jego
oczekiwania.
- Co dokadnie mu obiecae?
- Mam mu znale jakie klucze, ale nie powiedziaem Moroniemu, kiedy
si tym zajm - umiechn si szeroko.
Nie podzielaam jego radoci. Anio na pewno niebawem zada oddania
przysugi.
- Mnie te wspomina co o kluczach - mruknam. - A nie powiedzia ci
dokadnie, o co chodzi?
- Nie.
- Mnie da kilka dni do namysu - powiedziaam. - Z tym e ja nie wisz
mu przysugi i mog odmwi.
Piotr niestety nie mg powiedzie tego o sobie.
- Co teraz zrobimy? - zapyta, dopijajc kaw.
Od kilku minut zastanawiaam si nad tym. Jakie miaam moliwoci?
Mogam wrci z Piotrem na Ziemi i udawa, e nic si nie stao. Mogam
zosta te w Niebie. Tylko po co? Co mnie czekao z Belethem? Kolejne
kamstwa?
Piotru mnie nie zdradzi - powtrzyam sobie w mylach.
- Wracamy na Ziemi - odpowiedziaam powoli.
- Nie jeste zbytnio szczliwa z tego powodu - zauway z uraz.

Mia racj. Nie byam. aowaam, e powoli zaczynaam ufa Belethowi.


Znowu wyprowadzi mnie w pole swoimi piknymi sowami.
- Jest mi przykro, e po raz kolejny daam si wcign w gierki diabw powiedziaam.
Spojrzenie Piotra zagodniao.
- Nie przejmuj si. Jestem przy tobie. Znowu bdzie jak dawniej.
Chciaam, eby mia racj.
- Stworzymy przejcie? - zapyta. - Arkadia jest pikna, ale chciabym jak
najszybciej wrci do domu.
- Nie poegnaam si z rodzicami - zauwayam. - Chc ich zobaczy.
Zostamy tu jeszcze przez chwil.
- A jeli Moroni nas znajdzie?
- Na Ziemi na pewno te si zapuci, jeli bdzie chcia odzyska dug...
Wtpiam, ebymy zdoali si przed nim skutecznie ukry.
- W takim razie moemy spokojnie poby w Arkadii - stwierdzi. - Nic to
nie zmieni.
Pokiwaam gow.
- Opowiedz mi o Piekle - poprosi. - Jak tam jest?
Umiechnam si na samo wspomnienie.
- Podobnie jak w Niebie, ale bardziej... hm... ziemsko. Nisza Arkadia
troch przypomina wybrzee Morza rdziemnego. Jest sonecznie, gwarno i
kolorowo. Spodobaoby ci si.
- Chciabym je zobaczy - przytakn.
Rado znikna z mojej twarzy. W Piekle byo jeszcze wicej le
yczcych mi osb.
- Boj si Moroniego - wyznaam. - Boj si ich wszystkich. Mam ze
przeczucia. Oni nam tak atwo nie odpuszcz. Nie pozwol nam po prostu
znikn i y dalej w spokoju.
- Nie mwmy teraz o tym - odgarn mi wosy z czoa czuym gestem.
- Pjdziesz ze mn do moich rodzicw? - zapytaam. - Poznasz ich.
Piotru znieruchomia.
- Sdzisz, e to dobry pomys? - zapyta niepewnie. - Nie wolisz i sama?
- Nie. Chc i z tob - owiadczyam. - Jeste dla mnie wany. Oni te.
Chc, ebycie si spotkali.
- Dobrze - odpowiedzia mikko. - W takim razie bardzo chtnie ich
poznam.

Rozdzia 25
Zawizaam klucz diaba na mocnym rzemieniu. Zamierzaam nosi go na
szyi jak Piotrek, eby gdzie mi si nie zapodzia. Mg si przyda do podry
po caym wiecie. Gdy mielimy teraz uaktywnion moc Iskry i jabka, rysowaa
si przed nami do ciekawa przyszo na Ziemi.
Nawet nie tyle podrnicza, co naukowa. Lubi, kiedy po pstrykniciu
palcami w kilka sekund mam przyswojony kilkusetstronicowy podrcznik. Co
tak czuam, e chyba skocz studia z wyrnieniem.
Spojrzaam na Piotrka, ktry wanie koczy wiza sznurwk
zakurzonych martensw. Czarne wosy opady mu na oczy. Nie zauway, e go
obserwuj. ycie byoby znacznie prostsze, gdybym go kiedy nie pokochaa,
gdybym ulega diabu.
Odwrciam wzrok.
Przed nami znajdowaa si gadka ciana kawiarni. Skoro obydwoje
mielimy przyznany pobyt stay w Niebie, to spokojnie moglimy przedosta si
do domu moich rodzicw za pomoc kluczy. Nie wiedziaam, jak dugo
zajoby nam dotarcie tam pieszo.
- Idziemy? - zapytaam, gdy stan obok mnie. Piotr kiwn gow.
Wsunicie metalu w beton zawsze wydawao mi si niemoliwe, zbyt
magiczne, by co takiego mogo zdarzy si naprawd. Jednak znowu zostaam
mile zaskoczona. Klucz wszed gadko. Przekrciam go w zamku.
Przed nami zaczy si formowa biae podwjne drzwi z mnstwem
kolorowych szybek. Pomimo e naleay do Beletha, nie zamierzaam z nich
rezygnowa i kopiowa sobie mojego starego klucza od Piotrka. Te byy
wygodne, poniewa przez szko wida byo zarysy tego, co znajdowao si po
drugiej stronie. Czyli ewentualnego niebezpieczestwa, zowrogie ksztaty nie
przemykay za drzwiami.
Nacisnam klamk i przeszam na drug stron. Bylimy w ogrodzie
moich rodzicw. Przeszlimy przez jedn ze cian ich niebieskiego domku.
Obok nas wyrastay z ziemi kolorowe malwy.
- Gotw? - zapytaam Piotrka, gdy stanlimy na wycieraczce.
Mia nietg min. Wziam go za rk. Nie wiem, czego si obawia.
Przey ju spotkanie z moim bratem i cae jego przesuchanie. Moi rodzice nie
mogli by przecie gorsi od niego.
Poza tym, jakkolwiek by na to patrze i jakkolwiek le by to brzmiao, nie
yli. Nie bdzie ich spotyka codziennie, kiedy zechce porwa mnie na randk.
Zadzwoniam do drzwi. Po chwili otworzya nam moja mama.
- Wikcia! - wykrzykna ucieszona.
Jej zaciekawione spojrzenie skierowao si na Piotrusia. On natomiast
zerkn na mnie, hamujc miech po usyszeniu tego odrobin wstydliwego
zdrobnienia.

- Mamo, to Piotrek. Mj... chopak - przedstawiam go, majc nadziej, e


nikt nie usysza wahania w moim gosie. - A to moja mama.
- Mio mi ci pozna! - uciskaa go serdecznie. - Chodcie do rodka.
- Kto przyszed? - za jej plecami pojawi si tata.
- Nasza creczka z narzeczonym!
Narzeczonym? Zerknlimy po sobie. Mama odrobin przedobrzya.
Chwil pniej siedzielimy za stoem w jadalni przy herbacie i ciecie
upieczonym przez mam. Podejrzewam, e zrobia to ciasto w taki sam sposb,
w jaki ja bym sobie poradzia. Najprawdopodobniej po prostu pstrykna
palcami i uya mocy Iskry Boej. Jeli chodzi o zdolnoci kulinarne, to obie
byymy ich pozbawione.
Miaymy ze sob duo wsplnego.
Nie sdziam, e do tego dojdzie, ale po stosunkowo miym pocztku
zaczo si mae przesuchanie w wykonaniu taty. O dziwo, okazao si, e by
nawet gorszy od Marka. Teraz odkryam, z kim z kolei on mia wiele
wsplnego.
- Od jak dawna jestecie razem?
- To co powanego?
- Gdzie studiujesz?
- Jakie masz plany na przyszo?
- Jakie macie wsplne plany na przyszo?
- Jeste katolikiem?
I tak dalej, i tak dalej. Gdyby Piotrek nie by niewzruszony niczym skaa,
pewnie wybiegby z krzykiem. Na szczcie jego odpowiedzi chyba
usatysfakcjonoway tat, bo w kocu spuci odrobin z tonu.
- Pikna z was para - zagruchaa mama. - Jak z obrazka.
- Cae szczcie, e ju nie zadajesz si z tymi diabami - mrukn tata. Musisz ich unika.
Sowem nie wspomnieli o zapaniu Beletha i Azazela przez anioy nad
Jeziorem Czasu. Najwyraniej ich pojmanie nie zostao podane do wiadomoci
publicznej. Ciekawe, czy kiedykolwiek zostanie ujawnione? Moe wszystko
przycichnie?
- Zobacz, kochanie - mama wzia tat za rk. - Kto by podejrzewa, e
nasza maa Wikcia bdzie miaa takiego przystojnego narzeczonego...
- Nie jestemy narzeczonymi - wtrci Piotrek.
Tata zmruy oczy.
- Wanie widz, e nie ma piercionka na palcu... - wycedzi. - Kiedy
zamierzacie si zarczy? Zakadam, e ten zwizek to co powanego.
Powinnicie dba o swoje przysze ycie w zawiatach. Musicie dba o to, eby
wasza niemiertelna dusza trafia do Nieba. Zdajecie sobie z tego spraw?
No c... troch podejrzewaam, e to moe si tak skoczy. Z drugiej
strony nie powinnam mu si dziwi. Nie y - mia dowd, e po mierci jest co
wicej i warto dba o przyjcie do Arkadii.

- Tak, tato - powiedziaam. - Ale jestemy jeszcze za modzi na


maestwo. Chcemy skoczy studia.
- No, ale spokojnie moecie by zarczeni przez nastpne kilka lat obruszy si i ypn na siedzcego jak na szpilkach Piotrusia. - To
zabezpieczenie dla dziewczyny. Gwarancja.
Dobra, bo to zaczynao by absurdalne. Musiaam to przerwa. Jeszcze
chwila i tata zagrozi mu, e jeli mnie rzuci, to nawet po mierci razem z
kumplami bdzie go nachodzi.
- Hej, hej, ja tu przyszam, eby si z wami poegna w miej atmosferze powiedziaam. - Przenosz si na Ziemi. Mam nadziej, e ju na zawsze.
Spojrzenia moich rodzicw zagodniay. Mama zacza popakiwa.
- To prawdziwe szczcie, e si spotkalimy, Wikciu - wstaa i przytulia
mnie. - Nie sdziam, e nam si to uda, dopki nie umrzesz. A rozumiesz... to
byo troch niezrczne czeka z wytsknieniem, a umrzesz...
Zamiaymy si. Miaam ten sam problem moralny, kiedy po swojej
mierci tskniam za Piotrkiem.
Tata take mnie przytuli. egnalimy si czule ze wiadomoci, e do
naszego nastpnego spotkania moe doj za kilkadziesit lat.
Nastpnie popenilimy z Piotrkiem chyba najwikszy bd, jaki
moglimy. Zamiast stworzy przejcie na Ziemi z wntrza domu,
postanowilimy wyj na zewntrz, eby po raz ostatni rzuci okiem na bajkow
Arkadi.
Wsunam klucz w cian obok drzwi wejciowych do bkitnego domku
moich rodzicw. Stali obok nas na ganku i czekali, a odejdziemy.
Nie zdyam przekrci klucza. Nagle w plecy uderzy mnie silny
podmuch wiatru, zarzucajc mi wosy na twarz. Odwrcilimy si szybko. Moja
do zamara przy cianie.
- Witam was. Ach, c to? Wiktorio? Piotrze? Ju odchodzicie? Tak bez
poegnania?
Tu za nami, porodku trawnika wyldowa Moroni. Zoy swoje czarne
skrzyda. Moi rodzice bardzo ucieszyli si na jego widok.
Widzc nasze miny, Moroni gra dalej.
- Cae szczcie, e zdyem was zapa, eby si poegna. Albo mam
lepszy pomys. Jedlicie ju obiad? Jeli nie, to zapraszam was do mojej
rezydencji.
Moi rodzice umiechnli si zadowoleni. Spodobao im si, e jestemy
tak popularni w Niebie.
- Rzeczywicie - przytakna moja mama. - U nas nic nie zjedli.
Dzikujemy ci, aniele, e zajmujesz si nimi tak troskliwie.
O tym, e wepchna w kade z nas po trzy kawaki ciasta, szybko
zapomniaa. Ale w kocu czym jest zwyky tort w porwnaniu z ambrozj, jak
musiay spoywa anioy?

- Och, nie ma za co - umiechn si skromnie. - Przecie naley to do


moich obowizkw. Nie bez powodu mam skrzyda.
Musiaam jako ratowa sytuacj. Nie dam si wcign w puapk.
- Nie jestem pewna, czy mamy czas - powiedziaam i skamaam. Musimy pilnie wraca na Ziemi. Rodzice Piotrka mog si o niego martwi.
- Spokojnie - rzek Moroni. - W mojej rezydencji jest zasig na Ziemi.
Twj ukochany moe zadzwoni stamtd do rodziny.
- Narzeczony - wtrci mj tata i kiwn porozumiewawczo do Piotrka.
Jeszcze tylko brakowao, eby niczym filmowy mafioso wskaza na swoje
oczy, a potem na chopaka, dajc mu tym do zrozumienia, e go obserwuje...
Anio podszed do nas. Moja do bya nadal zacinita kurczowo na
kluczu, ktry tkwi w cianie. Wci nie zdyam go przekrci.
- Pozwl, e przekieruj nas na inne miejsce docelowe - powiedzia
Moroni.
Jego ciepa rka obja moje palce. Przekrci klucz w cianie. Zaczy
formowa si na niej kolorowe drzwi. Za nimi panowaa nieprzenikniona
ciemno. Nic nie przewiecao przez kolorowe szkieka.
Otworzy drzwi, a ja przycisnam klucz do piersi. Nie widziaam, co
znajdowao si za nimi. Poczuam saby zapach soli i skry.
- Naprawd powinnimy wraca natychmiast na Ziemi. Bardzo
dzikujemy ci za zaproszenie, ale nie moemy - powiedzia Piotrek.
- Bzdura - anio machn rk. - Przecie ju stworzyem przejcie. Nie
kacie mi si namawia.
Jego spojrzenie stwardniao.
Popatrzyam na mrok za drzwiami. Wydawa si namacalny, ywy. Chyba
nie mielimy wyboru.
- Uwaajcie na siebie! - zawoaa moja mama.
- Zapewniam pani, e si nimi zaopiekuj - rzek Moroni. Nastpnie
pchn nas w mrok przed sob.

Rozdzia 26
Przekroczylimy prg. Po zamkniciu drzwi otoczya nas ciemno oraz
wyrany ju zapach skry i soli. Moroni klasn w donie. Na ten dwik
srebrne rolety rozsuny si, wpuszczajc olepiajco jasne soce do
pomieszczenia, ktre okazao si do nowoczenie umeblowanym salonem.
Byam tylko w trzech rezydencjach w Piekle i jednej w Niebie, wszystkie
jednak wyglday podobnie, zastawione meblami z przernych epok, gwnie
tych dawno minionych, ktre cechowaa elegancja, przepych i wrcz namacalna
kosztowno. Czowiek ba si czegokolwiek dotkn, eby przypadkiem nie
popsu.
Wntrza Moroniego bardzo si od nich rniy. Panowa w nich
minimalizm. Krlowa chrom, szko i biaa skra, ktrej zapach wczeniej
czuam.
Ale skd sl? Jej zapach wpada do wntrza przez olbrzymie okna. Dom
Moroniego znajdowa si tu przy play. Doskonale byo wida biae fale
znaczce piasek.
Zerknam na anioa. Patrzy na nas, ciekawy reakcji na swoj wspania
rezydencj.
- Robi wraenie - poczuam si zobligowana do pochway. - Naprawd
moesz std dzwoni na Ziemi?
- Tak - umiechn si szeroko. - Zaatwiem sobie ten przywilej.
W aniele wszystko byo biae: strj, wosy, oczy, zby. Brakowao tylko
biaej duszy.
- Pod jakim pretekstem? - zapytaam.
- Prosz, usidcie - wskaza nam kanap, a sam rozsiad si w fotelu. Nie potrzebowaem pretekstu. Jestem anioem. Anioom si ufa.
Nie mielimy wyboru. Musielimy go wysucha. Usiedlimy.
- Ale ty zaoye Koci mormonw. Nie powinni ju ci ufa - zauway
Piotrek.
Opowiedziaam mu wczeniej wszystko, czego dowiedziaam si o
Moronim. Chciaam, eby by przygotowany na ewentualne spotkanie, ktre
niestety doszo do skutku szybciej, ni podejrzewaam.
- Och, Niebo jest miosierne - machn rk.
Zabrzmiao to tak, jakby wanie stwierdzi, e raczej atwowierne i
gupie.
Zapatrzyam si na widok za oknem. By pikny. To wanie tak musiaa
wyglda plaa, na ktrej Wenus wyonia si z piany. Mogabym mieszka w
takim domu. Tylko inaczej bym go umeblowaa. Wystrj Moroniego by zimny
i nieprzyjazny. Tak jak on sam.
- Dobrze. Widz, e nie chcecie dzwoni ani si rozluni - westchn. W takim razie proponuj przej do rzeczy.

Pochyli si, skadajc donie. Jego rysy wyostrzyy si chytrze, a


spojrzenie stwardniao.
- Czas, bycie oddali mi przysug - owiadczy.
- Ja ci nic nie obiecywaam - zaznaczyam. - Dae mi kilka dni do
namysu. Zdecydowaam, e ci nie pomog, wic daj mi wity spokj.
Zdziwi si, jednak to uczucie szybko zniko z jego twarzy. Chyba nie by
przyzwyczajony do uzewntrzniania emocji.
- Moliwe, e pozostawiem ci wybr. Jednak nie zostawiem go twojemu
kochankowi - odwrci si do Piotrka. - Zawarlimy umow, na mocy ktrej ma
mi pomc. No prosz, Wiktorio, nie podejrzewaem, e zostawisz go samego z
tym zadaniem. Nie wesprzesz ukochanego? Nie tego si po tobie spodziewaem.
Usiowaam zachowa kamienn twarz, jednak w rodku caa si
gotowaam. Znowu si w co wpltywaam. Intuicja podpowiadaa mi, e tym
razem bdzie jeszcze gorzej.
- Przecie wiesz, e mu pomog - wycedziam.
- Tak wanie sdziem, ale wolaem si upewni - powesela.
Piotrek patrzy na niego ponuro.
- Obiecaem ci pomc - mrukn. - Czego chcesz?
Moroni rozsiad si wygodnie. Celebrowa kad chwil.
Upaja si wadz, jak mia nad nami.
- Pragn wam tylko jeszcze przypomnie, e ode mnie i od moich zezna
zaley, czy nie zostaniecie powizani ze spraw wejcia na teren Jeziora Czasu.
Mwi to, na wypadek gdybycie chcieli szybko zakoczy nasz wspprac.
- W ten sposb zaszkodzisz te sobie - stwierdziam. - Oskar ci o
faszywe zeznania.
- Ale skd - zamia si. - Po prostu skruszony udam si do Gabriela,
twierdzc, e wydawao mi si wtedy, e widziaem jaki ksztat w trzcinach.
Dwie postacie ludzkie. Jednak zrzuciem to na karb zbyt bujnej wyobrani.
Sdz, e anielskie postpowanie szybko do was dotrze. Nie bd potrzebowali
wicej wskazwek. Diaby zapewne te nie utrzymaj jzyka za zbami, jeeli
wydanie was anioom w jakikolwiek sposb je usprawiedliwi. A jak
podejrzewam, prowodyrem caego zajcia bya ty, Wiktorio?
- Przecie doskonale wiesz - warknam. - To ty podsune nam ten
pomys.
- Tak - przyzna. - Ale denerwowanie ci sprawia mi niema satysfakcj.
- Moesz przej do rzeczy? - twardo zapyta Piotrek. - Powiedz, w czym
mamy ci pomc, a potem daj nam spokj. Chcemy y na Ziemi.
Moroni spojrza zamylony przez okno. Zupenie jakby zastanawia si,
od czego powinien zacz. Czyby to zadanie byo a tak zoone?
- Jak ju wam wspomniaem, potrzebuj kilku kluczy. Cz z nich
zdobyem sam. Nie mam jednak dostpu do wszystkich miejsc, w ktrych s
ukryte. Do tego wanie potrzebuj was. Musicie zdoby dla mnie niektre.
- A co otwieraj? - zapytaam bezczelnie, pewna, e i tak mi nie odpowie.

Po raz kolejny mnie zaskoczy. Odpowiedzia mi. Tak po prostu.


- Krtko mwic, wrota do Piekie. Jednak nie w znaczeniu miejsca, a
wydarze. Czytalicie moe Bibli Szatana?
Spojrzelimy na niego podejrzliwie.
- Nie, a ty czytae? - zapyta Piotrek.
Moroni odrobin si zmiesza. Chyba zdawa sobie spraw, e znajomo
tej lektury osobie na jego stanowisku raczej nie przystoi.
- Tak... ksika nie ma adnej wartoci. To stek bzdur, ktrymi podniecaj
si maluczcy miertelnicy. Jednak... opisano w niej moje klucze. Co prawda
alegorycznie i w przenoni, ale jest tam o nich mowa. Wszystkie s
zgromadzone w jednym miejscu i pozwalaj osign to, czego pragn.
Nieograniczon wadz. Dlatego musicie je zdoby.
Kolejna nadprzyrodzona istota ogarnita mani wielkoci. Nie
rozumiaam, czemu oni wszyscy nie mogli pogodzi si ze swoim miejscem w
szeregu. Ja bym bya szczliwa, majc skrzyda i wity spokj. Za to adnego
z nich to nie satysfakcjonowao.
Dziwacy jacy.
- A po co ci ta wadza? - zapytaam wytrcona z rwnowagi.
Zdziwi si.
- Jak to, Wiktorio? Wydaje mi si, e ju sobie to tumaczylimy.
- Wstawie mi jaki kit o programie kosmicznym Etiopii...
- Nie mwiem dokadnie o Etiopii, ale to prawda. Nie okamaem ci.
Mwiem od pocztku sam prawd.
Dobrze. Mielimy ju z Piotrkiem namacalny dowd na to, e Moroni by
szalony. Teraz trzeba byo tylko zdecydowa, jak wybrn z tej sytuacji bez
wikszych szkd na ciele i umyle.
Anio chcia zosta Bogiem. To nie mogo si dobrze skoczy.
- Ale czemu w Afryce? - dry temat Piotr.
- Jest tam tak samo przejrzyste niebo jak na przyldku Canaveral, wic
czemu nie? Poza tym moje wrota do Piekie musz powsta w miejscu, gdzie
kosmos jest blisko ziemi. Okolice rwnika temu sprzyjaj.
Och, czyli nie zamierza wysya Etiopczykw w przestrze kosmiczn.
Chcia tam stworzy jakie drzwi!
Co mi za pociecha, e niby mwi prawd, skoro samymi zagadkami?
- Ile tych kluczy mamy ukra? - zapytaam. - Bo zakadam, e gdyby
byy oglnodostpne, to sam by sobie poradzi.
Piotrek spojrza na mnie zaskoczony. Jeszcze nie wpad na to, e
bdziemy robi co, czego prawo zabrania. Ja nie miaam co do tego
najmniejszych wtpliwoci.
- W rzeczy samej - kiwn gow anio. - Och, nie bdzie ich duo.
Wszystkich jest dziewitnacie. Was prosz tylko opi.
- A pi? - jknam. - Mylaam, e jeden, dwa. No, gra trzy.

- Pi - jego umiech odrobin si poszerzy. - Ale pociesz was: jeden z


nich macie przy sobie. Wic zostan wam tylko cztery.
Ja nie zrozumiaam, o co mu chodzi, ale Piotrek wyszepta:
- Klucz diaba, tak?
Moroni kiwn gow.
- Wanie. Take korzystam z klucza, lecz anielskiego. Rkopis za
wyranie wspomina o kluczu diaba. Prosz, bycie mi go oddali.
Zdjam z szyi swj klucz. Zamknam go w doniach, skupiajc si na
jego fakturze i ciarze. Nie zamierzaam pozbawia si moliwoci
podrowania po wiecie przez jego gupi kaprys.
Otworzyam donie. Leay na nich dwa klucze. Na jednym by zawizany
brzowy, szorstki rzemie. Podaam mu ten bez sznurka.
- Pozwl, e poprosz o orygina - patrzy chciwie na moje rce. - Nie
wiem, czy kopia zadziaa.
Rozwizaam rzemie i podaam mu pierwowzr. Zatrzymaam dla siebie
informacj, e to i tak kopia. Orygina znajdowa si w rkach Beletha. Anio
nie musia o tym wiedzie.
- Jestem pod wraeniem, e potrafisz je pomnaa. W Niebie nikt nie ma
takich zdolnoci. Naprawd musisz by wyjtkowa.
Wzruszyam ramionami. Nie miaam ochoty sucha jego pochwa. Poza
tym nie podobao mi si, e by mn coraz bardziej zainteresowany. Jeszcze
chwila i zamieni si w drugiego Beletha.
A tego wolaabym unikn.
O ile diabe Beleth pociga mnie fizycznie, to anio nie mia na to szans.
Nieodcznie kojarzy mi si ze zymi bohaterami z komiksw. Zwaszcza tymi
stworzonymi przez Marvel.
- Zanim opowiem wam o pozostaych kluczach, pozwlcie, e zabior
was na ma wycieczk. Poka wam te egzemplarze, ktre ju uzbieraam powiedzia.
Idc przez kolejne pokoje rezydencji, podziwialimy najznamienitszych
malarzy ostatniego pokolenia i ich dziea. Nie rozumiaam sztuki nowoczesnej.
Jak dla mnie wszystko, co potrafiam sama narysowa, rzucajc kubem z farb
w ptno, nie byo sztuk, a jedynie bohomazem.
Kiedy to dopiero byli malarze! Poznaam kilku z nich podczas mojego
pobytu w Piekle. Oni take nie rozumieli, czemu wspczesno zamiast
udoskonala ich sztuk, tworzya co tak... bezpciowego.
Trzymalimy si z Piotrkiem za rce, idc za Moronim niekoczcymi si
korytarzami. Wszystkie byy pene wiata, czyste, wrcz aseptyczne. Nigdzie
nie byo dywanw ani zason. A tym bardziej zwierzt.
Mnie z domkiem na play automatycznie kojarzy si kremowy golden
retriever. Oto potga amerykaskich seriali.
- To mj gabinet - przepuci nas w drzwiach.

Wntrze wygldao tak jak pozostae pokoje. Za chromowym, surowym


biurkiem sta czarny fotel na kkach, a za oknem rozpociera si zapierajcy
dech w piersiach widok.
W rogu staa potna biaa szafa. Moroni otworzy j. Ciekawie
zerkalimy mu ponad ramieniem. Jednak w rodku byy tylko jakie mieci,
wygldajce jak zbir pamitek z wakacji. Zawiedziona cofnam si. A zreszt
czego oczekiwaam? e tak na widoku bd w rwnych rzdach wisiay klucze?
Anio odwrci si do nas z min wyraajc dum.
- I co? - zapyta.
- Gdzie s klucze? - odpowiedziaam pytaniem, nic nie rozumiejc.
Piotrek odpowiedzia mi:
- To chyba s klucze, tylko w innej postaci.
Jeszcze raz przyjrzaam si zagadkowym przedmiotom. Najwiksz
uwag zwraca stary, poky pergamin lecy na maym podwyszeniu. Reszta
szpargaw spokojnie moga zmieci si w plecaku.
Dostrzegam dwie buteleczki. Jedn z piaskiem, a drug z jakim mtnym
pynem, miniaturow klepsydr, medalion, krwistoczerwon podwizk, fajk,
wygldajc na bardzo star, glinian figurk kobiety z olbrzymim biustem i
biodrami, lask, kolejny medalion i krysztaow kul z wirujc chmur w
rodku.
To wanie kula zaintrygowaa mnie najbardziej. Wydawao si, e w jej
wntrzu znajduje si najprawdziwszy miniaturowy cumulonimbus siekcy
deszczem i piorunami w dno krysztau. Bya najbardziej czarodziejska ze
wszystkich przedmiotw.
- Masz racj, chopcze - pochwali go Moroni, najwyraniej zadowolony z
efektu, jaki zrobiy na nas jego zdobycze. - To s klucze.
Ju nie dziwio mnie, dlaczego nie byy gboko ukryte przed
niepodanymi spojrzeniami. Po pierwsze, do domu anioa nikt by si nie
wama. Nie byo takich osb w Niebie. Poza tym nikt by si na to nie poway.
Ju po samym spojrzeniu Moroniego mona byo si zorientowa, e znajdzie
winnego i si zemci.
Po drugie, kto o zdrowych zmysach wziby ten zbir za co wanego?
To naprawd wygldao na sentymentalny skadzik pamitek z wakacji.
Chocia oczywicie podwizka jako pamitka z wypadu anioa na Ziemi
bya lekko niepokojca...
- To klucze henochiaskie. Jedyne w swoim rodzaju. Zamknite w
zwyczajnych przedmiotach bdcych alegori ich jestestwa - wyjani, biorc do
rki kruchy pergamin. - A oto instrukcja, jak wszystkie poczy w cao i
otworzy bramy Piekie majce zapewni nieograniczon wadz.
Gdy to mwi, jego oczy byszczay szaleczym fanatyzmem. Anielski
albinos by w tym momencie bardziej przeraajcy ni cae zastpy zotych
golemw.

cisnam rk Piotrusia. Posaam mu delikatny umiech. Byo mi


raniej, gdy by przy mnie.
- Rozumiem, e si stsknilicie przez dug rozk, ale moe bycie
mnie suchali? - warkn zirytowany anio.
Spojrzelimy na niego ponuro.
- Opowiem wam teraz o moich zdobyczach.
Zacz po kolei wyjmowa przedmioty i pokazywa je nam. adnego
jednak nie pozwoli dotkn. Jako pierwsza ukazaa si maa buteleczka z
piaskiem.
- Pergamin ju widzielicie. Nie dam wam go potrzyma, bo jeszcze
popsujecie. Poza tym tylko ja mog wiedzie, co jest w rodku - machn
buteleczk. - To jest piasek z Sahary. Ma mi przekaza wadz nad ziemi.
Skrupulatnie odoy zdobycz i sign po nastpn.
- Klepsydra symbolizuje nieuchronne przemijanie wiekw. Przed naszymi
oczami bysn zoty medalion z trapezem zamknitym w trjkcie, ktry by
zamknity w okrgu.
- Oto Medalion Zakonu Trapezoidu, czyli przedstawienie struktury wiary
w Szatana. Jako nieliczni macie moliwo ujrzenia ich symbolu. Jest cile
tajny od setek lat - zachwyca si Moroni. - To bardzo synne stowarzyszenie.
Znacie je, prawda?
Spojrzelimy po sobie z Piotrkiem. Oboje pierwszy raz syszelimy t
nazw. Chopak mia znudzony wyraz twarzy. Nie bawi go ten wykad.
- Nie znacie go? - anioowi opady ze zdumienia rce.
- To jakie satanistyczne kko racowe geometrw? - dzielnie
usiowaam odgadn.
Moe przewrotno ich wyznania polegaa na siadaniu nie w kku, a w
trapezie? Moroni przesta si umiecha. Co? Nie trafiam?
- To mistyczny zakon trenujcy swoich czonkw w sztukach walki, by
zdoali odnale witego Graala - zawiedziony odoy medalion.
No troch nie trafiam... Ale czego si po mnie spodziewa? To, e byam
kiedy diablic, nie znaczyo, e wiedziaam o wszystkich ugrupowaniach
satanistycznych. Przecie ich byo jak grzybw po deszczu.
Zreszt w Piekle i tak si wszyscy z nich miali i nie traktowali
powanie...
- Zastanawiam si, czy jest sens pokazywa wam reszt - mrukn do
siebie anio.
Przed nami leaa jeszcze caa sterta przedmiotw. Osobicie wolaabym,
eby przedstawi skrcon wersj wykadu.
- Tak wic to jest podwizka kurtyzany, obrazujca uciechy cielesne i
podania. To rg koza zwiastujcy nadejcie Ery Szatana. To fajka
symbolizujca niebezpieczne uzalenienia. To strzaa, jak widzicie z grotem w
ksztacie pioruna. Mwi o przemocy i gniewie. To butelka ez sierot
przedstawiajca nieszczcie. To figurka kobiety - uosobienie magii lubienoci.

To waga symbolizujca sprawiedliwo. Oto bero, insygnium mistrza. To


medalion feng shui mwicy o dychotomii dobra i za. To krysztaowa kula symbol ziemskiej rwnowagi.
Kolorowe przedmioty przelatyway przed naszymi oczami, gdy Moroni
szybko wyjmowa je i wkada z powrotem do przepastnej szafy. W kocu
zawiesi gos i wyj z kieszeni klucz diaba.
- A to klucz otwierajcy bramy do krlestwa Lucyfera - z czci pooy go
obok pozostaych insygniw jego przyszej mocy.
Zdziwia mnie ilo zgromadzonych przez niego szpargaw. Moe
powinnimy si cieszy, e mamy do odnalezienia tylko cztery? Wyglda na to,
e wikszo roboty wykona Moroni.
Niepokoio mnie tylko, do czego wykorzysta je zdradziecki anio.
Zamierza zosta Bogiem. Czy byo w ogle moliwe zajcie Jego miejsca?
Przecie nie daby si tak po prostu zdetronizowa. Poza tym archanioy
posiaday do du moc. Na pewno zdoaj przeciwstawi si Moroniemu.
Prawda?
Anio skrupulatnie zamkn szaf i zerkn na wszelki wypadek w
odsonite okna, czy aby na pewno nikt nas nie podglda. Najwyraniej nie
wierzy nawet mieszkacom Niebios.
- Zapraszam was teraz ponownie do salonu - owiadczy. - Tam
porozmawiamy o przedmiotach, ktre pomoecie mi odnale.
Ciekawo to pierwszy stopie do Pieka. Czy moe jednak zaszkodzi,
kiedy w tym Piekle ju si byo?
- Wszystkie przedmioty zdobye sam? - zapytaam.
- Tak - powiedzia dumny, idc korytarzem. - Zdobycie niektrych z nich
graniczyo niemal z cudem i byo bardzo cikim zadaniem.
- Cikim? - dociekaam.
- Och tak. Ledwo przeyem.
- A w jaki sposb zdobye podwizk prostytutki?

Rozdzia 27
Moroni nie odpowiedzia na moje pytanie. Chyba uwaa, e jest to
poniej jego anielskiej godnoci.
Ponownie usiedlimy w zimnym salonie. Jeszcze raz zapatrzyam si na
sielski widok za oknem. Soce skaniao si powoli ku zachodowi.
Nasz szantaysta przeczesa doni krtkie blond wosy. Patrzy na nas z
zadowolon min. Cieszyo go, e znalaz gupich, ktrzy wykonaj brudn
robot za niego.
- Pragn, bycie odnaleli dla mnie cztery przedmioty. S maych
rozmiarw. atwo bdzie wam je ukry. Zapewniam, e sobie poradzicie.
Jasne, gdyby to by taki pryszcz, to sam by sobie poradzi.
- Pierwszy klucz symbolizuje kontynuacj przerwanego ycia. Oddaje
cze podaniom targajcym ludmi. To jabko.
- Jabko? - wydusiam.
Prosz, niech to tylko nie bdzie to jabko, o ktrym ja myl. Z jaboni,
ktra przez pewien czas bya zamieniona z mojej winy w krzak pomidorw.
- Jabko z Drzewa Poznania Dobra i Za - wyjani Moroni. - Musicie
dosta si po nie do Piekie.
Psiakrew.
- A gdzie ronie to drzewo? - zapyta Piotrek. By peen dobrych chci.
Chcia jak najszybciej mie to z gowy.
- W gabinecie Lucyfera, w doniczce - odpowiedziaam ponuro.
Piotrkowi od razu przeszed dobry humor.
- Mamy si wama do Szatana? - wykrzykn.
- Tak - potwierdzi spokojnym gosem Moroni. - Bdzie to jedno z
waszych zada. Co do kolejnych...
- A nie ma takiego drzewa w Niebie? - przerwaam mu. -To niemoliwe,
eby jedyny egzemplarz by w Piekle.
- Dlaczego? - zdziwi si. - W Arkadii nikomu nie przyznajemy mocy.
Drzewo nie jest nam potrzebne. Lucyfer zobowiza si go pilnowa i
odpowiednio pielgnowa, wic nikt przeciw temu nie zaprotestowa.
Zawiaty byy ze sob w bardzo dobrej komitywie. Nie podejrzewaam
ich o to.
Chocia z drugiej strony jak mogam zapomnie o tym, e Niebo po cichu
nadzorowao prac Pieka?
- Jak wiecie, jestem anioem - kontynuowa Moroni. - Nie mog, ot tak
sobie, pojawi si w Niszej Arkadii. Kto mgby mnie zauway.
- Przecie tam bye - zauway Piotr. - Pod Gow Anubisa, kiedy si
poznalimy.

- Tak. Uzyskaem wtedy przepustk na jeden dzie pod pretekstem


rozmowy z wiernym czonkiem moich ziemskich zastpw, ktry dopiero co
tam trafi. Z mormonem - ucili.
- Uwierzyli? - zdziwiam si.
- A czemu by nie? Jestem anioem.
Racja. Mia doskona przykrywk. Kto by podejrzewa anioa? Chocia
jak dla mnie by odrobin podejrzany przez swoje przekrty sprzed
kilkudziesiciu czy raczej kilkuset lat. Niestety Niebo byo miosierne...
Ja to bym dopiero wprowadzia tu porzdek.
O nie! Zaczam myle jak Azazel!
- Drugim przedmiotem, ktrego od was oczekuj, jest piercie.
To zabrzmiao lepiej. Nie przypominam sobie, eby Lucyfer nosi
biuteri. Czyli nie bd musiaa nic wicej mu zabiera.
- Piercie symbolizujcy, e wadza kapaska czsto suya Szatanowi.
Musicie zdoby dla mnie Piercie Rybaka - dokoczy.
- To rybacy nosz piercienie? - zdziwiam si.
Misie szczki Moroniego zacz dre. Chyba znowu nie trafiam...
- Piercie Rybaka to sygnet z wytoczon postaci witego Piotra
zarzucajcego sie. Nad ni znajduje si imi papiea, do ktrego on naley.
- Zaraz - wtrci si Piotrek. - Czyli tym razem mamy obrabowa jaki
papieski grb, eby go zdoby? Piercie ktrego papiea jest ci potrzebny?
Moroni zamia si pospnie z naszej niewiedzy.
- Kady papie dostaje swj osobisty Piercie Rybaka, penicy te
funkcj pieczci stosowanej w jego prywatnej korespondencji, podczas mszy
witej inaugurujcej jego pontyfikat. Po mierci papiea kamerling niszczy go
publicznie. Jak wic widzicie, nie moecie si wama do adnego grobu.
Potrzebny mi sygnet obecnego papiea. Oczywicie chodzi mi o zwykego
papiea - podkreli. - Autor Biblii Szatana by uwaany za czarnego papiea,
ale nie nosi piercieni. To musi by zwyky papie.
Och, to wspaniale. Potrzebowalimy takiego zawenia krgu
poszukiwa. Inaczej nie domylilibymy si, o kogo mu chodzi.
- Czemu ty nie moesz zdoby tego piercienia? - zapytaam. - Gdyby si
objawi papieowi, to moe sam by ci go odda.
- Nie mog pojawi si w Watykanie - owiadczy. - Archanio Gabriel
lubi tam spacerowa. Jeszcze bym go spotka.
- Mgby go okama, e te tam spacerujesz - podsunam.
- Nie - skwitowa krtko mj pomys.
Opar si na fotelu. Skrzane siedzenie zaskrzypiao. Jako nie mogam
uwierzy, e Moroni wzdryga si przed kamstwem.
- Kolejnym przedmiotem jest ko niewinitka. Suy do zapowiedzi.
- Skd mamy j wzi? - zapytaam gucho.
- Ko niewinitka - wzruszy ramionami. - Szczerze mwic, nie wiem.
Moi mormoni wanie nad tym pracuj. Czytaj rne staroytne pisma i

podania. Moe dziecka? Na pewno nie niemowlcia, ktre nie zostao


ochrzczone, bo ciy na nim grzech pierworodny. Sdz, e musicie w tym
wypadku nawiedzi jaki cmentarz. Ja nie bd rozgrzebywa grobw. Nie
wypada mi - uprzedzi nasze pytanie. - Gdy dowiem si, o jakie niewinitko
chodzi, to dam wam zna.
Zmierzy nas przecigym spojrzeniem.
- Ostatni rzecz, o ktr was prosz, jest lampa. Lampa symbolizujca
owiecenie, ale take zniszczenie. Jest bardzo pikna. Widziaem j tylko raz,
ale zapamitaem na zawsze. Wysoka na okoo trzydzieci centymetrw, dziaa
bez prdu. wieci swoim wewntrznym wiatem zawartym w bkitnym
krysztale umieszczonym na zotej nce. Bardziej przypomina pochodni ni
zwyke lampy, ktre znacie jako miertelnicy. Jej blask jest nieprzerwany.
Umiechn si na samo wspomnienie. Musiaa by naprawd adna.
- Gdzie j znajdziemy? - zapyta Piotru.
- W gabinecie Gabriela.
Odpowied spada na nas jak grom z jasnego nieba. Nawet nie musia
nam tumaczy, dlaczego sam nie moe jej zdoby. To byo a nazbyt
oczywiste. Kto o zdrowych zmysach wamywaby si Archanioowi do domu,
eby ukra jego ulubion lamp?
- Chyba artujesz - wyjkaam. - To niewykonalne.
- Na pewno dacie sobie rad - zapewni. - W kocu posiadacie ogromn
moc. Nie ma dla was rzeczy niemoliwych.
Picu si znalaz.
- Ile mamy czasu? - Piotrek rzeczowo podszed do sprawy.
Moroni zamyli si.
- Osobicie chciabym, eby wszystko zostao zaatwione jak najszybciej.
Jednak nie bd si upiera. Rozumiem, e musi zaj wam chwil
zaplanowanie wszystkich krokw. Prosibym te, bycie po kadym udanym
przejciu przedmiotu natychmiast mi go przekazali.
Czyby si obawia, e gdy zostaniemy zapani, wszystko zostanie
zagarnite przez anielskie suby? Chocia moe rzeczywicie bezpieczniej
byoby od razu pozbywa si dowodw rzeczowych. Lepiej, eby wszystkie
obciajce nas przedmioty leay w szafie u Moroniego.
- Na pociech powiem wam, e moecie zacz natychmiast - anio posa
nam sztuczny umiech. - Poza tym nie musicie szuka przedmiotw w tej
kolejnoci, w ktrej je wam wymieniem.
Spojrzaam na niego ponuro. Parszywy anio. Miaam racj, e ich nie
lubiam.
- Czy gdy oddamy ci wszystkie przedmioty, dasz nam spokj? - wolaam
si upewni. - Obiecujesz, e nie bdziesz wicej ingerowa w nasze ycie?
- Wiktorio... jako dwie osoby o tak potnych mocach zawsze bdziecie
wzbudza zainteresowanie i zapewniam, e jeszcze nie raz kto bdzie chcia
ingerowa w wasze ycie. Mog ci jednak obieca, e gdy uzyskam wszystkie

potrzebne mi przedmioty, wiat si zmieni. Gdy ja bd panem, zagwarantuj


wam ochron.
Nie odpowiedzia na moje pytanie.
- A ty dasz nam spokj?
Skrzywi si. Nie chcia zwiza sobie rk.
- Dam - warkn w kocu.
Wstalimy z mikkiej kanapy. Nie byo sensu duej tu przesiadywa.
Dowiedzielimy si wszystkiego, czego moglimy.
Wyjam klucz diaba z kieszeni.
- Tak wic bdmy w kontakcie - poegna nas anio, mierzc nasze
sylwetki swoimi przezroczystymi oczami.
Kolorowe niczym turecka lampa drzwi pojawiy si na cianie przed
nami. Nacisnam klamk. Po drugiej stronie nie czekaa na nas Ziemia, ale
drugie miejsce, w ktrym do tej pory czuam si bezpiecznie.
Mj dom w Los Diablos.
Piotrek ostatni raz zerkn przez rami na Moroniego i przeszed za mn
przez portal do Niszej Arkadii. Zamknam za nim drzwi. Zaczy blednc, a
w kocu na cianie pozosta tylko migoczcy kontur, jedyny lad po tym, e
kiedykolwiek tam byy. On te mia zaraz znikn.
- Gdzie jestemy? - zapyta Piotru.
Znajdowalimy si w salonie, rwnie przestronnym, jak ten nalecy do
anioa, jednak znacznie przytulniej i cieplej umeblowanym. Na cianach wisiay
rodzinne fotografie, przy ogromnym telewizorze leaa sterta nieobejrzanych
filmw. Z kolei orientalny szezlong zarzucony by ksikami, w tym
Regulaminem Pieka.
- To mj dom w Niszej Arkadii - odparam. - To mogaby by nasza baza
wypadowa.
Nagle przez otwarte drzwi na ganek do rodka wbieg mj kochany
Behemot, pomiaukujc z zadowoleniem. Wziam go na rce i przytuliam
mocno.
- Co tam kocie Behemocie? - zagruchaam, wtulajc twarz w jego mikkie
futro.
Piotru z westchniciem usiad na szezlongu, zapadajc si w jego
mikkich poduszkach. Schowa twarz w donie.
Usiadam obok niego. Nie wiedziaam, jak mam go pocieszy.
- Nie sdziem, e wplcz nas w co takiego - spojrza na mnie pustym
wzrokiem. - Przepraszam.
- Spokojnie - pogadziam go po kolanie. - Damy sobie rad. Uda nam si.
- Nic nam si nie uda! - niespodziewanie wybuch. - Zapi nas albo co
gorsza zabij! Przecie zdobycie tych przedmiotw jest niewykonalne.
Behemot nastroszy sier na grzbiecie.
- Na pewno co si uda - mruknam.

- Powiedz mi, jak szybko Lucyfer zdoa zapa ci w swoim gabinecie,


gdy ostatnim razem si tam wamaa? - zapyta.
Mia racj. Nie wiem skd, ale Szatan od razu dowiedzia si, e z
Belethem myszkujemy w jego prywatnych rzeczach. Do dzisiaj nie
dowiedziaam si, czy kto go przypadkiem nie naprowadzi na nasz trop.
Jednak kto mg mie z tego powodu jaki zysk?
Beleth? Przecie nie zbliylimy si do siebie w wizieniu ani podczas
procesu. Chocia oczywicie do tego dy.
Azazel? On wydawa si najprawdopodobniejszym kapusiem. Gdyby nas
nie pojmano i gdyby Lucyfer nie postanowi eksterminowa wszystkich osb z
Iskr, to nie pomogabym mu w rebelii. To by powd, dla ktrego si
zgodziam.
Czy to moliwe, e Szatan nigdy nie dowiedziaby si o tamtym
wamaniu, gdyby wszystko dobrze poszo?
Spojrzaam na rozgoryczonego Piotrka, ktry wszystko widzia w
czarnych barwach.
- Tym razem pomog nam przyjaciele - powiedziaam. - A nie Beleth czy
Azazel.
- Przyjaciele? - zapyta gucho. - Jacy przyjaciele?
- Zapewniam ci, e kilku takich mam. I w Piekle, i w Niebie.
Chopak kiwn gow.
- aujesz? - zapytaam niespodziewanie.
Spojrza na mnie zaskoczony.
- Czego mam aowa?
- Tego wszystkiego - potoczyam spojrzeniem po cianach. - e
wcignam ci w te diabelskie sprawki. Moge dalej spokojnie y jako
niczego niewiadomy miertelnik.
Zamyli si, wac sowa.
- Przyznam, e wolabym si w to nigdy nie miesza - w kocu wyzna. Mam ze przeczucia. Czuj, e spotka nas co zego.
Pokiwaam gow. Czuam dokadnie to samo.
Lubicy chopaka kot delikatnie trci nosem jego do. Piotru zacz go
machinalnie gaska za uchem, na co zwierzak zareagowa z entuzjazmem
gonym mrukniciem. Powoli Piotr zacz si rozlunia. Mj kotek wiedzia,
jak owin sobie ludzi wok pazurka.
- Od czego zaczniemy? - zapyta Piotrek.
By zmczony, ale jego czarne oczy byy pene siy.
- Moe od Pieka? - zaproponowaam. - Zawsze gdyby co nam si nie
udao, moemy zwierzy si Lucyferowi. Moe nas zrozumie.
Nie lubi mnie, ale istniaa szansa, e uwierzy moim sowom. Nie by taki
jak Gabriel. On nie ufa bezgranicznie ani nie zapomina. Szybciej od niego
pozna si na machlojkach zdradzieckiego anioa. Moliwe, e nawet nie
bdziemy musieli specjalnie go przekonywa.

- Sdzisz, e dobrze robimy? - zapyta. - Moe nie powinnimy si


zgodzi pomc Moroniemu, tylko od razu wyzna prawd, na przykad
archanioom.
Byo to jakie wyjcie z sytuacji. Przyznaj.
- Ale on wtedy powie, e bylimy nad jeziorem - mruknam.
- To chyba mniejsze zo od uczynienia Moroniego bogiem - westchn
ciko. - Sam ju nie wiem. Wpakowalimy si w nieze kopoty.
- Sdz, e na pocztku moglibymy wsppracowa z Moronim powiedziaam. - Chciaabym przeczyta ten rkopis, ktry ma w swoim
gabinecie. Moe go w ktrym momencie zabierzemy? Dziki niemu na pewno
Gabriel by nam uwierzy i moe przymknby oko na wystpek nad jeziorem.
Dopki nie mamy namacalnego dowodu niecnych planw anioa, nie mamy z
czym i do Gabriela. Przecie Moroni na pewno wszystko ukryje albo
zniszczy, zanim dowiedziemy prawdy.
Chopak zastanawia si chwil nad moimi sowami, drapic bezmylnie
kota za uszami.
- Moe masz racj - przyzna. - To gdzie idziemy?
- Poczekaj. Najpierw porozmawiam z Belfegorem i... ze mierci.

Rozdzia 28
Diabe Belfegor zgodzi si spotka z nami jeszcze tego samego dnia w
maej kafejce nad brzegiem morza przy gwnym bulwarze Los Diablos. Nie
miaam do niego numeru telefonu, zreszt nadprzyrodzeni mieszkacy
zawiatw i tak ich nie uywali. Przesaam mu po prostu wolny przekaz
mylowy, a on odpowiedzia.
Lubiam telepati. Bya wygodna i tania.
Nie powiedziaam uroczemu diabu, czemu chc si spotka.
Postanowiam zachowa t rewelacj na wieczr. Zdradziam tylko, e
przyprowadz swojego ziemskiego chopaka. Piotru bardzo go zainteresowa,
wic nie musiaam zbyt dugo namawia zarzuconego robot diaba.
Popijalimy kaw, podziwiajc zachd soca. Belfegor jeszcze si nie
pojawi.
- On jest transwestyt - powiedziaam Piotrkowi, chcc przygotowa go
na to, co zobaczy.
Chopak zakrztusi si.
- Diabe? Transwestyt? - zamia si. - Ale jak to?
- Pieko od dawna usiowao wprowadzi do zawodu diablice. Na to, by w
ich roli wystpoway kobiety, wpado dopiero niedawno - wyjaniam. - A
Belfegorowi ju tak zostao. Chocia pasuje to do jego imageu sekretarki
Szatana.
W tej chwili do naszego stolika zacz si zblia mody blondwosy
chopak. Tym razem nie mia na sobie sukni z falbanami. Woy czarne proste
spodnie i czerwony akiet, rozchodzcy si na bladej, wskiej piersi.
Zauwayam, e mia na nogach liczne czenka.
Belfegor by bardzo adny. Trzeba mu to byo przyzna.
- Witaj - wstaam.
Diabe wycaowa mnie sze razy w policzki, jak nakazywaa piekielna
etykieta.
- To Piotrek - przedstawiam chopaka. - A to Belfegor.
Piotru podnis si niepewny, czy diabe nie zechce take przywita go w
ten entuzjastyczny i wylewny sposb.
- Spokojnie, ciebie nie bd caowa - zamia si Belfegor i ucisn mu
do. - Mio mi ci pozna. Wiele o tobie syszaem.
Usiedlimy przy stoliku.
- Dokadnie tak sobie ciebie wyobraaem - powiedzia diabe. - Z
opowieci Wiki wywnioskowaem, e jeste nieziemsko przystojny, jednak
przeszede moje oczekiwania. Mam nadziej, e bdziecie yli razem dugo i
szczliwie.
Chopak poczerwienia, a ja odwrciam wzrok po usyszeniu tych
ycze.

- Masz genialne buty! - zapiaam z zachwytu nad czenkami, eby


szybko zmieni temat.
- Och, dzikuj ci, kochanie - Belfegor bardzo si ucieszy. - Do Pieka
wanie trafi nowy projektant obuwia i ju wypuci na rynek swoje pierwsze
produkty.
Chwil poplotkowalimy o tym, co si ostatnio dziao w Niszej Arkadii i
jakie sawy do niej trafiy pod moj nieobecno. Piotru po cichu pi kaw,
starajc si nie zwraca na siebie uwagi Belfegora.
- To teraz chciaabym porozmawia o tym, dlaczego tak pilnie chciaam
si z tob spotka - powiedziaam w kocu.
- Oczywicie, kochanie - odpar. - Tak sdziem, e to bdzie co
wanego. Postaram si wam pomc.
- Musimy z Piotrkiem zdoby jabko z drzewka Lucyfera - walnam
prosto z mostu. - Moesz nam powiedzie, kiedy twojego pracodawcy nie
bdzie w gabinecie?
I Piotru, i Belfegor w tym samym momencie si zakrztusili.
- Powiedziaa mu? - jkn chopak.
- Zamierzacie si wama? - jkn diabe.
- Wierz, e Belfegor nas nie zdradzi - odpowiedziaam Piotrkowi, ale
swoje sowa bardziej kierowaam do diaba. - Jest jedynym, komu bezgranicznie
ufam w Niszej Arkadii.
Diabe poprawi konierz czerwonego akietu i wbi we mnie zrozpaczone
spojrzenie.
- Wiktorio! Ale wama si? - zniy gos do szeptu. - I to do Lucyfera?
Jego imi wypowiedzia wrcz z nabon czci.
- Nie mamy wyboru - mruknam. - Inaczej nasze ycie przez pewnego
osobnika nie bdzie trwao dugo i szczliwie.
Diabe przygryz warg. Wida byo, e bi si z mylami. Kompletnie go
zaskoczyam.
- Po co wam to jabko? - zapyta zduszonym gosem. - Chyba nie chcecie
da go komu do zjedzenia?
- Nie - pokrciam gow.
Nawet gdyby Moroni je zjad, to i tak by na niego nie podziaao.
- Nie rozumiem w takim razie, do czego wam jabko...
- Nie moemy ci powiedzie - westchnam.
Belfegor zmartwi si. Zmarszczy czoo i kurczowo obj filiank z
kaw. Jego dugie palce pianisty byy zakoczone krwistoczerwonymi
paznokciami. Diabe jak zwykle mia perfekcyjny manicure.
- Prosimy ci tylko o informacj - odezwaam si. - Kiedy Lucyfera nie
bdzie w gabinecie? Wemiemy jabko i uciekniemy. Obiecujemy.
- On zauway, e nie ma jabka - powiedzia diabe. - Co wieczr je liczy.
- Co wymyl - zapewniam go. - Powiedz tylko, kiedy bdzie
bezpiecznie pojawi si w gabinecie.

Belfegor poblad. Spojrza mi gboko w oczy.


- Jutro. Jutro rano, okoo szstej. O tej godzinie bdzie przez sze minut
na obchodzie po Urzdzie.
Wtedy kontroluje wszystkich urzdnikw. Nie bdzie go w gabinecie.
Sze minut? Szybki jest. Przecie tam jest kilkadziesit biur.
- Dzikuj ci - cisnam jego do. - Bardzo nam pomoge. Obiecuj, e
nie zniszcz tym razem wiata.
Zamia si.
- Szczerze mwic, nie podejrzewam, ebymy wyszli z tego cao stwierdzi. - Ale ufam Bogu i anioom. Oni nas ocal.
Dopilimy kaw i zaczlimy si rozchodzi.
- A, jeszcze jedno pytanie - na odchodnym diabe przyjrza nam si
uwanie. - Jak dostaniecie si do rodka?
- Wol ci tego nie mwi. Im mniej wiesz, tym jeste bezpieczniejszy wyznaam.
Belfegor uciska mnie serdecznie.
- Masz dobre serce, Wiktorio. Bd dzielna. Wrcilimy do mojej
rezydencji. Piotr stworzy nam szybko co do jedzenia. Zaczyna poznawa
zalety posiadania mocy diabelskich. To spora oszczdno czasu.
Umiechnam si pod nosem. Przypomniao mi si, e jeszcze niespena
kilka tygodni temu bylimy zwykymi ludmi. Wtedy te Piotrek zawsze robi
mi co dobrego na obiad. Bardzo lubi gotowa.
Usiedlimy w kuchni owietlonej ostatnimi promieniami soca i kilkoma
wieczkami.
- To jak w zasadzie dostaniemy si do rodka? - zapyta, gdy jedlimy
doskonae spaghetti carbonara.
- mier nam w tym pomoe - odparam, nawijajc nitki na widelec. - To
moja znajoma. A raczej znajome... nigdy nie wiem, jak si do niej zwraca.
- Ju mylaem, e chcesz nas umierci...
- Nie daabym Luckowi takiej satysfakcji - skwitowaam. - Zao si, e
ju on by si postara, ebymy trafili do Arkadii. Uwolniby si od nas na
wieczno.
- Ja tam nie mam nic przeciwko. Cakiem mi si podobao w Niebie.
- Pieko te jest pikne - umiechnam si, ale umiech powoli spez mi
z twarzy. Przypomniaam sobie Phylis. - Tylko e tutaj nie wszyscy s tacy mili
jak Belfegor...
- Za to w Niebie jest Moroni - przypomnia mi. - A jak to z nami bdzie?
Czy kiedy umrzemy, bdziemy ju zmuszeni zosta w jednym z zawiatw? Nie
bdziemy mogli porusza si po nich za pomoc kluczy? To byoby kapitalne
wraca na Ziemi po swojej mierci.
- Nie wiem. Nie zastanawiaam si nad tym. Ale masz racj, nie bdziemy
zwykymi obywatelami zawiatw, wic zasady w nich panujce nie powinny
nas obowizywa.

Dokoczyam makaron.
- A wracajc do mierci, to potrafi si porusza wykorzystujc czarn
dziur. Nikt inny nie uywa tego rodka lokomocji. W gabinecie Lucyfera nie
mona stworzy drzwi. Nie wiem, w jaki sposb chroni to pomieszczenie, ale
zwyczajnie si nie da. Gdyby to byo moliwe, wamanie, ktrego dokonaam z
Belethem, moe nie byoby tak tragiczne w skutkach.
- A sdzisz, e mier bdzie chciaa nam pomc? - zapyta, take
koczc posiek.
- Chyba tak - pstryknam palcami, a talerze znikny. - Ona jest ponad
tym. Jej nie obejmuj adne prawa panujce w zawiatach. Sdz, e niele si
ubawi naszym pomysem.
- Wesoa mier. To chyba dobrze.
Zerknam na zegarek. Niepostrzeenie wiato soca zmienio si w
wiato gwiazd. wiece dopalay si. Najwyszy czas pj spa, jeeli o szstej
rano mielimy by rzecy i gotowi na wtargnicie do gabinetu Szatana.
- Idziemy spa? - zaproponowaam.
- Co rozkaesz - odpar. - Ja si ciebie sucham, od dzisiaj to ty jeste
szefow wszystkich operacji. Masz znajomoci, ktrych ja nie posiadam.
Szlimy schodami na pierwsze pitro, na ktrym znajdowaa si moja
sypialnia. Zerknam na Piotrka, na jego szerokie ramiona, rozwichrzone wosy.
Chciaam zobaczy, czy chemia jeszcze zadziaa. Musiaam to sprawdzi.
Przed oczami stana mi twarz Beletha. Z nim chemia dziaaa a za
bardzo.
- Oj, sdz, e masz jedn znajomo - poprawiam go. Dotkn moich
plecw, przepuszczajc mnie w drzwiach. - Tak? A jak to?
- Bardzo wpywow. Zna wszystkie wane persony w Piekle i Niebie. Zatrzymaam si, by musia si do mnie zbliy, przechodzc obok.
- Naprawd? A do tego jest pewnie pikna? - stan naprzeciwko mnie.
Oparam si plecami o framug. On przysun si jeszcze bliej.
Dotknlimy si nosami. Zamknam oczy.
- Tak - powiedziaam schrypnitym gosem. - Jest pikna, mdra,
elokwentna...
- I jedyna w swoim rodzaju - dokoczy, a nasze usta spotkay si w
pocaunku.
Szarpic ubrania, ruszylimy w stron ka. Zza wysokich okien
migotay do nas gwiazdy. Usiadam na pocieli. Piotrek cign przez gow
podkoszulk. W ciemnoci widziaam jego uminion klatk piersiow. W
cigu kilku ostatnich miesicy zacz sporo wiczy.
Przesunam doni po miniach brzucha. Moje palce zatrzymay si
przy pasku jego spodni.
Odgarn mi wosy na plecy i patrzc prosto w oczy, powiedzia:
- Jeste pikna, Wiki.

Pooylimy si obok siebie. Nasze odbicia w lustrach zawieszonych na


cianach sypialni powtrzyy nasze gesty.
Moje wosy rozsypay si na poduszce. Nade mn pochyla si lekko
umiechnity Piotrek. Nie musia nic mwi. Widziaam w jego oczach, e by
szczliwy.
Widzc ruch, zerkn w jedno z luster. Dopiero teraz zauway, e byy
wszdzie.
- Czemu tu jest tyle luster? - zapyta zbity z tropu. Wpatrywalimy si w
swoje odbicia.
- Projektant wntrz uwaa, e to intrygujcy pomys - powiedziaam
zgodnie z prawd.
Nie dodaam, e tym projektantem by Beleth. Piotrek straci nimi
zainteresowanie. Ponownie wpatrzy si w moj twarz i pooy gow na
poduszce obok.
- Jest tak spokojnie. Mgbym zosta tu z tob na zawsze -wyzna.
Pogaskaam go po policzku i przymknam cikie powieki.
- Mhm... - mwic to, usnam jak kamie.

Rozdzia 29
Nastpnego dnia, tu przed szst rano, w naszej kuchni, siedzc na
wysokim barowym stoku, mier popijaa zielon herbat. Zamachaa
nieistniejcymi nogami pod habitem. Zdoaam poczy si z ni za pomoc
wolnego przekazu mylowego. Nie wiem, co bymy zrobili, gdyby mi si to nie
udao.
Sami za nic w wiecie nie dostalibymy si do gabinetu Szatana. Droga
prowadzca przez Urzd bya niedostpna z powodu krcego tam Lucka. Z
kolei w jego rezydencji roio si od penicych sub demonw. Zreszt mona
byo si tam bardzo atwo zgubi. Labirynt tworzcy Urzd to przy niej nic
trudnego.
- Przyznam wam, e nie mog si doczeka. Jeszcze nigdy nie zdarzyo
mi si znale w gabinecie Szatana. Wiecie, tam raczej nikt nie umiera... zaskrzeczaa. - Wiktorio, naprawd ci lubi. Wci dostarczasz mi nowych,
ekscytujcych rozrywek.
Piotrek zaparzy wanie kaw. Miy aromat rozszed si po caym
pomieszczeniu.
- Chcesz moe? - zapyta naszego gocia.
- Kawa jest niezdrowa - obruszya si mier, krcc zamaszycie gow
ukryt pod kapturem. - Ja pij tylko zielon herbat.
- Przecie jeste mierci - zdziwi si. - Nie moesz umrze...
- Ale mam zasady - odpara z godnoci. - Alkoholu te nie pij.
Piotrek zerkn na mnie, ale ju nic nie powiedzia. Nie chcia jej czym
podpa. W kocu to od niej zaleao, czy umrzemy w miar szybko, czy w
mczarniach. Widziaam jej zakrwawiony topr i nie miaam ochoty kiedy z
niego skorzysta.
- Jest szsta - spojrzaam na zegarek.
- To idziemy! - Chropowaty gos mierci zawsze przyprawia mnie o
niemie dreszcze.
By niczym skrobanie widelcem po pustym talerzu.
Signa do kieszeni i rzucia co przed siebie. Czarny punkt zacz si
rozszerza i wirowa. Po chwili by na tyle duy, e mier spokojnie zdoaaby
przez niego przej, a my musielibymy si niele pochyli. Przejcie byo
dostosowane wielkoci do wacicielki.
Czarna dziura wirowaa. Widziaam po drugiej stronie malekie punkciki
gwiazd.
- Teraz niech jedno wemie mnie za rk. Drugie niech si trzyma
pierwszego - zakomenderowaa, wycigajc rk owinit habitem.
Piotrek nie mia ochoty jej dotyka, wic ja j cisnam. Pod drapicym
materiaem wyczuam drobn do. Schwycia mnie z zadziwiajc si. Drug

rk zapaam Piotrka. Poczuam si jak na wycieczce szkolnej, gdzie wszyscy


musieli si trzyma razem.
- Nie wolno wam mnie puszcza, gdy przejdziemy na drug stron.
Wiem, e tam jest bardzo adnie, ale sami nie znajdziecie waciwego wyjcia i
jeszcze utkniecie gdzie w czasie i miejscu, z ktrego nie znajdziecie powrotu.
A mnie nie bdzie si chciao was szuka. Jasne?
Kiwnlimy gowami. mier przemiecia si w stron czarnej dziury.
Podylimy za ni. Gdy zbliyam si do przejcia, poczuam, jak co mnie
wciga. Niczym niewidzialny morski prd.
Chwil pniej, machajc nogami, zawisam w przestrzeni kosmicznej.
Szybko zamknam usta, pewna, e zaraz si udusz. Przecie tu panowaa
prnia!
- Moecie oddycha - odezwa si melodyjny gos. - To nie jest kosmos.
To tylko inny wymiar.
Odwrciam si, zaskoczona, do mierci. Habit falowa na jej ciele,
odsaniajc to, czego jeszcze nigdy wczeniej nie widziaam.
Ona jednak miaa ciao!
Kaptur zsun si. mier spojrzaa na nas przeraliwie bkitnymi oczami
bez renic. Miaa trjktn twarz o delikatnych kobiecych rysach.
Zerknam na rk, za ktr mnie trzymaa. Mj nadgarstek oplatay
szczupe palce o owalnych, idealnie przycitych paznokciach.
- mier! - zawoaam. - Jeste liczna!
- liczne jeli ju - sprostowaa.
Pocigna nas przed siebie. Wydawao si, e lecimy. Wosy faloway mi
dookoa twarzy, zupenie jakbym znajdowaa si pod wod.
Piotrek mia si jak dziecko. Woln rk odpycha si, udajc, e pynie
abk. Szybko mnie wyprzedzi i zrwna si ze mierci.
Cay czas kurczowo si ich trzymaam.
Dopiero teraz zaczam rozglda si na boki. Pocztkowo sdziam, e
otaczaa nas pustka, jednak tak nie byo. Wszdzie midzy gwiazdami byy
czarne dziury wirujce bezgonie. Portale prowadzce w najrniejsze miejsca i
czasy.
- Tu jest strasznie duo przej - powiedziaam. - Miliardy!
- Dlatego musicie si mnie pilnowa - gos mierci by delikatny niczym
piew sowika. - I nie miliardy, ale zyliony. O ile istnieje taka liczba.
Wok nas fruway przedmioty codziennego uytku. Wygldao na to, e
trafilimy do prywatnych apartamentw mierci. Obok mnie przefruno due
lustro i szczotka do wosw. Gdzie w oddali dryfowao ko. Piotru ledwo co
wymin olbrzymi, kilkumetrow greck rzeb nagiego wojownika.
mier, jak kady, lubia kolekcjonowa bibeloty.
Kierowalimy si do jednej z czarnych dziur wirujcych w ciszy. Po
drugiej stronie wida byo zarysy pokoju obitego ciemn drewnian boazeri.

- I skaczemy! - jej pikny gos przeszed w skrzek, gdy znalelimy si po


drugiej stronie.
Przejcie znajdowao si na wysokoci sufitu gabinetu Szatana.
Zaskoczona uderzyam ciko o ziemi, obok mnie wyldowa Piotrek. Nie
wiem, czemu to przejcie byo w takim dziwnym miejscu.
Chyba tylko dla wikszego dramatyzmu.
mier zrcznie stana na ziemi. Nawet habit jej nie drgn.
Zauwayam, e znowu znikna. Nie byo wida jej twarzy ani doni. Szybko
opucia rkawy.
- Ty jeste kobiet! - zawoaam. - Czemu udajesz, e nie masz pci?
Przecie jeste dziewczyn.
Kompletnie mnie ignorujc, mier podesza do wielkiego,
okrwawionego krzya, jednej z wielu pamitek Lucyfera.
- Nie zajmuje si nim - mrukna z dezaprobat. - Dwa tysice lat temu
wyglda znacznie lepiej.
Piotrek ciekawie rozglda si dookoa.
- To muzeum!
- mier! Ty jeste kobiet - naciskaam.
- Nie powinna przypadkiem kra jabka? - zapytaa niewinnie,
podchodzc do jednej z wielu gablot Lucyfera. - Tylko patrze, a waciciel
wrci.
- Najpierw powiedz mi, czemu udajesz, e nie masz pci - upieraam si.
Nie miecio mi si to w gowie. Przecie bya bardzo adna!
- Olica - skwitowaa. - Bo tak mi wygodniej. Zreszt ciao mam tylko w
innym wymiarze. Tu jestem niewidzialne. Poza tym budz w ten sposb respekt.
Widziaa moje rce? Kto by si ich przestraszy? A jak widz rkawy habitu
obejmujce topr, to od razu sikaj w majtki.
- I tylko dlatego udajesz? - nie mogam tego poj. mier zatrzymaa si
przy procy Dawida.
- Hm, jak sdzisz, Lucek zauway, jak sobie j wezm? - zapytaa.
- Raczej tak - odpowiedzia za mnie Piotrek.
By tak samo jak ona zafascynowany wystrojem wntrza. Podziwia
wanie ap zakoczon pazurami. Wygldaa jak smocza nka. Zapewne
pochodzia od jakiego dinozaura. Szatan zakonserwowa j swoimi mocami, by
wygldaa wci... wieo.
- Czemu udajesz? Przecie gdyby wyznaa, e jeste kobiet, to na
pewno znalazby si jaki facet, ktrym mogaby si zainteresowa ukucnam przy doniczce z jabonk.
A si wzdrygna.
- A po co mi facet? Jestem jedyne w swoim rodzaju. Nie ma wicej takich
jak ja.
Postanowiam pozna j z Borysem. Na pocztku oboje bd mieli obawy
- byam o tym przekonana. Jednak kto wie, co z tego wyniknie?

Moe nawet mier zrobi sobie wakacje?


Zerwaam zielone jabko. Dla pewnoci najwiksze. Nastpnie
przyoyam palec do gazki. Pojawi si na niej may biay kwiat. Jak na
przyspieszonym filmie opady mu patki. Zacz formowa si owoc. Po chwili
gazka uginaa si pod ciarem podobnego jabuszka.
Szybko pozbieraam patki. Nie moglimy zostawi adnych ladw.
Klasnam w donie. Czas niepostrzeenie si koczy. Nie moglimy
zosta zapani.
- Hej, koniec tego dobrego - powiedziaam. - Uciekamy.
- Ju? - zapytali razem Piotrek i mier.
- Tyle tu jeszcze do obejrzenia - zaskrzeczaa niechtnie Ona.
- Moe po prostu pewnego dnia odwied Lucka? - zaproponowaam. Ucieszy si z wizyty.
- Ja te bym sobie pooglda - zaprotestowa Piotrek.
- Poczytaj Bibli. Zapewniam ci, e wszystkie gadety, ktre w niej
wystpuj, Szatan zdoa zdoby - zapaam go za rk.
Ciko wzdychajc, mier podesza do ciany i signa do kieszeni po
miniaturow przenon czarn dziur, ktra suya jej do otwierania przejcia.
Za cikimi dbowymi drzwiami usyszelimy kroki i gniewny gos
Lucyfera. Dyktowa co cicho drepczcemu za nim demonowi.
Czarna dziura powoli tworzya si nad naszymi gowami, tam gdzie
poprzednio znikna. Najwyraniej moga powsta tylko w takim miejscu.
Klamka do gabinetu opucia si, nacinita doni Szatana.
O nie!
- Masz zapisa to inaczej, syszysz? Nie rozumiem, jak wszyscy moecie
by tacy tpi. Przecie to nie jest nic trudnego! - gniewny gos Lucyfera
przedosta si przez drzwi. Przystan na chwil, zawzicie strofujc
podwadnego.
Czarna dziura powikszya si dostatecznie, bymy zdoali przez ni
przej. Piotrek schwyci mier, a drug rk cisn moj do.
Drzwi do gabinetu zaczy si uchyla. Promie wiata z korytarza
pojawi si na grubym perskim dywanie tu przy moich stopach.
mier uniosa si w powietrze, wcigana przez przejcie. Pocigna za
sob Piotrusia, a on mnie. Ruch by tak gwatowny, e o mao nie upuciam
jabka.
Drzwi otwieray si coraz szerzej.
Odwrcony do nas Lucyfer koczy dyktowa polecenia demonowi.
Pokraczny stworek wychyli si, zerkajc na mnie wcigan wanie przez sufit.
Otworzy szeroko czerwone lepka, jakby nie mg uwierzy w to, co wanie
widzi. Ze zdziwienia rozdziawi usta.
Olbrzymia kropla liny pacna z jego zagitego ka na drewnian
podog.

- I przesta si lini! - warkn rozwcieczony Lucyfer. - Natychmiast to


posprztaj, jeopie! Jak ja nie cierpi demonw!
Szatan odwrci si do niego plecami i wszed do gabinetu. May stworek
unis do, jakby chcia mu powiedzie, co wanie zobaczy, ale wadca
Piekie hukn mu drzwiami przed nosem.
Demon karnie wyj chusteczk z kieszeni i szybko star kropl liny,
rozsiewajc przy okazji dziesitki kolejnych. Z zaaferowania a si spoci.
Wadca Piekie by dzisiaj w bardzo zym nastroju.
Lucyfer w tym czasie ruszy w stron biurka.
Moja stopa machna tu nad jego gow, gdy znikaam powoli, wcigana
przez czarn dziur.
Szatan zatrzyma si, wiedziony swoim oczywicie niezawodnym
instynktem. Rozejrza si czujnie na boki, ale niczego nie zauway.
Ledwo dostrzegalny powiew powietrza poruszy blond lokami diaba. Ten
szybko spojrza do gry, jednak nad nim by po prostu kremowy sufit.
- Dziwne - mrukn sam do siebie.
Nastpnie podszed do Drzewa Poznania Dobra i Za i na wszelki
wypadek przeliczy rosnce na nim jabka.
Zadowolony rozsiad si na krzele przy biurku. Mia dzisiaj wiele pracy.
Demon z pokoju 66666666666 nie spisywa si tak jak naley.
Poza tym diabe musia si zastanowi, co zrobi z wszechobecn lin
wydzielan przez pracownikw.
Moe zakae im si lini?
Jaka to szkoda, e nie mia wicej podwadnych takich jak Belfegor.
Uczciwych, lojalnych, wiernych, a co najwaniejsze - estetycznych.

Rozdzia 30
W trjk przygldalimy si zielonemu jabku lecemu na kuchennym
blacie. Nie mogam uwierzy, e nam si udao. Byo naprawd blisko. Gdyby
Szatan tylko si odwrci, zobaczyby moj nog.
Ju za mn nie przepada, ale po czym takim chyba by mnie
znienawidzi.
- Co zamierzacie z nim zrobi? - zapytaa mier, wskazujc rbkiem
habitu na jabuszko. - Bo pewnie wiecie, e jak zjecie je, to wasze moce nie
wzrosn, co?
- Nie zamierzamy go je - odpar Piotrek wymijajco.
Ja postanowiam powiedzie naszej towarzyszce prawd. Komu jak
komu, ale jej mona byo zaufa.
- Anio Moroni chce od nas tego jabka - wyznaam. - Zamierza za jego
pomoc i za pomoc kilkunastu innych przedmiotw otworzy wrota Piekie.
Zapada cisza. Piotrek wpatrywa si we mnie ze zdumieniem, nie mogc
poj, czemu powiedziaam o tym mierci. Za to ona? Ona zacza si mia.
- Wiedziaam, e dostarczysz mi rozrywki - skwitowaa. - Wrota do
Piekie, powiadasz? No to bdzie ciekawie.
Zatara rce. Ju wiedziaam, co sobie kalkulowaa po cichu.
- Bdzie duo zmarych za jednym zamachem. To mi si podoba! - bya
autentycznie zadowolona. - Tylko mi tego nie popsuj, tak jak ostatnim razem...
No c... ona lubia wszelkiego rodzaju klski ywioowe i wojny. Moga
rzuci si wtedy w wir pracy, ktr uwielbiaa. Miaa do mnie pretensje za to, e
nie dopuciam kiedy do wybuchu bomby atomowej w Moskwie. Nie moga si
tego doczeka, a ja jej bezczelnie popsuam ca zabaw.
- To zostawiam was - rzucia na cian przenon czarn dziur. - Mam
duo roboty! Dzisiaj huragan Wespa uderzy w Nowy Orlean. Lubi to miasto.
Przyciga wszystkie moliwe zawirowania pogody. Nie mog si spni!
Wskazwka zegara ju wiruje.
Jej skrzekliwy, obkaczy miech znikn razem z ni w przejciu.
Wpatrywalimy si w bia cian i srebrne szafki kuchenne.
- Ona jest dziwna - skwitowa Piotru.
We mnie te wzbudzaa sprzeczne emocje. Jednak jej ufaam.
- Gdzie teraz? - zapyta.
- Moe Niebo? - zaproponowaam. - Zaniesiemy Moroniemu jabko, a
przy okazji wamiemy si po lamp do Gabriela. Bd w odwrotnej kolejnoci.
Wanie osignity sukces motywowa nas do dalszego dziaania.
Spojrzaam krytycznie na nasze ubrania. Spodnie i koszulki byy kruczoczarne.
Zbytnio wyrnialibymy si w Arkadii. Pstryknam palcami. Czer zamienia
si w delikatny bkit, ktry szybko przesun si w d mojego ciaa,

zakrywajc kolana. Stworzyam sobie niepozorn letni sukienk. Teraz nie


powinnam wyrnia si z tumu.
- Te powiniene co zrobi - doradziam Piotrusiowi. Niechtnie
zamieni czarne bojwki na lniane biae spodnie, a czarn podkoszulk na
rwnie lnian bia koszul.
Wsun klucz w cian, ale go nie przekrci.
- Gdzie dokadnie si przenosimy? - zapyta. - Do domu twoich rodzicw?
- Nie - odparam z umiechem. - Zobaczymy, czy w Niebie te mam
przyjaci. Do Administracji.
Przekrci klucz. Przed nami pojawiy si proste drzwi z winiowego
drewna. Otworzy je i przepuci mnie. Olepio nas wiato pastelowej Arkadii.
Szybko wbieglimy po kilku marmurowych schodkach do budynku.
Szarpnam olbrzymie drzwi za zocon klamk. W rodku wszystko wygldao
tak jak poprzednio. Te same dywany, yrandole, kanapy.
Teraz tylko musiaam znale mojego przyjaciela.
- Dzie dobry pastwu, w czym mog pomc? - usuny, podekscytowany
gos skierowa nasze spojrzenia w d. - A moe przed zaatwieniem
formalnoci chcecie pastwo napi si herbaty lub kawy?
Niestety do naszych usug stawiy si dwa inne putta. aden z nich nawet
w najmniejszym stopniu nie przypomina Borysa. Zwaszcza ten, ktry si
lini...
- Szukam Borysa - powiedziaam.
Piotru posa mi krzywe spojrzenie.
- Jakiego Borysa? - zapyta.
- Wyglda jak oni - wskazaam palcem na tego, ktry si lini.
- Aha - chopak od razu si rozchmurzy.
- Bardzo mi przykro - odpar putto wygldajcy na bardziej rozgarnitego.
- Niestety Borys wanie obsuguje innego klienta. Moe mog zaproponowa
pastwu usugi Stefana?
Wskaza na swojego towarzysza. Olbrzymi gil wanie zwiesza mu si z
nosa. Z niebywa wpraw putto wcign powietrze, a razem z nim wydzielin.
- Dzie dobry - wymamrota przez zapchany nos.
- Jest tylko odrobin przezibiony. Zapewniam, e to nic zaraliwego szybko powiedzia pierwszy putto.
Usiujc powstrzyma grymas obrzydzenia, odpowiedziaam:
- Wolaabym jednak poczeka na Borysa. Jest bardzo kompetentnym
pracownikiem. To znaczy Stefano na pewno te! Ale wol Borysa...
Wygadany putto posa nam firmowy umiech.
- Doskonale pastwa rozumiem. Zapraszam w takim razie na jedn z
wielu kanap, ktre znajduj si w holu. Moe podczas oczekiwania napij si
pastwo kawy lub herbaty w naszej doskonaej kawiarni? Mog pastwo take
tam co zje. Naszymi pracownikami s najlepsi ziemscy kucharze i barmani
wszystkich epok - zaproponowa nam usunie.

- Nie, dzikujemy - powiedzia Piotru.


- Jestem pewien, e Borys niedugo skoczy - zapewnia gorco putto,
odprowadzajc nas do kanapy.
Usiedlimy na najwikszej sofie. Jej czerwone poduchy wrcz zapraszay,
eby spocz w ich objciach. Niespodziewanie mebel okaza si bardzo mikki.
Sposzeni spojrzelimy sobie w oczy z Piotrkiem, kiedy coraz bardziej
zapadalimy si w poduszki.
Coraz gbiej.
I gbiej.
Kiedy ju nie moglimy si rusza, osaczeni przez mikkie poduszki,
proces zapadania zatrzyma si. Przyznam, e mimo wszystko byo mi cakiem
wygodnie. May putto pochyli si w nasz stron.
- Wygodnie pastwu? Moe co do czytania?
- Nie, dziki - mrukn Piotrek.
Szarpn caym swoim ciaem, ale nie zdoa nawet odrobin si uwolni.
- Moe herbaty?
- Nie, dzikujemy - odparam powoli, bo najwyraniej jak
odpowiadalimy szybciej, to nie rozumia odmowy.
Putto pokiwa gow i pocign za sob Smarka, to znaczy Stefana.
Spojrzelimy po sobie z Piotrusiem zza wielkich poduch, ktre otaczay
take nasze gowy.
- Troch przeraajce, nie? - zapytaam. - Czuj si, jakby ta kanapa
zjadaa mnie ywcem.
Piotrek zmarszczy brwi.
- Czy ja wiem? Cakiem wygodna. Oby tylko nie proponowali nam wicej
herbaty... Sdz, e w tym stanie nie zdoamy im si przeciwstawi...
Szerokim holem spacerowali pracownicy w swoich majteczkach i
nieliczni klienci. Administracja nie bya zawalona robot.
W tej chwili podszed do nas kolejny putto. By wyjtkowo niski. Na jego
trjktnej twarzy malowa si szeroki umiech. Oczu w ogle nie byo wida zza
blond grzywki.
- Przepraszam, na kogo pastwo czekaj? - zapyta. - Moe ja mog
pastwu w czym pomc?
- Czekamy na Borysa - wyjaniam.
- Ach, rozumiem! To moe chc pastwo napi si herbaty dla umilenia
oczekiwania?
Ktem oka zauwayam, e Piotrek czerwienieje na twarzy ze zoci.
Jeszcze chwila, a zleje si z kanap...
- To ja poprosz! - zawoaam.
Moe kiedy bd trzymaa filiank w doni, to wreszcie wszyscy dadz
nam spokj?
- Z przyjemnoci! - jego ekscytacja z powodu bycia przydatnym nie
miaa granic.

Piotrek odetchn gono.


- A jak pani sobie yczy? Czarn, zielon, bia, puerh, oolong?
- Eee... czarn...
- yczy sobie pani z cukrem? - umiech nie schodzi z twarzy putta.
- Hm, tak - odparam, nie wiedzc, w co si pakuj.
- A z jakim cukrem? Trzcinowym, buraczanym, palonym, gronowym,
skrobiowym czy owocowym?
Piotrek posa mi spojrzenie: A nie mwiem?.
- Trzcinowym? - strzeliam.
- W kostce czy krysztakach?
- W kostce - powtarzaam za nim bezmylnie.
- Doskonale! W takim razie ju id j przygotowa. Odetchnam z ulg.
Wreszcie sobie pjdzie. Niestety putto po zrobieniu kilku krokw zawrci
wyranie zafrapowany.
- Przepraszam bardzo! Zupenie nie wiem, gdzie ja dzisiaj mam gow. A
jak czarn? Assam, yunnan, darjeeling, ceylon?
Miaam wraenie, e si zaraz popacz.
- Ceylon? - jknam.
- A czy yczy sobie pani smakow? Mamy malinow, truskawkow,
poziomkow, waniliow, karmelow, whisky, aroniow, czekoladow,
brzoskwiniow, cytrynow, mandarynkow...
- Gorzk... - przerwaam mu wyliczank.
Putto zamia si ubawiony.
- No tak, tylko nie bdzie to cakiem gorzka, bo chciaa pani do niej
cukier! A przepraszam bardzo, jaki to mia by cukier? Z tego caego
zamieszania wypado mi z gowy!
Szybko odwrciam si w stron Piotrusia. Ratunku!!! Ten putto jest tak
przesodzony, e zaraz umr na cukrzyc!
Jednak mj przystojny wybawca, mj brzowooki rycerz w lnicej zbroi,
bohater, o ktrym marz nocami wpatrzona w rozgwiedone niebo... spa.
Znikd pomocy! Umr z pragnienia, zanim dostan herbat.
NIEEEEEE!!!!!!!!!
- Zmieniam zamwienie! - ryknam na putta. - Gorzka, ceylon, bez
cukru, natychmiast!!!
May czowieczek podskoczy przeraony. Posa mi sposzone spojrzenie.
- Czyby nie bya pani zadowolona z moich usug? - pocign nosem,
jakby wanie mia mi si tu zamiar rozpaka.
Borys! Gdzie jeste?!
- Po prostu przynie herbat! - warknam, a putto z min skazaca w
kocu si oddali.
Przebudzony moim gosem Piotru unis gow.
- Co? Co? Co si stao? - zapyta nieprzytomnie.
- Usne - wytknam mu.

- Ja? Wcale nie - obruszy si. - Na chwil tylko przymknem oczy.


Westchnam ciko. Miaam ju tego wszystkiego do.
Niespodziewanie tui przede mn pojawi si czowieczek, ktrego wanie
odprawiam. Trzyma w doni ma filiank.
- Ju? - zdziwiam si.
- Mamy doskona kawiarni - zachwala, podajc mi naczynko z bardzo
cienkiej porcelany.
Baam si je mocniej cisn w obawie, e zgniot porcelan, polewajc
si wrztkiem. e ju nie wspomn o ranach kutych zadanych przez
mikrocienkie kawaki filianki.
- A moe yczy pani sobie do napoju jakie ciastko? - zapyta putto.
Szybko odmwiam. Na szczcie przyj odmow i yczc smacznego,
oddali si na swoich krtkich nkach. Moja rado trwaa jednak krtko.
Zawrci tknity najwyraniej jak wiat myl.
- Przepraszam bardzo - powiedzia. - A moe ycz sobie pastwo, bym
zabawi ich rozmow?
- Nie... - wycedzi Piotrek.
- Mog przedstawi pastwu wiele faktw z historii Arkadii i jej
wiatych mieszkacw.
- Czy ty zawsze tyle mwisz? - zapytaam z irytacj, mieszajc
bezmylnie herbat.
- Najlepsza bdzie zamieszana siedem razy - doradzi mi usunie putto. Tak, chyba zawsze tyle mwiem. A w kadym razie tak twierdzi mj
znamienity przyjaciel Vincent van Gogh.
W Niebie take mieszkay same sawy. W wolnym czasie musz si
dowiedzie, kogo mog tutaj spotka.
- Hej, a van Gogh obci sobie ucho, prawda? - chcia wiedzie Piotrek. Dlaczego to zrobi?
- Och, to duga historia - westchn putto. - Ale mog wam j
opowiedzie. Zaczn moe od krtkiego wyjanienia, kim byem dla Vincenta.
Ot byem jego muz i natchnieniem - owiadczy dumny karzeek.
Zachysnam si herbat. Piotrek chcia mnie poklepa po plecach, ale
nie zdoa uwolni rki.
- e co? - wydusiam.
- Och, to pastwo nie wiedz? - putto nabra powietrza, szykujc si do
kolejnego sowotoku. - My, putta, jestemy nie tylko pracownikami niebiaskiej
Administracji. Stanowimy take natchnienie i pomoc dla artystw na Ziemi.
Jestemy im losowo przydzielani. Czsto, ale nie zawsze, ukazujemy si im.
Pomagamy miesza farby i takie tam inne. Pilnujemy, eby nic si nie stao
obrazom. Dodatkowo konserwujemy je drobnymi zaklciami. Gdyby nie my,
Kaplica Sykstyska ju dawno by si zawalia. Micha Anio odwali tam niez
fuszerk...

Wydawao si, e moe mwi bez koca, pynnie przeskakujc z jednego


tematu na drugi.
- Van Gogh chyba nie mia z tob lekkiego ycia, skoro tyle mwisz skomentowa Piotrek.
- Lubi pracowa w ciszy. Wszelki haas bardzo go irytowa i
doprowadza do biaej gorczki. Miewa wtedy ataki szau i niszczy swoje
obrazy - przyzna putto. - Ale ja tak lubiem z nim rozmawia i mu doradza.
Nigdy nie potrafiem si powstrzyma. Zwaszcza jeli chodzio o wybr
kolorw. Wydaje mi si, e nie mia do tego rki. Gdyby nie ja, jego obrazy
byyby znacznie gorsze.
- Podpowiadae mu, jak ma malowa? - nie mogam w to uwierzy. Na
miejscu malarza spawiabym knypa i kazaa mu wraca, skd przyszed.
- Troch tak - przyzna ze skruch nasz may rozmwca. - Nie lubi tego.
Czsto mwi, e chtnie by oguch.
Ukadanka zoya si w cao.
- Pewnego dnia odci sobie ucho. Myla, e to mu pomoe - zachichota
putto, a potem posa nam sposzone spojrzenie i szybko zacz si tumaczy: Ale to nie bya moja wina. To cakowicie nie bya moja wina! Nie wiedziaem,
e mwi prawd, kiedy wspomina, e wolaby oguchn ni mnie sucha.
Sdziem, e blefuje. Kto mg podejrzewa, e speni grob? Mylaem, e
wspomina o tym od kilkunastu lat z wrodzonej przekory.
Putto najwyraniej doszed do wniosku, e podzielenie si z nami
informacj, o tym, e doprowadzi jednego z najsynniejszych malarzy do
szalestwa, nie bya jednak dobrym pomysem.
- To ja ju chyba pjd - mwic to, odwrci si na picie i pogna
holem, wawo przebierajc krtkimi nkami.
Wreszcie sobie poszed! Ulga bya nie do opisania. Przez chwil
siedzielimy w upojnej ciszy.
Nagle Piotrek spojrza na mnie, marszczc brwi.
- Co mi si przypomniao - powiedzia. - A gdzie jest jabko?
Upiam yk herbaty, ktra - jak musz przyzna - bya przepyszna. W
jednej chwili pojaniao mi w gowie. Nie wiem, czy od napoju, czy od pytania
Piotra.
Zapomniaam o jabku!
- Zostao w kuchni - jknam zrezygnowana. - Wszystko jest nie tak!
- Nie przejmuj si, kochanie - pocieszy mnie Piotrek. Usiowa dotkn
mojego ramienia, ale nie dosign przez rozdzielajce nas poduszki.
- Zdobdziemy lamp, a potem pjdziemy po jabko. Nic si nie stao.
Moroni troch sobie poczeka.
Przed nami znowu byo sycha tupot pit o posadzk, szybko si
odwrciam, pewna, e to znowu ten namolny putto. Jednak to by...
- Borys! - krzyknam z ulg.

Podcign majteczki, eby nie wida byo zza nich pudeka papierosw.
Zerkn na nas z rozbawieniem.
- Niele si wpakowalicie - stwierdzi. - O, i widz, e zdoaa zamwi
herbat. Jestem peen podziwu. Jaki smak?
- Bez smaku - mruknam. - Borys, wycignij nas std!
miejc si z nas zoliwie, zaklaska siedem razy. Kanapa zacza si
wybrzusza tak samo, jak poprzednio si zapadaa. Powoli wypychaa nas na
zewntrz. Gdy moje stopy dotkny podogi, szybko zerwaam si z podstpnego
mebla.
- Mylaem, e si od niej nie uwolnimy - powiedzia Piotru, spogldajc
na normalnie wygldajc kanap.
Putto zerka na niego ciekawie. Gdzie moje maniery?
- Poznajcie si - machnam w powietrzu pust filiank. - To jest Borys,
mj dobry znajomy z Nieba, a to Piotrek, mj chopak z Ziemi.
Ucisnli sobie rce. Putto, eby zrobi dobre wraenie, z prawdziw
werw zapa do chopaka. Wyprostowa si take jak mg, eby doda sobie
jak najwicej centymetrw. Mimo to Piotrek i tak musia si niele pochyli,
eby go dosign.
- A wic moi drodzy. Czemu mnie wezwalicie? - zapyta Borys. Potrzebne wam jakie lewe papierki?
Rozejrzaam si dookoa.
- Moe poszukamy jakiego odosobnionego miejsca? - zaproponowaam.
Putto wzi ode mnie filiank. W jednej chwili rozpyna si w oboku
niebieskiej pary.
- To moe wyskoczymy na papieroska? - zapyta konspiracyjnym
szeptem.
Chwil pniej przeczogiwalimy si przez mae przejcie tu obok
bramy do Nieba. Borys przycisn drzwi kamieniem, eby si nie zamkny. Nie
byo od zewntrz klamki. To uniemoliwiao powrt t sam drog.
Putto wyj wymitolon paczk papierosw i wycign w nasz stron.
Pokiwalimy gowami, chocia Piotrek przez chwil si zawaha. Rzuci palenie
dla mnie jaki miesic temu i cay czas mocno go do papierosw cigno.
Zdoa jednak zachowa siln wol.
Usiedlimy na schodach. Zerknam niespokojnie na zote golemy, te
jednak ani drgny na nasz widok. Miaam nadziej, e nie bd syszay, o
czym mwimy.
- To te potwory? - zapyta Piotrek. - Nie wygldaj tak strasznie.
- Po Niebie kry pewna opowie, ktra powoli zamienia si w legend odezwa si Borys. - Mwi o jednym mieszkacu zawiatw, ktry uwiedziony
urod kamieni szlachetnych usiowa wyduba golemowi jedno z rubinowych
oczu. Podobno mia by to prezent dla ukochanej. Zgin na miejscu, nawet nie
dotknwszy byskotki.

Borys, jak go znaam, mg wymyli t histori ku przestrodze. Jednak


brzmiaa cakiem prawdopodobnie.
- To mwcie, gobki - zacign si papierosem. Piotrek spojrza na
mnie, dajc mi znak, ebym to ja mwia.
- Borys... powiem ci tak - zaczam. - Z przyczyn cakowicie niezalenych
od nas zostalimy niejako zmuszeni do dziaa majcych na celu zagad wiata.
Na razie musimy robi to, co kae nam pewna osoba. Jednak w odpowiednim
momencie odwrcimy si od niej. A w kadym razie mam nadziej, e nam si
to uda.
Tylko raz rozmawiaam z Borysem. Nie wiedziaam, czy mog mu ufa.
- No i? - zapyta.
Moje sowa nie zrobiy na nim adnego wraenia.
- Musimy zdoby pewn lamp. Lamp, ktra znajduje si w gabinecie
Gabriela.
Putto zachichota.
- Tocie se wybrali artefakt. Moe od razu ukradniecie ulubione sanday
Archanioa? Albo kije golfowe witego Piotra?
- To nie jest mieszne - mruknam. - Musimy j zdoby.
Putto po raz ostatni zacign si kocwk papierosa i rzuci j na
marmur. Przydepta niedopaek go pit.
- Lalka - westchn. - Ja wiem, e ty masz dobre serce i wszystko, co
robisz, to tylko po to, eby byo dobrze. Ale powiedz mi, skarbie, w jaki sposb
ja mam wam pomc? Lubi swoj robot. Nie chc jej straci przez udzia w
przestpstwie.
- Opowiedz nam tylko o rezydencji Gabriela. Gdzie to jest, jak si tam
dosta, gdzie jest gabinet - wtrci Piotrek. - Z reszt jako sobie poradzimy. A
jeli nie, to wyznamy prawd archanioowi. Zawsze zostaje nam taka
moliwo.
Borys przez chwil si zastanawia. Umiechn si do mnie.
- Dobra, tyle mog wam chyba pomc. W kocu moim powoaniem jest
suy informacj, czy nie? - jego zapity miech ponis si pod zot bram. Rezydencja Gabriela stoi na szczycie gry Synaj.
- Synaj? Na Ziemi? - zdziwiam si.
- Nie - machn rk. - Po prostu w Niebie ta grka tak samo si nazywa.
Znajduje si pod Edeni. Jest tylko znacznie nisza i paska na czubku. To w
zasadzie paskowy. Bardzo atwo tam trafi, zreszt kady przechodzie was
tam pokieruje. To najwaniejszy punkt zwiedzania wycieczek po tym rejonie
Arkadii. Nikt si nie zdziwi, e tam idziecie.
Na razie brzmiao to zachcajco.
- Gabriel udostpnia zwiedzajcym swoje ogrody. Syn z niebywaego
pikna. Osobicie wol wiszce ogrody Semiramidy, ale s gusta i guciki... Do
rezydencji wej nie mona, ale jak sami wiecie, drzwi tutaj nikt nie zamyka.

Gabriela przewanie nie ma w domu, bo ma na gowie cae Niebo. Suby te


nie zatrudnia. Chyba jako jedyny z archaniow nie ma adnego putta.
Zamylony podrapa si po brodzie, na ktrej rysowa si niechlujny, co
najmniej tygodniowy, zarost z resztkami dzisiejszego niadania.
- Chwali mu si to - stwierdzi. - Miaem okazj suy przez chwil u
Archanioa Michaa. Nie wspominam tego za dobrze... szybko zoyem
wymwienie.
Czekalimy, a Borys co doda, ale milcza zagubiony wrd wasnych
myli i wspomnie.
- Co jeszcze? - zapyta Piotru. - Gdzie dokadnie jest jego gabinet? Dasz
nam jakie wskazwki?
- Nie mam zielonego pojcia - westchn zrezygnowany. - Nigdy nie
byem w rodku. Musicie si po prostu rozejrze. Na pociech dodam, e macie
due szanse, e nie bdzie go akurat w domu.
- Dziki - ucisnam jego ma rczk.
- Trzymam za was kciuki, dzieciaki - powiedzia. - Wiem, e nie
zniszczylibycie specjalnie wiata. A wic do boju!
Mwic to, podskoczy do gry, wiwatujc na nasz cze. Przez chwil
unosi si, machajc zawzicie malutkimi skrzydekami. Opad na ziemi,
dyszc ciko.
Co mi si przypomniao.
- Borys, znalaze ju sobie dziewczyn? - zapytaam niewinnie.

Rozdzia 31
Wolno przechadzalimy si po piknych ogrodach Gabriela. Tu obok
mnie przelecia may czerwony koliber. Udawalimy, e z przejciem
podziwiamy pikno natury. Przyznaj, e byo czym cieszy oczy.
Nad naszymi gowami rozpociera si dach z lici, utworzony przez
wiekowe dby. Zwiesza si z nich ciemnozielony mech, kadc si pod nasze
stopy. Zauwayam, e na wielu drzewach rosy kpy dorodnej jemioy.
Brakowao tylko druidw.
Ogrody Gabriela nie byy typowe. Lepiej pasowao do nich okrelenie
las. A ju idealnie - zaklty las z bajki.
Co jaki czas mijay nas grupy entuzjastycznych mieszkacw Niebios.
Pozdrawiali nas wesoo, a my ich.
- Czyli co zamierzasz? - zapyta mnie rozbawiony Piotru. -Umwi ich
na randk?
- Poprosz mier o ma przysug - wyjaniam. - Powiem jej, e
obiecaam, e poka Borysowi Pieko, ale e musz zabra go tam chykiem,
dlatego nie mog uy drzwi.
- I wyobraasz sobie, e kiedy bd przelatywa przez inny wymiar, to
putto zaponie do mierci gorcym uczuciem, gdy tylko zobaczy jej twarz?
- Tak - potwierdziam. - Poza tym jedynie tam bdzie mg lata na tych
swoich mikrych skrzydekach. Nie ma tam grawitacji.
- W swoim icie szataskim planie zapomniaa o jednym. W ktrym
momencie mier si zakocha?
Zamyliam si. O tym rzeczywicie nie pomylaam. Zaoyam, e gdy
zobaczy faceta swojego wzrostu, to po prostu straci dla niego gow. Jednak nie
musiao to by takie proste. Bya do wybredna. Najwyraniej uwaaa te, e
ma w sobie co boskiego.
Ale Borysowi nie powinno to przeszkadza. Ju zdy si przyzwyczai,
e kto wydaje mu rozkazy, prawda?
Naszym oczom ukazaa si w kocu rezydencja Gabriela. Przypominaa
jeden z malowniczych, krytych rdzaw dachwk budynkw w Toskanii.
Brakowao tylko winnicy.
Rozejrzelimy si, czy nikt nas nie ledzi, i szybkim krokiem podeszlimy
do wejcia.
Spojrzelimy sobie w oczy. Piotrek kiwn gow, a ja nacisnam
klamk.
Wskoczylimy do rodka.
Znalelimy si w rozlegym salonie. Szybko przebieglimy krtkim
korytarzem, ktry czy si z podobnym pomieszczeniem. Gdzie by gabinet?
Pokoje Gabriela byy umeblowane klasycznie, z lekkim przepychem. Nie
byo tu miejsca na sztuk nowoczesn Moroniego. Wszdzie wisiao mnstwo

obrazw. Na jednej ze cian zauwayam Madonn wrd ska, a na innej Mon


Lis Leonarda da Vinci. Z tego, co wiedziaam, oryginay wisiay w paryskim
Luwrze. Czyby to byy kopie? A moe wspaniay malarz trafi do Nieba i
narysowa archanioowi duplikaty?
Kolejn rzecz, ktra zwrcia nasz uwag, byy liczne krysztay wazony, naczynia bd po prostu kawaki kamieni. Minlimy piknie
wyszlifowany kryszta grski mojej wysokoci. Mg way nawet ton.
Nastpny pokj okaza si kuchni. Potknam si o rowy kryszta,
ktry przewrci si z gonym brzkiem na ziemi. Na szczcie si nie stuk.
Gabriel mia ich tyle, e byy wszdzie. Nawet na rodku kuchni, na pododze.
- Moe na pitrze? - zapyta Piotrek.
Czas nieubaganie pyn, a my nie moglimy znale gabinetu.
Wbieglimy po schodach. Nad nami wisia krysztaowy yrandol icie
krlewskich rozmiarw.
Pierwszy pokj, do ktrego wpadlimy, okaza si sypialni. Szerokie, co
najmniej dwuosobowe ko zapraszao do spoczynku. Tu na cianach nie byo
obrazw, ale zdjcia. Setki zdj z podry Gabriela po caym wiecie. Niektre
byy czarno-biae, malutkie. Zupenie jakby wykonano je, gdy aparaty
fotograficzne dopiero pojawiy si na Ziemi.
Gabriel pod wie Eiffla. Gabriel umiechnity w jakiej kopalni ciska w
doni malutki kryszta. Gabriel na tle piramid w Gizie.
- Chod - Piotrek pocign mnie za rk.
Nie chciaam odej, chciaam zobaczy, gdzie jeszcze by. No i moe
znajd jakie skandalizujce zdjcia? Lucyfer mia obsesj na punkcie Angeliny
Jolie. Moe Gabriel te co ukrywa?
Nastpny pokj okaza si wreszcie gabinetem. Stao w nim masywne
drewniane biurko tu przy oknie, z ktrego rozpociera si widok na ogrd, a
dalej na ca Edeni. Mieszkanie na wzgrzu miao swoje zalety.
Szybko rozejrzelimy si po cianach. Tutaj take otaczay nas dziesitki
krysztaw.
- Nasz jest niebieski na zotej nce - przypomnia mi Piotrek, pomimo e
doskonale to pamitaam, i zacz przechadza si wzdu cian, szukajc
waciwego bibelotu. Na pkach leay ich setki, o ile nie tysice. Pikne
obrazy zwielokrotnione w krysztaach otaczay nas ze wszystkich stron.
Nie, Gabriel na pewno nie postawiby drogocennej lampy tak na widoku.
Podeszam do biurka i otworzyam pierwsz z brzegu gbok szuflad. Voila!
Staa w niej lampa. Niebieski kryszta na zotej nce, przypominajcy
pochodni. Co prawda, nie wiecia, ale to na pewno bya ona.
- Mam - owiadczyam triumfalnym gosem.
Piotrek podszed do mnie szybko i wzi j do rki. Bya do cika.
Nie mogam uwierzy, e tak atwo nam poszo. Wszystko ukadao si po
naszej myli!

Nagle na dole trzasny drzwi wejciowe. Mielimy pono due szanse, e


Gabriel nie przyjdzie do domu.
Ale przyszed...
Posalimy sobie sposzone spojrzenia. Co teraz?! Zatrzasnam szuflad,
a Piotrek cisn mocno lamp.
- Szybko, uciekamy z gabinetu. Na pewno tu przyjdzie - zapa mnie za
rk.
Wybieglimy z pokoju. Rezydencja Gabriela bya bardzo maa. Nie byo
tu dziesitek pokoi tak jak w domach nalecych do diabw. Archanio nie
musia uzewntrznia swoich seksualnych potrzeb przez budow niezliczonej
iloci sypialni. Na pitrze by tylko gabinet oraz jedna sypialnia naleca do
waciciela.
Usyszelimy mikkie kroki na schodach i wesoe pogwizdywanie.
Wskoczylimy do sypialni.
Tutaj te nie mielimy si gdzie ukry. Poza ogromnych rozmiarw
kiem nie byo innych mebli.
- Za mn! - Piotrek doskoczy do ka, podwin narzut i wsun si pod
nie.
Zrobiam to samo co on, cignc za sob narzut, by opada mikko na
ziemi, cakowicie nas zasaniajc. Przeczogaam si w stron Piotrka. Przez
chwil nasuchiwalimy krokw Gabriela. Poszed do swojego gabinetu. Nie
wybieg stamtd z krzykiem, czyli nie zauway od razu braku lampy.
Dopiero teraz zauwayam mae kartonowe pudeko skrztnie ukryte pod
kiem. Piotrek przysun si do niego, chcc zajrze do rodka.
Co to byo?
Otworzy pokrywk. Otaczay nas ciemnoci. Skupiam si na tym, eby
czubek mojego palca zapon delikatnym wiatem niczym owkowa latarka.
Skierowaam wiato do wntrza puda.
Byy tam zdjcia.
Jednak nie zdjcia Gabriela na tle jakiego znanego ziemskiego obiektu
turystycznego. W kartonowym pudeku leay poke zdjcia maej
dziewczynki. Odwrciam pierwsz fotografi. Widnia na niej schludny napis:
Anabelle 1901, Genewa.
Kolejne zdjcia ukazyway coraz starsz dziewczyn, a w kocu kobiet.
Na kolejnych zdjciach widzielimy, jak dorastaa a do momentu, gdy zaoya
na gow czarny zakonny welon.
Zdjcia byy zniszczone, wielokrotnie dotykane.
Kim bya Anabelle dla Gabriela? Data na pierwszych zdjciach
sugerowaa, e ju dawno umara i trafia do zawiatw.
Pod stert zdj znalelimy listy pisane drobnym kobiecym pismem.
Wszystkie byy zaadresowane: Drogi Gabriel, mj Anio Str. Odoyam
listy i pooyam na nich fotografie. Zerknlimy po sobie z Piotrusiem.
Wzruszy ramionami, dajc mi znak, e take nic z tego nie rozumie.

Nie istniaa posada Anioa Stra. Zawstydzeni wasn ciekawoci


zamknlimy pokrywk.
Archanio mia jakie tajemnice, ktrymi z nikim si nie dzieli, ale
skrztnie ukrywa je w tekturowym pudeku pod kiem.
Kroki zadudniy w sypialni. Usyszelimy szelest. Zesztywniaam pewna,
e Gabriel zaraz nas nakryje i bardzo si zezoci, widzc, e grzebiemy w jego
prywatnych rzeczach. Wtedy nie bdzie pewnie chcia sucha o niecnych
planach Moroniego.
Archanio rzuci co na ko i wyszed. Usyszelimy, jak zbiega po
schodach. Znowu pogwizdywa. Po chwili trzasny drzwi wejciowe.
Odczekalimy kilka minut i wyczogalimy si spod ka. Na narzucie
leaa nowa szata archanioa. Bya tak biaa, e a si skrzya. Nie ma to jak
anielski proszek do prania. Oszaamiajca biel!
Piotrek cay czas ciska w doni lamp.
Zbieglimy cicho po schodach.
Piotru uchyli drzwi wejciowe i wyjrza przez szpar.
- Nie ma go - powiedzia i szybko wyszed. W ogrodzie Piotrek obejrza
lamp.
- Nie wieci - owiadczy. - Nigdzie adnego przycisku - mamrota do
siebie, ogldajc j dokadnie.
Obawiaam si, e jak bdzie j tak duej podziwia, to kto j w kocu
zauway. Na szczcie ogrd wraz z nadchodzcym zmierzchem opustosza.
Ludzie ruszyli do domw na kolacj.
- No, dziaaj! Co za bubel! - mrukn ponuro i ze zoci zamacha ni
gwatownie w powietrzu.
Nagle lampa rozbysa poraajcym bkitem, olepiajc nas na chwil.
Miaam wraenie, e sup wiata sign nieba i chmur, doskonale widoczny z
odlegoci kilkunastu lub nawet kilkudziesiciu kilometrw.
- Zga j! - pisnam przeraona.
Zaraz kto co zauway. Gabriel na pewno nie odszed a tak daleko.
- Jak?! - Piotrek te spanikowa.
Macha szaleczo lamp, ale ta ani mylaa zgasn. Wydawao si, e
ponie coraz mocniej.
- Nie poruszaj ni! - powiedziaam. - Moe to pomoe.
Lampa jakby odrobin przygasa. Poczuam przypyw nadziei. Moe
jednak nikt nas nie zapie na gorcym uczynku.
Nagle na kocu alejki usyszelimy kroki. Rozejrzaam si rozpaczliwie
na boki. Lampa przygasaa, ale nadal wiecia.
- Chowaj si! - pchnam Piotrka w kb bluszczu. Chopak wsun lamp
pod koszul i wskoczy w morze lici.
Okazao si znacznie gbsze, ni przypuszcza. Licie sigay mu do
poowy uda. Zanurkowa pod spd, chowajc si w ich gszczu. Ja poczekaam,

a si ukryje. Musiaam sprawdzi, czy bkitne wiato nie wydobywa si spod


bluszczu.
Na szczcie niczego nie zauwayam.
Odwrciam si w stron dobiegajcych krokw. Byy coraz szybsze i
wydawao mi si, e zbliaj si do mnie. Nie mogam zaryzykowa ukrycia si
w gstwinie. Ruch lici zdradziby moje pooenie, a take kryjwk Piotrusia.
Moim oczom ukaza si Archanio Gabriel.
- Wiktorio! - zawoa, wyranie kierujc si w moj stron - Stj!

Rozdzia 32
Ostatni prost pokona biegiem, szybko si do mnie zbliajc.
Gorczkowo zastanawiaam si, co powinnam zrobi. Mam ucieka z krzykiem?
Albo udawa gupi i zaprzecza wszystkiemu?
Wiedziaam tylko, e nie mog zdradzi pooenia Piotrusia. By cie
szansy, e nie zauway, jak si chowa. Moe chocia jemu uda si uciec.
- Gabrielu! - posaam mu szeroki firmowy umiech, ktrym zjednywaam
sobie klientw Pieka. - To znaczy, Archaniele Gabrielu!
Zatrzyma si obok mnie.
- Och, po co tak oficjalnie! Wystarczy Gabrielu - ucisn mnie
serdecznie.
Zaraz... Co si dzieje? Nie krzyczy? Czyby nie goni mnie dlatego, e
widzia bkitne wiato jego lampy? Ani nie widzia, jak chykiem wymykamy
si z jego rezydencji?
Byam zdezorientowana.
- Jakie to szczcie, e ci spotkaem - powiedzia. - Bardzo chciaem z
tob porozmawia.
- Taaak? - zapytaam powoli.
Czyli nie wie? Nie mogam uwierzy, e nam si udao. Co takiego!
Czybym chocia raz w yciu miaa szczcie? Niewiarygodne.
Poczuam przypyw nadziei. Skoro teraz tak dobrze mi idzie, to moe i z
tym caym Moronim sprawnie sobie poradz?
Archanio wzi mnie pod rk. Rozejrza si po otaczajcym nas
bluszczu. Jednak po chwili wrci do mnie spojrzeniem swoich przenikliwych
orzechowych oczu.
- Wydawao mi si, e kto z tob by - wytumaczy swoje zachowanie.
- A tak, Piotrek - powiedziaam szybko. - Ale ju poszed. Dawno. Tak,
ju go tu nie ma. Zdecydowanie. Rozdzielilimy si. Mamy si potem spotka.
Wiesz, jak to jest...
Zamiaam si. Czuam, e coraz bardziej si pogram, ale byam tak
przeraona, e nie mogam nic na to poradzi.
Gabriel nadawa si na namiestnika Arkadii. Ca swoj postaw i
zachowaniem pokazywa, e jest osob u wadzy. Jego twarz o odrobin ostrych
rysach cechoway zacinite usta i ostre spojrzenie oczu, ktre wydaway si
wszechwiedzce. Cao odrobin agodziy brzowe loki okalajce jego
anielsk twarz.
By pikny, ale jednoczenie powany. Wzbudza respekt.
- Rozumiem - oznajmi. - Co powiesz na may spacer? Chciabym z tob
porozmawia o sprawach anielskich, diabelskich i w ogle o tobie. Jeste bardzo
ciekaw postaci, Wiktorio. Jeszcze nie mielimy sposobnoci, by pogawdzi.

- Nie ma sprawy - odparam i dodaam goniej, by Piotrek usysza: - Z


moim chopakiem mam spotka si w parku niedaleko domu moich rodzicw
koo fontanny. To mog chwil pospacerowa.
Powoli oddalilimy si alej. Szybko odwrciam gow. Zdyam
zauway, e licie bluszczu si poruszyy. Zupenie jakby kto zza nich
wyszed.
- Droga Wiktorio, widz, e znowu machlojki diabw ci dosigy - rzek
znuony archanio. - Chc, by wiedziaa, e bardzo ci wspczuj. To, co
zapomniaa, miao by zapomniane. Bardzo mi przykro, e niemie
wspomnienia powrciy.
- Nie ma sprawy - odparam zakopotana.
Zamia si cicho. Szlimy niespiesznie jedn z ocienionych alejek.
Mina nas jaka para, oboje kiwnli przyjanie gowami na powitanie.
- Jest sprawa - westchn. - Mamy cige kopoty z tymi diabami.
Syszaa moe, co si wydarzyo nad Jeziorem Czasu?
Kiwnam gow.
- Cae szczcie, e ci w to nie wcignli. Czekaj ich naprawd
powane konsekwencje. W Niebie prawo jest wite. Nie mona nagina go do
swoich potrzeb. Sdz te, e nie uda im si zdoby teraz staego pobytu w
Niebie. Jednake tak jak ty dostali pobyt czasowy na najblisze siedemdziesit
siedem lat. To za krtko na kar za wamanie na teren jeziora. Z kolei po
ekstradycji do Pieka wyrok nie bdzie ich ju obowizywa - ponownie
westchn ciko. - Lucyfer najprawdopodobniej, chcc zrobi mi na zo,
oczyci swoich podwadnych z zarzutw. To skomplikowana sprawa...
Tak, Gabriel zdecydowanie nie powinien si dowiedzie, e razem z
Piotrusiem bylimy nad Jeziorem Czasu i maczalimy w tym wszystkim palce.
Teraz ju byam pewna tego, e przyznanie si byoby zym posuniciem.
- Przepraszam, e ci tym zamczam - umiechn si do mnie ciepo. Wyalanie si nie byo powodem, dla ktrego porwaem ci na spacer. Po
pierwsze, chc zapyta: jak podoba ci si Niebo?
Zblialimy si do niskiego murka oddzielajcego tereny ogrodu od
stromizny, ktr koczy si paskowy. Archanio puci moje rami i opar si
o niego, podziwiajc widok. Przed sob mielimy ca Edeni. Jej metalowe
kopuy byszczay w zachodzcym wietle. Wygldaa piknie.
- Bardzo - odwzajemniam umiech. - Nie spodziewaam si, e jest takie
bajkowe. Mylaam, e raczej przypomina Pieko, e jest ziemskie. No i
wszyscy s bardzo mili. Chocia powiem ci, Gabrielu, e zamwienie herbaty w
Administracji grozi utrat zmysw.
Zachichota. Tak! Wielki wadca Nieba zachichota przy mnie niczym
may chopiec.
- Tak - powiedzia. - Nasi pracownicy s momentami zbyt gorliwi. Mam
jednak nadziej, e napar ci smakowa?
- By wymienity - przyznaam. - Nigdy nie piam takiej herbaty.

Anio wyglda, jakby urs w sobie.


- To ja wpadem na pomys, eby serwowa klientom Administracji
drobny poczstunek i napoje - oznajmi.
- wietny pomys - mruknam i wrciam do opowieci. - Poza tym
zobaczyam moich rodzicw. Nie widziaam ich odkd, no c, umarli.
- Ciesz si. Wizi rodzinne s bardzo wane. Trzeba mie dom, ludzi,
ktrych si kocha, wobec ktrych jest si lojalnym.
Przypomniaam sobie zdjcia tajemniczej Anabelle i to, w jaki sposb
tytuowaa archanioa.
- A jak to jest z anioami? - zapytaam. - Istnieje kto taki jak Anio Str?
Od diabw doskonale wiedziaam, e taka posada nie istnieje. Jednak oni
zawsze mogli mnie okama.
- Nie, nie ma kogo takiego - wyjani. - To znaczy, nie ma takiego
stanowiska.
- Jak to? - nie zrozumiaam.
- Nie ma tylu aniow, by zapewni opiek wszystkim ludziom na Ziemi.
Jest to po prostu technicznie niemoliwe.
- To skd si wzio przekonanie o Anioach Strach? Przecie nawet s
do nich modlitwy.
Nie podobao mi si to, co usyszaam. To oznaczao, e nikt mnie nie
pilnowa. Chocia, gdyby pilnowa, to chyba nie raz zapaby si za gow i
zrezygnowa z posady nad tak krnbrnym i zdemonizowanym podopiecznym.
- Czasami si zdarza, e kto staje si takim opiekunem - wyjani. - Jak
wiesz, nie moemy zakada rodzin, ale potrafimy kocha. Kochamy ludzi.
Czasem traktujemy ich jak czonkw wasnej rodziny, dawno niewidziane
dzieci. Gdy jaki anio jest samotny, moe zacz opiekowa si jakim
miertelnikiem. Suy mu drobn pomoc. Oczywicie aden czowiek o tym
nie wie. Nie wolno pokazywa si swojemu podopiecznemu - lekko si
zarumieni.
Listy do niego kierowane przeczyy tej ostatniej zasadzie.
- Miaem kiedy podopieczn - wyjawi ciszonym gosem.
Na jego twarzy pojawi si delikatny umiech. Wspomnienia chyba byy
bardzo pogodne i mie.
- Nazywaa si Anabelle. Poznaem j przypadkiem podczas pieszej
wycieczki po Alpach Szwajcarskich. Bya wtedy ma dziewczynk. Posza na
dugi spacer ze starszym rodzestwem i si od nich odczya. Pomogem
znale jej wtedy drog. Od tamtej pory co jaki czas do niej zagldaem,
pomagaem. Mona powiedzie, e czuwaem nad ni. Bya dla mnie niczym
crka.
Kiwaam gow. Czyli to nie zakazana mio, jak podejrzewaam.
Skarciam si w duchu. Jak mogam o co takiego podejrzewa Gabriela? By
przecie dobry. To diaby byy tymi zdeprawowanymi istotami
nadprzyrodzonymi.

- Traktowaa mnie jak Anioa Stra. Nawet tak mnie tytuowaa - doda z
lekk dum i spojrza lekko zbity z tropu. - Musiaem jej si wtedy pokaza wyzna jakby na swoj obron. - Inaczej wpadaby w rozpadlin skaln. Nie
miaem wyboru.
Poczuam si w obowizku go pocieszy.
- Spokojnie, przecie nasz los zosta dawno temu zapisany. Nie moemy
go zmieni. Widocznie tak musiao si sta.
Zmarszczy brwi i spojrza na mnie zaskoczony.
- To nieprawda - zaprzeczy. - Przecie po to ludzie maj woln wol.
Jeeli wszystko od dawna byoby przesdzone, to nie miaoby to najmniejszego
sensu.
Poczuam, e gotuj si w rodku ze zoci. Diaby mwiy mi co innego.
A szczeglnie podkrelay t informacj podczas wizji nad pewnym zbiornikiem
wodnym...
- A jak to jest z Jeziorem Czasu, o ktrym opowiadae? Przecie ono
pokazuje przyszo. W takim razie nie mona jej zmieni.
- Pokazuje jedn z wersji przyszoci. Gdyby patrze w jego wody
wystarczajco dugo, pewnie mona by zobaczy wszystkie. To czowiek
dokonuje wyboru, to od niego zaley, jak potocz si jego losy.
Poczuam si oszukana. To znaczy, e moliwe, e wcale nie bd miaa
najpikniejszej na wiecie biaej sukni lubnej? A co si stanie, jak w ogle nie
doyj lubu?!
Ciekawe, czy zobaczyabym inn wersj przyszoci? Na przykad staro
spdzon w Piekle w towarzystwie pewnego diaba.
- Rozumiem - odparam, usiujc ukry emocje.
- Wracajc do mojej podopiecznej, to pilnowaem Anabelle przez cae jej
ycie. Wiesz, e zostaa siostr zakonn? - umiechn si. - Postanowia suy
Bogu. Moliwe, e to przeze mnie. Na szczcie obie wojny wiatowe ominy
Szwajcari. Chciaem, eby miaa szczliwe ycie. Od czasu do czasu
spaceruj z ni po tych ogrodach. Z moj ma Anabelle.
Kiwaam gow, suchajc jego opowieci. Zachowywa si jak ojciec
dumny ze swojej pociechy. Zapewne tak wanie si czu.
- Droga Wiktorio, przepraszam ci za te opowieci. Nigdy nie miaem z
kim si nimi podzieli. - Jego przenikliwe orzechowe oczy przewiercay mnie na
wylot. - Jednak czuj, e tobie mog zaufa.
Czemu wszyscy mi ufali? Poczuam si jak ostatnia szuja, gdy
przypomniaam sobie, e wanie go okradam. Powinnam powiedzie mu
prawd, ale nie mogam, dopki nie bd miaa wystarczajcych dowodw.
Teraz Moroni wszystkiego by si wypar.
- Nie wiem, co mam powiedzie. Dzikuj ci za zaufanie - wydusiam. Nie wiem, czy powiniene mi ufa. Jestem tylko czowiekiem.
- A czowiekiem - poprawi mnie. - Wolna wola czyni z ciebie naprawd
potn istot.

- Przysigam, e nikomu nie powtrz tego, co mi wanie powiedziae zapewniam go.


Tak te zamierzaam zrobi. Chobym miaa umrze za dochowanie
tajemnicy.
- Gabrielu, ja take chciaabym ci o czym opowiedzie, ale jeszcze nie
mog - miaam wraenie, e si rozpacz. - Dobrze? Kiedy co ci opowiem.
Mam nadziej, e nie bdziesz wtedy na mnie zy.
Zmarszczy czoo.
- Hm... no dobrze - chyba nie by zadowolony.
A moe to bya gra? Moe chcia w ten sposb wycign ode mnie
wszystko, co wiedziaam o Moronim i o diabach? Nie, to archanio. Nie
posunby si do psychologicznych gierek i grania na uczuciach.
Rozpogodzi si, patrzc na panoram Arkadii.
- Jeszcze o czym chciaem z tob porozmawia. Wiem, e bya diablic.
Powiedz mi, czy uwaasz, e taka praca miaaby sens w Niebie? To znaczy,
praca anielicy - zamia si. - Diablice raczej nie s nam potrzebne.
- Nie wiem - wzruszyam ramionami, zaskoczona jego pytaniem.
No prosz, czyby Arkadia chciaa wyj naprzeciw Pieku i take
rozwin zakres swoich usug? Wydawao mi si to dziwne, ale c... prawa
rynku dotycz nawet zawiatw.
- A macie braki kadrowe? - zapytaam.
- Tak - skrzywi si. - Nie dajemy sobie rady z obsugiwaniem wszystkich
zmarych. Jest ich coraz wicej kadego roku. Mam wraenie, e ludzi nigdy nie
przestanie przybywa. Niedugo pod bramami Nieba ustawi si kolejki...
- Na pewno nie bdzie tak le - staraam si go pocieszy.
- Bdzie... oj, wierz mi - westchn. - Nie jestem tylko pewien, czy
wprowadzajc anielice, nie sprowadzimy sobie na gow nowych kopotw.
Wiedziaam, co chcia przez to powiedzie. Ja nie podoaam roli diablicy.
Wszystkich zawiodam.
- Sdz, e w Niebie nie bdzie to takim problemem - odparam. - Tutaj
nie ma diabw, ktre bd usioway wprowadzi w ycie swoje teorie
spiskowe.
- Chyba, e damy obywatelstwo Belethowi i Azazelowi...
- No, chyba e je im dacie - przyznaam. - Chocia powinnicie przyjrze
si te wasnym zastpom.
Jego orzechowe oczy przewiercay mnie na wylot.
- Co chcesz przez to powiedzie?
- Wanie tego na razie nie mog powiedzie...
- Chcesz powiedzie, e nie moesz powiedzie? Kto ci grozi?
- Nie mog powiedzie...
Caa ta rozmowa robia si coraz bardziej bezsensowna.
- Kiedy ci powiem. A wracajc do anielic, to sdz, e to dobry pomys.
Na pewno znajdziesz dziewczyny godne zaufania, ktre dobrze si spisz.

Zalet w tym zawodzie jest wygadanie i zdolno do przekonania klienta.


Momentami strasznie to przypomina telemarketing. A w kadym razie mnie si
to tak kojarzyo.
- Masz w tym dowiadczenie - zamyli si.
- Kilka miesicy pracowaam w tym zawodzie - wzruszyam ramionami. Powiem ci, e ciko jest czasami namwi zmarych na Pieko. Oni wiedz, co
jest dobre. Poza tym stereotypy panujce w ludzkich umysach powinny wam
sprzyja. Niebo z zasady jest lepsze.
- A nie czua wyrzutw sumienia, namawiajc miertelnikw na Nisz
Arkadi? - chcia wiedzie archanio.
Nigdy si nad tym tak naprawd nie zastanawiaam. Nie musiaam
dokonywa adnych moralnych wyborw. To po prostu bya moja praca. Praca,
ktra dawaa mi moliwo podrowania na Ziemi, do ukochanego Piotrusia.
- Chyba nie - odpowiedziaam. - W kocu Pieko nie jest takie ze.
- Niebo jest lepsze - powiedzia z wyszoci Gabriel.
- S bardziej do siebie podobne, ni sdzisz - mruknam.
Nie skomentowa moich sw.
- Mam dla ciebie propozycj, Wiktorio - powiedzia zamiast tego.
- Jak? - zapytaam nieufnie.
Archanio odwrci si w moj stron. Nad Edeni powoli zapada zmrok.
Jego twarz ukryta bya czciowo w cieniu.
- Co powiesz na to, eby by nasz przeciwwag dla Kleopatry? Jest
doskona diablic. Nie wiem, jak to si dzieje, ale zdoaa namwi na Nisz
Arkadi nawet kilku biskupw. Po prostu w gowie mi si to nie mieci... Poza
tym maj teraz jeszcze jak now diablic.
Dobrze o tym wiedziaam. Cholerna Phylis...
- Chcesz, ebym prowadzia kursy dla nowych anielic? - zdziwiam si.
Nie byo tu wiele do tumaczenia. Mnie wystarczy asystujcy diabe,
ebym wszystko poja. Rozmowa z Kleopatr w sumie nie bya potrzebna.
- Nie, nie chodzi mi o tak pomoc - pokrci gow.
- Bo wiesz, e na pocztku wystarczyoby, eby anio pomaga kobiecie
przekonujcej zmarych?
Nie rozumiaam, jakiej pomocy z mojej strony oczekiwa.
- Wiem, Wiktorio, ale nie o to mi chodzi. Chciabym ci zapyta, czy nie
zostaaby nasz pierwsz anielic?
Oniemiaam.
- Ale ja yj! - wybuchnam.
- Wiem, ale nie martw si. My poczekamy. Jestemy cierpliwi umiechn si.

Rozdzia 33
Moja rozmowa z Gabrielem bya odrobin surrealistyczna. Nie
wiedziaam, czy mam si po tym wszystkim mia, czy paka.
Oczywicie archanio zapewni mnie, e nie yczy mi mierci ani nie
wry krtkiego ycia. Jednak ja to tak odebraam.
Nie miaam wyboru, wic zgodziam si zosta anielic po swojej mierci.
Anio nie chcia sucha moich zapewnie, e mam sabe osignicia. Nie chcia
sysze o odmowie. Moje obawy skomentowa do wyczerpujco:
- Po prostu pracowaa po zej stronie. Przyjrzyj si Niebu i Pieku. Czy w
Niszej Arkadii widziaa jakiekolwiek dziecko? Albo rodzin mieszkajc
razem? W Piekle nie ma instytucji, jak jest rodzina. Tam trafiaj samotni ludzie
egoistycznie szukajcy rozrywek. Ludzie sabi, ktrzy daj si skusi diabom.
Po pewnym czasie zamieszkiwania w Niszej Arkadii pojmuj swj bd.
Odkrywaj, e s tak samo samotni jak na pocztku. Na tym polega pobyt w
tamtym miejscu. Niebo jest inne. Lepsze. Sdz, e nie miaaby najmniejszych
kopotw z prac anielicy. Masz dobre serce.
Nie wiem, czy bd bardziej przekonujca ze skrzydekami na plecach. Ja
chyba nie naogldaam si wystarczajco kanau Telemarket Mango.
Zdenerwowa mnie. Czy nie mog liczy na normalne ycie
pozagrobowe? Mam pracowa przez wieczno? Poza tym, jakeby inaczej,
kontrakt na anielic ma trwa przepisowe siedemdziesit siedem lat.
Ciekawe, czy potem bd moga zrezygnowa? Wtpi, czy jakikolwiek
putto pomoe mi wyplta si z prawnych kruczkw umowy z Niebem.
Archanio trzyma w garci ca Administracj.
Dodatkowo moj odmow storpedowa stwierdzeniem, e i tak ju mam
moc, to po co miaaby si marnowa? Nie wolno przecie niczego marnowa.
Na zo od dzisiaj zamierzam zawsze zostawia resztki na talerzu i
wyrzuca je do kosza...
Szybko wbiegam do parku, w ktrym mia na mnie czeka Piotrek.
Miaam nadziej, e zrozumia instrukcje. Chciaam jak najszybciej go
zobaczy. Byo mi strasznie le. Chciaam, eby mnie pocieszy.
Zapad zmrok, jednak ulice Edenii nie potrzeboway owietlenia,
wystarcza olbrzymi Ksiyc. Prawie nie byo spacerujcych mieszkacw
Nieba. Wszyscy dawno udali si do domw. Okna take zakoczyy na dzisiaj
dziaalno. Stranik poszed do domu.
Przy fontannie sta mj chopak. Zauwayam, e pod koszul, zaoony
za pasek, niczym pistolet, mia poduny ksztat zakoczony owalem. Lampa
owiecenia archanioa. Piotru take mnie zauway. Umiechn si z ulg.
Przytulilimy si mocno.
- Martwiem si - powiedzia. - Strasznie dugo ci nie byo.

- Gabrielowi zebrao si na wyznania - mruknam ponuro. - Uwierzysz,


e zaproponowa mi prac, kiedy umr? Mam zosta pierwsz w historii
anielic. On chyba chce zniszczy z moj pomoc wiat...
- Na pewno nie bdzie tak le. Kady moe popenia bdy - pocieszy
mnie. - Jestem pewien, e ju nigdy wicej nie wysadzisz Ksiyca. Taki numer
mg uda ci si tylko raz.
Zy nastrj wcale nie znikn.
- Wyglda na to, e archanio nie moe si doczeka, a umr. Zupenie
jakby kibicowa temu co nieuchronne. To troch straszne.
Piotrek pokiwa gow, przyznajc mi racj.
- Na pewno nie czeka. Nie martw si.
- Mwisz tak, bo nie widziae ekscytacji na jego twarzy. Wyobraa
sobie, e z moj pomoc dokopie Pieku, e zyska wicej dusz...
- Ju dobrze, dobrze - Piotrek gadzi mnie po plecach, mocno przytulajc.
- Wszystko bdzie dobrze. Jestem przy tobie. Zawsze przy tobie bd. I nie
pozwol jakim anioom na zrobienie ci krzywdy.
Powoli si uspokajaam.
- Za to ja spotkaem babci - skrzywi si.
- To le? - podniosam na niego wzrok. By wyranie zakopotany.
- Nakrzyczaa na mnie, e si le prowadz - mrukn. - Podobno widziaa
w jakim oknie, zupenie nie wiem, o co jej chodzio, e pij alkohol. To znaczy,
e si upijam na imprezie.
Postanowiam nie tumaczy mu znaczenia okien. Kiedy si dowie. Na
razie nie musiaam go stresowa faktem, e jego babcia moe wiedzie znacznie
wicej o jego codziennym i prywatnym yciu. No, chyba e stranik zareagowa
w odpowiednim momencie.
- Nie martw si. Ona tylko si o ciebie troszczy - pocieszyam go. - Co
teraz zrobimy? Idziemy do Pieka po jabko i do Moroniego?
- Chodmy - skin gow.
W tej chwili nad naszymi gowami zaomotay ciko skrzyda.
Spojrzelimy do gry. Czarnoskrzydy anio opad obok nas na ziemi,
rozchestana od wiatru koszula ukazywaa trjkt gadkiej piersi. Jego sanday
zapady si w boto, ktre powstao z rozlanej dookoa fontanny wody. Skrzywi
si z obrzydzeniem.
- Moi ulubieni miertelnicy! - zawoa, uprzednio rozejrzawszy si
dookoa. - Czybycie mieli dla mnie jaki prezent?
Wpatrywa si z chciwoci w wybrzuszenie pod koszul Piotrka.
- Tak - mruknam. - Mamy lamp.
Jego oczy zabysy.
- Udao wam si j zdoby! - wydawa si w to nie wierzy.
Jego donie lekko dray, gdy sign po niepozorny przedmiot. Piotrek
stara si ju przypadkiem nie machn lamp, byle tylko nie rozbysa

oszaamiajcym bkitem. Nie wiem, w jaki sposb j poprzednio zgasi. Musia


si chyba solidnie namczy.
Moroni ostronie przej lamp, jakby bya najdelikatniejszym
przedmiotem na wiecie.
- Jest cudowna - zachwyci si.
Dyskutowaabym. Zwyky patyk z krysztaem na czubku. Jej wiato te
jako specjalnie mnie nie porazio. Po prostu przeraliwie mocny bkit. Lampa
jak lampa. Tyle e anielska.
- Doskonale. W takim razie jeszcze tylko trzy przedmioty - Moroni
szybko ukry zdobycz w torbie przewieszonej przez rami. - Moi wyznawcy
jeszcze nie poznali znaczenia koci niewinitka, ale na pewno szybko to nastpi.
Wtedy przeka wam dalsze instrukcje.
adne z nas nie pisno nawet sowem o jabku, ktre ju udao nam si
zdoby. Nie wiem, o czym myla Piotrek, ale mnie intrygowa teraz pewien
fakt.
- Skd wiedziae, e tu bdziemy? - zapytaam.
- Mam swoich informatorw w Niebie - odpowiedzia protekcjonalnie. Od samego ranka kontrolowaem wasze poczynania. Widziano, jak osobno
opuszczacie ogrody Gabriela, pomimo e udalicie si tam razem.
Czyli o jabku nic nie wiedzia.
- Poza tym mam dla was nowe zadanie - owiadczy.
- Jakie zadanie? - zapytalimy w tym samym momencie.
Nie spodobao mi si to. Oj, wcale.
- Nie zrobimy dla ciebie niczego wicej - warknam. - Jeszcze tylko trzy
przedmioty i dajesz nam wity spokj, pamitasz?
Zamia si ponuro.
- Dam wam wity spokj, och, dam. Jednak nie podoacie zdobyciu
kolejnych przedmiotw bez pomocy. Moim warunkiem jest, by kto wam
pomaga.
- Kto? - rzeczowo zapyta Piotrek.
- Kto, komu jestem winny przysug - umiechn si. - Waszym
pomocnikiem zostanie diabe Beleth.
Spojrzelimy po sobie. Diabe? I to na dodatek Beleth?
- Musicie uwolni go chykiem z wizienia - kontynuowa anio. - Zdaj
sobie spraw, e moe to doprowadzi do pewnego zamieszania, jednak
postaram si je opanowa. Poza tym nikt si nie dowie, e to wy go
wydostalicie.
- Nie zgadzam si - odpar Piotrek.
- Nie masz nic do gadania - skwitowa Moroni ze zoliwym umiechem. Albo uwolnicie Beletha i bdziecie korzysta z jego pomocy, albo wyjawi
Gabrielowi, e bylicie nad Jeziorem Czasu. Wybierajcie.
Spojrzaam na Piotra.

- Zastanawiam si, czy przyznanie si do winy nie bdzie miao


mniejszych konsekwencji - powiedziaam.
Chopak pokiwa gow, ale anio nas wymia.
- Chyba nie sdzicie, e ujdzie wam to na sucho? Wycieczka nad jezioro
czy kradzie lampy? Gabriel na pewno nie wybaczy wam kamstwa w ywe
oczy. Poza tym podburz reszt aniow, by skazano was dla przykadu.
Zadbam o to, bycie otrzymali najgorsz z moliwych kar.
- Niby jak? - zakpi Piotrek. - Nie zabijesz nas. Najwyej po mierci
trafimy do Pieka.
- Och nie, mj drogi. Ju ja zadbam o to, bycie trafili na miejsce
wiecznego odpoczynku do Tartaru...
Jego sowa zawisy w powietrzu. Po plecach pocieka mi struka potu. Nie
moglimy tam trafi.
Piotrek nie zrozumia, o co chodzi. Szybko mu wyjaniam:
- Tartar to miejsce, gdzie trafiaj najczarniejsze dusze. Mordercy,
gwaciciele, szalecy. Tam jest tak strasznie, e nie maj wstpu nawet anioy i
diaby...
- Albo nie - Moroni zmieni zdanie. - A moe namwi ich na egzekucj
po waszej mierci? Publiczne przeszycie gorejcym mieczem, co sdzicie?
Zdarzay si ju takie przypadki. W kocu macie zbyt siln moc, jeszcze
zdoacie uwolni si z Tartaru.
Piotrek mia min, jakby chcia zmiady go spojrzeniem.
- Nie wierz, e moesz to zrobi. Nie namwisz nikogo na Tartar czy
egzekucj. To Niebo! Przejrz ci. Poza tym my powiemy wszystko, co o tobie
wiemy.
Moroni zachichota.
- A chcesz zaryzykowa i si przekona?
Nie wiedziaam, czy powinnimy mu wierzy. Z drugiej strony
kompletnie nie znaam historii Arkadii. Nie zdawaam sobie sprawy z tego, czy
tutaj naprawd zdarzaj si takie rzeczy i czy co takiego byo w ogle moliwe.
Niestety tylko histori Pieka miaam w maym palcu. Nawet nie wiem, czy kto
wydawa przewodnik po Arkadii.
Zmeam w ustach przeklestwo.
- Zrobimy to - warknam wcieka. - O ile najpierw powiesz nam,
dlaczego jeste mu winny przysug.
Zmruy podejrzliwie oczy.
- Czemu chcesz to wiedzie?
- Odpowiedz... - wzruszyam ramionami.
- Dla mnie sprowadzi ci do Nieba - owiadczy, najwyraniej dochodzc
do wniosku, e ta wiedza do niczego mi si nie przyda. - Ja zajem si
dostarczeniem tutaj pana Piotra. Ciebie nie udaoby mi si przekona. A oboje
bylicie mi potrzebni.

- Nie jeste mu winny przysugi - powiedziaam zadowolona z siebie. Sama poszam do Nieba. On mnie nie namawia. Nie musimy go uwalnia.
- A dlaczego posza do Arkadii? - zapyta z niewinn min Moroni.
- Bo chciaam si dowiedzie, czy Piotrek naprawd mnie zdradzi, czy to
moe sprawka diabw.
Anio poklepa torb, jakby chcia si upewni, e lampa nadal w niej jest.
- A czemu zacza podejrzewa, e to moe by sprawka diabw?
- No, bo si podejrzanie zachowywali...
- Czy naprawd jeste a tak naiwna, e uwaasz, e zdoaaby
przechytrzy tak starego diaba, jakim jest Beleth? Gdyby nie chcia
pswkami da ci do zrozumienia, e co jest nie tak, toby tego nie zrobi. To
potna istota, ktrej wiek jest liczony w miliardach lat. Sdzisz, e nie ukryby
przed tob prawdy?
Nie wierzyam mu. Beleth wielokrotnie udowodni mi, e potrafi
zachowywa si bardzo nierozsdnie. Zwaszcza wtedy, gdy chodzio o mnie.
Chyba mia kopoty z panowaniem nad emocjami w takich momentach.
- Nieprawda - uparcie trwaam przy swoim. - Poza tym Beleth i Azazel
musieli mnie sprowadzi do Nieba, ebym pomoga im w zdobyciu wadzy
archanielskiej. Czyli tak czy inaczej bym tu przysza. W adnym wypadku nie
jest to twoja zasuga.
- Dobrze, w takim razie nie wierz w moje sowa. A chcesz wiedzie,
dlaczego jeszcze jestem winien Belethowi przysug?
Spojrzelimy na niego nieufnie.
- Dla mnie Beleth zdradzi Azazela.
Zamrugaam. Niemoliwe. To najlepsi przyjaciele. Chocia z drugiej
strony Azazel wielokrotnie wmanewrowywa Beletha w swoje ciemne sprawki.
Moe wreszcie przystojny diabe postanowi si odegra?
- Nie wierz ci - owiadczyam.
Zamia si chrapliwie.
- To zupenie jak Beleth. On te nie wierzy, e Azazelowi uda si zosta
archanioem.
- Moliwe, e w to nie wierzy, ale byby przynajmniej anioem. Za to
przez ciebie zostanie wygnacem. Wtpi, eby si na to zgodzi.
- Przy mnie nie bdzie wygnacem. Gdy ju zasid na tronie
niebiaskim, umieszcz go po swojej prawicy.
- A jeli twj plan si nie powiedzie? - prychn Piotrek. - Co wtedy?
Sdzisz, e nadal bdzie po twojej prawicy? To diabe. Zdradzi ci.
- Zapewniam ci, e si powiedzie - owiadczy lekko zirytowany anio.
- Kamiesz - mruknam. - Nie wierz w ani jedno twoje sowo.
- Kochanie, anioy te kami - skwitowa. - Nie obchodzi mnie, co
mylicie. Macie uwolni Beletha z wizienia. Potwierdzi, e zawar ze mn
umow.
Zerknlimy po sobie z Piotrusiem.

- Wizienie znajduje si na poudniu Edenii, kawaek za Wie


Obserwacyjn. Pilnuje go tylko jeden anio. Po prostu musicie jako go obej.
Beleth i Azazel s zamknici w osobnych celach. - Sign do swojej torby.
Wycign z niej dugi eliwny klucz. Wczeniej pogaska z
uwielbieniem lamp Gabriela.
- Tym otworzycie jego cel.
Piotrek wzi do rki klucz.
- Proponuj, ebycie natychmiast udali si do wizienia. Anio pilnujcy
naszego diabelskiego uciekiniera pewnie niedugo pooy si spa. Jego
zmiennik przyjdzie o sidmej rano. Pracuj na dwudziestoczterogodzinnych
zmianach.
Przez cay czas umiecha si zoliwie.
- Nie potrzebujemy pomocy Beletha w zdobyciu kolejnych przedmiotw owiadczyam.
- Zapewniam was, e potrzebujecie. W Piekle nie bdzie tak atwo jak tu.
- Ju mamy jabko - nie wytrzyma Piotrek.
Posaam mu ponure spojrzenie. Nie chciaam na razie tego zdradza.
- Jak to? - Moroni autentycznie si zdziwi, a zaraz potem zezoci. Oddajcie mi je! - zada. - I bez dyskusji. Piotrze, id po nie, a ja tu poczekam
z Wiktori. Bdzie moj tymczasow zakadniczk.
Chopak skrzywi si. Spojrza na mnie, a ja kiwnam gow. Nie
mielimy wyboru. Piotru stworzy drzwi z boku rzeby, z ktrej wyrastaa
fontanna.
Nienawidziam Moroniego i miaam ochot si na nim odegra. Jak
najszybciej.
- A ty co? Wrcisz sobie zaraz szczliwy do domu? - zakpiam. - Kiedy
inni wykonuj dla ciebie czarn robot?
- Och nie - poklepa torb. - Podrzuc tam tylko to cacko i jabko, a
nastpnie udaj si na Ziemi do moich wyznawcw. Zmotywuj ich, by
szybciej odkryli znaczenie koci niewinitka.
Przed nami zmaterializoway si drzwi z winiowego drewna. Przeszed
przez nie Piotrek. Z wahaniem poda anioowi owoc. Ten schwyci apczywie
jabko i wepchn do torby.
- A teraz ycz wam powodzenia w uwalnianiu Beletha - powiedzia.
miejc si z nas szyderczo, zamacha czarnymi skrzydami, prawie bez
wysiku wzbijajc si coraz wyej w niebo. W kocu znikn nam z oczu.
- Nie podoba mi si to - mrukn Piotrek. - Przecie pomoc diaba nie jest
nam potrzebna.
- Nie mamy wyboru - stwierdziam.
Piotrek spojrza na mnie ze zoci.
- A ciebie w ogle to nie rusza? - zapyta. - Chyba bardzo chcesz go
znowu spotka.

- Przesta! - odburknam. - Czyja wygldam, jakbym teraz szalaa z


radoci? Nie zaley mi na Belecie. Jest dla mnie nikim. Nie zapomniaam, e
mnie zamordowa i podstpem zwabi w to miejsce. Jeli sdzisz, e co do
niego czuj, to jeste gupi.
Odwrciam wzrok, wbijajc go w wyczon o tej godzinie fontann.
Usilnie staraam si przekona sam siebie, e to, co przed chwil
powiedziaam, byo prawd. Ale jeli byo prawd, to dlaczego czuam, e
kami?
Nie mog zakocha si w diable, przecie kocham miertelnika. A nie
mogabym kocha ich obu naraz. Ju sama si w tym gubiam.
- Mam plan - owiadczyam, zmieniajc temat.
- Jaki? - zapyta ponuro.
- Moroni powiedzia mi, e po zostawieniu przedmiotw w domu uda si
na Ziemi. Poczekamy, a tak zrobi i wamiemy si do niego. Ukradniemy
przedmioty i zaniesiemy je Gabrielowi. Sdz, e powinien by na nas mniej
zy, jeli damy mu dowody zbrodni Moroniego.

Rozdzia 34
Zdjam buty i zanurzyam palce w piasku. Fala zmoczya moje stopy,
zatapiajc je coraz gbiej. Ukrylimy si wrd ska, na play, niedaleko domu
Moroniego. Jeszcze paliy si w nim wiata. Anio krzta si w swoim
gabinecie. Nie spieszyo mu si na Ziemi do swoich wyznawcw.
- Ciekawe, czy Beleth ucieszy si na nasz widok - mrukn Piotru.
Nadal boczy si na to, e musielimy go uwolni. Liczyam, e uda nam
si okra Moroniego i nie bdziemy musieli tego robi. Baam si, e moja
decyzja o powrocie na Ziemi nie bdzie ju taka niezomna, gdy spotkam
przystojnego diaba.
W kocu wiato w gabinecie zgaso. ledzony przez nas anio wyszed na
taras, rozpostar skrzyda i odlecia w ciemn noc, zostawiajc otwarte na ocie
drzwi na taras.
Kochaam t ufno mieszkacw Niebios.
Co prawda, kto tak podstpny jak Moroni nie powinien raczej wierzy w
prawo innych obywateli i mieszkacw Arkadii. W kocu istniao pewne
prawdopodobiestwo, e trafi si kto tak cwany i zdeprawowany jak on.
- Idziemy - szepnam.
Szybko woyam buty. Wybieglimy zza ska i ruszylimy w stron
domu. Piotrek rozglda si czujnie, ale nikogo nie byo wida. Dom sta na
uboczu. Nie musielimy przejmowa si ciekawskimi spojrzeniami ssiadw.
Przeskoczyam przez barierk rozlegego tarasu. W domu panowa mrok.
Niczego nie syszaam poza szumem fal. Uyam mocy, tworzc w doni kul
przygaszonego wiata.
Piotrek otworzy szaf. Jej wntrze wygldao tak, jak je zapamitalimy.
Z t rnic, e bezcenny rkopis schowany by teraz w grubej tubie z
karbowanego plastiku. Zdjam zakrtk. By tam. Anio widocznie ba si, e
moe si rozsypa, zanim odczyta go w asycie wszystkich przedmiotw.
To by byo dopiero ironiczne zakoczenie caej historii.
- Tak po prostuje zabierzemy? - zapyta Piotrek.
- Nie wiem - przygryzam warg.
Gdybymy je ukradli, to za szybko by si zorientowa, e co jest nie tak.
- Moe zrobimy dla niepoznaki kopie? - zapytaam.
- A czy kopie bd dziaa? - Piotrek mia wtpliwoci. - Przecie klucze,
ktre skopiowaa, dziaaj, wic moliwe, e i przedmioty, ktre zostawimy
Moroniemu, bd dziaa.
Mia racj. Kopistk niestety byam za dobr.
- Trudno - wzruszyam ramionami. - Wane, ebymy oryginay
przekazali Gabrielowi.

Po kolei wyjmowalimy z szafy przedmioty, a ja tworzyam ich


falsyfikaty. Byam ju bardzo zmczona. Na koniec zosta nam rkopis. Piotru
wyj go ostronie z ochronnej tuby.
Rozwinam go. Napisany by w jzyku, ktrego nie znaam, ale
rozumiaam. Kltwa wiey Babel ju mnie nie obejmowaa. Potrafiam odczyta
ten tekst.
To byo zaklcie.
A w kadym razie wywnioskowaam tak z pierwszej linijki, brzmicej
Zaklinam siy piekielne.... Oryginalne, nie...?
- Skopiuj go - popdzi mnie Piotrek.
Mia racj. Zbyt duo czasu spdzilimy w domu Moroniego. Mg
wrci lada moment.
Wziam chropowaty pergamin w obie donie. Wydawa si tak kruchy,
jakby mg rozpa si na najdrobniejsze kawaki.
Piotru skopiowa czarn tub. To byo proste, da sobie rad. Dopiero
uczy si korzysta ze swoich zdolnoci.
Skupiam si na rkopisie. Rdzawy, wytarty atrament nieczytelnego pisma
zabysn na chwil. Wyglda, jakby by zasch krwi. I prawdopodobnie ni
by. Obrzydlistwo.
Otworzyam oczy.
Nic si nie stao. Przede mn nadal znajdowa si nieskopiowany
dokument.
- Co jest...? - mruknam. Sprbowaam jeszcze raz.
Zamknam z caych si oczy. Czuam, jak moc pynie wzdu moich
ramion a do czubkw palcw. Uchyliam jedn powiek.
No nie!
Nic si nie dziao. Dokument nie dawa si skopiowa.
- Nie mog! - jknam. - Zupenie jakby by chroniony.
- Dokument tylko do odczytu? - zakpi Piotrek, jednak dobry humor
przeszed mu, gdy zda sobie spraw z tego, co to oznaczao. - To jak my go
skopiujemy? - zapyta.
- Nie wiem. Chyba musimy go po prostu zabra. Moe Moroni nie zajrzy
do tuby?
Byo to tak prawdopodobne jak nieg w czerwcu, ale nie mielimy
wyboru.
Piotrek wstawi pust tub do szafy i zamkn drzwiczki. Staralimy si
pooy wszystko tak, jak leao na pocztku. Byoby najlepiej, eby Moroni
pozosta w niewiadomoci jak dugo tylko si da.
Nocn cisz przerwa opot skrzyde. Anio wraca!
Nie moglimy wydosta si przez taras, bo prawdopodobnie tam by
wyldowa. Pobieglimy dugim korytarzem do salonu. Stopy w sandaach
lizgay mi si po biaej terakotowej pododze.

Kiedy mijaam kanap, nogi mi si rozjechay i wyldowaam na tyku,


bolenie tukc sobie ko ogonow. O cholera!
- Wiki! - Piotrek szarpniciem postawi mnie na nogi, a nastpnie tak
samo mocno pocign z powrotem na ziemi.
Moroni, pogwizdujc cicho, wszed do salonu, trzymajc lamp Gabriela.
Chyba nie mg si ni nacieszy. Min kanap, zapatrzony w krysztaowe
cacko, i rozsiad si w fotelu.
- Mj skarb - usyszelimy jego cichy, peen uwielbienia gos. - Moje
cudeko.
Zerknlimy na siebie z Piotrusiem. Gollum si znalaz...
- Pokaesz tatusiowi, jak wiecisz? - Moroni rozpywa si nad lamp.
Jasnobkitne wiato zalao pomieszczenie. Nas, przed jej blaskiem,
zasonia kanapa. Jak mielimy std uciec?
Mimo problemu z cichym oddaleniem poczuam dum. Wykonaam
doskona kopi! Nawet Moroni, lepo zapatrzony w lamp, nie dostrzeg, e to
nie by orygina. Dobra jestem!
- Ach - westchn anio, poraony wiatem. - Pikne.
Nie mielimy gdzie uciec. Piotrek wskaza na podog. Nie rozumiaam, o
co mu chodzio. W kocu pojam. Cie, jaki zostawiaa na ziemi kanapa, by
mniej wicej wielkoci drzwi. Chopak zerwa z szyi kluczyk i wsun go w
podog. Pod naszymi stopami powstay drzwi z winiowego drewna. Piotrek
sign do klamki. Gdy j przekrci, runiemy w d. Zapewne narobimy te
mnstwo haasu.
- Przygotuj si - powiedzia bezgonie.
Kiwnam gow na znak, e jestem gotowa.
Piotru przekrci klamk. Spadlimy w d. Zamachaam bezradnie
rkami, a potem uderzyam o podog, bolenie wykrcajc kostk. Usyszaam,
jak co chrupno. Piotrek mikko niczym kot zeskoczy obok mnie.
Szybko wycign rk i zatrzyma moc drzwi, zanim trzasny o cian.
W dziurze w suficie widzielimy bkitny sufit iskrzcy si wiatem. Uywajc
si piekielnych, Piotrek zamkn drzwi.
Zamek szczkn.
Zamarlimy, jednak nic si nie stao. Kontur framugi powoli zacz si
rozmywa. Po chwili jedynym ladem po drzwiach byy szybko znikajce zote
przebyski.
Nie mielimy oczywicie pewnoci, e Moroni niczego nie usysza i nie
zacz wanie szale po wasnym domu. My jednak bylimy bezpieczni. Przez
jaki czas.
Rozejrzaam si. Znajdowalimy si w moim domu w Los Diablos. Tutaj
anio nie mg przyj. Jego drzwi bez przepustki wygldajcej jak karta
magnetyczna nie mogyby si otworzy w Niszej Arkadii.

Poruszyam stop. Przeszed j ostry bl. wietnie. Zamaam co.


Objam nog w kostce i tchnam w ni moc. Poczuam, jak pod skr koci
wskakiway na waciwe miejsca.
- Miau - Behemot doskoczy do mnie i poliza moj twarz. Podrapaam go
za uchem.
- Wiki, nic ci nie jest? - Piotru zdj plecak i rzuci go na ziemi.
Gdy pomaga mi wsta, kotek zacz z zainteresowaniem obwchiwa
torb. Chyba poczu, e w rodku znajduj si ciekawe przedmioty. Od razu
znalaz szczelin w miejscu, w ktrym nie by dosunity suwak, i wepchn tam
swoj trjktn gwk.
- Behemot, zostaw - powiedziaam. - Tam s ze przedmioty do czarnej
magii.
Kotek wyj pyszczek. Zauwayam, e co przeuwa.
- On co zjad! - zawoaam spanikowana, apic zwierzaka.
Piotrek chwyci plecak i zacz wysypywa jego zawarto na dywan, ja
za przytrzymaam zwierzaka za gow. Si otworzyam mu szczki, ale
pomidzy nimi ju nic nie byo.
- Co zjade, gupku?! - jknam. - Moe ci zaszkodzi. Kotek wyrwa mi
si i zeskoczy na podog. Zacharcza.
On na pewno zaraz umrze! Oczami wyobrani widziaam mae
medaliony, ktre z pewnoci zdoaby przekn. Bez trudu mogyby zatka mu
przewd pokarmowy. Co robi? Co robi? - pomylaam.
Gdzie ja znajd w Piekle weterynarza?!
Kocurek pokiwa gwk i kichn dononie, a z noska poleciay mu iskry.
- Co zjad?! - krzyknam, chocia chyba zaczynaam si tego domyla.
Piotrek odwrci si do mnie zakopotany. W doni trzyma zielone
jabuszko. Odwrci je tak, ebym dostrzega lady zbw pupila.
- Nie wiem, od kiedy koty jedz jabka, ale twj wanie to zrobi powiedzia.
Spojrzelimy na zwierzaka. Zamacha ogonem i bez rozbiegu wskoczy na
prawie dwumetrow szaf, po czym wystawi ebek za jej krawd, podziwiajc
wysoko, ktr osign. Zamrucza zadowolony z siebie i rozoy si tam do
snu.
- Jabko chyba bdzie nadal dziaa, no nie? Brakuje tylko maego
kawaka - zapyta Piotrek, oceniajc odcisk szczk kota.
- Chyba tak - powiedziaam, patrzc z dezaprobat na diabolicznego
zwierzaka, a on, jak to tylko koty potrafi, cakowicie mnie zignorowa.
Wydawa si bardzo szczliwy ze zdobycia nowych zdolnoci.
- Wstrciuch - skarciam pupila.
- Dobra, zbierajmy si - powiedzia Piotrek. - Im szybciej bdziemy mie
za sob rozmow z Gabrielem, tym lepiej.

Kiwnam gow i dla pewnoci jeszcze raz sprawdziam zawarto


plecaka. Wyjam rkopis z zaklciem. Intrygowa mnie. Ciekawe, czy
naprawd dziaa?
I co to w ogle znaczy, e otwiera bramy Piekie? Tam przecie nie ma
bramy...
- Idziesz? - zapyta Piotrek.
Z alem odoyam dokument na miejsce. Korcio mnie, by przeczyta
cao, oj korcio.
Spojrzaam na mczyzn, ktremu kiedy oddaam serce. W czarnych
wosach byszczay drobinki piasku. By zmczony, ale umiechnity. Traktowa
to jako wielk przygod swojego ycia.
Spakowalimy wszystko i przygotowalimy si do wyjcia. Gabrielu,
oby by w swojej posiadoci. Nie bylimy przygotowani na to, co zastalimy w
Niebie...

Rozdzia 35
Drzwi powoli znikay za naszymi plecami. Przejcie stworzylimy w
cianie jednego z budynkw Edenii w pobliu wzgrza, na ktrym rezydowa
Gabriel. Nie wiedziaam, czy moemy dosta si bezporednio w poblie jego
domu. Moliwe, e cay teren by chroniony.
Ziewnam zmczona. Zaczynao wita. Rozejrzaam si dookoa.
Dziwne. Nie sdziam, e w Niebie jest tyle rannych ptaszkw.
By olbrzymi ruch, kompletnie nieadekwatny do pory dnia.
Min nas jaki zdyszany putto, wymachujc swoimi malekimi
skrzydekami. Wyranie gdzie si spieszy. ciska w doni ma zot trbk.
Cay czerwony na policzkach wyta si, eby dolecie jak najdalej. Inny
niebiaski pracownik, podtrzymujc woln rk biae majteczki, ktre zsuway
mu si z tustej pupy, przebiera nkami. W drugiej doni take dziery zot
trb.
Co tu si dziao?
Zerknlimy po sobie z Piotrkiem.
- Jaka parada? - zapyta. - Albo wito?
- Nie mam pojcia - poczuam si nieswojo.
W oglnym rozgardiaszu jeszcze nie zostalimy przez nikogo zauwaeni.
Dziesitki maych putt biego w rne strony. Wszyscy byli wyranie czym
zdenerwowani.
Nigdzie nie dostrzegam te adnych mieszkacw Niebios. Owszem,
pora bya nieludzka, niemniej wobec takiego zamieszania spodziewaabym si
obecnoci ludzi. Ich jednak nie byo.
To wszystko robio si coraz dziwniejsze.
W domu, przez ktrego cian wanie przeszlimy, wszystkie zasony i
okiennice byy szczelnie zasunite i zamknite. Podobnie byo w kolejnym
domu. I w jeszcze jednym. I jeszcze jednym. Niebiaskie drzwi nie miay
zamkw, byam jednak pewna, e zastawiono je co najmniej krzesami.
- Nie podoba mi si to - szepnam do Piotrusia.
Ponad nami growao wzgrze, na ktrym mieszka Gabriel. Bylimy
bardzo blisko. Wystarczyo wej na ciek, ktra zaczynaa si tu przed
nami, a doprowadziaby nas na sam szczyt. Na razie nawet nie drgnlimy,
zaskoczeni tym, co zastalimy. Zaganiani mali pracownicy Niebios take nie
zwrcili na nas uwagi.
- Chod - Piotrek wzi mnie za rk. - Nie bdziemy przecie tutaj tak
sta. Zapytajmy kogo, co si stao.
Wyszlimy z cienia na rodek ulicy. Akurat obok nas bieg may
szczerbaty putto.
- Przepraszam, czy co si stao? - zapytaam uprzejmie.

Czowieczek wyhamowa gwatownie, wbijajc pity w podoe. Spojrza


na nas nieprzytomnie. Zdenerwowany ciska kurczowo zot prost trbk.
- Och, wacajcie natychmiast do domw - wysepleni przeraony. - Stao
si co badzo stasznego. To tagedia! Tagedia!
- Ale co si stao? - Piotru zapa putta za rami i potrzsn nim lekko,
eby zwrci na nas jego rozbiegane spojrzenie.
- Gabiel zosta okadziony! - pisn czowieczek. - Dwoje mietelnikw,
chopak i dziewczyna, ukadli jego lamp! Lamp Gabiela. To katastofa!
Wszystkie siy niebiaskie zostay skieowane na poszukiwania. Musicie
zamkn si w domu i czeka na infomacje. Oni mog by niebezpieczni! To
mietelnicy posiadajcy moce piekielne.
Mimowolnie cofnlimy si z Piotrusiem. O cholera jasna... spokojna
rozmowa z Gabrielem chyba nie wchodzia w gr.
- Chyba si wkurzy - szepnam do Piotrka.
- Mog by badzo, ale to badzo niebezpieczni - kontynuowa putto. Wszyscy mieszkacy musz pozosta podczas obawy w domach.
Zamknici!
Ostatnie sowo wykrzycza niemiosiernie. Kilka innych putt odwrcio
si w nasz stron.
- Pamitajcie. To chopak i dziewczyna uzbojeni w moce piekielne.
Schowajcie si - poradzi nam.
Dyszc ciko i charczc, jakby mia wanie dosta ataku astmy,
podlecia do nas i swego kolegi kolejny pracownik Arkadii. Z ulg opad na
ziemi i spojrza na nas podejrzliwie.
- A wy to kto? - zapyta, mruc jedno oko.
Mia dugie krzaczaste wsy opadajce na wargi. Nie wiem dlaczego, ale
zarost mia w kolorze czarnym, a loki na czubku gowy byy blond. Czyby to
by ich obowizek zawodowy posiada czupryn a la barokowy cherubinek?
- Chcielimy porozmawia z Gabrielem - powiedzia, wac sowa,
Piotrek.
- Aha - mrukn putto, jednak nadal przyglda si nam podejrzliwie. Dzisiaj nie ma audiencji. Musz pastwo poczeka, a caa ta sprawa si
wyjani. Na razie proponuj, bycie udali si do swojego domu i na przykad
napili uspokajajcej herbaty. Wszyscy jestemy bardzo zdenerwowani.
- Rozumiemy - odparam. - Ju idziemy.
Cofnam si, wpadajc na Piotrusia. Zawarto naszego plecaka
brzdkna dononie. Pracownik przesta rozglda si trwoliwie na boki.
Wysun doln szczk. Jego twarde spojrzenie znowu si na nas zatrzymao.
- Co niesiecie? - zapyta nieufnie.
- Nic takiego - Piotru machn rk. - Kilka drobiazgw.
Seplenicy putto podskoczy zdenerwowany. Z wraenia upuci zot
trb. Schyli si po ni, przez co majtki zsuny mu si z pupy. Bysn
poladkami.

- Antonio! - warkn na niego ten bardziej zdecydowany. - Zachowuj si


przy ludziach. Nie wypada tak.
Przestraszony ciska trbk i majtki. Zacz si gwatownie poci. Wbi
przeraone spojrzenie w nasz plecak. Zerknlimy po sobie z Piotrusiem. To
chyba by dobry moment na to, eby ucieka.
- To oni. To ci mietelnicy! - szepn.
Drugi putto spojrza na nas ostro, doda dwa do dwch i zad dononie w
trbk. Nagle twarze wszystkich otaczajcych nas pracownikw odwrciy si w
nasz stron. Wystarczya tylko chwila, by ich trbki rozbrzmiay
kakofonicznie.
Wszystkie naraz.
Teraz zdecydowanie naleaoby ju ucieka.
Piotru szarpn mnie za rk i pocign w stron gwnej ulicy. Putta
rzuciy si za nami w pogo. Cae szczcie, miay krtkie nki i sabe
skrzydeka, e ju nie wspomn o kiepskiej kondycji.
Bieglimy coraz szybciej, nabierajc rozpdu wraz z pokonywaniem w
d maego wzniesienia. Miaam wraenie, e nogi same mnie nios. A raczej
powoli omdlewaj i przestaj nie. Jeszcze chwila, a przestan nada za
Piotrkiem i wywal si na twarz.
Jaki bohaterski putto uczepi si plecaka. Piotrusiem szarpno do tyu. O
mao si nie wywrci. Szczliwa ze spowolnienia ucieczki, spojrzaam szybko
na plecak.
Nie wiem, jakim cudem, ale may putto trzyma si go rkami i nogami.
Mia chyba przeciwstawne paluchy...
Wycignam rk i trzasnam go z caej siy pici.
Koci palcw, ktrych nazw nawet nie znam, zaprotestoway po spotkaniu
si z wyjtkowo tward gwk niebiaskiego pracownika. Zaskoczony putto
wywin oczy na drug stron i odpad od plecaka.
Niebiaski pocig d za naszymi plecami w trbki. Firanki dray w
oknach domw, ktre mijalimy. Miaam wraenie, e wszyscy uwanie
ogldali t gonitw.
Wbieglimy na may okrgy plac. Porodku sta zamknity kram z
owocami. Nie zdoaam go omin. Piotrek si zatrzyma, jednak ja w penym
pdzie wpakowaam si midzy zielone jabka.
Nie lubi jabek. Same z nimi kopoty. Przysigam, e ju nigdy adnego
nie tkn.
Owoce rozsypay si po caym placu.
- AHA! - kto nad nami zawoa z triumfem. - Mam was! Tu ponad
naszymi gowami, mcc ciko biaymi skrzydami, wisia w powietrzu nie
kto inny jak Muriel.
By to anio, ktrego szczerze nie znosiam. Znalimy si jeszcze z
czasw, kiedy byam diablic i pracowaam dla Lucyfera. Mielimy

przyjemno, a raczej nieprzyjemno przeprowadzi kilka targw o dusze


miertelnikw.
Muriel odnosi si wtedy do mnie z wyszoci i pogard. Chyba gwnie
wkurzao go, e w Piekle maj dziewczyny, a Niebo jeszcze nie dojrzao do tego
odwanego posunicia.
Albo po prostu z wrodzonego narcyzmu uwaa, e jestem kim gorszym
od niego.
Do tej pory jeszcze nie spotkaam go na ulicach Edenii. Nie wiem
dlaczego. Moe by tak zawalony prac podczas targw, e nie mia czasu na
spacery? Albo mieszka w innym rejonie Nieba, lub po prostu stara si jak
mg, eby tylko mnie nie spotka.
Wisia teraz nad nami w powietrzu i macha znacznie dusz wersj
trbki, w ktr byy zaopatrzone wszystkie putta. To bya chyba prawdziwa
anielska trba. Taka alarmowa.
- Mam was! - zamia si. - Wiedziaem, e bd jeszcze z tob kopoty.
Piotrek obejrza si niecierpliwie przez rami. Zastpy maych putt
zbliay si coraz szybciej.
- A ty kto? - Piotru zapyta anioa.
Przez to jedno malutkie pytanie omal nie wypuci trby.
- Jam jest Muriel! Czerwcowy anio! Wierny suga Boga!
- I waciciel trby jerychoskiej - warknam. - Wiemy.
Anio zamacha gniewnie skrzydami.
- To nie jest trba jerychoska! To jedna z siedmiu trb Apokalipsy. Po
zamaniu siedmiu pieczci zabrzmi dwik siedmiu trb. Potem zostanie
zrodzony potomek dziewicy i rozpocznie si walka ze zem! Siy anielskie
spotkaj si z piekielnymi!
Nie miaam czasu na czcze gadki z tym pozerem. Musielimy ucieka.
Muriel by za gupi, eby nas zapa. Zawsze jednak istniao
prawdopodobiestwo, e zaraz pojawi si jaki normalniejszy anio, ktry
bdzie wiedzia, co robi z zatrzymanymi. Nie zamierzaam wpakowa si do
anielskiego wizienia.
- To moe lepiej w ni nie trb. Jest ju za duo samotnych matek prychnam.
Piotrek szybko oceni szanse naszej ucieczki. Wskaza na pust ulic.
Musielimy tylko tam pobiec i stworzy na jednym z budynkw drzwi. Tylko
dokd mielimy uciec? Do Pieka? Lucyfer na pewno ju zosta poinformowany
o naszym przewinieniu. Od razu wydaby nas Gabrielowi.
Zostawao nam schronienie si na Ziemi lub... u Moroniego. On bdzie
nas chroni. W kocu wsppracujemy.
Rozwcieczony Muriel wyldowa na Ziemi i ruszy w nasz stron.
Niestety nie spojrza na ziemi. Stan na jabku, ktre usuno mu si spod
stopy. Ze zdziwieniem malujcym si na jego urodziwej twarzy wyldowa
ciko na tyku.

W tej chwili usyszelimy przeraliwie niski dwik. Szybko zaguszy on


alarm, na ktry trbiy wszystkie putta z okolicy. Szyby w oknach zadray
wprawione w wibracje. Miaam wraenie, e wntrznoci wywiny mi w
brzuchu szalonego fikoka.
Zatkalimy uszy, nie mogc znie tego dwiku. Przenika do gbi,
wwierca si w myli, zatrzymywa oddech w piersiach.
Podniosam gow do gry. Wysoko na niebie zobaczyam sylwetki
aniow krcych tu pod chmurami. Jeden z nich d w dug zot trb.
- ZODZIEJE!!! - nad Edeni podnis si donony okrzyk.
Zamrugaam ze zdziwieniem. Znaam ten gos. Nie nalea do Gabriela.
Na tle wschodzcego soca barwicego nieboskon na rowo unosi si jeden
z pomniejszych aniow.
Czarnoskrzydy Moroni.
To on d wczeniej w trb anielsk, a teraz krzycza:
- MJ DOM TAKE OKRADLI. ZABRALI MI PAMITK
RODZINN. STARY RKOPIS!
O, ty cholero! Pamitek rodzinnych ci si zachciao! Piotr cisn moj
rk.
- Zapi nas! - pisnam nie na arty przestraszona.
Nasz jedyny sojusznik wanie odwrci si do nas plecami. Najwyraniej
nie tylko lamp oglda w zaciszu swojego domu tej nocy. Chyba nie udaa mu
si inkantacja...
Jego blada twarz wykrzywiona bya w grymasie dzikiej wciekoci.
Szybko lecia w nasz stron, wbijajc spojrzenie w plecak Piotrusia.
Nie miaam zielonego pojcia, dokd moglibymy uciec.
Piotrek szarpniciem zerwa sobie z szyi kluczyk i wcisn go w kostk,
ktr bya wybrukowana ulica. Pod nami zaczy formowa si drzwi.
- Stjcie! - Muriel zapa mnie za rami.
Nie zauwayam, kiedy znalaz si tak blisko mnie.
- Puszczaj! - pchnam w niego moc.
Anioa odrzucio ode mnie. Szarpn mnie za rk, pozostawiajc na niej
krwiste lady swoich paznokci. Muriel uderzy ciko o znajdujcy si
kilkanacie metrw od nas budynek. Osun si na ziemi z jkniciem.
W tej chwili Piotru bez ostrzeenia szarpn za klamk. Drzwi otworzyy
si, a my runlimy w d.
Na szczcie po drugiej stronie znajdowaa si polanka z do mikk,
przeronit traw. Upadek nie by wic a tak bolesny. Mimo to jknam, gdy
uderzenie wypchno mi cae powietrze z puc. Piotrek zatrzasn drzwi. Zaczy
znika, uniemoliwiajc kontynuacj pocigu t drog.
- Gdzie jestemy? - zapytaam.
W oddali sycha byo dwiki maych trb putt. Nikt nie odway si
wicej zad w trb anielsk odpowiedzialn za Apokalips witego Jana. A
w kadym razie tak wywnioskowaam ze sw Muriela.

Znajdowalimy si tu przed szar bry Anielskiego Centrum


Dowodzenia, na skraju miasta, a wic z dala od zamieszania zwizanego z
naszym pocigiem.
Ciekawe, jak szybko odkryj, gdzie jestemy?
- Co tu robimy? - zapytaam.
- Mam pomys, jak odwrci ich uwag - Piotrek szybko podnis si na
nogi i pomg mi wsta.
Pobieglimy do budynku. Drzwi byy otwarte tak jak poprzednio. Surowy,
niewykoczony budynek w ogle si nie zmieni od mojej poprzedniej wizyty.
Stanlimy w duym przedsionku.
- Opowiadaa mi, e tu mona manipulowa pogod - powiedzia
Piotrek, patrzc na zamknite drzwi. - Tam?
- Tak, ale suchaj, co ty chcesz zrobi? To panel sterowania ca Ziemi.
Na dodatek pilnuj go dwa anioy.
- Jeste pewna, e pilnuj? Moe te bior udzia w obawie?
Szczerze mwic, Zafkiel nie wyglda mi na osobnika, ktry miaby
ochot bra udzia w nagonce na miertelnikw. Z ca pewnoci wolaby
zosta na swoim stanowisku pracy i podziwia wykresy.
Co innego Ariel. On prawdopodobnie podjby si wszystkiego, byleby tu
nie siedzie.
- Co chcesz zrobi? - jeszcze raz zapytaam.
- Narobimy zamieszania na Ziemi. Anioy pjd tam naprawia szkody, a
my tymczasem zaatwimy wszystkie sprawy w Niebie.
Brzmiao cakiem rozsdnie.
Machnam doni i stworzyam nam na szyjach mae zote medaliki.
arwka zostaa ju wymieniona. Poprzedni zniszczy Azazel swoim
krucyfiksem. Drzwi zabysy na zielono. Szarpnam za klamk. Wolaam nie
puka. Kto wie? Moe po kontroli bd otwarte?
Istniao spore prawdopodobiestwo, e pukanie byo tylko oznak
niebiaskiej kurtuazji.
- Cicho - ostrzegam Piotrusia i otworzyam drzwi. Moje podejrzenia
okazay si na szczcie suszne.
Weszlimy powoli do rodka.
W starym wytartym fotelu drzema Zafkiel. Okulary przekrzywiy mu si
na nosie, a z kucyka wymskno si kilka wosw. Najwyraniej nawet on
musia kiedy spa.
Ariel zerkn na nas znad harfy, na ktrej pobrzkiwa jak smtn
melodi.
A niech to! Wszyscy byli na stanowiskach. Kto wie? Moe nawet nie
syszeli o tym, e bylimy poszukiwani, podczas ledzenia losw Ziemi?
- Cze - szepnam do Ariela. - Chciaam pokaza mojemu chopakowi
kilka guzikw. Pamitasz mnie? Byam ju tu.

Anio wzruszy ramionami, nawet na chwil nie przestajc gra. Nic go


nie obchodzio.
- Spoko - mrukn.
- To mog? - upewniam si, podchodzc na palcach do panelu
sterowania.
Piotrek usiowa ogarn wzrokiem niezliczon liczb przyciskw.
Ariel spojrza na swojego chrapicego szefa i upewniwszy si, e ten
nadal pi snem sprawiedliwego, pokiwa gow, jakby wanie si w czym
utwierdzi.
Zerkn na harf.
Potem na Zafkiela.
Na harf.
I na Zafkiela.
Harfa.
Zafkiel.
W kocu odwrci si do nas.
- Trzsienia ziemi to te fioletowe guziki, huragany s biae, susze
szarote, poary lasw rdzawe, a powodzie granatowe. Obok nich macie
nazwy regionw i krain geograficznych, gdzie wystpi - wyjani. - Jeli
chcielibycie co bardziej tradycyjnego, to te mae, kwadratowe, ponumerowane
pstryczki to kolejno: zamiana Nilu w krew, aby, komary, muchy, pomr byda,
wrzody, grad, szaracza, ciemno i mier pierworodnych.
Piotrek si skrzywi. Moe niekoniecznie mielimy ochot zafundowa
planecie dziesi plag egipskich, eby atwiej nam si uciekao. Chocia sdz,
e narobilibymy wtedy duo zamieszania.
- Tylko nie wciskajcie guzika wielkieeego kataklizmu. Bo byaby lipa doda.
- Nie ma sprawy - podeszam do konsoli.
Piotru zapyta mnie:
- A co robi guzik wielkiego kataklizmu?
- Wielkieeego kataklizmu - poprawiam go odruchowo. - Jak Azazel go
kiedy przypadkiem wcisn, to wyginy dinozaury. Taki reset planety.
- To moe go nie wciskajmy - zgodzi si Piotrek. - Huragan w Nowym
Orleanie, powd w Polsce i Australii, trzsienie ziemi w Turcji i Japonii,
wybuch wulkanu w Kalifornii, poary torfowisk w Rosji? Czy wybieramy co
niestandardowego?
Westchnam. Wolaabym, eby nikt nie zgin podczas naszych
manipulacji. Nie chciaam mie czyjego ycia na sumieniu.
- A moe susze? - zapytaam. - Z ich powodu moe nikt nie umrze?
- Z pragnienia - sprostowa Piotrek.
Ariel wykona solwk na harfie.
- Anioy wszystko szybko ogarn. Nikt nie zginie - skwitowa.

W takim razie nie ma problemu. Pochylilimy si z Piotrusiem i kade z


nas uderzyo kilka razy otwart doni w jakiekolwiek przyciski. Szykowaa si
powd w Etiopii, susza w Brazylii, poar lasw w Finlandii, trzsienie ziemi w
Kanadzie i wiele innych ciekawych i rwnie nieprawdopodobnych sytuacji.
Wszystkie wcinite przez nas guziki zapony jasnym wiatem, a w
pomieszczeniu zacza miga czerwona lampka i wczy si sygna
ostrzegawczy.
Zafkiel podskoczy w fotelu.
- Co si dzieje? Co si dzieje? - zacz panikowa. Wymknlimy si z
pomieszczenia.
- Obezwadnili mnie - dobieg nas spokojny gos Ariela. Jego solwka na
harf ani na moment nie ucicha.
- CO??? - rykn Zafkiel. - ZWALNIAM CI!!!
Wybieglimy przed budynek. Nasz cel, tak samo jak cel Ariela, zosta
osignity. Teraz musielimy ucieka. Tylko patrze, a pojawi si tutaj
wszystkie anioy z okolicy.
- Co teraz robimy? - zapytaam, pewna, e Piotrek ma jaki dobry plan.
- Szczerze mwic, nie mam zielonego pojcia - owiadczy. - Ale
przynajmniej zyskalimy troch czasu. Anielskie zastpy zajm si baaganem
na Ziemi, a nie nami.
Co my moglimy teraz zrobi? Co? U Gabriela bylimy ju spaleni.
Lucek moe nie chcie nas sucha. Znikd pomocy. Moemy si na jaki czas
ukry w innym wymiarze mierci, ale przecie nie wypada siedzie jej na
gowie w tak zwanym mieszkaniu. Miaa w sumie tylko jeden pokj...
Nie miaam pomysu, jak wykaraska si z tych kopotw.
- Chyba musimy kogo poprosi o pomoc - westchn Piotru.
- Ale kogo? - zaczam si zastanawia.
Kto mgby, a raczej kto chciaby nam pomc?
Piotrek wsun klucz diaba w cian betonowego bunkra.
- Dokd idziemy? - zapytaam z ulg, e przynajmniej on wie, co robi.
- Jest tylko jedno miejsce, gdzie kto nam pomoe w zamian za drobn
przysug. Anielskie wizienie...
Ulga, ktrej przed chwil doznaam, znikna.

Rozdzia 36
Anielskie wizienie znajdowao si pod miastem, cakowicie na uboczu,
w otoczeniu poszarpanych wzgrz i kotlin. Z dala od mieszkacw, ktrych ten
widok mgby niepotrzebnie zdenerwowa lub zmartwi.
Wizerunek Arkadii musia pozosta nieskalany. Nie mogli sobie pozwoli
na z reklam.
Budynek wizienia odrobin przypomina Administracj. Na pewno nie
mia nic wsplnego z bunkrem sucym za Anielskie Centrum Dowodzenia.
Wbrew pozorom by cakiem adny. Czerwona pagoda opadaa do ziemi.
Powykrcane rynny przedstawiay smoki albo we. ciany oboone byy
czarnym granitem. Budynek byby cakiem gustowny, gdyby nie jeden drobny
szczeg.
We wszystkich wysokich oknach, przez ktre wida byo wiszce we
wntrzu biae firanki, znajdoway si zote kraty.
Cikie metalowe drzwi wejciowe przypominay zamkowe wrota obite
grubymi gwodmi. Nie byo w nich klamek, a jedynie olbrzymie koatki, ktre
metalowe lwy trzymay w swych szczkach. Porodku, przedzielony na p
szczelin wrt, znajdowa si jeszcze jeden pysk olbrzymiego kota,
wyszczerzonego w gronym ryku.
Obeszlimy budynek dookoa. Nigdzie nikogo nie byo wida. Zupenie
opustoszay teren.
- Jak my wejdziemy do rodka? - zaspi si Piotrek.
- Chyba trzeba zastuka - stanam naprzeciwko drzwi.
Ledwo dosigaam do koatki.
- A co zrobimy, gdy kto nam otworzy? Przecie jaki anio mia
pilnowa wizienia. Nie powiemy mu przecie: Dzie dobry, chcemy uwolni
jednego winia. Moemy? - marudzi chopak.
Jego plan ju nie wydawa mu si taki wspaniay.
- Nie wiem... - westchnam ciko. - Moe zosta oddelegowany do
szukania nas po caej Arkadii?
- Zafkiel i Ariel nie zostali oddelegowani - zauway Piotrek.
- Bo Zafkiel to fanatyk - czuam, e trac cierpliwo.
- Raz kozie mier. - Wycign si do koatki i trzy razy uderzy ni o
metal.
- Jeszcze cztery razy - upomniaam go. - W Niebie puka si siedem razy.
Mamroczc co pod nosem, speni moj prob. Lekko przerdzewiay
metal ciko chodzi pomidzy zbami bestii. Musia si odrobin zmczy.
Po naszych uderzeniach zapanowaa cisza. Nie usyszelimy w rodku
adnych krokw. Jedynie zgrzyt elaza.
Dochodzi od drzwi.
Czyby kto przekrci klucz w zamku?

Caym ciaem naparam na drzwi, usiujc je otworzy. Ani drgny.


- Jeszcze jam was nie wpuci - odezwa si nad nami gboki, zgrzytliwy
gos. - Musicie okaza si tego godni.
Odskoczyam z krzykiem. Piotrek te si cofn, ale nie krzykn. Za to
mj pisk ponis si daleko ponad wzgrzami.
Rozgldnam si dookoa. Skd dobiega ten gos?
W drzwiach znowu co zachrupao. Spojrzelimy na nie. Metalowe gaki
oczne poruszyy si pod metalowymi powiekami lwa znajdujcego si pomidzy
koatkami. Zupenie jakby spojrzay na mnie, a potem na Piotrusia.
- Kim jeste? - wydukaam.
- Jam jest drzwiami - odpar powanym gosem eb.
- Drzwiami wizienia? - Piotru si woli powstrzyma si od umiechu na
myl o tym szalenie wanym stanowisku.
- Tak. Jam jest drzwiami.
Metalowy eb wyrasta wprost z wrt. Zastanowio mnie, czy w rodku
jest dalsza cz jego potnego cielska.
Czyby kolejny zwariowany anio taki jak Forneus? Z tym wyjtkiem, e
zamiast przebywa pod postaci potwora morskiego podoba sobie drzwi?
Niebiaskie istoty naprawd byy dziwne
- Jeste anioem? - zapytaam.
- Nie. Jam jest drzwiami - powtrzy z godnoci.
Czyli wychodzi na to, e jeszcze gdzie pata sie jaki anio ktrego
bdziemy musieli jako obej.
- A jeste stranikiem wizienia? - wolaam sie upewni.
Moe Moroni nie by doinformowany? Moe poza lwem nie byo innej
ochrony. Sam budynek i drzwi wyglday na do solidne.
- Nie. Jam jest drzwiami.
- A czy w rodku jest jaki anio, ktry pilnuje tego wizienia? - chcia
wiedzie Piotrek
- Nie wiem. Jam jest drzwiami.
- Taki wysoki, z czarnymi wosami uoonymi w irokeza. Cakiem
przystojny - usiowaam go naprowadzi. - Na pewno zauwaye. Musiae go
wpuci.
- Jam jest drzwiami. W rodku duo istot. Nie znam ich.
Miaam podejrzane wraenie, e nie bdzie chcia wpuci nas do rodka.
Traktowa swoj prac bardzo powanie. Spojrzelimy po sobie Piotrkiem co
robi? Nagle Piotru pad na pewien pomys.
- To chyba nudne by drzwiami, co? - powiedzia skrzywiony.
- Nie. Ja lubi by drzwiami.
- Ale nie nudzisz si? - koniecznie chcia wiedzie Piotrek.
- Bycie drzwiami jest bardzo zajmujce - gos lwa podnis si odrobin
w gr.
- Ale tylko si otwierasz i zamykasz - zauwayam.

- Ja lubi by drzwiami.
- A dugo nimi jeste? - spytaam.
Lew otworzy szeroko paszcz i zawarcza gono.
- Jam jest tylko drzwiami. Wchodzicie, czy nie?!
Umiechnlimy si z Piotrkiem. Chyba okazalimy si godni, a on
naprawd lubi by drzwiami.
- Wchodzimy - odparlimy zgodnie.
- To wchodcie - warkn.
Drzwi zaczy si uchyla. Musielimy si cofn, poniewa otwieray si
na zewntrz. W rodku znajdowa si dugi korytarz z celami o dugich
srebrnych kratach. Porodku lea czerwony dywan ze zotymi frdzlami. Na
cianach obitych purpurow tapet wisiay pozacane kandelabry. Wosk kapa
duymi kroplami na podog.
Przeszlimy przez wrota.
Drzwi powoli si za nami zawary. Zostalimy zamknici w rodku.
Ciekawe, czy lew nas potem wypuci?
Korytarz prowadzi do wysokich schodw. Budynek mia kilka piter.
Powoli zaczlimy i przed siebie, zagldajc po kolei do cel. Wikszo
z nich bya pusta, jednak kilka miao swoich lokatorw.
Minlimy zapijaczonego putta. Spojrza na nas czerwonymi od alkoholu
oczami i zapa si kurczowo krat.
- Wypucie mnie! - zawoa. - Obiecuj, e ju nie bd pi. Nie bd.
Tylko troszk. Czasami. Wiecie, jak trafi si okazja. Ale przez wikszo czasu
bd trzewy.
Minlimy go szybko. Putto zacz co piewa, czkajc co chwila.
- Och, moja butelko... ik... czemu taka pusta... ik... och, moja pereko...
ik... chc ci wsadzi w usta... ik!
- Zamknij si, miernoto! - wrzasn z koca korytarza dobrze znany mi
gos. - Ni krzty poezji, tylko same zberezestwa.
Azazel. A gdzie by on...
- Ta pijacka morda znowu zaczyna... - warkn jego kompan.
A gdzie by on, by te Beleth.
Po cichu ruszylimy szybko korytarzem.
Mijalimy cele. W jednej z nich dostrzegam nieznanego mi anioa z
poow twarzy spalon rcym kwasem. Przewierci nas spojrzeniem jedynego,
bkitnego oka. W kolejnej znajdowa si zoty golem zwinity w pozycji
embrionalnej na pododze.
Poza nimi nie dostrzeglimy nikogo. Drzwi si myliy. Wcale nie byo tu
zbyt wielu istot. No, chyba e wysze pitra byy bardziej zatoczone.
Wntrza cel nie przypominay tych piekielnych. W rodku byy
kompleksowo wyposaone. Miay ka z pociel i mikkimi materacami oraz
poduszkami. Dywany na podogach, lustra na cianach, krzesa. W oknach

wisiay firanki i aksamitne zasony. W Niszej Arkadii wizie mg liczy


tylko na wilgotny pokj z metalow prycz.
Stanlimy naprzeciwko celi Beletha, wczeniej mijajc Azazela.
Podstpny diabe rozdziawi usta na nasz widok i podbieg do krat. Przeszlimy
obok niego bez sowa.
Beleth lea na ku z rkami pod gow. Wpatrywa si w baldachim.
Wczeniej narzeka na pijaka z celi obok, ale teraz porusza stop w takt
muzyki.
- To... to... - wyjka Azazel i wycign do nas rce przez kraty. Niemoliwe... Chcecie nas uwolni?
- Uwolni? - zdziwi si Beleth, nadal nas nie zauwaajc. - Azazel, co ty
pieprzysz? Cakiem na rozum ci pado w tym wizieniu?
Odwrci si w nasz stron i zamar. Wbi we mnie spojrzenie swoich
zotych oczu. Poczuam, jak mnie ono przewierca. Zerwa si z ka i, w jednej
chwili znalaz si przy kracie. Cofnam si, eby nie zdoa mnie dotkn.
- Wiktorio! Ty yjesz! - zawoa z nieopisan ulg. - Mylaem, e
utona!
- I utonabym, gdyby nie Piotrek. Ty mi nie pomoge...
- Wolaem si za tob nie rzuca - wyjani pospiesznie diabe. - W ten
sposb zdradzibym, e te bya nad jeziorem,
- Szlachetne z twojej strony - prychnam. - Pozwoli mi umrze zamiast
zdradzi.
- Gdyby umara, to i tak trafiaby do wiata pozagrobowego. Nie
miaem nic do stracenia - mrugn do mnie.
- W przeciwiestwie do mnie...
- Przesadzasz. Przecie mier wcale nie jest czym strasznym. To po
prostu przejaw skrajnego niedoboru zdrowia. Poza tym jeste zbyt zyta z
Ziemi. Nie rozumiem tego przywizania. Zreszt nie wpadaby do wody,
gdyby nie stana na dce. Nawiasem mwic, to ty zafundowaa nam atak
Forneusa - usiowa si broni, zwalajc win na mnie.
- Jeste paskudny. Jak ty moesz spa w nocy? - zapytaam zirytowana.
- A bardzo dobrze. Dzikuj za trosk - umiechn si czarujco, udajc,
e nie poj przytyku. - Chocia jest mi troch chodno. Przydaby mi si kto do
wsplnego ogrzania pocieli.
- Kup sobie poduszk elektryczn albo psa. On dodatkowo jeszcze ci
oblini - doradziam.
- Kochanie, twa obojtno amie mi serce - odpar rozbawionym tonem.
Piotrek podszed do spiralnych schodw i zerkn do gry. Wzruszy
ramionami, gdy na niego spojrzaam. Nigdzie nie byo wida pilnujcego anioa.
- Kto was pilnuje? - zapytaam Azazela.
- Dzisiaj nikt. Podobno co si wydarzyo w Arkadii i wszyscy musieli si
tam stawi. Ciekawe co to. Wiecie moe? - odpowiedzia.

Odetchnam z ulg. Po prostu std wyjdziemy, o ile drzwi nas


wypuszcz. Bez zbdnych kopotw. Wreszcie co szo po naszej myli.
- Wszyscy nas szukaj, bo okradlimy Gabriela z jego lampy owiecenia,
a wczeniej anioa Moroniego. Chcia zdoby wadz nad wiatem za pomoc
pewnych artefaktw, ktre poyczylimy, podstawiajc faszywki. Niestety
rkopisu z zaklciem nie udao nam si skopiowa, wic si zorientowa wyjani mu z kamienn twarz Piotrek. - Mieszkacy Nieba maj areszt
domowy, a wszyscy pracownicy lataj jak szaleni z trbami i nas szukaj.
- Zapomniae doda, e spowodowalimy prawdopodobnie ca seri
katastrof i klsk ywioowych na Ziemi, eby odwrci ich uwag - dodaam.
- Ach tak. Masz racj, kochanie. Panel sterowania w Anielskim Centrum
Dowodzenia wietnie si nam przyda.
Diaby stay, nie wiedzc, co maj powiedzie. Nawet anio z oszpecon
twarz gwizdn z uznaniem.
W kocu Azazel pocign nosem i wpatrzy si we mnie penym mioci
spojrzeniem.
- Moja krew - duma wrcz go rozpieraa.
Beleth patrzy na nas zdumiony.
- Ale jak to? - zapyta.
- A teraz zamierzamy ci uwolni - owiadczyam mu. Na moje sowa
zareagowa tylko Azazel:
- Jak to: ci? A co ze mn?
- Anio Moroni nie zleci nam uwolnienia ciebie i nie da nam klucza do
twojej celi - wyjani mu usunie Piotru. - Spiskowa z Belethem, wic
zaleao mu na uwolnieniu tylko i wycznie jego.
- CO?! - Azazel rykn i wycign rk w stron celi Beletha. Spiskowae z Poronionim Moronim przeciwko mnie?! Mnie?! Ty Brutusie
cholerny! Ty diable!
- Do usug. Chyba nie oczekiwae, e bd chcia zosta archanioem? achn si. - Przecie ten pomys by bezsensowny.
Azazel oddycha spazmatycznie. Zauwayam, e Piotrek umiecha si
zoliwie. Cieszyo go, e zdoa dokopa diabom. Mnie cieszyo, e to
wreszcie Azazel zosta wyrolowany. Mia okazj poczu na wasnej skrze, jak
to jest.
- Ale dziki mnie byby anioem - krzykn Azazel.
- A dziki Moroniemu bd praw rk boga. Nowego boga.
- Co...?
Postanowiam pospieszy z wyjanieniem.
- Moroni ubzdura sobie, e zostanie bogiem i zdobdzie wadz nad
wszystkimi zawiatami, kiedy tylko, uywajc dziewitnastu kluczy, otworzy
jakie wrota do Piekie.
Beleth westchn znuony, jakby sysza to ju miliard razy. Za to Azazel
pokiwa gow i jkn zawiedziony:

- Dlaczego znowu pierwszy wymyli co takiego? Czemu ja nigdy nie


mam takich pomysw?
- Bo jeste gupszy - podpowiedzia mu Beleth.
- Zamknij si, ty mijo wyhodowana na mojej piersi - pogrozi mu
pici.
Podeszam do Azazela.
- Naprawd Moroni moe to zrobi? - zapytaam zaniepokojona. Naprawd po odczytaniu zaklcia zdobdzie wadz nad wiatem?
- Tak... a wtedy wszyscy bdziemy si musieli mu kania... cholerny
wiat. Bycia bogiem mu si zachciao - wyglda, jakby mia si rozpaka. Bogiem. Hm... gdybym to ja by bogiem...
Przestaam zwraca na niego uwag. Piotrek wyj z plecaka elazny
klucz. Pasowa do zamka w kratach Beletha.
Przystojny diabe zmarszczy czoo i odsun si od wyjcia.
- Zaraz, zaraz. Co mi tutaj nie pasuje. Dlaczego mnie uwalniacie?
- Bo Moroni nam kaza - wyjani Piotrek.
- Ale Moroni podobno oskary was o kradzie. Sami tak powiedzielicie.
Czy to znaczy, e nadal z wami sympatyzuje?
Zerknlimy po sobie z Piotrusiem. Jakby mu to powiedzie...?
- Obecnie Moroni nas chyba nienawidzi. A uwalniamy ci dlatego, e nie
mamy pojcia, gdzie moglibymy si ukry. Poza tym musimy zdoby dwa
kolejne klucze, zanim zrobi to Moroni, a nie wiemy, gdzie znajduje si jeden z
nich. Pomoesz nam w tym.
- Chocia nie jestem pewien, czy musimy - wtrci niechtnie Piotrek. Bez inkantacji na manuskrypcie i tak nie wypowie zaklcia.
- Sdz, e moe zna je na pami. By do fanatyczny, jeli chodzi o te
przedmioty.
- Chwila! - Beleth przerwa nam nasz dyskusj. - Usiujecie mnie
wmanewrowa w oglnozawiatowy pocig za wasz dwjk i prb zdobycia
wadzy nad wiatem? Ja si w to nie bawi.
Odwrci si do nas plecami.
- A ja chc! Ja chc! - zajcza Azazel, machajc rk jak nadgorliwy
ucze. - Wypucie mnie! Ja chc zdoby wadz nad wiatem! Jak zostabym
bogiem, moglibycie by moimi pierwszymi witymi. Zaatwi wam jakie
cuda. Co tylko chcecie.
- Nie mamy klucza do twojej celi - zgasiam jego zapdy. - Skoro sam nie
zdoae sforsowa krat, to my te nie damy rady.
Przekrciam klucz w zamku od samotni Beletha i otworzyam na ocie
drzwi.
- Zapraszamy do naszego spisku - powiedziaam do niego. Posa mi przez
rami uraone spojrzenie.
- Niby dlaczego mam wam pomaga? Co ja z tego bd mia?
- Czyste sumienie - zakpiam.

Tak jak podejrzewaam, nie zachwycia go ta moliwo.


- Poza tym jeli razem z nami wystpisz przeciwko Moroniemu, to sdz,
e suby anielskie wybacz ci przebywanie nad Jeziorem Czasu i moe
zostaniesz anioem - kontynuowaam. - Zreszt jeli w ogle masz jakie
sumienie, to powiniene mi pomc. O ile pami mnie nie myli, to podobno
mnie kochasz. Co to ma by? Kolejna deklaracja bez pokrycia?
- Sucham? - Piotrek gwatownie odwrci si w moj stron.
Beleth wyd usta i podszed do mnie. Poczuam jego zapach. Powiew
morskiej bryzy i orientalnego kadzida. Zapach, ktry mia mnie uwie. Jego
zote, ciepe spojrzenie wwiercao si we mnie. Kusio, obiecywao. Zakrcio
mi si w gowie.
- A o ile mnie pami nie myli, to wybraa tego beznadziejnego
miertelnika - powiedzia.
- Wybraam. I chyba dobrze zrobiam, bo znowu mnie okamywae od
samego pocztku. Pom mi i sprbuj zdoby na nowo moje zaufanie zaproponowaam.
Piotrek przysun si do mnie.
- Chwila, bo ja si chyba pogubiem, kto tu komu co obiecuje. Wiki?
Zignorowalimy go z Belethem.
- Chcesz ze mn gra? - diabe umiechn si.
- Prbuj - mruknam za, e mnie przejrza.
- Wiesz, e moesz przegra? - zapyta.
Jego zote oczy byszczay ciepo. Nie zoliwie czy z pogard. One byy
pene cakiem innych uczu.
- Nie zamierzam - odparam hardo.
- Zgoda - diabe ucisn moj do. - Pomog wam. Chc zobaczy,
Wiktorio, w jaki sposb wygrasz ze mn, a raczej z sam sob. To moe by
bardzo interesujcy pojedynek.
Odwrciam si do Piotrka. Wpatrywa si pustym wzrokiem w podog,
jakby rozwaa moje sowa. Poczuam si winna. Wszystko si psuo.
- Czemu mnie nikt nie wypuci? - zajcza Azazel. - Ja bardzo chc
pomc.
- Bo ciebie nikt nie lubi - wyjaniam.
- Kurwa...
C, taka bya prawda. Nawet Kleopatra ju go nie lubia, a przecie tak
wiele ich czyo. Dzikie dze, na przykad.
- Musimy odnale jeszcze dwa przedmioty i bdziemy wtedy mieli cay
zestaw potrzebny do otwarcia bram Piekie - swoje sowa skierowaam do
Beletha, jednak to Azazel zapyta:
- Jakie przedmioty?
- Piercie Rybaka i ko niewinitka. O co chodzi z t koci, to nawet
Moroni nie wie. Bdziemy mie z tym najwikszy problem - zaspiam si.

- Nie mam pojcia, co to za ko - mrukn Beleth i przesun doni po


swoim czarnym irokezie.
Azazel zachichota.
- A ja wiem.

Rozdzia 37
- To znaczy, zakadam, e wiem - tumaczy si chwil pniej.
- Mormoni anioa jeszcze nie zdoali znale odpowiedzi, o jakie
niewinitko chodzi - powiedzia Piotrek - a ty twierdzisz, e tak po prostu
wiesz?
Podstpny diabe umiechn si i odgarn warkocz na plecy.
- W kocu jestem Azazel. Wiem rne rzeczy - wyjani.
- To mw szybko, jaka to ko? - ponagliam go.
Nie byam pewna, ile mamy czasu. W kadej chwili mg pojawi si z
powrotem anio pilnujcy wizienia. To nie byo bezpieczne miejsce na
pogaduszki.
- A co ja bd z tego mia?
Rce mi opady. Czy aden z nich nie zna sowa bezinteresowno?
- Czyste sumienie - mrukn zrezygnowany Piotrek.
- Ale ja mam najczystsze sumienie pod socem - achn si diabe.
Czyciutkie. Idealnie czarne. adnych plam na takim tle nie wida.
- To moe satysfakcj, e dziki tobie Moroni nie zdobdzie wadzy nad
wiatem? - zaproponowaam.
Azazel zamyli si.
- Taak. Chyba wam pomog - powiedzia.
Opar si o kraty. Na jego twarzy pojawi si przebiegy umiech.
- Ko niewinitka, powiadacie. Wyjanienie tej zagadki jest proste.
Osobicie poszukabym tej koci na Cmentarzu Niewinitek.
Cmentarz Niewinitek? Co to takiego? Pierwszy raz syszaam t nazw.
- Oczywicie adne niewinitka nigdy nie byy tam pochowane - machn
rk. - Jak ten cmentarz ma histori! Zacznijmy od tego, e powsta na miejscu
pogaskiej wityni, potem zwieli tam szcztki Ryszarda z Pontoise i zdarzay
si same cudy. Zawsze mnie zastanawiao, czy te cudy byy od Ryka, czy od
pogan...
- Azazel, daruj sobie te historyczne wstawki. Powiedz, gdzie jest ten
cmentarz - nakazaam. - Nie mamy czasu.
Prychn na mnie. Zawiodam jego oczekiwania. Nie byam suchaczem,
jakiego najwyraniej oczekiwa.
- Nie ma ju tego cmentarza. Zosta zlikwidowany bodaje w 1785 roku.
Dokadnie nie pamitam. rednio mnie to obchodzio.
- To po co nam o tym mwisz? - wycedziam.
- Chyba wiem, o co mu chodzi - wtrci Piotrek. - Wiem, gdzie s koci z
tego cmentarza.
Niewiarygodne. Wszyscy najwyraniej byli mdrzejsi i lepiej
poinformowani ode mnie. Skandal!
- Przenieli je do katakumb pod Paryem - dokoczy.

Katakumby. Syszaam o nich. Jaki czas temu gono byo w prasie o


francuskich studentach medycyny, ktrzy bezkarnie kradli stamtd czaszki i
inne koci potrzebne im do zaj anatomicznych. Nie rozumiaam tej lekko
odraajcej fascynacji ludzkimi szcztkami. W Paryu, tak jak w Warszawie, na
uczelni medycznej w obrbie jej murw z ca pewnoci mona byo
wypoyczy potrzebne pomoce naukowe.
Po co trzyma je w domu na parapecie? No ludzie...
Klasnam w donie.
- Czyli idziemy do katakumb! - powiedziaam zadowolona, e mam jaki
cel.
- Czekaj, czekaj - powstrzyma mnie Beleth. - Dlaczego ko niewinitka
ma by stamtd? Przecie cmentarz powsta na dugo, zanim kto zaintonowa
po raz pierwszy zaklcie Moroniego.
Azazel umiechn si pobaliwie.
- Znam histori o dziewitnastu kluczach henochiaskich. Ich
przedstawienia s raczej wskazwkami. Nie musisz bezwzgldnie mie koci
niewinitka. Chodzi raczej o intencj. Ale na wszelki wypadek nie bierzcie si
za nieochrzczone szcztki. Takie s beznadziejne do Czarnej magii.
- A ty skd wiesz? - prychnam.
- Wiesz, miao si swoj sekt, nie? Gorco polecam wam pozwiedza
katakumby. wietne miejsce na przyjcie albo czarn msz.
- Chodmy ju - Beleth pocign nas do wyjcia.
- I wydostacie mnie std szybko!!! - do drzwi odprowadzi nas krzyk
Azazela. - Prosz... - doda bardzo cicho.
Wrota byy zamknite. Od tej strony nie byo koatek ani metalowego ba
lwa. Pchnlimy drzwi, ale ani drgny. Zastukaam w nie delikatnie.
- Tak? - zapyta mnie gboki gos, a drzwi zadray.
- Chcemy wyj - powiedziaam. - Wypu nas.
- A kto pyta?
- Wchodzilimy tu przed chwil. Pamitasz nas? Dyskutowalimy o tym,
czy lubisz by drzwiami - wyjaniam.
- Nie wiem, czy jestecie godni, bym was wypuci. Jam jest drzwiami znowu zacz swoj piewk.
- Nie chciae mie nigdy klamki? - zagada go Piotrek. -To by strasznie
uatwio spraw.
- Albo klapk dla psa - zasugerowaam.
- Wywietrznik - doda chopak.
- Okienko? - zawtrowaam.
- Judasza? - spyta Piotrek.
Drzwi otworzyy si ze zgrzytem. Usyszelimy, jak lew warczy
rozzoszczony i zgrzyta metalowymi zbiskami.
- Dzikujemy - pomachaam mu na do widzenia.
Przewrci oczami.

- Tylko nie wracajcie - poegna nas.


Zbieglimy ze wzgrza. Traw, spomidzy ktrej wyrastay polne kwiaty,
przygniatay nasze stopy. Ukrylimy si w maym zagajniku.
Beleth wyjrza zza zaroli i zadowolony, e nikogo nie dostrzeg, usiad,
opierajc si o pie modej brzzki. Bylimy w miar bezpieczni. Dopki nikt
nie wiedzia, e uwolnilimy diaba z wizienia, pocig nie powinien skierowa
si w jego okolic.
Chyba e kto, na przykad pewien albinos ze skrzydekami, napomknie,
e moglibymy mie ochot kogo ratowa.
- Czyli macie wszystkie przedmioty poza Piercieniem Rybaka i koci
niewinitka, tak? - zapyta.
Pokiwaam gow.
- Gdzie je macie?
Piotrek rzuci plecak na ziemi. Co brzdkno. Miaam nadziej, e
lampa bya jeszcze caa. Gabriel pewnie skrciby nas o gowy, gdybymy j
stukli.
- Tu - owiadczy chopak i te usiad.
Bylimy zmczeni. Sporo wrae si nazbierao. Poza tym nie spalimy
ca noc. Ani nic nie jedlimy. Byam strasznie godna. Szybko stworzyam
sobie du pizz.
Piotrek porwa mi od razu kawaek.
- Wybacz - powiedziaam do Beletha. - Ale nie jedlimy od wczoraj.
Pokiwa nieprzytomnie gow, wpatrujc si godnym wzrokiem w
plecak.
- Macie tam wszystko? - wydusi.
- Tak - wzruszyam ramionami. - Jabko z gabinetu Szatana i lamp z
gabinetu Gabriela udao nam si zdoby. Potem Moroni zada uwolnienia
ciebie i si zbuntowalimy, wic ukradlimy mu wszystko.
- Ale zostawilimy kopie - podkreli Piotrek.
- Tylko e Azazel powiedzia, e liczy si raczej intencja ni przedmiot,
wic kopie pewnie dziaaj tak samo jak oryginay. W takim razie musimy
zdoby piercie i ko przed Moronim. W ten sposb nie bdzie mia kompletu
- powiedziaam.
Beleth wreszcie zdoa odwrci swoj uwag od plecaka.
- Jeli Moroni wpadnie na pomys zdobycia koci z Cmentarza
Niewinitek, to raczej j zdobdzie. W ossarium w katakumbach, posiadajcych
dziesitki, jeli nie setki tuneli, jest w sumie sze milionw cia. Sdz, e nikt
go nie powstrzyma przed poyczeniem jednej maej kosteczki.
- Po co komu tyle cia w jednym miejscu? - skrzywiam si z niesmakiem.
- Kiedy w Paryu czsto zdarzay si epidemie... - wyjani mi na
odmian Piotru.
- Dlatego zdecydowano si przenie wszystkie szcztki z pytkich
grobw z cmentarzy w obrbie cisego centrum miasta - wtrci si Beleth.

Diabu wyranie byo nie w smak, e miertelnik wcina si do jego


miniwykadu. To on chcia by tu najmdrzejszy. Wolaam nie rozmawia o
takich rzeczach podczas jedzenia. Mczyni jednak podapali temat.
- I przeniesiono je do pozostaych po Rzymianach katakumb. Kiedy byy
tam kopalnie wapienia - uwaga Piotrusia bya bardzo zgrabnie wpasowana w
wywd Beletha. Diabe akurat nabiera tchu.
- A odkd znalazy si tam zwoki, katakumby zaczto zwiedza wycedzi Beleth. - Poza tym, jak mwi Azazel, czsto odbyway si tam
imprezy, czarne msze. Podobno do dzisiaj si odbywaj w korytarzach
zamknitych dla zwiedzajcych. Nie wiem, czy wiesz, e Wiktor Hugo umieci
tam akcj swojej powieci Ndznicy.
Piotrek przekn ks pizzy.
- By te taki horror Katakumby, w ktrym Pink biegaa po tunelach z
jak inn dziewczyn i przed czym uciekaa - zamyli si. - Ale ju nie
pamitam, o co w tym filmie chodzio.
- Pink? - zawoaam z zachwytem.
Beleth mia min, jakbym go kopna, i to midzy nogi. Nie podejrzewa,
e bardziej podnieci mnie wizja Pink ni Wiktora Hugo.
Gdy zjadam, poczuam si jeszcze bardziej zmczona. Caa energia
chyba ucieka do mojego odka, eby tam w spokoju trawi pizz.
- To co? - Beleth klasn w donie. - Lecimy do Parya?
Spojrzelimy na niego ponuro.
- A moe masz pomys na jak kryjwk? - spytaam. - Jakie miejsce, w
ktrym moglibymy troch si przespa? Sdz, e mj dom w Los Diablos jest
spalony. Twj pewnie te.
Diabe zamyli si.
- Chyba znajd takie miejsce.
- Moglibymy poprosi mier o tymczasowe przechowanie zaproponowa Piotrek.
- Nie, ja znam lepsze miejsce - Beleth pokrci gow.
- Lepsze od innego wymiaru, do ktrego wstp ma tylko mier? - zakpi
chopak.
Zupenie jak mae dzieci. Za kadym razem, gdy si widzieli, niewane
czy w tej rzeczywistoci, czy w innej, zawsze musieli udowadnia sobie
nawzajem, ktry z nich jest mdrzejszy, przystojniejszy i bystrzejszy.
- Skoro zamierzacie wprosi si do mierci, to po co wam moja pomoc? Beleth zmiady go spojrzeniem.
- Porednio dziki tobie dowiedzielimy si, skd wzi ko uwiadomi go chopak. - Czy on jest nam jeszcze do czego potrzebny?
Spojrza na mnie pytajco. Najpierw sam wpad na pomys, eby go
wypuci, a teraz zmienia zdanie...
- Jest potrzebny - odparam. - Zna lepiej Moroniego. Bdzie wiedzia, na
co go sta i czego moemy si po nim spodziewa.

Piotrek mia skwaszon min.


- Chce mi si spa - powiedziaam. - Gdzie si ukryjemy?
- W Piekle - owiadczy diabe. - Tak jak powiedziaa, mj dom jest
spalon kryjwk, tak jak twj. Jednak mamy tam kilkoro przyjaci.
Rozejrza si dookoa, ale nigdzie nie znalaz tak duej przestrzeni, eby
pomiecia jego drzwi.
- Stwrz przejcie na Ziemi - doradziam mu.
Spojrza na mnie, jakbym powiedziaa jak wyjtkow herezj.
- Na Ziemi? - zapyta. - Chcesz komu spa na gow? Nie wypada.
Dlatego, e si upar, musielimy wrci do wizienia. Pod grk... Tylko
po to, eby mg wsun klucz w cian.
Metalowy lew patrzy na nas zmruonymi oczami. Chyba nie ucieszy si
na nasz widok. Nie prbowalimy z nim rozmawia. Kto wie, czy on jednak nie
potrafi wyj z tej ciany. Latajca gowa byaby do dziwnym zjawiskiem, ale
ju nauczyam si, e tutaj wszystko byo moliwe.
Beleth wsun klucz w cian.
- Dokd idziemy? - zapytaam.
- Do starej przyjaciki...
Nagle, gdzie w oddali, zabrzmia metalowy, jednostajny zgrzyt.
Odwrcilimy si w stron ki.
- Co to jest? - zawoaam, usiujc przekrzycze jazgot.
Na horyzoncie, tu nad lasem, byszczao kilka zotych punktw.
- Nie mwilicie, e goni was GOLEMY!!!!!!!!!! - wrzasn
autentycznie przeraony Beleth.
- Bo nas nie goniy - mrukn w odpowiedzi Piotrek.
Spojrzaam na lwa, ktry zamia si gbokim gosem.
- Gdy odeszlicie, pojawi si stranik wizienia. Powiedziaem mu o
waszej wizycie - owiadczy zadowolony z siebie.
Oto dlaczego nie naley drani si z drzwiami. Mog potem wepchn ci
klamk w plecy w najmniej oczekiwanym momencie.
Sylwetki golemw stay si wyraniejsze. Teraz doskonale widziaam
byski wiata odbijajce si w ich zakrzywionych szablach. Jeden z potworw
zamacha broni, a ta zabysa pomieniem.
Mielimy spore kopoty.

Rozdzia 38
Zza kilkudziesiciu kolorowych szybek byska do nas wesoo ogie. Nie
wiem, po co Beleth zastuka szybko sze razy, jak nakazywaa piekielna
etykieta, zamiast po prostu ucieka. Szko zadzwonio, le osadzone w drewnie.
- Prosz - odpowiedzia nam wyniosy gos w momencie, kiedy w pdzie
wskoczylimy do rodka.
Kleopatra siedziaa na zotym krzele przy zotym biurku i przegldaa
jakie papiery. Zapewne dokumenty na temat kolejnego zmarego, ktrego miaa
namwi na Nisz Arkadi. Za plecami miaa pochodni, ktrej wiato
widzielimy.
- Cze - powiedziaam.
Podniosa gow i spojrzaa na nas zdumiona. Dugie strusie piro, ktrym
pisaa, opado na biurko. Olbrzymi kleks rozla si po kartce.
- Och - wyszeptaa po prostu.
To byo chyba najoszczdniejsze powitanie, z jakim si spotkaam z jej
strony. Zwykle bya znacznie bardziej wylewna. Zaskoczona patrzya, jak do
pokoju wchodz ja, potem Beleth, a na kocu Piotru.
Chopak zamkn za sob drzwi, a spojrzenie krlowej stwardniao.
- A gdzie Azazel?! - warkna, zrywajc si z krzesa, dla ktrego
znacznie bardziej odpowiednia byaby nazwa tron. - Boi si tu przyj?!
- Nadal jest w wizieniu w Arkadii - wyjani jej diabe.
- Och - usiada z powrotem zbita z pantayku. - Nie rozumiem.
Beleth klasn w donie. Obok biurka pojawiy si trzy mikkie fotele. Nie
spodziewaam si tego po nim. Przez chwil podejrzewaam, e stworzy tylko
dwa wygodne siedziska, a dla Piotrka twardy drewniany taboret. Diabe zdoby
u mnie plus.
Usiedlimy.
Fotel Piotra nie zaama si pod nim. Beleth zdoby kolejny punkt.
- Wszystko ci wyjani, Kleo - przeczesa doni czarnego irokeza i zacz
mwi.
Opowiedzia jej w skrcie, co si dzisiaj wydarzyo, a take o naszej
chwilowej wsppracy z anioem Moronim. Zakoczy wszystko urocz i jake
plastyczn wizj zotych golemw, ktre chciay nas rozczonkowa za pomoc
swej straszliwej broni.
- Czego ode mnie oczekujecie? - zapytaa, zerkajc na plecak, ktrego
Piotru na wszelki wypadek nie wypuszcza z rk.
- Pozwl nam si tu przespa i troch odpocz. Jutro std znikniemy i
nikomu nie powiemy, e miaa z tym cokolwiek wsplnego - zaproponowa
Beleth.
Krlowa zerkna na swoje skrupulatne notatki.

- Mam dzisiaj wieczorem targ, wic i tak nie bdzie mnie w domu. Gdyby
co si wydao - posaa nam ostre spojrzenie - nie wiedziaam, e bylicie w
moim domu. Wamalicie si tutaj bezprawnie. Rozumiecie?
Kiwnlimy gowami. Nagle co mi si przypomniao.
- Kleo, a nie wiesz, co u Behemota? Nie zagldaa do niego?
Krlowa lekko si zaczerwienia.
- Nie zagldaam do niego.
Nie zaskoczya mnie tym. Poprzednio, jak miaa si nim zajmowa, to te
pokpia spraw.
Ciekawe, co u niego sycha? Miaam nadziej, e nie podpali mi domu
iskrami i e nic mu si nie stao. Mg zrobi sobie krzywd. Nie wiem, co sobie
wyobraa, ale po zjedzeniu jabka nie mg lata za ptakami. Chyba e owoc
inaczej dziaa na koty.
Nie byo jeszcze za pno. Zmrok nie kad si na krajobrazie Los
Diablos. Jednak zmczenie pochylao moj gow coraz niej.
- Zaprowadz was do pokoi - zaproponowaa krlowa.
- Masz trzy wolne sypialnie? - zapyta diabe.
- Dwie wystarcz - sprostowa Piotrek, podajc mi do, eby pomc mi
wsta.
Nawet nie miaam siy, eby przerwa ich kolejny pojedynek sowny.
Chciaam jak najszybciej si pooy. A oni znowu si kcili.
- Dwie? Wybacz, Piotrze, ale nie pocigaj mnie mczyni - warkn
diabe. - Nie zamierzam zajmowa z tob jednego pokoju. Sdz, e w
rezydencji Kleopatry znajdzie si kilka sypialni. Nie jest ubog krewn
Nefretete.
Krlowa zmierzya go ostrym spojrzeniem. Gratulacje, udao mu si
wcign j do tej bezsensownej dyskusji.
- Mam szesnacie sypialni! - wybuchna. - A z tego, co wiem, tamta
wieniaczka tylko czternacie.
- No wanie - Beleth pokiwa gow.
- W takim razie zajmij dwie, Belecie, skoro jedna ci nie wystarczy. Ja
bd spa z Wiktori, na wypadek gdyby mnie potrzebowaa albo gdyby kto
nas zaatakowa - odparowa Piotrek.
Diabe ju mia wda si z nim w kolejn rozpraw, ale ja si wtrciam:
- pi w jednym pokoju z Piotrkiem. Koniec dyskusji. Uszanuj moj
decyzj.
Diabe posa mi zranione spojrzenie. Nie wiem, czy tylko gra, czy
rzeczywicie cierpia. Nie chciaam jednak ulec. Gdybym zostaa sama w
pokoju, najprawdopodobniej po niespena dziesiciu minutach odkryabym
Beletha w swoim ku. Obecno Piotra bdzie go hamowaa i zdoam si
wyspa.
A naprawd o niczym wicej teraz nie marzyam.

Wntrze sypialni byo takie, jakiego spodziewaam si po Kleopatrze. Pod


cian stao olbrzymie okrge oe zasane poduszkami. Zoto byszczao do nas
zachcajco w wietle wiec. Krlowa nie akceptowaa sztucznego owietlenia.
arwki byy dla niej wymysem chorych ludzi. Twierdzia, e nie miay w
sobie za grosz romantyzmu.
Kolorowym parawanem z malowanego drewna wydzielona bya cz
aziebna. Staa tam dua marmurowa wanna i zlew. Sedesu nie byo. Jeeli tak
wyglday wszystkie toalety, to nie wiem, gdzie krlowa zaatwiaa swoje
potrzeby.
Widzc wann i kolorowe flakony z wonnymi pynami, zapragnam
wzi dug, gorc kpiel. Idealn, eby si zrelaksowa. Jednak najpierw
miaam co do zaatwienia.
- Nieza wanna - Piotrek stan obok mnie.
- Martwi si o Behemota - powiedziaam.
- Chcesz i do swojego domu? - zagadn.
Wida byo, e bardzo zaley mu na tym, by poprawi mi humor. Chyba
zacz zauwaa, e diabe Beleth nic dla mnie nie znaczy.
- Na chwil. Zobaczymy tylko, czy nic mu nie jest. A najlepiej go stamtd
zabierzmy - poprosiam szybko.
Piotrek lubi Behemota tak jak wszystkie koty. Nie potrafi mi teraz
odmwi.
- Dobrze - z powrotem zaoy plecak na ramiona. Ucieszona podbiegam
do ciany i wsunam w ni klucz diaba, mylc intensywnie o swoim domu w
Los Diablos. Po chwili pojawiy si przed nami drzwi z kolorowymi szybkami.
Po drugiej stronie panowaa ciemno.
Szarpnam za klamk i przeszam na drug stron. Tam stanam
przeraona.
Mj dom zosta spldrowany. Klasnam w donie, by zapali wiato. W
wietle lamp wszystko wygldao jeszcze gorzej.
Meble byy poprzewracane. Jedna z arwek strzelia iskrami po dywanie
przewrconym na drug stron. Ksiki byy pozrzucane z pek. Wbiegam po
schodach do sypialni. Kto rozwlek wszystkie ubrania po pododze. Poduszki
byy rozprute.
W holu kilka obrazw i mozaik nawizujcych do sztuki arabskiej zostao
kompletnie zniszczonych. Rozbitych w py.
- Co tu si stao? - Piotrek wypowiedzia gono moje myli, gdy zeszam
z powrotem na d.
- Kto czego najwyraniej szuka.
Przypomniaam sobie, po co w ogle tu przyszam.
- Behemot! - krzyknam. - Gdzie jeste?!
Wbiegam do kuchni. Usyszaam, jak Piotrek otwiera drzwi na taras i
take nawouje mojego pupila.
- Kocie! Kocie Behemocie! - jeszcze raz krzyknam. - Chod do mnie!

Kuchnia take przedstawiaa obraz ndzy i rozpaczy. Potuczone naczynia


wyglday, jakby kto w ataku szau ciska nimi o ciany.
- Na dworze go nie ma. - Piotrek podszed do mnie i obj pocieszajco
ramieniem.
Kto, kto si tu wama, mg zrobi mu krzywd! Mojemu kotkowi!
W tej chwili usyszelimy nad gowami miauknicie. Szybko spojrzelimy
do gry. Zza yrandola wyjrza trjktny ebek mojego ulubieca. Znowu
miaukn. Z ulgi o mao nie ugiy si pode mn kolana.
Kotek, jak gdyby nigdy nic, wyszed zza yrandola i ruszy po suficie w
stron ciany. Patrzylimy zafascynowani. Zupenie jakby mia apki
posmarowane klejem. Koci spider-man zgrabnie zeskoczy na ziemi. Mj may
demoniczny kocur szybko nauczy si korzysta z mocy piekielnych. Przyznam
szczerze, e szybciej ode mnie. Porwaam go w ramiona.
- Co tu si stao? - zapytaam w jego mikkie futro. - Nic ci nie jest?
Pomimo spoycia jabka mocy nie zyska gosu, wic mi nie
odpowiedzia. Miaukn tylko kilka razy, jakby mi co tumaczy.
- Chodmy std - zasugerowa Piotrek. - Jeszcze zodziej wrci. A nie
wiemy, kto to jest.
Wsun klucz diaba w cian i stworzy nam przejcie z powrotem do
paacu krlowej.
Ju miaam przekroczy prg, gdy kot wyrwa mi si i zeskoczy na
ziemi. Zasycza na drzwi i nastroszy sier.
- Co robisz? - zapytaam. - Chod. Idziemy do Kleopatry. Tam bdziemy
bezpieczni.
Behemot pokrci przeczco ebkiem. Z nosa poleciay mu iskry.
Pokj krlowej kusi ciepem i kolorami. Czemu kot ba si wej?
Przecie nie mieszka tam aden inny zwierzak. Odwrci si i uciek w gb
domu. Usiad na szezlongu i, przewierca nas spojrzeniem.
- Chyba chce tu zosta - westchn znuony Piotrek.
- Nie moemy go zostawi - zaprotestowaam. - A jak zodziej tu
przyjdzie i go skrzywdzi?
- Wiki, kochanie - chopak wzi mnie za rk. - On chodzi po cianach i
syczy iskrami. Sdz, e prdzej zabiby zodzieja, ni da mu si pogaska.
Masz jedynego na wiecie kota obronnego.
Kotek pokiwa ebkiem, jakby si z nim zgadza, i zacz liza apk. Bez
najmniejszych oporw przenis swoj toalet w stref bardziej intymn. Mimo
e zjad jabko, wcale nie zacz by wstydliwy.
- No dobrze - mruknam niechtnie. - Do zobaczenia. Poluj na wszystko,
co si rusza. Zwaszcza na zodziei.
Kotek jak strzaa skoczy w moj stron i zapa mnie zbami za nogawk
spodni. Wbi we mnie spojrzenie swoich zotych oczu. Nie chcia, ebym
przesza przez drzwi.
- Chyba nie chce, ebymy te tam poszli - zauwayam roztropnie.

Piotrek zmarszczy brwi, patrzc na pokj Kleopatry.


- Moe twj dom odwiedzi kto, kto mieszka u Kleo? - zasugerowa.
Zamiaam si. To byo niemoliwe. Ostatni rzecz, o jak
podejrzewaabym by krlow Egiptu, byoby grzebanie w moich rzeczach.
- Daj spokj. Przecie to moi przyjaciele - achnam si. - Behemot,
zostaw moj nog. I tak tam wejd.
Kot puci spodnie i zamrucza zirytowany. Najwyraniej uwaa, e robi
powane gupstwo.
Po raz ostatni si z nim poegnalimy.
Piotrek usiad na ku i westchn ciko, kadc si na pocieli. Ja
natomiast wpatrywaam si w znikajcy kontur drzwi. Moe trzeba byo
posucha Behemota? Koty wyczuwaj niebezpieczestwo i ze intencje.
Zwaszcza czarodziejskie koty.
A moe po prostu uwaa, e nie bd bardziej bezpieczna nigdzie indziej
ni w domu?
Spojrzaam na wann. Kusia, oj kusia.
Odkrciam zoty kurek i zatkaam korkiem odpyw. Krysztaowo czysta
woda zacza pyn po rowym marmurze. Wziam do rki szklany flakon z
fioletowym pynem. Zapach bzu i fiokw unis si w pomieszczeniu, gdy
piana zacza pywa na powierzchni wody. Wanna pomimo swoich duych
rozmiarw szybko si wypeniaa.
Piotrek unis gow i umiechn si do mnie zachcajco gdy wyszam
zza parawanu.
- Chyba wezm kpiel - powiedziaam.
- Sama? - zapyta.
Podeszam do niego i wziam go za rk. Pomidzy nami przeskoczyy
iskry napicia. Spojrzaam w jego pene zaufania czarne oczy. Zawsze bdzie
mia swoje miejsce w moim sercu, ale...
- Piotrek... - zaczam.
Wesoo znikna z jego oczu. Posmutnia.
- Przegraem? - zapyta. - Diabe wygra?
- Nie, to nie tak - zaprzeczyam. - Ale powiedz mi sam, czy my moemy
by razem szczliwi?
- Bylimy szczliwi - zauway.
- Ale jak dugo? Cztery miesice? Tylko tyle diaby wytrzymay, zanim
znowu wcigny mnie do swojego wiata. Ja si od nich nigdy nie uwolni.
Poza tym nie byam pewna, czy chc si od nich uwolni. Nie
wyobraaam sobie teraz powrotu na Ziemi do mojego dawnego ycia. Nie
mogabym tego wszystkiego zostawi i udawa przed sam sob, e jestem taka
jak wczeniej.
Piotrek cisn moj do.

- Kocham ci, Wiktorio. Byem skoczonym idiot, e nie zauwayem


tego, zanim zainteresoway si tob diaby. Zosta ze mn. Nie zdradz ci ju.
Przysigam.
- Nie kochasz mnie - zaprzeczyam.
- Kocham!
- Kochae dawn Wiki, ale ja ju ni nie jestem - powiedziaam. Zmieniam si. Zakochae si w Wiktorii, dziewczynie z twojej uczelni, ktra
za tob azia i staraa si zwrci na siebie uwag. Ju ni nie jestem. Staam si
by diablic, ktra niejedno ma na sumieniu.
- To nieprawda - zaprotestowa. - Nie zmienia si. Jeste nadal moj
Wiki, moj kochan Wiki.
Pokrciam gow.
- Nawet jeeli ze sob bdziemy, to ju nic nie bdzie takie samo. Nie
wiem, czy potrafi wrci na Ziemi.
Piotrek wpatrzy si z napiciem w moj twarz, szukajc oznak, e
kami, e nie mwi mu teraz prawdy.
Tak dugo byam w nim szaleczo zakochana. lepo. Umiechnam si
na wspomnienie tamtego uczucia.
A teraz? Teraz zaczam na to patrze racjonalnie.
- Piotrek, sam powiedz. Czy nam mogo si uda? Czy to w ogle byo
realne?
- Dla mnie byo i jest nadal - upiera si.
- Ale dla mnie nie - odparam twardo. - Czego brakowao w naszym
zwizku. To bya zwyka szczeniacka mio, zauroczenie. To nie byo nic
trwaego. Powiniene znale sobie kogo innego. Kogo, kto by do ciebie
pasowa, bo ja nie pasuj.
Raniam go. Widziaam na jego twarzy bl. Czuam si podle.
- Ty chyba sama siebie nie syszysz - powiedzia. - Jeste czowiekiem,
nie diablic. Powinna y na Ziemi.
- Powinnam wiele rzeczy...
- Wiki, przesta. To nie jest mieszne. Nie moesz zosta w Piekle z
diabami. Po co? Co na to powiedz twoi rodzice? Masz przed sob cae ycie!
Wiki, wr ze mn na Ziemi.
- Nie chc. Ja ju czasami nie czuj si czowiekiem - odparam. - Tu mi
si podoba. Tu bardziej pasuj.
Dopiero teraz zrozumiaam, co tak naprawd czuam.
- Przecie po tym, jak poznalimy prawd nad Jeziorem Czasu, mielimy
razem wrci. Miao by tak jak przedtem. Co si teraz zmienio? - zapyta.
- Gdyby nie Moroni, tobym z tob wrcia - przyznaam. - Ale miaam
czas, eby wszystko przemyle. Piotrek, nie powinnimy ju by ze sob.
- Ty naprawd si zmienia - wydusi zdumiony.
- Nie moemy by razem - powtrzyam.

Miaam wraenie, e trac co wanego. Jego zaufanie, moje poczucie


bezpieczestwa i stabilizacji, to wszystko wanie zniszczyam. Zamieniam na
niepewn przyszo.
- Co oni ci zrobili? Mwisz tak, bo kto ci kae - sprbowa znale
rozwizanie.
- Nie. Mwi tak, bo tak czuj.
- Kamiesz!
Pokrciam przeczco gow. Moglimy dyskutowa w ten sposb kilka
godzin.
Stalimy w milczeniu. Wydawao mi si, e przed nami pojawia si
niewidzialna ciana, bariera.
- Ale dlaczego? - zapyta.
- Ja ju do ciebie nie pasuj. Jestem kim innym.
- Wiki, to s diaby. Nie wolno im wierzy!
- Nie s tacy li - zaprzeczyam.
- Owszem, bo s znacznie gorsi - prychn.
Przeczesa ze zoci wosy. Nadal nie mg uwierzy w moje sowa. Nie
chcia uwierzy.
- Czyli rozstajemy si ju na zawsze? - zapyta. - Nigdy do mnie nie
wrcisz?
- Tak bdzie lepiej - odparam. - Oboje bdziemy szczliwsi, a ty
bezpieczniejszy. Nikt nie bdzie ci ju w nic miesza.
- Robisz to tylko dla mojego bezpieczestwa? - uczepi si tej myli. - Nie
musisz tego robi. Podejm ryzyko. Chc z tob by.
Westchnam.
- Piotrusiu - odgarnam mu wosy z twarzy, tak jak robiam to tysice
razy wczeniej. - Robi to dla twojego bezpieczestwa, ale nie tylko. Robi to
te dla samej siebie. Wierz mi, obojgu nam bdzie lepiej.
- Wtpi, ebym by szczliwszy - mrukn. - Wiki, powiedz mi, co ja
mam zrobi? Co mog zrobi, eby znowu mnie kochaa? Jak ci odzyska?
- Piotru - cisnam jego rk. - Zawsze bd ci w jaki sposb kocha.
Jeste dla mnie wany. Ale nie chc z tob by. Zrozum. To nie jest twoja wina,
tylko moja. To ja si zmieniam. To ze mn jest co nie tak.
- Przesta to powtarza! - krzykn.
Nie wiedziaam, e to bdzie taka trudna rozmowa. Powstrzymywaam
si, eby nie zacz paka, eby mu nie ulec wbrew sobie.
- Zostamy przyjacimi - poprosiam.
Posa mi spojrzenie pene goryczy. Usiad bez sowa na ku. Zabolao
mnie to.
- Piotrek, powiedz co.
Nadal milcza, zastanawiajc si nad tym, co usysza. Miaam nadziej,
e nie skrzywdziam go zbyt mocno. Nie chciaam, eby cierpia.

Woda szumiaa za parawanem. Po pokoju rozchodzi si zapach bzu i


fiokw.
- Dobrze - odezwa si Piotrek, a ja drgnam zaskoczona jego gosem. Zreszt i tak nie zostawiasz mi wyboru. To jedyny sposb, eby pozosta w
jaki sposb w twoim yciu.
Nie zaprzeczyam.
- To co teraz? - zapyta. - Chcesz, ebym pomaga ci w zdobyciu
przedmiotw Moroniego, czy do tego te mnie nie potrzebujesz?
- Potrzebuj ci - usiadam obok niego i wziam go za rk.
Chcia j zabra, ale cisnam mocno jego palce. Spojrzaam gboko w
jego smutne i uraone oczy.
- Jeste mi potrzebny - powtrzyam. - Jeste moim przyjacielem. Bez
ciebie nie dam sobie rady.
Widziaam jego niech. Ju mi nie ufa.
- Beleth ci nie wystarczy? - zapyta zazdronie.
- Nie, ty jeste mi potrzebny.
Odwrci ode mnie spojrzenie.
- Dobrze, pomog ci z Moronim - mrukn.
- Dzikuj - przytuliam go. - I przepraszam, przepraszam...
Obj mnie mocno. Najprawdopodobniej ostatni raz. Przez chwil
poczuam si bezpiecznie. Tak jak kiedy, gdy mnie przytula.
- Kocham ci - szepn. - Niewane, e si zmienia. Dla mnie zawsze
bdziesz taka sama.
W odpowiedzi tylko mocniej go cisnam. Dobieg nas chlupot
przelewajcej si wody.
- Musz zakrci kran - poderwaam si z miejsca.
Podchodzc do wanny, otaram zy. Baam si, e Piotr zareaguje inaczej,
gdy zaczn t rozmow. Baam si, e rozstaniemy si w gniewie, e wyjdzie i
mnie zostawi. Szarpnam za kurek, ale si zaci.
Machnam przed twarz domi, by dziki mocy usun rowe plamy i
zy. Nie chciaam, eby mnie tak zobaczy. Nie chciaam robi mu nadziei.
- Piotrek! Pomoesz mi? Kurek si zaci - poprosiam. Podszed do mnie
i bez trudu zakrci wod.
W tej chwili usyszelimy, jak szczkna klamka.
Obydwoje zaczlimy nasuchiwa. Bylimy ukryci za parawanem, wic
nie widzielimy wntrza pokoju.
Drzwi uchyliy si z ledwo syszalnym skrzypniciem. Nie zwrcilibymy
na to uwagi, gdyby wczeniej tajemniczy go nie puci za szybko klamki.
Poczuam zo. To pewnie Beleth, obroca mojej czci i cnoty. Skoro sam
nie moe, to i innemu nie da. Ju miaam wyj zza parawanu i na niego
nawrzeszcze, ale Piotrek powstrzyma mnie, nasuchujc czujnie.
Posaam mu zdziwione spojrzenie i take wsuchaam si w dwiki,
ktre wydawa tajemniczy go.

On si skrada.
I najwyraniej mia na nogach obcasy...
Ubranie intruza zaszelecio, gdy zawadzi o niski taboret stojcy obok
ka, przy ktrym porzucilimy plecak z artefaktami.
- Niech Set porwie te cholerne meble - usyszelimy stumione
przeklestwo.
Po chwili zaszeleci plecak. Wyszlimy zza parawanu.
Kleopatra klczaa przy plecaku i siowaa si z suwakiem. Zasyczaa z
blu i wsadzia do ust palec.
- Ekhm... - odchrzknam.
Kleo odwrcia si. Spojrzaa na nas z gupi min i palcem w ustach.
Nastpnie wstaa z godnoci i otrzepaa sukni.
- Mylaam, e jestecie zajci - powiedziaa spokojnie.
- A my mylelimy, e nikt nam nie bdzie przeszkadza - odparowaam.
W odpowiedzi tylko wzruszya ramionami.
- Widz, e zainteresowa ci nasz plecak - zauway Piotrek.
- Taa... - spojrzaa na swj palec. - Zamaam sobie paznokie.
Powinnicie nosi taki worek z tasiemk. Znacznie wygodniejszy w obsudze.
Polecam. My, Egipcjanie, uywalimy takich przed tysicami lat. Doskonale
speniay swoj rol.
Jej bezczelno nie miaa granic. Zreszt i tak nie spodziewaam si po
niej przeprosin. Posaa causa w stron swojej doni. Jej manicure by jak nowy.
Umiechna si zadowolona z siebie.
- Czemu chciaa ukra nasz plecak? - zapytaam, a fragmenty ukadanki
uoyy si w mojej gowie. - To ty wamaa si do mojego domu?
Powinnam bya od razu si tego domyli. Kt by inny zniszczy
podczas ataku szau arabskie mozaiki? Kleopatra nienawidzia wszystkiego co
arabskie.
Do dzisiaj nie moga wybaczy Arabom, e poniekd zniszczyli egipsk
kultur. Teraz w Egipcie nikt ju nie mwi po egipsku ani nie uywa
hieroglifw. Krlowa wielokrotnie powtarzaa mi, e to ogromna strata dla
caego wiata.
Pamitaam jej opowieci o hierarchii spoecznej w jej czasach. O
moliwociach kobiet, stanowiskach, ktre piastoway. Byy kapankami, a
nawet wadczyniami. Gdy ich rodzice byli zamoni, otrzymyway te czasem
typowe wyksztacenie. Kleo uwielbiaa rozwodzi si nad ich wolnoci w
dziedziczeniu i dysponowaniu swoim majtkiem, a take nad tym, e mogy si
rozwodzi i otrzymyway potem alimenty od ma.
Feministki nie miayby o co walczy w tamtych czasach. Kobieta nie
musiaa zasania twarzy ani ciaa. Ubrania Egipcjanek raczej wicej odsaniay
i podkrelay, ni ukryway.
Kleopatra ze swoim zamiowaniem do golizny bya tu wietnym
przykadem.

- Och, to wiesz? - jej zdziwienie na moje pytanie o wamanie starczyo za


odpowied. - Ale ubra nie zniszczyam. Przysigam. Jeeli co byo podarte, to
pewnie twj kot si tym bawi.
- Po co ci artefakty Moroniego? - byam zmczona. Ukrycie si w Piekle
chyba nie byo najlepszym pomysem.
Beztrosko zapomniaam, e tutaj wszyscy co kombinuj.
- Mam z nim ukad - wyjania. - Obieca, e zwrci mi Azazela, jeli
dostarcz mu ukradzione przez ciebie przedmioty. Mwiam ci, e nie pozwol
Azazelowi od siebie odej i jestem gotowa zrobi wszystko, by go zatrzyma.
Faktycznie. Co mi o tym wspominaa...
- Kleo... Azazel jest w wizieniu za wamanie si na teren Jeziora Czasu.
Otrzyma, co prawda tymczasowe, obywatelstwo anielskie na najblisze
siedemdziesit siedem lat, ale Gabriel osobicie mi powiedzia, e nie przyjm
go na zawsze. Podejrzewam nawet, e wywal go ju cakiem niedugo. Wic,
jak widzisz, nie masz co kra jak zwyka zodziejka - teraz postanowiam
uderzy w czu strun. - Po prostu poczekaj cierpliwie, a Azazel wrci do
ciebie na kolanach, proszc o wybaczenie. Nie musisz brata si z anioem.
Krlowa zastanawiaa si nad moimi sowami. Wida byo, e nie
przekonaam jej do koca.
- Nad czym ja myl? - zapytaa samej siebie. - Przecie ty jeste
prawdziw cnotk. Nie okamaaby mnie. Moe masz racj? Moe powinnam
poczeka, a bdzie musia korzy si u moich stp?
Zerkna krytycznie na swoje nogi.
- Do tego musz sobie kupi nowe buty - stwierdzia.
- Z ca pewnoci - odparam. - A nie spieszysz si przypadkiem na targ?
- Nie. To byo kamstwo, eby upi wasz czujno - przyznaa i
ziewna rozdzierajco. - Dobra. Zostawiam was, gobki. Te jestem ju
zmczona. Poza tym kto na mnie czeka. - Pucia do mnie oko i dodaa: - Pod
nieobecno Azazela towarzystwa dotrzymuje mi Napoleon.
Mona si byo tego po niej spodziewa. Azazel by do czuy, jeli
chodzi o Napoleona, ktry zaleca si swego czasu do krlowej. Widocznie
uznaa, e to bdzie wietny sposb na odegranie si na uczuciach diaba.
Zapomniaa tylko o jednym. On nie mia uczu.
Przypomniaam sobie, jak kiedy tumaczya mi, jacy mczyni j
interesuj. Krlowa gustowaa w uminionych, wysokich i raczej tpych
osikach. Napoleon odrobin nie spenia tych kryteriw.
- Bonaparte? - zdziwiam si. - A on nie jest za niski?
Kleo wzruszya ramionami.
- Ale jest sawny. Musz dba o wizerunek. Nie bd zadawaa si z
plebsem. Choby nie wiem jak by przystojny.
Zerkna na Piotrusia. Jej spojrzenie przelizgno si po jego klatce
piersiowej. Pokiwaa z uznaniem gow.

- Musz przyzna, Wiki, e zaczynam rozumie, dlaczego wci


odrzucasz zaloty Beletha - powiedziaa i wysza z pokoju. Jeszcze dugo
syszelimy jej wesoy, perlisty miech.
Woda ju dawno wystyga w wannie. Mogam j podgrza pstrykniciem
palcw, ale ochota na dug relaksacyjn kpiel jako mi przesza.
- Idziemy spa? - zapytaam.
- Tak - odpar zmczonym gosem Piotrek. - Na ku jest sporo
poduszek. Proponuj woy pod nie wikszo przedmiotw, a przede
wszystkim rkopis... Ja bd spa na pododze.
- Daj spokj - achnam si. - To ko jest tak szerokie, e spokojnie si
na nim zmiecimy. Chyba e nie chcesz lee obok mnie.
- Chc...
Schowalimy przedmioty i po raz ostatni pooylimy si obok siebie.
Nie byo nam jednak dane przespa spokojnie tej nocy.

Rozdzia 39
Pynam w szerokiej dce po Jeziorze Czasu. Piotrek wiosowa z
umiechem. Czuam si szczliwa, chocia byo mi troch duszno, mimo e
znajdowalimy si na wieym powietrzu, a po twarzy askota mnie delikatny
powiew wiatru.
Pynlimy spokojnie. Podczas naszej podry mijay nas wizje.
Wszystkie przedstawiay mnie.
Ja z dyplomem uczelni.
Ja w biaej sukni.
Ja w Paryu podczas miodowego miesica. Ja z podpisan umow o
prac. Ja ciskajca jakiego wrzeszczcego bachorka. Penia szczcia i
samospenienia w moim obecnym stanie ducha.
Nagle ten pikny sen, kiedy to umiechaam si szeroko i liniam na
zapewne rcznie haftowan, nienadajc si do prania poduszk Kleopatry,
zosta brutalnie przerwany. Tym brutalniej, e przerwa go kobiecy wrzask z
silnym amerykaskim akcentem doskonale wyczuwalnym nawet w tym jednym,
dosadnym sowie:
- KURWA!
Usiadam w jednej chwili. A raczej sprbowaam usi. Nie udao mi si
to, bo zapltaam si w rami Piotrka, ktrym mnie obejmowa. Jak si potem
okazao, miaam na sobie jeszcze jego nog i poow klatki piersiowej, przez co
zapewne byo mi odrobin duszno, za delikatny powiew wiatru okaza si
oddechem Piotra, ktrego twarz leaa tu obok mojej.
- Co si...? - mrukn niewyranie, z trudem uchylajc powieki.
Przed naszym kiem staa Phylis ubrana jak zwykle w skrzany kostium
prostytutki. Kompletnie pozbawiony gustu. Nie wiem, jak mona z wasnej,
nieprzymuszonej woli czy ze sob tyle krzykliwych kolorw. Poza tym jak
zwykle jej olbrzymie piersi wyglday, jakby tylko za pomoc wyjtkowo silnej
magii trzymay si pod ubraniem.
Ciekawe, co by si stao, gdyby sprbowaa biec?
Racja. Wtedy dostaaby nimi po twarzy.
- Gdzie jest rkopis? - zasyczaa wcieka, trzymajc w doni pusty
plecak.
W przeciwiestwie do Kleopatry poradzia sobie z suwakiem. Musz
przyzna, e nie spodziewaam si tego po niej.
Piotrek usiad i przetar oczy. Gdy zobaczy kolorowo ubran, rud Phylis,
skomentowa caoksztat tak, jak tylko on potrafi - krtko i na temat:
- O fak...
- Syfilis, co do cholery tutaj robisz? - warknam.
Jej oczy zapony wciekoci. Tak samo zreszt jak policzki.

- Phylis, miernoto - odpowiedziaa. - Szukam rkopisu Moroniego. Gdzie


go schowalicie?
Oparam si nonszalancko na okciu o ukryt pod poduszk tub. Prdzej
j zgniot, ni oddam tej krowie.
- Nie widz powodu, dla ktrego miaabym udzieli ci tej informacji odrzekam.
- Dobrze, w takim razie zabij ci, a potem sama poszukam - umiechna
si.
- Zaraz, zaraz. Bo ja nic nie rozumiem - Piotrek usiad. - Czemu chcesz j
zabi? Phylis zmierzya go dugim spojrzeniem.
- Poniewa zawaram umow z anioem Moronim - wyjania chyba tylko
dlatego, e przystojny Piotrek j pociga. Mnie na pewno nie udzieliaby
potrzebnych informacji.
- Z Moronim? - wydusi chopak.
Rce opadaj. Czy istnieje kto, kto si z nim nie umawia w jakiej
sprawie?
- Tak. W zamian za przyniesienie rkopisu i zabicie Wiktorii obieca, e
odda mi Beletha - wyznaa bez adnego skrpowania. - Bylimy kochankami.
Kochaam go, dopki ty si nie zjawia!
- Za pomoc Moroniemu zostaniesz osdzona i skazana przez Lucyfera powiedziaam, usiujc przemwi jej do rozsdku. - Najprawdopodobniej
zabior ci moc, a jako zwyka obywatelka Niszej Arkadii nie bdziesz moga
by z Belethem. To bdzie ostateczny koniec twojego zwizku z nim.
Bd musiaa przepyta Beletha. Co to znaczy, e on mia dziewczyn?! I
do licha, kiedy on j mia? Wtedy jak si do mnie zaleca?! Zazdro zacza
mnie zera od rodka.
- Moroni zdobdzie wadz nad wiatem - owiadczya. - Zreszt jakby
co si nie udao, to Belethowi te zabior moc.
- Nie, kretynko. On jest diabem. Nie jest czowiekiem, wic nie mona
zabra mu mocy piekielnych, bo on jest tymi mocami. Mog go co najwyej
zlikwidowa.
Jej gupota mnie zdenerwowaa. Kto zajmowa si jej edukacj w Piekle?
Czemu ona nie wie podstawowych rzeczy? W ogle nie czytaa Regulaminu
Pieka, tomy od I do VI? Chyba w szstym byo duo informacji o diabach.
Phylis poczerwieniaa. Wycigna rk w moj stron. Skrzany kostium
zatrzeszcza, jakby mia zaraz puci w szwach.
- Gi, suko - warkna.
Znowu zapomniaam o pewnym drobnym szczegle. Malutkim. Takim
tyci, tyci. Byam teraz czowiekiem.
Zabicie mnie stao si bardzo atwe.
Zapaam si za pier. Ostry, kujcy bl promieniowa w rodku mojej
klatki piersiowej. Lewa rka zacza mi drtwie. Bolaa mnie nawet szyja i
uchwa.

No i masz ci los. Wanie miaam zawa serca. Sdzc po ogromie blu,


diablica nie bawia si w zacinicie malutkiej ttniczki. Ona chyba odcia mi
cakowicie dopyw krwi wiecowej do serca.
- BELETH! - krzyknam w mylach, majc nadziej, e mj przekaz go
obudzi. - POMOCY!
- Wiki! Wiki! Co si dzieje?! - Piotrek zacz panikowa. Nie wiedzia, e
mona w taki sposb kogo zabi. Nie zdyam mu o tym opowiedzie.
Zrobio mi si czarno przed oczami. Klczaam w pocieli, nie mogc
nabra powietrza. Ju raz umieraam w blu. Czy nie mog zgin w spokoju,
we wasnym ku?
Uchyliam powieki.
No dobra... byam w ku. Okej...
Ale nie we wasnym! Skadam reklamacj.
- Zostaw j! - krzykn Piotrek.
Nie wiem, co zrobi, ale nagle bl min. Przewrciam si, oddychajc
spazmatycznie. Nie mogam si ruszy.
- O cholera jasnaaaaaaa!!! - rykn Piotrek. Usyszaam rumor, zupenie
jakby ciany si waliy. Obok mnie, w pocieli, tu przy mojej gowie
wyldowa kawa sufitu.
Podniosam si na okciu. W chmurze tynku zobaczyam dwie sylwetki.
Piotrek unika wycignitej rki Phylis i rzuca w ni za pomoc mocy
wszystkim, czym si tylko dao. Marmurowa wanna poszybowaa w powietrzu.
Diablica w ostatniej chwili si uchylia. Gdyby nie to, jej mzg wanie
rozlewaby si po pododze. W caym tym zamieszaniu, ktre umiejtnie robi
Piotrek, nie potrafia dobrze w niego wycelowa, eby zacisn jakie wane
naczynie krwionone w jego ciele.
Na szczcie nikt jej nie powiedzia, e znacznie ekonomiczniej i szybciej
jest zatyka ttnice mzgowe. Wtedy nie trzeba si tak dugo mczy z
przeciwnikiem.
Szkoda, e ja nie mog jej zamordowa. Ale c mona poradzi? Ju
bya truposzk. Bardziej martwa nie bdzie.
Skupiam si na jej wosach. Rude strki wykrciy si w stron jej
twarzy. Zaczy pcha si do oczu, ust i nosa. Odgarniaa je, nie zauwaajc, e
to nie jest normalne, cakowicie skupiona na prbie zlikwidowania Piotra.
W kocu nie moga sobie z nimi poradzi. Zaczy j dusi. Phylis
charczaa. Ha! Zwycistwo!
Zerwaam si z ka, chcc podej do Piotrka, ktry ociera z czoa
krew. Widocznie, usiujc trafi Phylis, sam czym oberwa. Nie by zbyt
dokadny w korzystaniu z mocy.
Nagle zrobio mi si czarno przed oczami. Upadam na ziemi.
Wosy przestay atakowa Phylis. Rzucia si na Piotrka. Zapatrzony na
mnie, nie zauway jej ataku.

Gdy trzasnam z caej siy o ziemi, mroczki przed oczami znikny.


Byo mi duszno. Coraz ciej mi si oddychao. Phylis chyba uszkodzia mi
jakie naczynie. Miaam krwotok wewntrzny, ktry uciska puca.
Zobaczyam, e Piotrek take opad na kolana, trzymajc si za pier.
Poblad i zacisn kurczowo szczki.
NIE!!!
Czemu nikt nie bieg na pomoc? Kleopatry nie byo, bo zabawiaa si z
Napoleonem, ale gdzie podziewa si Beleth?!
Sprbowaam wsta, lecz nie daam rady.
Zamorduj j. Z zimn krwi. Choby miao to oznacza, e rozszarpi
Phylis na kawaki goymi rkami.
Przyoyam donie do swojej piersi. Nie miaam czasu na cakowite
wyleczenie. Byle jak zatamowaam krwotok i pchnam moc w stron diablicy.
Jakby zdmuchnita grzmotna o cian. Usyszaam, jak trzasno jej gucho
kilka koci. Miaam nadziej, e krgosup. To by j unieruchomio na duej.
Szybko rzuciam si w stron Piotrka. Oddycha pytko, nadal masujc
pier. Odsunam jego rce i przyoyam swoje na wysokoci jego serca.
Czuam, jak bije. Poczyam si z tym rytmem. Czuam, e moje ttno si do
niego dostosowuje.
Patrzy mi gboko w oczy. Zrozumia, co robi. Na jego twarz wracay
kolory. Oddycha coraz spokojniej. Za to ja czuam, jak moc ze mnie uchodzi.
A moe znowu krwawiam?
Zabraam donie i odwrciam si w stron Phylis. Gramolia si wanie
na nogi.
- Zabij was! - pisna, nastawiajc sobie rk. Ko gruchna,
wskakujc na miejsce. - Zamorduj!
Teraz nie zamierzaa ju si z nami bawi. Piotrek zmruy oczy,
posyajc w jej stron silny strumie mocy. Zamierza zrobi to samo, co ona
nam uczynia.
Diablica zapaa si za pier, nie rozumiejc, skd wzi si ten bl. W
kocu nie ya. Nie moga umrze na zawa.
Ja skupiam si na naczyniach w jej gowie. Odetn jej dopyw krwi,
moe zemdleje!
Chocia woaabym, eby jej czaszka wybucha...
Phylis miaa racj. Byam saba. Nie potrafiam jej zabi tak jak Agaresa i
Pajmona.
Piotrek chyba nie mia takich oporw. Nagle diablica pada bez ycia
wstrzsana drgawkami, jakby przez jej ciao przebiega silny prd.
- Co ty zrobie? - zapytaam.
- Nic! Co ty zrobia? - odwrci si w moj stron, tak samo zdziwiony
jak ja.
- To ja zrobiem to, co naleao - odezwa si za naszymi plecami gboki,
zmysowy gos.

Rozdzia 40
Phylis leaa nieruchomo na posadzce. Z jej uszu, nosa i ust wyciekaa
gsta czerwona ciecz. Krew.
Nie oddychaa, nie ruszaa si. Drgawki ustay. Beleth podszed do niej i
przyjrza si zaciekawiony. Nie dotkn jej, nie pomg. Po prostu obserwowa.
- Hm - mrukn w kocu. - Ciekawe.
Najwyraniej zadowolony z siebie odwrci si w nasz stron. Piotrek
usiad na posadzce, masujc pier, a ja przy nim klczaam.
- Widz, e nie moga sobie poradzi beze mnie, moja pikna - odezwa
si dumny. - Wiedziaem, e on nie da rady.
- Nie daem, bo nie chciaem jej zamordowa tak jak ty - warkn chopak,
zrywajc si na nogi. - W przeciwiestwie do zwykego diaba mam sumienie.
- Nie jestem zwykym diabem - wycedzi Beleth. - Zapominasz, e zaraz
zostan anioem.
- Na pewno nie po tym, jak zamknito ci w wizieniu, z ktrego
ucieke.
Beleth na chwil zosta zbity z tropu.
- Moliwe - odpowiedzia. - W takim razie jestem niezwyky z innego
powodu. Wiktoria mnie poda.
- No popatrz - Piotrek podpar si pod boki. - Mnie te. To chyba nie
czyni ci lepszym ode mnie, czowieka, czy nie?
Pierwszy raz kto przegada osupiaego w tym momencie Beletha. Byam
pod wraeniem, mimo e obaj cakiem o mnie zapomnieli.
To bya moja sprawa, kogo podaam...
W tej samej chwili zauwayli, e klcz na ziemi.
- Pomog ci - powiedzieli w tym samym momencie i rzucili si w moj
stron.
Kady zapa za jedno moje rami i szarpn mn do gry. Gowa opada
bezwadnie, kiedy zrobio mi si czarno przed oczami.
O... zapomniaam o krwotoku...
****
Chwil pniej ocknam si na ku. Obok mnie ze skwaszonymi
minami siedzieli mczyni mojego ycia.
Odetchnam gboko. Najwyraniej ktry z nich naprawi moje narzdy
wewntrzne. Zapewne Beleth, bo Piotrek jeszcze nie umia tego robi. Chyba e
nauczy si tego instynktownie, tak jak ja.
Leaam w innej sypialni. Zapewne mnie przenieli. Poduszka pod moj
gow pachniaa Belethem. A zatem wyldowaam w jego ku.
- A co z Phylis? - zapytaam.

Diabe wzruszy ramionami. Naprawd mao go to obchodzio.


- Pewnie tam ley.
- A wstanie? - wolaam si upewni.
- Pewnie wstanie - odpar.
Jeeli nie wstanie szybko, to Kleopatra zdziwi si, widzc nowy element
wystroju. Phylis moga si teraz wydawa martw natur.
- Kim ona w ogle jest? - zapyta Piotrek.
Nie wiedzia, e bya now diablic. Nie zdyam mu o tym
opowiedzie. Szybko mu wyjaniam ten drobny szczeg.
- A zabi nas chciaa, bo zgadaa si z Moronim? - upewni si chopak.
- Tak - odparam i gwatownie usiadam. - Manuskrypt! - Wszystko mam.
- Piotru poklepa lecy obok niego plecak, ktry dopiero teraz zauwayam.
- Jak to z Moronim? - twarz Beletha staa. - O co chodzi?
- Ot twoja bya kochanka - nie mogam pozby si oskarycielskiego
tonu - owiadczya nam, e zawara z Moronim ukad. Miaa nas zabi i odda
mu manuskrypt. W zamian anio obieca, e gdy ju bdzie po wszystkim, to ci
jej odda.
Diabe zmarszczy brwi.
- Wiedziaem, e trzeba byo j zabi - westchn i popatrzy tsknie na
drzwi. - Moe jeszcze tam ley...?
- Suchaj, Beleth, to nie jest wane, czy ta wywoka yje, czy nie. Liczy
si, e najwyraniej wszyscy na nas poluj, bo chyba nie ma na tym wiecie i na
rwnolegych osoby, ktra by nie spiskowaa z Moronim.
- Czyby bya zazdrosna? - diabe przysun si do mnie z obuzerskim
umiechem.
- Ty, odsu si od niej - Piotrek odepchn go. - Miaa zawa. Tlen jej
zabierasz.
- Milcz, synu Adama - warkn.
- Spokj! Natychmiast si uspokjcie - rozkazaam. - Beleth, mw, o co tu
chodzi!
Diabe niechtnie usiad na brzegu ka, ale przysun rk w taki
sposb, eby dotyka mojego uda.
- Byem samotny, kiedy wrcia na Ziemi do swojego miertelnika i na
dodatek o mnie zapomniaa. Wtedy pojawia si nowa diablica. Przyznam, e
rude mnie nie interesuj. Z natury s wredne i puszczalskie, ale nie miaem
wyboru. Z nikim innym by nie mogem. Ona bya pod rk... Ale biust
powikszya sobie ju w Piekle, jeli chcesz wiedzie.
Nie chciaam wiedzie. Jednak dowiedziaam si, e szalona diablica nie
oszukiwaa. Chyba mielimy spore kopoty. Biorc pod uwag aparycj Beletha,
mogy nam siedzie na karku dziesitki dziewuch napalonych na jego
nadprzyrodzone przyrodzenie.
Ciekawe, jak bardzo nadprzyrodzone?

Zaczerwieniam si. Na szczcie nikt nie sysza moich myli. Piotrek


miertelnie by si na mnie obrazi, a Beleth...
No dobra, on by si ucieszy.
- Poza tym ty w tym czasie bya z Piotrem - zauway diabe. - To chyba
jestemy tak samo winni wzajemnej zdrady.
- eby si zdradza, musielibycie ze sob by - skomentowa zoliwie
Piotrek.
- Jestemy ze sob zczeni - odpar z wyszoci Beleth. - Moe nie
fizycznie, ale psychicznie na pewno.
- Co robimy? - westchnam ciko, przerywajc ich dyskusj. Czuam si
nieswojo, gdy przy mnie rozmawiali o ewentualnych zwizkach w naszym
trjkcie. - Skoro ju nie pimy, to idziemy po t ko niewinitka i piercie?
Ciekawe, czy czeka nas za to ekskomunika...? Ekskomunika, hm... Trafia
si wtedy do jakich zawiatw, czy od razu posyaj delikwenta do Tartaru?
- Chodmy - Piotrek wsta i poda mi rk. Skorzystaam z pomocy przy
wstaniu z ka, jednak tym razem nie zakrcio mi si w gowie. Dobry znak.
W tej chwili usyszelimy zza okna syren alarmow i gos demona
skrzeczcy przez megafon:
- W budynku dokonano zamania paragrafu 6, przepisu o numerze 6
mwicego o wzajemnym postpowaniu osb obdarzonych moc piekieln.
Wiemy, e na terenie budynku znajduje si diablica w cikim stanie. Oprawca
bd oprawcy proszeni s o opuszczenie lokalu i udanie si na rozmow z
Szatanem. Powtarzam...
Wysuchalimy jeszcze pi razy tego samego komunikatu. Szstka
krlowaa i w tym momencie. Pewnie musieli powiedzie to sze razy, bo
inaczej spisany w szeciu kopiach protok postpowania by si nie zgadza.
Chyba trzeba si przenie do wczeniej wspomnianego Tartaru. Tylko
tamtejsze wadze, o ile takowe istniej, jeszcze nas lubi.
A lubi najwyraniej dlatego, e nie znaj. Spojrzaam pytajco na
Beletha. Moe powinnimy uciec przez drzwi, uywajc klucza diaba?
Jednak przystojniak sta zamylony. W kocu westchn:
- Czyli ona jednak yje, a ju mylaem...
- Na terenie caego budynku zostay zamknite przejcia. Oprawco, bd
oprawcy, nie macie sposobu ucieczki za pomoc mocy piekielnych. Jestecie
proszeni o natychmiastowe udanie si do gwnego wejcia i oddanie w nasze
rce. Powtarzam...
Na wypadek gdybymy byli gusi, znowu wyduka pi razy ten sam
komunikat. Mj pomys z drzwiami zosta brutalnie przekrelony.
Skierowaam si w stron wyjcia.
- Co robisz? - zapyta zdziwiony Piotrek. - Chcesz si podda?
- Oni s do zapalczywi - odparam. - Chyba nie mamy innego wyboru.
Beleth nie protestowa. Ruszy za mn potulnie.

Pchnam zote wrota prowadzce do piknych ogrodw Kleopatry. Ich


rozmach take wzbudza zachwyt. Jednak tym razem nic nie zobaczyam,
olepiona przeraajco biaym wiatem, ktrym dostaam prosto po oczach.
Zakryam je domi, gono przeklinajc demona, ktry wycelowa we mnie
lamp.
Szybko stworzyam sobie na nosie okulary odporne na te byski. Mogam
si swobodnie rozejrze.
Przyznam, e byam pod wraeniem. Pieko zorganizowao akcj
poszukiwawcz znacznie lepiej od Nieba. Byo naprawd wszystko. Kilka setek
demonw w czerwonych odblaskowych kombinezonach z czarnymi ochronnymi
kaskami odrobin przypominajcymi czapk Lorda Vadera celowao w nas
reflektorami. Paac Kleopatry by aktualnie lepiej owietlony od wiey Eiffla i
Big Bena razem wzitych.
Mniej wicej kolejne dwie setki pokurczy skradao si z widami.
Wiedziaam! Ja po prostu wiedziaam!
Od dawna podejrzewaam, e wszystkie istoty nadprzyrodzone
mieszkajce w Piekle posiadaj widy. Wreszcie miaam na to dowd! Ha!
- Beleth, czy ty te masz widy? - zapytaam.
Mimo wszystko takie narzdzia bardziej pasoway mi do diabw ni
demonw.
- Tak, ale nie takie badziewie. Moje s pozacane - odpar, take
podziwiajc ca scen przez okulary przeciwsoneczne.
- Po co ci one? - patrzyam, jak demony podchodz niepewnie coraz
bliej. Bay si bardziej ni my. - Dgasz nimi satanistw, jak si wkurzysz?
- Nie - pokrci gow. - To bro paradna. Od czasu do czasu Lucek
organizuje parady, w ktrych obowizkowo musimy bra udzia. Kady z nas
powinien nie wtedy widy.
Nie cakiem takiej odpowiedzi si spodziewaam. Niski demon odway
si do nas podej. Zdj z gowy hem.
- Pjdziecie teraz ze mn - warkn.
Ze zdziwieniem zauwayam, e nie ma kw. Rwno spiowane nie
wystaway zza warg. Nie mogam w to uwierzy! Czyby Lucyfer wreszcie
zadba o ich higien i zaatwi im dentystw?
To zbyt pikne.
Potulnie ruszylimy za demonem. Otaczao nas kilka innych potworkw,
z prawdziwym zaangaowaniem ciskajcych widy. Odniosam niemie
wraenie, e miay ochot nas dgn, ale si powstrzymyway.
Podr na piechot bya uciliwa i nudna. Kleopatra nie mieszkaa zbyt
blisko centrum. Wolaa, eby jej posiado majestatycznie wznosia si na
horyzoncie, ni staa przy gwnej arterii miasta. Wystarczyo kilka dni z
mocami diablicy i ju si odzwyczaiam od normalnych sposobw
przemieszczania. aosne.

Niczym nieoznakowanym wejciem w szarym budynku na rogu, ktry


przypomina zamknity warzywniak, weszlimy do niekoczcego si biaego
korytarza. Najwyraniej piekielny Urzd mia liczne boczne wejcia. Szatan
widocznie nie zamierza nas wprowadza przez swoj rezydencj.
Klaustrofobiczne korytarze osaczay mnie.
- Moglibycie je przemalowa - zasugerowaam idcemu obok mnie
demonowi w hemie.
Zapewne mnie nie usysza, bo zdj czarn oson.
- H? - warkn, ale nie splun na mnie przy okazji. On take mia
spiowane ky.
- Mwi, e moglibycie przemalowa ciany - powtrzyam. - Te
wygldaj jak szpitalne.
- H? - chyba nie zrozumia.
- Niewane...
Jeden z pracownikw Lucyfera nis skonfiskowany plecak z tak min,
jakby znajdowaa si tam jaka bro masowego raenia. Na przykad wierto
dentystyczne.
W kocu stanlimy przed drzwiami z numerem 6666, prowadzcymi do
sekretariatu Szatana. Demony wprowadziy nas do rodka. Cierpliwie
czekalimy na wind. W kabinie byo bardzo ciasno.
Poczuam, e kto maca mnie po pupie. Nie by to Piotrek, bo miaam go
przed sob. adnego z demonw raczej te nie posdzaam o takie spoufalanie
si z winiem. Jeszcze by ich Lucek zdegradowa.
Zostawa tylko...
Spojrzaam na przystojnego diaba, ktry puci do mnie oko spod
swojego czarnego irokeza. Do zacza uciska mj poladek.
Bez enady, oczywicie najpierw upewniwszy si, e nikt nie patrzy,
wycignam rk i zapaam go za wybrzuszenie z przodu spodni.
- Mhm... - mrukn.
Zacisnam palce, eby nie mia wtpliwoci, dlaczego moja rka si tam
znalaza.
- Uch... - jkn.
Do z mojego poladka natychmiast znikna. Odgiam palce,
zadowolona z siebie.
Winda z lekkim szarpniciem zatrzymaa si na szstym pitrze. Drzwi
otworzyy si, ukazujc wntrze dobrze znanego nam gabinetu Szatana.
Za biurkiem siedzia Lucek. Oczekiwa nas.
Potulnie weszlimy do rodka. Twarz wadcy Piekie staa na nasz
widok. Wykrzywi si ze zoci.
- Beleth! Co ty tu robisz?! Przecie si umawialimy!!! - warkn,
zrywajc si na rwne nogi.

Otaczajce nas demony skuliy si ze strachu. Najwyraniej Szatan, gdy


jest wcieky, zachowuje si jak dziewczyna z PMS-em. Wyywa si na
wszystkich, a zwaszcza na niewinnych.
- Jakie umawialimy? - zapytaam zirytowana.
W tym momencie Lucek zauway mnie i Piotrka, a take swoich
podwadnych, ktrzy ju si przynajmniej nie linili ze strachu.
- WON! - rykn na demony.
Nie trzeba im byo drugi raz tego powtarza. Cz wskoczya z
powrotem do windy, a ci, ktrzy nie dali rady, zwiali drzwiami. Zostalimy sami
z rozwcieczonym Szatanem.
- Usidcie - rozkaza, tworzc przed swoim biurkiem dodatkowe dwa
krzesa.
- Wyjanisz mi, o co chodzi z tym caym umawianiem? - zajam
wskazane mi miejsce.
- A ty mi wyjanisz, czemu znowu wpakowaa si w kopoty? - zapyta z
przeksem.
- Karma - wzruszyam ramionami.
Lucyfer zacisn usta w wsk kresk. Blond loki opady mu na czoo.
- To moe ja wytumacz - Beleth odwrci si do mnie. - Jaki czas temu
dobilimy z Luckiem, ekhm, Szatanem, pewnego targu. Mianowicie ja, w
zamian za jabko, miaem raz na zawsze usun Azazela z Piekie. Udao mi si
to w pewnym stopniu. Co prawda, podejrzewaem, e atwiej zdobdziemy
anielskie obywatelstwo - teraz zwrci si z przepraszajc min do Lucyfera ale wiesz... sprawy w Administracji odrobin si przecigaj...
- Tak - mrukn tamten. - Syszaem o waszej przejadce po Jeziorze
Czasu, gupcy.
- Niemniej Azazel nadal jest w Niebie, zamknity na cztery spusty, a
nawet sze, a kto wie, czy nie na siedem, nie wiadomo na jak dugo - zauway
z umiechem przystojny diabe. - Nie moesz wic zarzuci mi cakowitej
niesownoci.
rednio zadowolony z tego obrotu sprawy Lucyfer mrukn co pod
nosem. Czyli to dlatego Szatan nie zdziwi si na mj widok w Piekle i uatwia
mi wszystkie formalnoci. Zdenerwowao mnie to. Czy w zawiatach wszyscy
mieli jakie tajne ukady?
- Hej - zirytowaam si. - A dlaczego ze mn nikt nie spiskowa, co?
- Bo jeste za szlachetna - wyjani mi Szatan. - Ciebie nawet nie warto
pyta...
Zaspiam si.
- Spiskowaa z Moronim - przypomnia Piotrek, usiujc poprawi mi
humor.
- On si nie liczy - wtrci Beleth. - Spiskowa z ni tylko dlatego, e mia
nadziej, e Wiki bdzie szlachetna. Nie sdzi, e moe mu ukra przedmioty

potrzebne do zdobycia wadzy nad wiatem. A tu taka niespodzianka! - jego


spojrzenie byo pene dumy.
Mio, e chocia jego nie zawiodam.
- Jakie zdobycie wadzy nad wiatem? - zainteresowa si Lucyfer.
Wyjanilimy mu wszystko cznie z opowiedzeniem oglnikowo o
przedmiotach znajdujcych si w plecaku Piotrka, ktrego w midzyczasie
przedstawiam Szatanowi. Nie wdawalimy si w szczegy, co musielimy
zdoby. Gdybymy to zrobili, musielibymy przyzna si Luckowi, e
myszkowalimy w jego gabinecie.
Wadca Piekie kiwa gow zamylony. Wydawao si, e sucha nas
jednym uchem.
- A czy wrd tych przedmiotw nie powinno by przypadkiem jabka z
Drzewa Poznania Dobra i Za? - zapyta. - Pasowaoby mi.
- Nie - odparlimy zgodnym chrkiem.
Pomimo e nie uzgadnialimy wczeniej zezna, doskonale wiedzielimy,
co by si z nami stao, gdyby pozna prawd. Szatan zerkn niespokojnie na
swoj jabonk, a potem na nas.
- Na pewno? - upewni si.
- Ale oczywicie - potwierdzi Beleth, posyajc mu szeroki umiech.
Chyba dlatego, e to wanie diabe mu odpowiedzia, Lucyfer nie
uwierzy. Przykucn przy drzewku i zacz przelicza owoce. Po chwili,
najwyraniej zadowolony z ogldzin, wrci na swj fotel.
- A ta caa Phylis, przeyje chocia? - zapyta od niechcenia.
- Chyba tak - Beleth wzruszy ramionami. - Chocia lepiej byoby si jej
pozby.
- Taa... te jej nie lubi. Strasznie pyskata jest - westchn Lucek.
Piotrek posa mi zszokowane spojrzenie. No tak... on jeszcze si nie
przyzwyczai do tego, e potne istoty, jakimi byy diaby, raczej nie
przejmoway si czyim yciem i istnieniem.
- To co teraz, skoro ju omwilicie spraw Phylis? - warknam.
Beleth posa mi rozbawione spojrzenie.
- Ona naprawd nie bya dla mnie wana, kochanie. Poza tym
przypominam, e ty w tym czasie bya z Piotrem. Mimo to uroczo, e jeste
zazdrosna.

Rozdzia 41
Szatan posa mi zmczone spojrzenie. Mia lekko podkrone oczy.
Chyba nawet pomimo pozbycia si z Pieka wiecznie wtrcajcego si Azazela
nadal mia duo roboty.
- Co teraz? - swoje pytanie skierowaam do niego. - Zamkniesz nas w
wizieniu, skaesz za prb morderstwa Phylis, a moe wymylisz co jeszcze
innego?
- Chyba nie bd taki - umiechn si i podrapa po brodzie. - Z tego, co
mi opowiedzielicie, zapowiada si na to, e Moroni pragnie opanowa wiat.
Ciekawe, jak w jego wizji ma wyglda Pieko?
- Wspomina, e zamierza je zatrzyma, bo bez Pieka nie byoby Nieba przypomniaam sobie z grubsza jego sowa.
- Taaak... Mio z jego strony... - westchn ciko. - Tylko ciekawe, czy
chce je zachowa w tej formie... Wiedziaem, e z nim jest co nie tak. Od razu
wyda mi si podejrzany, kiedy nie chcia przystpi do mojej rewolucji,
pomimo e wczeniej mi pomaga.
Spojrza na nas. Chyba nie spodobao mu si to, co zobaczy.
- Nie zamierzam nic z wami robi. Macie zapewniony azyl w Piekle jako
moi obywatele. Nie mam zamiaru wydawa was Gabrielowi, a on nie moe mi
kaza tego zrobi. Oczywicie jakby kto pyta, to ja nie mam zielonego pojcia,
cocie zrobili i co ukradli.
Pokiwalimy gowami.
- A w ogle to Gabriel nie chcia was wysucha? - chcia wiedzie
Szatan.
- Nie prbowalimy nawet z nim rozmawia - wyjani Piotrek. - Wysa
za nami anioy z mieczami.
- I golemy... - mrukn ponuro Beleth.
- Konserwatywny gupek - zakpi Lucek. - A wracajc do Moroniego, to
radz wam czym prdzej ruszy na poszukiwanie ostatnich dwch kluczy. Z
ca pewnoci ju si na nie rzuci. Musicie go wyprzedzi.
To chyba by nasz plan na dzi.
- Zajm si Phylis. Moecie si ni nie przejmowa. Nie bdzie wicej
prbowaa was zniszczy - uspokoi nas. - Czy jeszcze kto w Piekle jest w
jakikolwiek sposb powizany z Moronim?
- Nie - odpowiedzielimy zgodnym chrem.
adne z nas nie zamierzao dawa Szatanowi wskazwek w sprawie
powiza Kleopatry z anioem. Po pierwsze dlatego, e bya nasz przyjacik,
a po drugie - wolelimy nie mie w niej wroga. Lucek pewnie krzywdy by jej
nie zrobi.
Ale ona nam tak...

- Postaram si te jako wam pomc - Lucek zamyli si. - Oczywicie


na moj bezporedni pomoc nie macie co liczy, ale... Moroni moe was
zaatakowa przez swoich wyznawcw. Wiem, e Beleth zlikwiduje ich bez
najmniejszych skrupuw, ale wy na pewno zawiedziecie na tej linii.
Posa znaczce spojrzenie mnie i Piotrkowi.
- Moje demony bd wam pomaga - umiechn si zadowolony, e
wpad na tak proste rozwizanie. - W razie potrzeby mog wszystkim wmwi,
e wyrway si na wolno i ruszyy waszym ladem, bo mylay, e z
rebeliantami bd dobrze si bawi. Wystarczy, e sze razy zawoacie w
mylach: Lucyfer jest najwspanialszym wadc Piekie i nikt przenigdy nie
bdzie lepszy od niego, a pojawi si z odsiecz.
Nie zdziwio mnie to. Ani troch.
- Nieco nie za dugie jak na haso ratunkowe? - zapytaam. - Nie moe by
po prostu: Szatanie, pom?
- Nie. To, co ja wymyliem, bardziej mi si podoba.
Ju nie mielimy o czym dyskutowa. Podj ostateczn decyzj.
- To chyba moecie ju i - Lucyfer sign po jakie papiery na biurku i
zacz udawa, e czyta je z uwag.
Beleth ju zacz podnosi si z krzesa, ale ja nie ruszyam si z miejsca.
Miaam jeszcze jedn spraw do wadcy Piekie.
- Chcemy ci poprosi o obywatelstwo dla Piotrka - powiedziaam.
- Co prosz? - Szatana, kolokwialnie mwic, zatkao. - Nie przyznam
obywatelstwa miertelnikowi.
- Nie jest zwykym miertelnikiem. Ma Iskr Bo jak ja, poza tym take
zjad jabko.
Zdruzgotane spojrzenie Szatana atwo byo zinterpretowa. Osobicie
odczytaam je jako: Ponownie jaki miertelnik poway si sign po
zakazany owoc znajdujcy si pod moj opiek przez tyle tysicy lat!.
Oczywicie mona byo te zinterpretowa to w prostszy sposb jako:
Co?! Znowu?!.
Wiedziaam, e si ucieszy.
- To jak? - umiechnam si do niego zachcajco.
Szatan wiedzia, e Piotr nie jest obywatelem Pieka. Liczy na to, e si
nie zorientujemy i e ewentualny azyl go nie obejmie. Nie ze mn te numery!
Caa krew odpyna Luckowi z twarzy, ale sign do szuflady biurka po
odpowiednie formularze. Szybko je wypeni, sarkajc pod nosem. Zrobi sze
kopii i poda Piotrkowi do podpisu.
- Moe dom te mam mu przydzieli? - mrukn niezadowolony.
- Jak znajdziesz czas, to moesz przydzieli mu jak adn rezydencj odpowiedziaam bezczelnie.
yka na lekko poznaczonym zmarszczkami mimicznymi czole Szatana
zacza pulsowa.
- Nie powinnicie ju i? - zapyta. - Moroni pewnie was wanie ubiega.

Poegnalimy si z nim krtko i wsiedlimy do windy. W sekretariacie


Szatana w podziemiach Urzdu nie byo Belfegora. Widocznie szef wysa go
gdzie w jakiej wanej sprawie.
Stanlimy przy gadkiej cianie i spojrzelimy po sobie.
- To jak? - Beleth umiechn si wyranie zadowolony z czekajcej go
przygody. - Idziemy?
Kiwnam gow i spojrzaam krytycznie na swoje ubranie. Skoro miaam
grzeba w ludzkich szcztkach, to wypadaoby mie strj odporniejszy na
zabrudzenia. Stworzyam na sobie dinsy i wygodne, w miar wodoodporne
buty, a take kurtk. Bya wczesna wiosna, mogam zmarzn.
Moliwe, e byam prna, bo zadbaam, eby wszystkie elementy stroju
byy adne i pasoway do siebie kolorystycznie.
Pstryknam palcami, przebierajc take Piotrka. Nie by tym
zachwycony. No dobra... moe odrobin przesadzaam z dbaniem o niego. W
kocu nie bylimy ju par.
Zerknam na diaba. Powinnam mu o tym powiedzie. Ciekawe, jakby
zareagowa? Ucieszyby si, a moe uzna, e nasza gra ju nie bdzie teraz a
tak zabawna?
Beleth przekrci klucz. Przed nami pojawiy si jego kolorowe drzwiczki.
- Szybko - popdzi nas i przeskoczy przez prg.
Pobieglimy za nim. Po drugiej stronie zaatakowa nas haas i dziesitki
ludzi biegncych w rne kierunki w szarym tunelu. Niedaleko sta chopak z
gitar i przyglda nam si zbaraniay. Najwyraniej zauway pojawiajce si
drzwi.
Rnokolorowy tum, w ktrym przewaali ludzie ciemnoskrzy, porwa
nas w stron wyjcia. Bylimy w paryskim metrze.
Piotrek zapa mnie za rk, ebym si nie zgubia, i pocign za
Belethem w stron schodw. Wybieglimy na plac Denfert-Rochereau.
Byam kiedy w Paryu, ale nie znaam tej jego czci. Nie miaam
pojcia, gdzie mogoby by wejcie do katakumb. Rozejrzaam si dookoa, ale
nigdzie nie widziaam olbrzymiego napisu czy strzaek.
- Gdzie...? - urwaam.
Piotrek pocign mnie w stron niepozornego, niskiego budyneczku,
przed ktrym nie byo kolejki, tak jak przy innych paryskich zabytkach.
Katakumby pene ludzkich szcztkw nie przycigay raczej rodzin z
dziemi, ktrym marzy si Disneyland.
Weszlimy szybko do rodka, uciekajc przed deszczem, ktry wanie si
rozpada. Przeszlimy przez mae pomieszczenie do kasy. Za szyb siedziaa
gruba Murzynka. Spojrzaa na nas znudzona znad gazety.
- Trzy bilety, prosz - powiedziaam poprawn francuszczyzn.
Podobao mi si to, e po zostaniu diablic bez trudu posugiwaam si
wszystkimi jzykami wiata.
Dawao mi to znakomit uud, e jestem wybitnie inteligentna.

- 24 euro - odpowiedziaa kasjerka.


- 8 euro za bilet?! - oburzyam si.
Przecie to byo jakie 32 zote! Rozbj w biay dzie!
- Studenci 4 euro za okazaniem legitymacji - wyjania beznamitnym
tonem. - Macie legitymacje?
Chyba nie byam pierwsz osob, ktr porazia cena biletu.
- Wiki, daj spokj - westchn Piotrek.
Stworzy potrzebne pienidze i poda kobiecie. I w ten oto sposb
odrobin zdewaluowalimy euro.
Podalimy zakupione bilety starszemu panu za bramk. Z dobrotliwym
umiechem wskaza nam krte schody prowadzce w czelu.
Powoli zaczlimy schodzi w d. Na oko jakie dwadziecia, moe
dwadziecia cztery metry pod poziom ulicy.
Na dole stanlimy w maym pomieszczeniu obwieszonym zdjciami
sprzed kilkudziesiciu lat, ktre przedstawiay cae rodziny przychodzce na
zwiedzanie katakumb owietlonych pochodniami i lampami.
To dlatego, e wtedy jeszcze nie byo Disneylandu.
Beleth opar si o cian obok mnie. Rozpita czarna koszula ukazywaa
gadk pier. Nie stworzy sobie kurtki, chocia na pewno byo mu zimno. Pod
ziemi panowa piwniczny chd.
- To jak? - zapyta niskim, aksamitnym gosem. - Idziemy w jakie
ciemne ustronne miejsce?
- Idziemy po ko, a potem po piercie - ruszyam przodem.
Od razu wdepnam w mulist kau. Wolaam nie zastanawia si, z
czego byo to boto. Na szczcie mieszkacy tego cmentarza ju dawno si
rozoyli.
Korytarz, ktry odchodzi od niskiego pokoju, przypomina ciemn
piwnic. Miejscami na cianie wisiay lekko owietlone tabliczki opisujce
histori tego niesamowitego miejsca.
- No i gdzie te koci? - westchnam zmczona po pitnastu minutach
marszu.
Miaam wraenie, e ta pseudopiwnica nigdy si nie skoczy. Minlimy,
owszem, do ciekawe paskorzeby stworzone przez osiemnastowiecznych
pracownikw kamienioomw, ale poza tym nie byo zbyt wielu rozrywek.
Nasz korytarz nie mia adnych odgazie. Wszystkie byy szczelnie
pozamykane kratami, eby aden turysta nie zabka si w tym labiryncie.
- Jeszcze kawaek - odpar skwaszony diabe.
By zy, e si do niego nie odzywaam i ignorowaam go, odkd usiowa
mnie obmaca kilka minut temu, a Piotrek mu za to przywali porzdnie w splot
soneczny. Zajty osaczaniem mnie Beleth nawet nie zauway pici chopaka.
Za to teraz czujnie obserwowa go spod rzs.

Martwiam si o Piotrka. Chcia dobrze. Najwyraniej uzna, e skoro sam


ze mn nie bdzie, to nie dopuci do tego, eby diabe sprowadzi mnie na z
drog. Mj tata pewnie by temu przyklasn, ale Beleth zachwycony nie by.
W kocu doszlimy do sali, od ktrej odchodzi kolejny niepozorny
korytarz oznaczony tabliczk: Arrete! Cest ici lempire de la mort.
- Zatrzymaj si! Tu zaczyna si imperium mierci! - przeczyta ciszonym
gosem Piotru.
Dreszcz przebieg mi po plecach. Byam bardzo ciekawa tego co za
chwil zobacz. Chocia ostatnio obcowaam ze zmarymi na co dzie,
poczuam niezrozumiay niepokj.
Weszlimy do rodka. Pocztkowo sdziam, e po obu stronach przejcia
cignie si uoony z dziwnych cegie, okoo ptorametrowej wysokoci mur.
Myliam si. Byy to koci piszczelowe uoone bardzo skrupulatnie,
jedna na drugiej, w taki sposb, e naszym oczom ukazyway si jedynie ich
gwki.
Wgbi, za caym szpalerem, znajdoway si uoone pozostae czci
szkieletw. Powoli szlimy, kierujc si do szkieletw pochodzcych z
Cmentarza Niewinitek. Korytarz wydawa si jeszcze duszy od poprzedniego
Momentami wygldao to do makabrycznie. Najwyraniej ludzie,
ktrzy chowali tych zmarych uznali, e uoenie co jaki czas czaszek w ksztat
krzya albo serduszka bdzie dobrym pomysem. Ja jednak miaam co do tego
pewne wtpliwoci. Gdzie w oddali usyszelimy ludzkie gosy. Najwyraniej
jacy turyci szli za nami tras wycieczkow.
Minlimy znudzonego stranika przysypiajcego na krzeseku.
- Co za straszna robota - mrukn Piotrek, kiedy ju si od niego
oddalilimy. - Wyobraasz to sobie? Siedzie tu caymi dniami: pilnowa, eby
ludzie nie robili zdj z fleszem i nie kradli koci.
- Masz racj - pokiwaam gow i podcignam suwak kurtki pod sam
szyj. - Czsto musi chorowa. Przecie tu jest okropnie wilgotno.
Chopak posa mi niedowierzajce spojrzenie.
- Miaem na myli nastrj, jaki panuje w tym miejscu - wyjani.
- Aaa, ha, ha, ha. No tak - zamiaam si sztucznie.
Beleth popatrzy na mnie znaczco. Zaczynaam si do niego upodabnia.
W kocu doszlimy do dziau obejmujcego szcztki paryan
pochowanych niegdy na Cmentarzu Niewinitek. Gosy za naszymi plecami
robiy si coraz dononiejsze.
- Pospieszmy si - popdzi nas Beleth, zerkajc niespokojnie w korytarz.
Stanam przed murem uoonym z koci.
- Ktr mam wzi? - zapytaam.
- Wszystko jedno - Piotrek sign po lec na szczycie.
- Hej, ja chc wybra - obruszyam si.

Ta, po ktr siga chopak, bya ukruszona. Kto wie, czy by dziaaa?
Signam po tak, ktra wygldaa, przynajmniej u nasady, na cakowicie
niezniszczon.
Szarpnam, ale nie ruszya si z miejsca. Leay tutaj, jedna na drugiej,
od dziesicioleci. Wygldao na to, e na skutek wilgoci i wielu innych rzeczy, o
ktrych wiedzie nie chciaam, skleiy si ze sob na stae.
Zapaam j obiema domi i szarpnam. Nie poruszya si. Oparam si
nog o te lece niej i jeszcze raz szarpnam.
- Wiki... - westchn Piotrek. - A moe sprbuj inn?
- Niech wemie t - zaprotestowa Beleth.
Najwyraniej jego nowa strategia polegaa na zgadzaniu si ze mn we
wszystkim.
- Ju wychodzi - stknam z wysikiem.
Ko rzeczywicie jakby odrobin si obluzowaa. Gosy si zbliay.
Szarpnam jeszcze raz z caej siy.
Nagle poleciaam do tyu. Piszczel wysun si z mlaniciem, zupenie
jakby kto go wczeniej trzyma i nagle puci.
Upadam na plecy prosto w kau.
- Udao mi si! - wysapaam, kiedy obaj doskoczyli do mnie, eby pomc
mi wsta.
W tym momencie schludny stos koci, pieczoowicie uoony, jeszcze
zanim si urodziam, zadra i z chrzstem zacz si na nas sypa.
Oj...
Po piszczelach zsuny si czaszki i kolejne czci szkieletw. Jedna z
czaszek wyldowaa tu przede mn. Miaam wraenie, e puste oczodoy
wpatruj si we mnie karccym wzrokiem.
Dobra, nie ma si czym martwi. Klasn zaraz w donie, a one uo si
tak samo, jak wczeniej leay. Nic zego si nie stao!
- Co si dzieje?! Kim jestecie?! - krzykn kto za nami aman
francuszczyzn. W jego gosie wyczuwao si silny angielski akcent.
Dobra, to chyba nie zd klasn w donie... Mam nadziej, e
waciciele tych szcztkw, ktrych spotkam w Niebie albo w Piekle, nie bd
na mnie za bardzo li za zbezczeszczenie ich miejsca wiecznego spoczynku.
Jak si okazao, wcale nie by tak wieczny.
Tu obok nas zatrzymaa si grupka mczyzn. Patrzyli na nas wrogo.
- To koci z Cmentarza Niewinitek - jeden z nich wskaza na tabliczk
obok nas.
- Kim jestecie? - zapyta drugi.
- Turysta - Beleth zamia si sztucznie i zacz si podnosi. - Nie
rozumiem po francuski. Nie wiem, co mwi ty.
Za jego przykadem zerwalimy si na rwne nogi. Wci ciskaam w
doni zdobyczny piszczel.

- Ko! Ukradli ko! - zacz si podnieca jeden z mczyzn. - To o


nich mwi nam prorok! To diaby! Musimy im przeszkodzi.
Moroni okaza si do szybki. Dziki swoim wyznawcom prdko
domyli si, o co chodzi z koci niewinitka, i wysa najdzielniejszych
mormonw do Francji. Szkoda, e wanie musielimy na nich trafi.
- apa ich!!!
liskie podoe nie uatwiao szybkiej ucieczki. Wydawao si, e jakim
cudem przeladowcy nas doganiaj.
- To si wpakowalimy - wysapa Beleth.
Jeden z mormonw uczepi si plecaka Piotrka i pocign go do tyu.
Wyhamowaam gwatownie w kauy.
- Piotrek! - krzyknam.
Mormon umiechn si zowieszczo.
- Nie wyjdziecie std ywi! - warkn. - Zajmiemy si wami, tak jak kaza
nam prorok.
Uznaam, e by to doskonay moment nie tyle do uycia mocy
piekielnych, co do wezwania odsieczy z Niszej Arkadii.
- Lucyfer jest najwspanialszym wadc Piekie i nikt przenigdy nie bdzie
lepszy od niego! - krzyknam.
Momentalnie wszystkie spojrzenia przeladowcw skieroway si w moj
stron. Odrobin zbiam ich z tropu moim okrzykiem wojennym.
Najgorsze byo to, e musiaam go powtrzy jeszcze pi razy.
- Lucyfer jest najwspanialszym wadc Piekie i nikt przenigdy nie bdzie
lepszy od niego! - wrzasnam.
Korzystajc z nieuwagi mormonw, Piotrek wyrwa si i min mnie
biegiem, apic po drodze za rk. Pdzilimy z caych si przed siebie.
- Lucyfer jest najwspanialszym wadc Piekie i nikt przenigdy nie bdzie
lepszy od niego! - wysapaam.
- Ty pomiocie Szatana!!! - wrzasn za mn rozwcieczony mczyzna. Jak miesz?!
Hm... Lucek by si chyba zdenerwowa. Wtpi, eby ucieszyy go
insynuacje, e moemy by spokrewnieni.
- Lucyfer jest najwspanialszym wadc Piekie i nikt przenigdy nie bdzie
lepszy od niego! Lucyfer jest najwspanialszym wadc Piekie i nikt przenigdy
nie bdzie lepszy od niego! Lucyfer jest najwspanialszym wadc Piekie i nikt
przenigdy nie bdzie lepszy od niego! - krzyczaam, tracc oddech.
Gdy tylko moje ostatnie sowo przestao rozbrzmiewa echem w pustych
korytarzach, nad naszymi gowami zgaso wiato.

Rozdzia 42
Olepieni zatrzymalimy si. Wszyscy, oprcz Beletha. Moe posiada
koci wzrok, bo nawet si nie zatrzyma, gdy ogarna nas ciemno.
Syszelimy teraz podniesione gosy mormonw, gdy nawoywali si w
korytarzu.
Lampy wiszce przy suficie zabysy kilka razy i rozwietliy na chwil
mrok. Zdyam dostrzec, e dookoa nas stao kilkanacie ciskajcych widy
demonw. Szczerzyy si wesoo w stron mormonw.
Zapaam Piotrka i pocignam na olep w stron wyjcia. Woln doni
szorowaam po chropowatej cianie. Demony zajm si pocigiem i skutecznie
go zatrzymaj. Gonicy nas mczyni byli zbyt przeraeni, eby stanowi
jakiekolwiek zagroenie.
Po chwili zobaczylimy w oddali przed sob wiato. Wbieglimy do
wysokiego pomieszczenia. Przed nami byo jeszcze jakie dwiecie schodkw i
oczekiwana powierzchnia.
- AAAAAAU! - za naszymi plecami kto zacz przeraliwie krzycze.
- CHICHICHICHICHICHICHICHICHICHI! - odpowiedzia mu
zowieszczy chichot.
Po plecach przebieg mi dreszcz. Nie wiedziaam, co demony zrobi
gonicym nas mczyznom, ale na pewno nie bdzie to nic przyjemnego.
Zaczlimy wspina si po schodach. W kocu, gdy czuam kady
misie w nogach i poladkach, dotarlimy na szczyt. W korytarzu panowaa
cisza. Nie byo sycha ani ludzi, ani demonw.
Dyszc ciko, wydostalimy si z budynku. W wskiej uliczce, na ktr
prowadzio niepozorne wyjcie, czeka na nas Beleth. Jak gdyby nigdy nic
popija kaw zakupion w maej kawiarence naprzeciwko. Wszystko w niej byo
w czaszki. Kubki, torby, ksiki. Blisko katakumb atwo naprowadzia
waciciela na odpowiedni i niepowtarzaln stylizacj knajpy.
- Ju? - zapyta spokojnym gosem.
- Tak, ju - warknam za, e nas zostawi. - Ale nie dziki tobie.
Musielimy wezwa na pomoc demony.
- Och, naprawd? - zdziwi si teatralnie. - To ja specjalnie si oddaliem,
eby twj rycerzyk mg stan w obronie swojej ukochanej, a ty wezwaa
demony? aosne.
Posa kpice spojrzenie Piotrkowi, ktry zagotowa si cay ze zoci.
- Tak? - teraz ja zapytaam. - A byam przekonana, e uciekae gdzie
pieprz ronie, bo sdzie, e Moroni da swoim poplecznikom gorejce miecze.
- Jeli ju to fanatykom, a nie poplecznikom - sprostowa. - Poza tym to
nieprawda.
Nie mia wicej argumentw do wypowiedzenia. Wzruszy tylko
ramionami. Oznaczao to, e trafiam w sedno.

- Ko ju maj - Piotrek cign nas na ziemi. - Jako pierwsi musimy


zdoby piercie papieski, inaczej przegramy.
- No prosz, rycerzyk si spieszy - prychn rozdraniony diabe.
- Kto musi - odpowiedzia mu lakonicznie Piotr. - Tobie najwyraniej nie
zaley na powodzeniu naszych poszukiwa.
Beleth zme przeklestwo w ustach.
- Idziemy? - przerwaam.
Nastrj naszej trjki by koszmarny. Wszyscy skakali sobie do oczu.
- W takim razie Watykan - warkn diabe i wsun swj klucz w cian
budynku. Nastpnie szarpn ze zoci drzwi i przeszed przez prg, eby
rozejrze si, czy po drugiej stronie jest bezpiecznie.
W tej chwili nad naszymi gowami rozleg si zgrzyt metalu. Midzy
budynkami bysno zoto.
- Golemy! - krzyknam.
Razem z Piotrkiem przeskoczylimy przez drzwi.
Po drugiej stronie przejcia znajdowaa si maa uliczka tu obok placu
witego Piotra. Rozejrzaam si niespokojnie po niebie w poszukiwaniu
mechanicznych potworw. Wydawao si, e towarzyszcy nam diabe nawet
nie zauway ich poprzedniego ataku.
Szlimy za Belethem, ktry miao ruszy na sam rodek placu. O tej
porze roku nie spodziewaam si tumu turystw, jednak do spora ich liczba
bkaa si przed bazylik.
Stanlimy przy fontannie Berniniego tu pod egipskim obeliskiem,
jednym z trzynastu znajdujcych si obecnie w Rzymie. Ten kiedy by ozdob
cyrku Nerona.
Kleopatra miaa racj. Egipt by wszdzie. Nawet w Watykanie.
Diabe podziwia imponujcych rozmiarw koci. Nie odzywa si do
nas.
Rozejrzaam si dookoa. Nie miaam pojcia, gdzie mgby znajdowa
si teraz papie. Mg by wszdzie.
- Jeste na witej ziemi. Nie powiniene zacz sycze z blu i si pali?
- zapytaam Beletha, eby zmieni temat i troch poprawi mu humor.
Odwrci si w moj stron. Zo znikna z jego twarzy, powrci za to
obuzerski umiech.
- Skarbie, tak mog robi co najwyej wampiry - odpar. - Diaby na
pewno nie.
- To wampiry istniej? - szczerze si zainteresowaam. Pki ksigarni w
Polsce a uginay si od powieci o wampirach i miertelniczkach, w ktrych si
zakochali.
Posa mi znaczce spojrzenie.
- Moe w wilkoaki te wierzysz? - zapyta.
No tak...
- To gdzie ten papie? - westchnam.

- Popatrzcie - zaordynowa i machn rk nad wod fontanny.


Woda zagotowaa si, a po chwili jej powierzchnia uspokoia si,
ukazujc nam obraz staruszka ubranego w szar kurtk, ktry spacerowa po
parku pozbawionym lici o tej porze roku.
Beleth cmokn.
- Castel Gandolfo? - zapyta Piotrek.
- No prosz, rycerzyk si pozna - zakpi Beleth.
- Moesz przesta mnie tak nazywa?
Potrzeba byo czasu, eby wyprowadzi Piotrka z rwnowagi. Jednak
istniaa szansa, e niedugo diabu si to uda.
- A co? Nie podoba ci si, rycerzyku? - Beleth delektowa si tym
okreleniem.
Nie poznawaam go. Wielokrotnie tumaczy mi, e jest przedwieczn
istot, ktr bawi ludzkie zachowania i saboci. By niczym staruszek wrd
przedszkolakw. A co teraz robi? Zachowywa si jak zazdrosny, pryszczaty
szesnastolatek. Jak czowiek. Nie wiem dlaczego, ale wzbudzio to moj
sympati. Mia wady. Nie by idealnym pomieniem Boga.
Mino nas kilku gwardzistw papieskich. Ich kolorowe stroje
zaprojektowane przez Michaa Anioa raziy w oczy. W skrytoci ducha
podejrzewaam, e byli tak ubierani nie ze wzgldu na tradycj, ale raczej na
poczucie humoru duchownych.
Podobay mi si ich to-fioletowo-czerwone stroje. Wprowadzay troch
wesoego rozgardiaszu do stonowanego i spokojnego Watykanu. Oczywicie
gwardzici nie byli weseli. Zachowywali kamienne oblicza, gdy rozbawieni
turyci robili im zdjcia. Peen profesjonalizm.
- To poszukajmy ciany - ochoczo zaproponowa Beleth.
Wrcilimy do zacienionej uliczki i przekroczylimy przejcie stworzone
przez diaba. Po drugiej stronie przywita nas park pozbawiony lici, ale mimo
to bardzo adny. Wyobraziam sobie, jak musia wyglda na wiosn lub latem.
Zaczlimy si skrada w stron, po ktrej spacerowa papie. Chyba
chcia wybra si na samotn przechadzk, bo ochroniarze zostali w pewnym
oddaleniu. Mogam si zaoy, e cay park by obstawiony, ale kto mgby
podejrzewa, e niepowoani gocie mog dosta si do parku, wchodzc przez
db korkowy o wyjtkowo szerokim pniu.
Papie, nie zauwaajc nas za swoimi plecami, usiad na niskiej aweczce
na szczycie niewielkiego wzniesienia. Przed sob mia widok na cay park.
Spojrzaam na Beletha. Nie wiedziaam, co powinnimy zrobi, eby go
nie przestraszy. By w kocu osob duchown, a my... no c... bliej nam byo
do wysannikw Piekie ni ludzi. Diabe pokiwa przeczco gow i wskaza na
mnie, a nastpnie na papiea.
Co? Sama mam go zapyta o piercie? Nie chc!
Piotrek wzi mnie za rk i umiechn si uspokajajco. Nastpnie
pocign mnie lekko w kierunku starszego mczyzny. Beleth zmarszczy brwi.

Ju nie starajc si by cicho, podeszlimy do papiea. Nie chcielimy go


przestraszy.
- Dzie dobry - powiedziaam po wosku. - Czy moglibymy
porozmawia z Wasz witobliwoci?
Staruszek drgn zaskoczony i odwrci do nas swoje mdre oczy.
- Tak, dziecko? Co wy tu robicie? Strae was przepuciy? - mia
schrypnity, chropowaty gos.
Spojrzelimy po sobie z Piotrkiem. Nie naleao kama papieowi.
- Weszlimy tutaj ukradkiem - powiedzia Piotrek. - Wiemy, e nie
powinnimy, ale musielimy z Wasz witobliwoci porozmawia.
Staruszek opar si na awce. Jego spojrzenie nie byo ju zaniepokojone.
Byo raczej pene dobroci i dobrych chci. Mile mnie tym zaskoczy. Nie
przepdzi nas, nie wykl. Chcia nas wysucha.
- Jestem Wiktoria, a to Piotrek - przedstawiam nas. - Pochodzimy z
Polski. A to Beleth. Beleth... nie jest czowiekiem...
W tym momencie diabe take podszed do awki. Musia mie w kocu
swoje wielkie wejcie.
- Witaj, padre - odezwa si niskim gosem.
Papie cign brwi, przygldajc si naszemu towarzyszowi, ktrego
zachowanie nie wskazywao na to, by czu si oniemielony.
- Beleth? - zapyta papie, a jego oczy rozszerzyy si ze zdumienia. - Czy
to nie jest jedno z imion pomiotu Szatana?
Diabe skrzywi si.
- Nie przyznaj si do adnego powinowactwa z Lucyferem - odpar
zgorszony. - Jestem zwykym, szanujcym si diabem. Boisz si mnie, padre?
- Nie ulkn si si ciemnoci - odpar z godnoci papie. - Czego ode
mnie chcecie?
Byam pod wraeniem. Nie do, e od razu nam uwierzy, to jeszcze
potrafi stawi czoo. Poczuam dum, e Kocioem kieruje taki mdry
czowiek.
Beleth prychn zniesmaczony. Uwaa Ojca witego za kolejnego
sabego czowieka. Myli si.
- Potrzebujemy twojej pomocy - powiedziaam. - Wa si losy Nieba i
Pieka. Jeden z aniow, anio Moroni, pragnie zdobycia boskiej wadzy.
Powstao wielkie zamieszanie. Usiujemy mu w tym przeszkodzi powiedziaam.
- Co prawda, teraz pomaga nam przedstawiciel Pieka, co moe by
mylce, ale naprawd dziaamy w susznej sprawie - doda Piotrek. - Musisz
nam uwierzy.
- Moroni? - upewni si papie. - To imi faszywego proroka.
Poczuam ulg. Jak dobrze byo rozmawia z kim, kto wiedzia, o co
chodzi, bez zbdnych tumacze.

- Tak. Moroni usiuje zebra dziewitnacie kluczy, ktre pomog mu


zdoby boskie moce - znowu zaczam mwi. - Zamierza przej wadz nad
Niebem, Ziemi i Piekem. Nie moemy do tego dopuci. Usiujemy go
wyprzedzi, by zdoby potrzebne mu przedmioty, zanim on do nich dotrze.
- A jaka jest w tym moja rola? - zapyta papie. - Nie wiem, jak mgbym
wam pomc. Mog wesprze was modlitw. Oczywicie o ile to, co mwicie,
jest prawd.
- Posiadasz ostatni artefakt, prawdopodobnie o najsilniejszej mocy.
Insygnium wadzy papieskiej, jak maj ludzie od czasw witego Piotra.
Symbol wiedzy i wiary - wyjani niechtnie Beleth.
Nie rozumiaam, czemu by taki zniesmaczony rozmow z papieem.
Owszem, Ojciec wity by wobec niego nieufny, ale kto by nie by? Ja, w
przeciwiestwie do diaba, czuam si zaszczycona, e mogam z nim
porozmawia.
Papie szybko zrozumia. Spojrza na swoj zniszczon czasem do. Na
jego palcu bysn potny zoty sygnet.
- Piercie Rybaka? - zapyta.
- Tak - kiwnam gow.
Starszy mczyzna spojrza w dal przed siebie. Zamyli si.
- Gdybymy potrafili jako udowodni ci, e mwimy prawd... westchn Piotrek.
- Potraktujcie to pytanie jak spowied - odezwa si Ojciec wity. - Czy
przyrzekacie strzec piercienia i ocali wiar?
Potwierdzilimy z Piotrkiem. Diabe milcza. Papie spojrza na Beletha.
Nie by zdziwiony jego zachowaniem.
- Nie mog przyrzeka w spowiedzi. Ona mnie nie obowizuje stwierdzi diabe. - Mog w niej spokojnie skama i tego nie wyczujesz.
- Wiem - odpar starszy mczyzna. - Liczyem jednak na ukryte w tobie
dobro. Dzieci, strzecie si faszywych przyjaci - skierowa swoje sowa do
nas.
Beleth prychn rozdraniony i stworzy sobie w doni papierosa, ktrego
od razu przypali.
- Dam wam piercie - oznajmi papie. - Bd si te za was modli.
Nie mogam uwierzy, e tak atwo nam si udao. Nie zadawa dziesitek
pyta, zaufa nam. Wydawao mi si to zbyt pikne, by byo prawdziwe.
Mielimy szczcie, e papieem jest tak mdry czowiek.
- Dzikujemy - powiedziaam. - Zrobimy co w naszej mocy, by ocali
wiar.
Ojciec wity zdj z palca piercie. Spojrza na niego, a nastpnie
pocaowa i si przeegna. Poda mi go.
Piercie by ciki, zrobiony z lanego zota. Przedstawia witego Piotra
zarzucajcego sie. Dookoa niego wio si imi obecnego papiea.
- Idcie z Bogiem, dzieci - powiedzia Ojciec wity.

Mocno zacisnam palce na piercieniu. Nie zamierzaam dopuci do


tego, by Moroni go zdoby.
- Dzikujemy ci, ojcze - powiedzia Piotrek.
- Gdy wam si uda, odwiedcie mnie znowu - odpar. -I zwrcie
piercie.
- Oczywicie - pokiwaam gow.
Beleth, znudzony, rzuci niedopaek na ziemi. Nawet go nie przydepta.
W stron nieba unosi si szary dymek.
- Idziemy? - zapyta.
Chyba wiedziaam, co naleao teraz zrobi. Powinnimy znowu
sprbowa porozmawia z Gabrielem. Dziki piercieniowi zdobylimy troch
potrzebnego czasu. Moroni nie zdoa zdoby wadzy nad wiatem bez niego.
Spokojnie moglimy wrci do Arkadii.
- Jeszcze raz dzikujemy - powiedziaam. - Do widzenia.
Starzec kiwn nam gow na poegnanie.
W tej chwili z silnym opotem skrzyde na ziemi tu obok mnie spad
anio Moroni. Krzyknam przestraszona.
- Dzikuj za zdjcie piercienia z palca papiea - zamia si ochryple
anio.
Chwyci mnie, blokujc rce, i wznis si w powietrze. Zaczam
krzycze przeraona, kiedy ziemia ucieka mi spod ng. Donie Moroniego
bolenie zacisny si na moich ramionach.
- WIKI!!! - krzykn Piotrek.
Usiowa mnie zapa, ale zanim to zrobi, wznielimy si ju ponad
niego. Anio mci wciekle skrzydami.
- Piercie bdzie mj - oznajmi mi.
Nad naszymi gowami otworzyo si niebo. Wlecielimy w wietlist
dziur.
- Oddajcie mi rkopis, a nie stanie jej si krzywda - powiedzia cichncy
gos Moroniego.
- WIKI!!! - nad parkiem ponis si krzyk Piotrka.
- Moroni - wyszepta Beleth z nienawici. Za jego plecami papie modli
si po acinie.

Rozdzia 43
Powoli si budziam. Powieki miaam cikie, w gowie dudnio mi, jakby
kto uderza motem tu przy moich uszach. Chciaam co powiedzie, ale w
ustach zascho mi tak bardzo, e nie zdoaam wydoby z siebie adnego
dwiku. Jedynie zakaszlaam gucho.
Przez dusz chwil nie widziaam wyranie. Razio mnie biae wiato.
- Ach! Widz, e ju si ockna - powiedzia doskonale znany mi gos.
Obraz nabra ostroci. Naprzeciwko mnie sta Moroni. Na cienkim
rzemyku na szyi zawiesi sobie zoty Piercie Rybaka.
Dookoa nas zebrao si kilkoro ludzi. Zauwayam, e
dwch mczyzn trzymao dziewczyn i chopaka. Przykadali im noe do
garde. Na gadkiej szyi modej kobiety rysowaa si czerwona linia w miejscu,
w ktrym pytko zranio j ostrzy. Patrzya na mnie penymi przeraenia oczami.
Chopak kiwa przeczco gow, jakby nie mg uwierzy w to, co widzi. To
bya Zuza.
Moja najlepsza przyjacika. Oraz Marek. Mj brat.
Szarpnam si caym ciaem w ich stron. Zorientowaam si e jestem
przywizana do pnia wyschnitej akacji. Znajdowalimy si porodku pustki.
Otaczay nas suche poacie trawy. Gdzie w oddali zarycza so.
Afryka. Sawanna. Miejsce idealne do otworzenia wrt do Piekie.
- Moroni - syknam. - Zabij ci!
- Tylko sprbuj - powiedzia zimnym gosem. - Jeeli uyjesz mocy, moi
sudzy zamorduj twoich najbliszych.
Spojrzaam na nich. Nie zdoaabym obezwadni obu na raz. Gdy zrani
jednego, drugi dgnie swoj ofiar. Niewane, co zrobi, nie uratuj jednej
osoby.
- Jeeli sprbujesz si uwolni, take czeka ich mier - oznajmi anio.
- Czemu? - zapytaam.
- Wiki! Wiki! Co si dzieje? - zawoa Marek. Przeladowca uderzy go w
twarz, eby zamilk.
Nie mogam na to patrze.
- Nic, Marek, to tylko ci si wydaje - po policzku potoczya mi si
samotna za. - To tylko zy sen...
Przeknam lin i posaam Moroniemu twarde spojrzenie. Nie zamie
mnie. Za duo przeszam, eby tak po prostu si rozklei.
- Czemu? - powtrzyam pytanie.
- Jeste moj zakadniczk - wyjani. - Chcc ci ratowa, Beleth i Piotr
przynios mi rkopis.
- A ty staniesz si bogiem - prychnam.
- W rzeczy samej - spojrza na rozwietlone niebo. - Dzisiaj idealna
pogoda na otwarcie bram do ciemnoci. Przygasimy odrobin soce.

Miaam ochot zamia mu si prosto w oczy.


- eby by bogiem, musiaby mie w sobie troch pokory i szacunku do
ycia - powiedziaam. - Nigdy nie bdziesz bogiem, a jedynie jego marn
karykatur.
- Milcz! - krzykn i uderzy mnie w twarz. - Jak miaa mnie okra?
Mylisz, e nie wiem, e podoya mi falsyfikaty? Na szczcie to niewane.
Moi sudzy odkryli, e nie licz si artefakty, a jedynie intencje. Inaczej marny
byby twj los.
Splunam krwi z rozcitej wargi. Rana zasklepia si szybko dziki
mocy Iskry Boej.
- Wiki! - jkna Zuza i zacza spazmatycznie paka.
Czekalimy. Wyznawcy Moroniego co chwil popijali tworzon przez
niego wod. W przeciwiestwie do mnie i moich najbliszych mieli czapki oraz
okulary chronice ich przed arem afrykaskiego soca.
Byo tak gorco.
Krcio mi si w gowie. Co jaki czas patrzyam w niebo w poszukiwaniu
zotych golemw.
Nie pojawiay si. Tak samo jak Piotrek i Beleth. Nie byam pewna, czy
to dobry pomys ze strony Moroniego, eby pozostawi im zadanie uratowania
mnie. Prdzej wiat si skoczy, ni tych dwch si dogada. Zastanawiao mnie,
czy przypadkiem ktry nie zamordowa ju drugiego.
Przypadkiem, rzecz jasna.
Poczuam ukucie w klatce piersiowej. Miaam nadziej, e nie spotkali
golemw. Nie mogliby zgin z mojego powodu. Tskniabym i szalaa z
rozpaczy za nimi obydwoma.
Wysokie trawy faloway. Zuza chyba zemdlaa. Zwieszaa si bezwadnie
z rk mormona. Anio siedzia w niedbaej pozie na kamieniu. Mia zamknite
oczy. Nawet si nie rozglda. Dookoa niego rozoone byy artefakty
potrzebne do ceremonii.
Jeszcze raz potoczyam spojrzeniem po otaczajcym nas krajobrazie.
Nagle mj wzrok przycigna plama czerni w morzu ochry i brzu. Znikna
ukryta w zarolach tak szybko, jak si pojawia.
To chyba by irokez Beletha!
Chwil pniej w polu mojego widzenia pojawia si rozczochrana gowa
Piotrka. Rozejrza si szybko, niezauwaony przez naszych oprawcw, i
schowa w trawie.
Poczuam niewyobraaln ulg. Obaj yli.
Moroni podnis do gry gow, jakby co go zaniepokoio.
Nagle trawa po przeciwnej stronie zapona. Przestraszeni mormoni
odskoczyli z krzykiem. Anio zacz si gono mia.
- A wic jestecie! - zawoa. - Dugo kazalicie na siebie czeka.
Pokacie si i oddajcie manuskrypt, a waszej kochance nic si nie stanie.
- Nie jestem ich kochank - warknam.

A w kadym razie nie obu. Wypraszam sobie.


- Jednego czy dwch. Co za rnica? - machn na mnie rk i znowu
podnis gos. - Oddajcie mi manuskrypt!
W tej chwili z trawy z krzykiem wyskoczy Piotrek, nacierajc na
Moroniego gorejcym mieczem. Wstga ognia cigna si za nim, gdy machn
potnym ostrzem tu przed nosem anioa, ktry usiowa odskoczy kompletnie
zaskoczony tym posuniciem. Gorce ostrze obcio fragment biaej szaty
Moroniego.
Tu za mn zmaterializowa si jakby znikd Beleth i jednym
machniciem szabli rozci wice mnie liny.
- Gorejce miecze? - zapytaam.
- Miaem ich kilka w zapasie - wyjani mi z umiechem. - Uciekaj.
Pchn mnie w stron traw. Ja jednak nie mogam tak po prostu uciec.
Nie, gdy mormoni przetrzymywali Zuz i Marka. Mj brat take wyglda jakby
zemdla. Dobrze. Przynajmniej nie by wiadomy tego, co rozgrywao si nad
jego gow.
Sawanna pona. Gsty dym zasnu bkitne niebo.
Piotrek znowu zamachn si na Moroniego. Ten jednak unis si w
powietrze na swoich czarnych skrzydach poza zasig jego ramion.
- Zabijcie go! - rozkaza swoim podwadnym. Mczyni rzucili si w
stron chopaka, porzucajc moich najbliszych. Pobiegam w ich stron. Leeli
obok siebie nieprzytomni.
- To tylko sen - szepnam do nich i tchnam moc do ich umysw. Teraz
powinni w to uwierzy.
Czy mogam ich przenie bez tworzenia drzwi? Pooyam donie na
ramionach Zuzy i pomylaam o jej mieszkaniu i ku. Dziewczyna znikna.
To samo zrobiam ze swoim bratem.
Pniej wyjani im, co tak naprawd si wydarzyo. Nad naszymi
gowami potoczy si zgrzyt i dwik gniecionego metalu.
Chmur dymu rozciy zote skrzyda. Olbrzymi golem zawy
metalicznym gosem. Jego cztery grube ramiona zabysy w socu, gdy
zamachn si na Piotrka czterema srebrnymi, gorejcymi mieczami. Chopak
ledwo uskoczy przed pomiennym atakiem.
Twr witego Piotra wzbi si na nowo w powietrze. Zobaczylimy, e w
dymie znajduje si ich wicej. Znacznie wicej.
- Jak je pokona? - zapyta Piotrek, podbiegajc do mnie.
- Kady z nich ma w pysku kartk papieru. Trzeba j wyj i zmaza
pierwsz liter, zamieniajc sowo emet na met.
Chopak posa mi zdruzgotane spojrzenie.
- A nie da si prociej, nie zbliajc si do ich ap?
- Nie.
- Kurwa - zakl. - To mamy problem.
- Aaa! - w tej chwili za naszymi plecami rykn Beleth.

Gorejcy miecz upad w miejscu, w ktrym klcza przed chwil Piotrek.


Na szczcie chopak zdy odskoczy. Rzuci mi swj plecak i wycign
ostrze, by odparowa kolejny cios diaba.
- Beleth, co ty wyprawiasz? - krzyknam.
Za moimi plecami zoliwie zamia si Moroni:
- Mj wsplnik Beleth wanie wykonuje swoj cz planu. Dostarcza mi
rkopis oraz zabija Piotra. W nagrod za otrzyma ciebie. Oddaj mi plecak.
Prosz.
Odwrciam si w jego stron i spojrzaam prosto w puste, przezroczyste
oczy anioa. Mocniej cisnam plecak, w rodku zachrzci delikatny
manuskrypt i inne skradzione przez nas przedmioty.
Piotrek walczy dzielnie z Belethem. Przegrywa. Nie zna si na
szermierce. Za to diabe mia tysice lat na doskonalenie tej sztuki.
- Beleth, przesta! - krzyknam, jednak on w tym zamieszaniu chyba
nawet mnie nie usysza.
- Lucyfer jest najwspanialszym wadc Piekie i nikt przenigdy nie bdzie
lepszy od niego - szepnam, apic si tej ostatniej deski ratunku.
- Co? - warkn anio. - Jak miesz mwi takie bezecestwa?!
- Lucyfer jest najwspanialszym wadc Piekie i nikt przenigdy nie bdzie
lepszy od niego. Lucyfer jest najwspanialszym wadc Piekie i nikt przenigdy
nie bdzie lepszy od niego. Lucyfer jest najwspanialszym wadc Piekie i nikt
przenigdy nie bdzie lepszy od niego - powtarzaam niczym mantr, cofajc si.
W tym momencie Piotrek wykona pikne pchnicie, o mao nie trafiajc
diaba, ktry cudem zdoa odskoczy.
- Piotrek, nie! - krzyknam.
Nie chciaam, eby ktremu z nich staa si krzywda. Musiaam to
przerwa. Musiaam powiedzie Belethowi, e ju nie jestem z Piotrem.
- Lucyfer jest najwspanialszym wadc Piekie i nikt przenigdy nie bdzie
lepszy od niego. Lucyfer jest najwspanialszym wadc Piekie i nikt przenigdy
nie bdzie lepszy od niego - dokoczyam.
W tej chwili dookoa nas w chmurze czerwonego dymu pojawio si
kilkanacie maych, brzydkich demonw.
Jeden z nich zamia si jak szalony i dgn widami anioa. Ten nie
odskoczy. Po prostu spojrza twardo na diabelski pomiot.
Stworek rozdziawi usta ze zdziwienia. T chwil wybray golemy, by
zaatakowa. Ich rubinowe oczy zabysy, gdy fal zota opady na ziemi. Jeden
z demonw odway si rzuci na maszkar. Ta jednak jednym machniciem
srebrnej szabli zamienia demona w garstk prochu, ktry rozwia si na wietrze.
Pozostae demony z krzykiem zaczy znika w obokach czerwonej pary.
Pozosta po nich tylko nieznaczny zapach siarki unoszcy si w powietrzu. I to
tyle, jeeli chodzi o pomoc z Piekie. Moroni zapa za trzymany przeze mnie
plecak i szarpn. Materia rozpru si na szwie. Skopiowane przez nas

przedmioty rozsypay si na ziemi. Anio pochwyci manuskrypt. Ja natomiast


szarpnam za piercie na jego szyi i zerwaam cienki rzemyk.
Anio zupenie jakby si tym nie przej. Wzbi si w powietrze i rozwin
rkopis. Na jego twarzy pojawi si szaleczy umiech.
- Bd bogiem! - krzykn.
Zauwayam, e jeden ze zotych golemw rozdzieli Piotrka i Beletha.
Zacisnam palce na piercieniu, ktry wedug sw Moroniego i tak nie by
wany. Jednak chciaam go zatrzyma i odda papieowi, jeli uda nam si
wyj z tego cao.
Czuam si, jakbym to wszystko ogldaa w zwolnionym tempie. To, co
widziaam, krew z rozrywanych ywcem przez golemy poplecznikw
Moroniego, pomienie z broni Beletha oraz wszechobecny dym i py, wydawao
mi si nierzeczywiste. Dwch bliskich mi mczyzn przestao ze sob walczy.
Zostali zaatakowani przez podopiecznych witego Piotra. Jak sen. Koszmarny
sen.
- Wiki! - Piotrek podbieg do mnie i pocign w wysok traw,
wyrywajc z amoku, w ktry wpadam.
Za naszymi plecami Beleth usiowa broni si przed dwoma golemami.
Jego take poszukiway zote potwory. Te by ich ofiar.
Ukryci w trawie patrzylimy, jak anio wzbija si coraz wyej w
powietrze. Wtpiam, e nasza kryjwka okae si azylem. Na pewno zaraz
golemy nas odnajd.
- To koniec - szepnam.
- Odl sonhuf valoresaji, gohu sanctisini... - zacz intonowa mocnym
gosem Moroni.
cisnam rk Piotrka. Poczuam bl. Zdaam sobie spraw, e w tej
doni trzymaam Piercie Rybaka. Podaam go chopakowi.
- Schowaj go gdzie - powiedziaam.
Woy go do kieszeni spodni. Nastpnie spojrza na mnie. Mia
rozpalony wzrok.
- Mam nadziej, e to przeyjemy - jkn.
W tej chwili jeden ze zotych golemw zawy przeraliwie. Wyjrzelimy z
trawy. Beleth siedzia na jego plecach. Wanie wyrwa mu z ust kartk i
oderwa pocztek z liter E. Zoty golem zabyszcza i rozsypa si w zoty,
mienicy si py. Diabe spad na ziemi. Dokona tego, czego prawdopodobnie
nikt nie zrobi przed nim. Pokona anielskiego stranika.
Jak na zawoanie reszta bestii rzucia si na niego.
- Pomog mu - krzykn chopak i podbieg w stron Beletha.
Zobaczyam zaskoczone spojrzenie Beletha, gdy Piotr odparowa cios,
ktry najpewniej odrbaby gow niespodziewajcego si pomocy diaba. Nie
sdzi, e miertelnik okae si jego sojusznikiem.
Spojrzaam na Moroniego, ktry wiszc w powietrzu, czyta sowa
zapisane czarnym, zapewne niegdy czerwonym, atramentem na rozpadajcym

si kawaku papirusu. Nad naszymi gowami dym z palcej si sawanny zacz


ukada si w wirujcy okrg.
Wrota do Piekie, czymkolwiek by byy, wanie si otwieray.
Anio wisia w powietrzu wysoko nad moj gow. Nie miaam szans,
eby tam go dosign. Lata take nie umiaam pomimo mocy Iskry Boej.
Co robi? Piotrek i Beleth odwracali uwag golemw, ktre na razie mnie
nie zauwayy.
Wiem!
Ju wiedziaam, co mog zrobi.

Rozdzia 44
Wyobraziam sobie skrzyda. Pikne biae skrzyda. Anielskie skrzyda.
Skrzyda, ktrych nie powinnam mie, a ktre wanie wyrastay mi z plecw na
wysokoci opatek.
Miaam nadziej, e bd dziaa. Udao mi si stworzy je diabom.
Teraz te powinno mi si uda.
Zanim biae lotki wyksztaciy si do koca, zamachaam skrzydami i
wzbiam si w powietrze. W poowie drogi pomidzy mn a anioem, w
rozbysku biaego wiata pira rysowane zotym promieniem zostay stworzone
do koca.
Mciam skrzydami, lecc coraz wyej. Min mnie golem. Jego
rubinowe oczy zabysy gniewnie. Machn czterema szablami, cinajc kilka
dugich biaych pir.
Leciaam dalej. Pode mn rozbysa kula ognia, pochaniajc zot rzeb,
ktra zacza si topi. Fala gorca popchna mnie jeszcze szybciej do gry.
To Piotrek albo Beleth usiowali mi pomc.
Wycignam rce w stron manuskryptu, ktry trzyma Moroni. Anio
zauway, e lec prosto na niego. Nie przerywajc intonacji, usiowa si
cofn. Zrobi to jednak za pno.
Zdoaam chwyci za doln poow rkopisu. Wyrwaam kawaek z
kocwk tekstu.
- NIE!!! - zawy Moroni.
Mocno machajc sabncymi skrzydami, staraam si jak najbardziej od
niego oddali. Wzlecie jak najwyej.
Niczym Ikar kierowaam si ku socu, ale go nie widziaam. Nade mn
formowa si czarny okrg wrt do Piekie. Podyam w jego kierunku. Anio z
gonym krzykiem lecia za mn.
By silniejszy. Dogania mnie.
Spojrzaam na tekst, ktry mu wyrwaam. Linijki, ktre przeczyta,
wieciy si na zoto, byszczc w przygaszonym socu. Te jeszcze
niewypowiedziane byy ciemne, martwe. Nie mogam pozwoli, by Moroni
dokoczy. To byby koniec wiata, ktry znamy.
A zapewne take koniec mojego ycia. Anio nie pozwoliby mi y. Nie
po tym jak wystpiam przeciwko niemu.
Skupiam si na locie. Przelaam moc w skrzyda, by byy silniejsze.
Nagle naprzeciwko mnie z dymu wyoni si zoty golem. By tak blisko,
e mogam przejrze si w jego mapiej twarzy pozbawionej wyrazu. Unis
ramiona, chcc przebi mnie szablami.
Z krzykiem przeraenia przestaam macha skrzydami i runam w d.
Bezradnie usiowaam si czego zapa.

Moroni wymin mnie, wyrywajc mi z rki fragment manuskryptu.


Golem machn szablami, rozcinajc rami anioa. Jego krzyk potoczy si nad
ponc sawann, a krople biaej anielskiej krwi zbroczyy jej ziemi. Rana
szybko zasklepia si, pozostawiajc brzydk, spalon blizn.
Golem run za mn, a anio wzbija si wyej, w stron wrt. Zacz
ponownie czyta. Bl wykrzywi jego przystojn twarz, znaczc j
zmarszczkami. Czyby w ten sposb oblicza aniow przestaway by idealnie
gadkie?
Zamachaam rozpaczliwie skrzydami, usiujc zamortyzowa upadek.
Golem by tu nade mn.
Przed uderzeniem w ziemi zdoaam wzlecie z powrotem. Pd moich
skrzyde odgarn dym, odsaniajc pole walki, na ktrym Beleth i Piotrek
dzielnie stawiali czoo trzem atakujcym ich golemom.
- WIKI! - krzykn chopak, gdy robic beczk w powietrzu, minam
szable rozwcieczonych anielskich bestii zaledwie o milimetry.
Gonicy mnie golem zderzy si z jednym z towarzyszy tu nad gow
Piotrka. Zgrzyt trcego metalu przyprawia o dreszcze.
Nie mogam pozwoli, eby Moroni skoczy czyta. Nie zostao mi
wiele si. Leciaam prosto na niego.
- Agaleus amantitum. Saeve turitulum. Saeve katepasitas. Saeve sancti... gos Moroniego stawa si coraz silniejszy, gdy czyta kolejne linijki.
Planowaam z caej siy w niego uderzy. Moroni jednak zauway mnie
na dugo, zanim do niego doleciaam. Posa mi zowrogi umiech i wycign
oszpecon rk w moj stron.
Promie bkitnego wiata polecia prosto na mnie. W ostatniej chwili
odskoczyam. Moc anioa uderzya w ziemi, powodujc tam potny wybuch.
Miaam nadziej, e nie trafi w Piotra ani w Beletha.
Moroni zauway, e wpadam w popoch, gdy jego moc zarya w ziemi
tu obok walczcych. Posa mi zoliwy umiech.
Nastpny promie skierowa prosto w to samo miejsce. Walczce postacie
zostay odrzucone jak szmaciane lalki. Powoli podnieli si z ziemi.
- Ty chamie! - ryknam do anioa. - Ty potworze! Jak miesz?!
Zamia si zoliwie.
- Zabij ich - owiadczy. - A ty bdziesz na to patrze. Dopiero potem
zginiesz.
- Nie pozwol ci na to! - wrzasnam.
Wzorujc si na aniele, ktry pokaza mi now sztuczk, wycignam
ramiona i posaam w jego stron fal zielonej energii. Zanim si zorientowa i
uskoczy, zdoaa podpali mu czubki skrzyde.
Moroni zawy z wciekoci.
- Zniszcz ci, gdy tylko zostan bogiem!!! - krzykn, patrzc na smtne
resztki dugich pir.

Zamciam wciekle skrzydami, szybko zmniejszajc dzielc nas


odlego.
- Najpierw musisz nim zosta! - zawoaam, wyrywajc mu manuskrypt.
Ruszy za mn w pocig. Drapicy czarny dym drani moje oczy.
Pakaam. Nie widziaam, gdzie lec. Syszaam za sob sapanie i wcieky
omot skrzyde Moroniego. Co chwil uskakiwaam przed niebieskimi
promieniami, ktrymi prbowa mnie trafi.
Usiowaam zniszczy rkopis. Chciaam go spali, jednak pomienie
tylko parzyy moje palce. Nieprzeczytanych sw nie potrafiam take podrze.
Manuskryptu bronia silna, przedwieczna magia, jakiej ja nie posiadaam.
Zdziwio mnie to. Byo co, czego nie potrafiam.
Co miaam zrobi, eby Moroni nie zosta bogiem? Nie miaam przecie
wyboru. Tak naprawd wcale tego nie chciaam. Musiaam. Tak. Musiaam.
- Saeve teragesi... - zawoaam.
Kolejna linijka czarnego pisma zabysa zotem. Nad naszymi gowami, w
kipieli dymu co zawrzao.
- Katepsitum olganesus altrishagma... - kontynuowaam.
- PRZESTA!!! - zawy Moroni. - NIE WOLNO CI!!!
Bkitny pomie przestrzeli moje skrzydo, ktre zgio si z blu. Po
raz kolejny runam w d.
Przypomniaam sobie, e byam teraz miertelna.
- O choleeeeeeee...!!! - zawyam, lecc w stron twardej spalonej ziemi.
- ATAKUJCIE J!!! - Moroni czerwony na twarzy z wciekoci
wyglda, jakby mia zaraz eksplodowa. - ATAKUJCIE J!!!
Na jego rozkaz wszystkie golemy dotychczas atakujce Piotrka i Beletha
wzbiy si w powietrze. Usiujc naprawi zamane skrzydo, widziaam bysk
ich srebrnych szabli.
Uzdrowione skrzydo zamachao. Minam pierwszego golema,
przelatujc nad jego gow. Pozostae zrobiy powolny zwrot swoimi cikimi
cielskami. Mnie unis wiatr. Byam lejsza. Szybsza.
Ale nie od Moroniego.
Anio niczym diabeek z pudeka wyskoczy naprzeciwko mnie.
- Zabij ci! - krzykn. - Oddaj manuskrypt!
Z caej siy wleciaam prosto na niego, uderzajc go barkiem. Nie wiem,
kogo z nas bardziej zabolao.
Chyba mnie...
Zoty golem wpad na anioa. Zadwiczao, gdy jego czaszka spotkaa si
z metalow piersi potwora. Kolejne stwory nadal kieroway si w moj stron.
Zobaczyam w oddali Beletha. Usiowa lecie mi na ratunek. Gorejcy
miecz w jego doni zabys pomieniem, gdy zaatakowa gonicego mnie
golema.
Moroni dochodzi do siebie. To koniec. Przegramy. Byo ich zbyt duo.

Zoyam skrzyda i po raz kolejny runam w d. Pikujc, minam


golemy, ktre nie zorientowawszy si, jeszcze chwil wzlatyway w gr.
Odgiam rkopis, ktrym szarpa wiatr, i doczytaam ostatnie czarne
sowo w tym dziwnym jzyku, o ironio, oznaczajce nieskalan mdro:
- Iadanamada!
Czarne chmury nad naszymi gowami rozbysy olepiajcym blaskiem.
Skbiony wir zamieni si w wiato. Biay promie porazi nas wszystkich.
Sup wiata ruszy w stron ziemi. Na swojej drodze napotka zote
golemy, ktre pod jego ciarem zmieniay si w zoty, mienicy si py.
Moroni i Beleth pozostali przy yciu. Spadli na ziemi, jakby ich skrzyda
przestay dziaa.
Jedynie ja nadal unosiam si w powietrzu w tej obezwadniajcej bieli.
Nie musiaam macha skrzydami. Powoli znikay, kruszc si na drobne
kawaki. To sup bieli trzyma mnie w powietrzu.
Manuskrypt w mojej doni rozsypa si w py.
Spojrzaam w d.
Na ziemi, wrd traw, ktre ju nie pony, sta Piotrek. Mruc oczy,
wpatrywa si w niebo, we mnie. y.
W tej chwili poczuam ostry bl, przenikajcy kad komrk mojego
ciaa.
Zaczam krzycze.

Rozdzia 45
Nie wiedziaam, co si dzieje. Bl by okropny. Niewyobraalny!
Wydawao mi si, e co wwierca mi si w gow, w serce. Nie mogam myle,
nie mogam oddycha. Mogam tylko cierpie. Nagle bl znikn. Tak po prostu.
Otworzyam oczy i nabraam gboko powietrza. Ucisk w piersiach zela.
Znowu mogam oddycha.
Nade mn bya biel. Czarny wir znik. Zastpia go wiato, ktra
powoli znikaa, odsaniajc bkitne niebo.
Zdaam sobie spraw, e le na ziemi. Nie wiedziaam, jakim cudem ju
si nie unosiam. Czybym spada?
Nie pamitaam upadku.
- Wiki - nade mn pochyla si Piotrek. - Nic ci nie jest?
Delikatnie gaska mnie po policzku. Wzi mnie za rk. Moja skra
rnia si od jego. Promieniaa.
Umiechnam si. Na twarzy Piotra pojawia si ulga. Pomg mi usi.
Leaam w okrgu uoonym z przygniecionej trawy. Poza nim, na poaci
pokrytej szarym popioem ze spalonej sawanny, stali Moroni i Beleth.
Diabe patrzy na mnie bezgranicznie zdumiony. Miaam wraenie, e ba
si podej.
- Nie! - zawy anio. - To nie moe tak by! Nie moga odebra mi
boskiej mocy.
Rzuci si w moj stron. Beleth stara si go zatrzyma, ale Moroni mu
si wyrwa. Bieg prosto na mnie i na Piotrka. W odlegoci kilku metrw
odskoczy do tyu, jakby spotka na swojej drodze niewidzialn barier.
Wrzasn wcieky i posa w nasz stron fal niebieskiego ognia. Ona
take zatrzymaa si na niewidzialnej barierze.
Anio opad na kolana. Jego zo zamienia si w rozpacz.
- Mj sen o potdze - wyjka.
Na horyzoncie zaczy si zbiera ciemne burzowe chmury.
Przestraszyam si. Odwayam si sign po boskie moce. Po co, po co nie
powinnam. Co si teraz ze mn stanie? Zostan ukarana przez Boga?
Unicestwiona?
Cisza panujca na wymarej ziemi zostaa zakcona przez jednostajny
trzepot kilkunastu par skrzyde.
Nadlatyway anioy.
Patrzylimy, jak ich zgrabne sylwetki zniaj lot, zbliajc si do nas.
Archanio Gabriel, leccy na czele orszaku, wyldowa w pyle. Mia
zmarszczone czoo i powane spojrzenie. Wznis oczy do gry na burzowe
chmury, ktre powoli si rozpogadzay. Jego oblicze przyjo to z ulg.
Przymkn powieki. Przez chwil wyglda, jakby modli si po cichu.

Gdy w kocu spojrza na mnie, jego orzechowe oczy nie byy pene
wciekoci.
- Chyba musicie nam co wyjani - powiedzia spokojnym gosem.
****
Sala przesucha i sdw w Niebie zupenie nie przypominaa tej
znajdujcej si w Piekle. Tu nie byo sufitu nikncego w ciemnociach ani
twardych drewnianych awek. Zgrabna kopua Sali Rozpraw podtrzymywana
bya przez siedem kolumn, pomidzy ktrymi znajdoway si wysokie okna
wpuszczajce do rodka duo wiata.
Na rodku przygotowano pi krzese: dla mnie, Piotra, Beletha,
Moroniego i Azazela. Ten ostatni nie by zadowolony z tego faktu. Cay czas
usiowa wszystkich przekona, e nie powinien by znale si w tak
parszywym towarzystwie. W kocu on niczym nie zawini, czy nie?
Przed picioma krzesami dla przesuchiwanych ustawiono dwa trony.
Jeden zoty, a drugi czarny. Domylaam si, e Lucyfer zosta zaproszony na t
uroczysto.
Nie tylko zreszt Szatana spotka ten zaszczyt. Specjalnie z okazji dnia
sdu nad nami pozwolono najznamienitszym mieszkacom Niszej Arkadii na
odwiedzenie Niebios. awki dla publicznoci znajdoway si pod cianami, po
naszych bokach i za naszymi plecami. Syszaam, jak powoli si zapeniay.
Baam si tego, co usyszymy od Gabriela, ale czuam ulg. Nic ju nie
zaleao ode mnie. Nic ju nie musiaam robi. Byam wolna.
Kleopatra pomachaa do mnie z trybun. Obok niej zasiad Napoleon.
Azazel pochyli si i zacz kl pod nosem.
Krlowa rozgldaa si ciekawie na boki. Widok Nieba chyba jej si
spodoba. Byo tak samo pene przepychu jak jej paac. Tu nie byo miejsca na
tandet, ktra niestety momentami wydawaa si wszechobecna w Piekle.
Wszdzie biegay mae putta na swoich krzywych nkach, usunie
proponujc zgromadzonym herbat. Byy w swoim ywiole.
Spojrzaam na Beletha. Siedzia za Piotrkiem. Chciaam si do niego
odezwa, ale nie mogam tego zrobi tak, eby nikt nie usysza.
Chciaam mu powiedzie, e to koniec gry, e wygra. Sprbowaam
przesa w jego stron przekaz mylowy ale nie potrafiam. Gboko nad czym
skupiony otoczy swj umys niewidzialn barier. By dla mnie niedostpny.
Nad czym tak rozmyla?
Gdy wydawao si, e wszyscy gocie ju przybyli, za zotym tronem
pojawiy si ogromne, rzebione, zote wrota. Po chwili przeszed przez nie
Gabriel, jak zwykle ubrany w bia szat. Jego sanday jezuski zaskrzypiay na
marmurowej posadzce.
Chyba zaczynaam rozumie, czemu anioy nosiy skarpetki do sandaw.
Przecie ten wszechobecny marmur by strasznie zimny!

Archanio zaj swoje miejsce i spojrza na tron nalecy do Szatana,


zupenie jakby oczekiwa, e ten nagle si na nim pojawi.
- Jeszcze chwil poczekamy - oznajmi anielsko-diabelskiej publicznoci.
Mino kilka minut. W kocu za czarnym tronem pojawiy si rwnie
czarne wrota. Szatan przyby. Pchn drzwi i dumnym krokiem wkroczy do Sali
Rozpraw. Obcasy jego wysokich botkw stukay po marmurze. Biaa,
rozchestana pod szyj koszula z abotem ukazywaa trjkt bladej piersi.
Stan przy swoim tronie.
- Witaj, Gabrielu - nastpnie potoczy spojrzeniem po sali i zapyta z
udawanym przestrachem: - Och, czybym sie spni?
- Niewane, Lucyferze - Gabriel machn rk. - Siadaj ju i zaczynajmy.
Dzikuj ci za przybycie.
- To cae szczcie, e nie czekalicie - Szatan zasiad z szerokim
umiechem na mikkim siedzisku.
Gabriel skrzywi si, ale nie odezwa. Lucyfer zawsze musia mie
ostatnie sowo. Archanio nic nie mg na to poradzi bez wdawania si w
kolejn sown potyczk. Szatan by znany z gitkiego jzyka. Anio mgby
przegra.
- Dobrze - gos Gabriela ponis si po pomieszczeniu. - Zebralimy si tu
dzisiaj...
W tej chwili porodku Sali, tu przed oczami Gabriela, zawirowaa czarna
dziura. Wyskoczya z niej mier, cignc za rk zakopotanego Borysa.
- Oo, spnilimy si - oznajmia. - Przepraszamy. Potruchtali szybko w
stron trybun. Borys pomacha mi
wesoo. Gabriel potar czoo.
- Czy kto jeszcze chciaby co doda? - zapyta. - Spni si? Wyj?
Chciabym zacz...
- Przepraszam, ta herbata miaa by z cukrem? - gdzie z trybun
zapiszcza may putto.
Szatan ostentacyjnie zerkn za zegarek kieszonkowy.
- Doprawdy, Gabrielu, nie mam caego dnia. Zaczynamy?
Zamiast wybuchn gniewem, co niewtpliwie uczyniby na jego miejscu
Lucyfer bd ktokolwiek inny, Archanio wzi gboki oddech i umiechn si
do nas agodnie.
Byam nim zachwycona. Nie da si wyprowadzi z rwnowagi tanimi
sztuczkami Szatana. Gabriel by kwintesencj dobrego wadcy.
- Zebralimy si tu dzisiaj, by wysucha Wiktorii, Piotra, Beletha,
Moroniego i Azazela... a take zastanowi si, co dalej pocz z mocami, ktre
posiada Wiktoria. Wiktorio - zwrci si do mnie - opowiedz mi, jak to si
waciwie zaczo.
Wstaam ze swojego miejsca.
- Zaczo si od zwykego jabka, ktre nie byo takie zwyke rozpoczam.

Opowiedziaam, jak odzyskaam moc Iskry Boej i w jaki sposb Piotrek


wszed w jej posiadanie. Nastpnie z grubsza opisaam bieg wydarze, ktry
sprawi, e po raz pierwszy znalazam sie w Niebie, ju po stworzeniu diabom
skrzyde Postanowiam pomin fragment o rzekomej zdradzie Piotra. To i tak
nie bya prawda.
Jednak nie zapomniaam wspomnie o nieobecnej Phylis ktra dzielnie
pomagaa diabom w ich machlojkach.
- Zanim przejdziemy do dalszego cigu rozprawy, chciabym co doda przerwa Szatan.
Gabriel spojrza na niego zdziwiony.
- Chciabym zaznaczy, e jako wadca Piekie nie mam zielonego
pojcia, skd jabko mocy znalazo si w rkach tych oto diabw. Kadego dnia
licz owoce znajdujce si na drzewku. Nigdy adnego nie brakowao.
Nie zdziwio mnie, e Lucyfer pragn si wybieli. W kocu osobie na
jego stanowisku nie wypadao przyzna si do prby pozbycia si jednego z
diabw. A przecie tylko po to pozwoli Belethowi i Azazelowi na stworzenie
skrzyde. Mia szczer nadziej, e dziki temu ju nigdy wicej ich nie spotka.
- Rozumiem - mrukn Gabriel i zwrci si do mnie: - Kontynuuj, prosz.
Znowu zaczam mwi. Powiedziaam o tym, jak w Niebie dziki
diabom spotkaam dawno zmarych rodzicw a take o tym, e anio Moroni
zacz interesowa si moj osob i chcia wykorzysta Piotrka do
przecignicia mnie na swoj stron. Wyjanienie zawioci icie diabelskiego
planu anioa nie zajo mi dugo. W kocu Moroni chcia tego co wszyscy.
Wadzy.
Azazel zerwa si ze swojego miejsca.
- Chciabym tylko zaznaczy, Wysoki Gabrielu, znaczy Sdzie, e ja
przez cay czas byem zamknity w anielskim wizieniu. Nie miaem nic
wsplnego z wydarzeniami, ktre w midzyczasie miay miejsce. Zupenie nie
rozumiem, co ja tutaj robi! Ja nie znam tych ludzi! - wskaza na mnie i na
Piotrka.
- Dobrze. Siadaj, Azazelu - uciszy go Gabriel. - Wezm pod uwag twoje
sowa.
- Ale...
- Siadaj - rozkaza mu Archanio.
Diabe posusznie usiad na krzeseku i zoy donie na podoku.
- Musielimy zdoby przedmioty, zanim zrobi to Moroni - wyjaniam. Z pocztku mu pomagalimy. Mylelimy, e dziki temu si uwolnimy, e
bdziemy zwykymi ludmi. Jednak potem zrozumielimy, e nie moemy mu
pomaga. To byo tu po tym, jak zabralimy lamp z twojego domu, Gabrielu.
Chcielimy potem wszystko wytumaczy, ale Moroni zacz nagonk na nasz
dwjk.
- Rozumiem - Gabriel nie okazywa adnych uczu. Po prostu sucha z
uwag.

- Do odnalezienia pozostay nam dwa przedmioty - kontynuowaam. Ko niewinitka oraz Piercie Rybaka. Musielimy je zdoby, eby
powstrzyma Moroniego. Mylelimy, e to wystarczy. Skoro papie nam
uwierzy, wierzylimy, e ty te. Ale nie zdylimy...
- To chwalebne, Wiktorio - stwierdzi Gabriel. - Nie poddalicie si,
pomimo e nikt wam nie wierzy. Nawet ja...
Azazel zerwa si z krzesa.
- Chciabym doda, e to ja wpadem na pomys, gdzie moe lee ko
niewinitka. Gdyby nie moja tak istotna pomoc, moi drodzy przyjaciele, z
ktrymi przecie znamy si jak yse konie, nigdy nie wpadliby na pomys, e
mog j zdoby na Cmentarzu Niewinitek.
Zaskoczona posaam mu spojrzenie, Beleth zachichota. Z nieznanych
ludzi stalimy si nagle drogimi przyjacimi.
- Tak, Azazelu... rozumiem twj wkad w te wydarzenia - westchn
Archanio.
Tym razem ze swojego miejsca zerwa si Moroni.
- To wszystko wierutne kamstwa - krzykn, plujc lin. - Ona kamie,
Gabrielu. Przecie mnie znasz. Jestem anioem. Jestem taki jak ty. Ja bym nie
chcia zosta bogiem. Przez cay czas usiowaem jej przeszkodzi. To ona z tym
chopakiem uknuli cay ten plan. A diabe Beleth im pomaga!
Przystojny brunet poderwa do gry gow. Spojrza na Archanioa.
- Czy mog co powiedzie? - zapyta.
Gabriel kiwn gow i kaza Moroniemu usi i ochon.
- Wszystko, co powiedziaa Wiktoria, jest prawd - owiadczy Beleth. Podstpem usiowaem zdoby jej mio. Jak zawsze zreszt - umiechn si
protekcjonalnie do Piotrka. - W przeciwiestwie do niektrych ja musz
prbowa. Nie mam zadania uatwionego na starcie.
- Beleth, ja... - zaczam, ale mi przerwa.
- Wiem, chcesz mi powiedzie, e przegraem.
- Nie, to...
- Dobrze, dobrze, siadajcie wszyscy - Gabriel unis do gry obie donie,
nie pozwalajc mi dokoczy. - Zamilknijcie chocia na chwil. Potem
bdziecie mie mnstwo czasu na rozmowy.
Lucyfer mia si pod nosem. Chyba nie podejrzewa, jak dobra zabawa
bdzie go tu czekaa. Chocia raz to w Niebie, a nie w Piekle narobiono
zamieszania. Niczym nie musia si martwi.
- Mj drogi Gabrielu - odezwa si z niema satysfakcj w gosie. Musz zauway, oczywicie tylko w ramach koleeskiej porady, e gdybycie
byli bardziej otwarci, to do niczego by nie doszo. Gdybycie wysuchali
Wiktorii i Piotra, zamiast nasya na nich golemy, to nie byoby teraz problemu
z mocami Wiktorii, czy nie?

- Nie wysaem zotych golemw, Lucyferze - twarz Archanioa staa. Gdy to si wydarzyo, byem na Ziemi. Pod moj nieobecno to anio Moroni
doprowadzi do tego caego zamieszania.
- C... najwyraniej masz nauczk, e nie naley opuszcza posterunku,
prawda? - Szatan a zatupa z uciechy. - Powiniene bra ze mnie przykad. Ja
nie opuszczam stanowiska pracy w Piekle. Dbam o moje zawiaty cay czas.
Z awek dla publicznoci dobieg stumiony miech.
- Dobrze, Lucyferze - odpar z godnoci Gabriel. - Zastanowi si nad
twoj uwag. Na pewno bdzie bardzo pomocna.
Posa nam zmczone spojrzenie. Podpar brod i zastanowi si, co z
nami zrobi. Miaam nadziej, e nic strasznego. W kocu nie zniszczylimy mu
lampy. Jest nietknita. No moe troszk zarysowaa si w miejscu, w ktrym
przypadkiem trafi j gorejcy miecz podczas walki na sawannie z golemami,
ale oglnie rzecz biorc, bya jak nowa. Zawsze mona patrze na ni od tej
nieuszkodzonej strony, prawda? Jest tak samo adna.
Gdzie rozbia si o ziemi filianka z herbat. Od razu siedmiu maych
puttw z rowymi chusteczkami rzucio si w tamt stron.
Gabriel westchn. Najwyraniej podj decyzj.
- Azazelu...- zacz.
Diabe zerwa si na rwne nogi.
- Ja nic nie zrobiem - powiedzia szybko. - A jak ju robiem, to tylko po
to, eby pomc. W ostatecznym rozrachunku jestem na plusie... prawda?
- Azazelu - Archanio zdawa si nie sysze jego paplaniny. - Otrzymae
obywatelstwo anielskie na okres siedemdziesiciu siedmiu lat. Nie zostanie ci
ono odebrane. W zamian za pomoc Wiktorii i Piotrowi zostajesz oczyszczony z
zarzutw naruszenia zamknitego terenu Jeziora Czasu i wypuszczony z
anielskiego wizienia.
Po Sali Rozpraw przebieg szmer rozmw. Kleopatra z niesmakiem
wyda wargi. Bya pewna, e Azazel zostanie wyrzucony do Pieka.
- A co z wiecznym anielskim obywatelstwem, o ktre si staraem? zapyta Azazel.
- W zwizku z twoimi machlojkami i pomoc Wiktora i Piotrowi w
amaniu anielskich praw nie zostanie ci ono przyznane. Kiedy minie
siedemdziesit siedem lat, zostaniesz poproszony o opuszczenie Arkadii i
przeniesienie si z powrotem do Pieka. - Gabriel umiechn si wesoo, jakby
poczu z tego powodu ulg.
Zapewne poczu. Z kolei Szatan... on wyglda, jakby mia si rozpaka.
Czym bowiem jest siedemdziesit siedem lat spokoju w porwnaniu z
wiecznoci snucia planw przejcia wadzy przez Azazela?
Kleopatra umiechna si radonie. Jej wszystko pasowao. Najblisze
kilka dziesitek lat zamierzaa spdzi z Napoleonem, ktry wprowadzi j do
towarzystwa francuskiej arystokracji. Potem? Kto wie? Ludwik XIV, czyli Krl
Soce, nie by taki brzydki.

A kiedy Azazel wrci do Piekie... Och, ju ona mu pokae, gdzie jego


miejsce. Ten zdradziecki otr nie wyjdzie z sypialni przez miesic. Krlowej
zamgli si wzrok, jej usta rozcigny si w bogim umiechu. A moe przez
dwa miesice?
- Kleo, co ci jest? - z upojnych rozmyla wyrwa j odrobin skrzekliwy
gos Napoleona.
- Eee, nie, nic - szybko odpara i zacza si wachlowa, eby przegna z
policzkw rumiece.
Tymczasem Archanio nakaza Moroniemu powsta ze swojego miejsca.
- Dotychczas byem dla ciebie askawy - oznajmi mu. - Wybaczyem ci
zaoenie Kocioa i kierowanie ludzi na manowce. Przymykaem oko na twoje
knowania. Tym razem przebraa si miarka.
- Ale jak to? - zaprotestowa anio. - Ja nic takiego nie zrobiem.
Dziaaem tylko w obronie Nieba. Chroniem je przed ni - wskaza na mnie
palcem.
- Jak w twoim posiadaniu znalaz si manuskrypt henochiaski? - zapyta
Gabriel. - Skd dowiedziae si o kluczach?
Moroni milcza. Nie zamierza odpowiedzie. Poczuam ukucie strachu.
On jeszcze nie powiedzia swojego ostatniego sowa. Miaam wraenie, e w
zanadrzu mia jeszcze duo pomysw na to, jak zosta bogiem.
- Dobrze - skwitowa jego milczenie Archanio. - Skazuj si na siedem
tysicy lat zamknicia w anielskim wizieniu.
Azazel wychyli si do Beletha i podnis do gry kciuki w niemym
zachwycie. Chyba po raz pierwszy to nie on dosta najwysz kar.
- NIE!!! - rykn Moroni i posa w stron Gabriela snop niebieskiego
wiata.
Lucyfer machn leniwie rk. Czerwony promie rozbi w py
miercionony cios anioa. Zaskoczony Archanio nawet nie zdoa zareagowa.
- Siedem tysicy lat? Gabry, we ty si lepiej zastanw - parskn Szatan.
- Moe lepiej siedemdziesit siedem? Popatrz, jak si rzuca.
- Nie - Archanio pokrci gow. - Jestemy miosierni. Siedem tysicy
lat wystarczy.
Kilkanacie putt, z anioem na czele, o zacitym wyrazie twarzy podeszo
do Moroniego. Schwycili go pod pachy i wyprowadzili z Sali Rozpraw.
- Belecie - Gabriel zwrci si do diaba. - Ciebie czeka to samo co
Azazela. Nie bd bra pod uwag twoich zwizkw z Moronim. Potraktuj ci
tak, jak twego kompana z Piekie. Po upywie siedemdziesiciu siedmiu lat
musisz opuci Arkadi.
Diabe kiwn posusznie gow i zasiad na swoim miejscu.
- Piotrze - chopak wsta. - Najpierw chciabym ci przeprosi za to, e w
tak zym wietle po raz pierwszy zobaczye Niebo i anioy.
Beleth rzuci pod nosem kilka przeklestw.

- Nie chc ani nie mog ci ukara. Nie naleysz do adnych zawiatw.
Mam jednak do ciebie prob. Nie odwiedzaj Arkadii, dopki nie stanie si ona
miejscem twojego wiecznego spoczynku. Zdaj sobie spraw, e moce, ktre
posiadasz, bd ci do tego kusiy, ale postaraj si wytrwa.
Piotru skin gow i odetchn z ulg. Ja take si ucieszyam. Ta
decyzja oznaczaa, e mnie take nie powinna spotka adna krzywda.
- Wiktorio - posusznie wstaam i umiechnam si do Archanioa. - Z
tob niestety co trzeba zrobi...

Rozdzia 46
Umiech sta mi na twarzy. Co zrobi? Chyba nie zlikwidowa?
- Tak? - zapytaam.
- Nie moesz posiada boskich mocy - wyjani Gabriel. - Tak... no c...
nie wypada.
A Allah to im jako nie przeszkadza, tak? azi w tych swoich turbanach i
udaje boga na ulicach Edenii. Ju za sam fakt, e obieca kiedy swoim wiernym
po siedemdziesit dwie kobiety w Niebie, powinni co z nim zrobi.
Przecie wszystko ze mn jest okej. No dobra, moe odrobin wiec w
ciemnociach, ale to cakiem przydatne. Jak id w nocy do azienki, to nie
musz zapala wiata.
- A jeli obiecam, e nie stworz wasnej religii i nie zniszcz wiata? zapytaam.
Szatan posa mi powtpiewajce spojrzenie.
No dobra... z tym ostatnim to moe miaam pewne problemy. Ale jakby
na to nie patrze, tym razem nie doprowadziam do upadku adnego satelity!
- Musisz straci swoj moc, Wiktorio - powiedzia Gabriel.
- Dobrze, ale jak? - zapytaam.
- Nikt nie moe odebra boskiej mocy nikomu, komu zostaa ona
przyznana - powiedzia tajemniczo Archanio.
Zaraz, czy to znaczy, e spotkam Jego? Spotkam Boga? O nie, ale ja
jestem brzydko ubrana. I nie wiem, jak si powinnam zachowywa w Jego
obecnoci. Dlaczego nie przeczytaam Biblii do koca?! Wreszcie mam za
swoje, e odkadaam to na ostatni chwil!
- Tylko sama moesz zrezygnowa z mocy - dokoczy Gabriel.
Zbi mnie tym z tropu. To nie spotkam Boga?
- Jak? - zapytaam.
Archanio poruszy si niespokojnie na krzele.
- Nie jestem pewien. Ostatni taki przypadek mielimy w staroytnej
Grecji, kiedy niejaki Zeus usiowa zdoby moc.
Za naszymi plecami kto wsta z awki, rozpychajc si midzy ludmi.
- A juci, e j posiadem - odezwa si mocny, niski gos. Odwrciam
si w jego stron. W sidmej awce od gry sta wysoki, uminiony
mczyzna, ze skotunion bia brod, ubrany w tog.
- Cay wiat od Myken po Peloponez dra przed Zeusem Gromowadnym
- mczyzna podpar si pod boki. - Biaogowo, zastanw si. Moesz by
Aten dwudziestego wieku.
- Teraz mamy dwudziesty pierwszy wiek, dziadku - owiadczy mu
zblazowany Szatan. - Powiedz jej lepiej, jak si pozbye mocy, i skoczmy
wreszcie t rozpraw. Jestem godny.
Zeus wyd wargi i odpar penym pogardy gosem:

- aden tartaryjski demon nie bdzie mnie poucza. Ateno, zastanw si.
Jeeli zrezygnujesz z mocy, nigdy jej nie odzyskasz. Tak jak ja pozostaniesz na
asce tych istot - jego oczy pojaniay. - Mogaby przywrci wiar w dawne
bstwa!
Chyba gwnie z tego powodu musiaam pozby si mocy. Jeszcze chwila
i wszyscy, ktrych religie dawno umary, rzuciliby si na mnie z pazurami,
ebym, machajc piorunami, przywrcia je na ziemi.
Wolaam nawet nie patrze w stron Kleopatry. Pewnie zadaaby, w
imi naszej przyjani, ebym wybia wszystkich muzumanw ze witej
egipskiej ziemi. Szkoda tylko, e po czym takim nie zostaby tam nikt, kto
mgby wierzy w jej panteon bstw o gowach zwierzt.
- A jak pozbye si mocy, Zeusie? - zapytaam.
- Podstpem mnie do tego przymuszono. Oni dwaj - wskaza na Lucka i
Gabriela. - Namwili mnie, bym pomyla, e przesyam j w chmury. Moja
moc miaa niby od tego wzrosn. A utraciem j na zawsze...
Gabriel i Lucyfer sami nie rozumieli, jak do tego doszo. Ja chyba
wiedziaam. Podejrzewam, e czuam to samo co Zeus. Nie byam teraz sob.
A raczej nie byam sama.
Gdzie w rodku mnie kbio si co ywego. Ciepego. Byo mn, ale
jednoczenie mn nie byo. Nie sprawiao mi blu. Po prostu czuam tego
obecno na wysokoci odka. Nie potrafi tego wyjani.
Przyoyam donie do piersi. Byo tam. Zamknam oczy i wyobraziam
sobie, jak przechodzi przez moj skr do koszyczka, ktry utworzyam ze
swoich rk.
Po chwili poczuam, jak co uderza delikatnie o moje palce. Uchyliam
powieki.
ta kulka wiata obijaa si o moje rce. Bya ciepa. Moja skra
poszarzaa. Ju nie bya rozwietlona wewntrznym blaskiem boskich mocy.
Poczuam si, jakbym co stracia. Jakbym bya pusta.
Spojrzaam na Beletha. Kiwn mi gow na znak, e dobrze robi.
Otworzyam donie. Kulka wiata zacza wznosi si do gry. Coraz
wyej i wyej w stron dachu Sali Rozpraw. Przez chwil bdzia pod sufitem,
by w kocu przez niego przenikn. Stracilimy j z oczu.
Gabriel odetchn z ulg tak gono, e usyszelimy go z odlegoci
dzielcych nas kilku metrw.
- Wspaniale, Wiktorio, dzikuj ci - powiedzia. - Teraz mj werdykt. Tak
jak Piotra, prosz ci, by nie pojawiaa si w Niebie, dopki nie nastanie twj
czas. Rozumiem, e tutaj jest twoja zmara rodzina. Zgadzam si, by od czasu
do czasu ich odwiedzaa, ale nie za czsto, dobrze? Kiwnam potakujco
gow.
Archanio odwrci si do Szatana, gdy siadaam z powrotem na krzele.
- Chcesz co doda od siebie, Lucyferze?

Zdziwiony tym odruchem dobrej woli Szatan odwrci si do nas. Na jego


twarzy pojawi si peen wyszoci umiech.
- Ja, jako znacznie bardziej litociwy i miosierny wadca, pozwalam
tobie, Wiktorio, i tobie, Piotrze, na nieograniczon ilo podry do Piekie owiadczy.
Publiczno zacza bi brawo. Podejrzewam, e tylko mieszkacy
Niszej Arkadii zareagowali tak ywioowo. Anioy nie zniyyby si do
jarmarcznego zachowania na wanej rozprawie.
- Brawo! Brawo! - zawoa kobiecy gos, niewtpliwie nalecy do
Kleopatry.
Lucek spowania i doda pgosem, ktrego oprcz nas nikt, a zwaszcza
publika, nie mg usysze:
- Ale dla waszego i mojego dobra mam nadziej, e nie bdziecie zbyt
czsto korzysta z tego przywileju...
- To wszystko? - zapyta Gabriel.
Szatan kiwn gow.
- Dobrze. Teraz musimy porozmawia na temat diablic - stwierdzi
Archanio.
- Diablic? - zdziwi si wadca Piekie.
- Nie chc wytyka palcem, ale podobno co najmniej jedna twoja
podwadna braa udzia w tym zamieszaniu.
- Wiktoria ju nie jest moj diablic - Lucyfer usiowa udawa, e nie
wie, o co chodzi. Przyjrza si swoim paznokciom, jakby nagle dostrzeg tam
co niesamowicie interesujcego.
- Mwi o niejakiej... - Gabriel urwa, a po jego twarzy przebieg grymas
niepokoju.
Spojrzaam na trybuny, na ktre tak si zapatrzy. Kleopatra wbijaa w
niego ostre spojrzenie swoich czarnych oczu.
- ...o niejakiej Phylis - dokoczy szybko Archanio i odwrci wzrok od
Kleo. - Co z ni?
Krlowa pokiwaa z zadowoleniem gow. Byam pena podziwu.
Trzymaa w garci wszystkich. Dosownie wszystkich.
- A ni si nie przejmuj - Lucyfer machn rk. - Aktualnie przebywa w
Urzdzie, gdzie usiuje doj do siebie.
- Doj do siebie? - zdziwi si Gabriel.
- A tak, tak. Cakowicie przypadkowo doznaa powanych urazw.
Moliwe, e nie dojdzie do siebie.
- Przecie nie yje - zauway Archanio. - Jest tylko projekcj duszy,
czarodziejskim ciaem. Wszystkie zwyke obraenia powinny znikn
maksymalnie po dobie.
- Nie zawracaj sobie tym gowy, Gabrysiu, wszystko mam pod kontrol.
Na razie Phylis nie bdzie zdolna do pracy. Aktualnie moj jedyn diablic jest
Kleopatra.

- Bdziesz mi to musia pniej wyjani - skwitowa Gabriel.


- Ja? Ja nic nie wiem - Szatan umywa rce.
Archanio umiechn si lekko i zwrci twarz do publiki.
- Chciabym ogosi jeszcze jedn dobr wiadomo - owiadczy.
Zorientowaam si, e najwyraniej informacja o trwaych uszkodzeniach
Phylis te bya dobr informacj...
- W wyniku przeprowadzonych przeze mnie bada rynku, a take wielu
rozmw z najmdrzejszymi mieszkacami Arkadii zdecydowalimy si
wprowadzi zawd anielicy.
- Co prosz?! - Lucyfer o mao nie spad z tronu. Gabriel umiechn si
do niego. Teraz to on mia satysfakcj z tego, co mwi.
- Nasz pierwsz anielic bdzie Wiktoria.
- CO?! - rykn Szatan.
Po trybunach potoczy si gony gwar rozmw. Kto krzykn, kto
zemdla, kto obla si herbat. Normalka w takich sytuacjach. Ju si
przyzwyczaiam, e wzbudzam tyle emocji podczas rozpraw.
- Sucham? - zimny gos Kleopatry niczym sztylet przebi powietrze.
- Czy to nie wspaniaa informacja? - Gabriel dalej si zachwyca. Wiktoria, gdy tylko umrze, stanie si nasz pierwsz anielic, ktra pomoe
szkoli kolejne kandydatki. Mamy nadziej, e dziki temu atrakcyjno Arkadii
znacznie wzronie.
- Gabriel, nie podejrzewaem, e bdziesz si apa takich tanich chwytw
- warkn Szatan.
- I kto to mwi? - odparowa Archanio.
- Ale mnie wolno! Jestem diabem! Ja zawsze gram nieczysto.
- Prawa rynku, Lucyferze. Musiao do tego doj, ebymy nie wypadli z
obiegu. Zbyt dugo trzymalimy si tradycji.
Szatan gniewnie stuka palcami o podokietnik.
- Ale zaraz. Kto powiedzia, e Wiktoria po mierci trafi do Nieba?! Lucyfer wysun si w stron Gabriela.
- A kto powiedzia, e do Pieka? - Archanio nie pozosta mu duny.
To doprawdy urocze, e wszystkim tak na mnie zaley, ale miaam ze
przeczucia. Obym tylko w wyniku tego wszystkiego nie trafia do Tartaru...
- Moe po prostu zobaczymy za te siedemdziesit lat, co? - niemiao si
wtrciam.
- eby wiedziaa, e zobaczymy - obruszy si Szatan. - Skandal, jeszcze
podkupuje mi pracownikw...
- Nikt nie jest twoj wasnoci - wycedzi Gabriel.
- A id sobie pogaska szczeniaczki i posucha wiergotu ptaszkw.
Tylko to ci wychodzi - warkn pod nosem wadca Piekie. - Kompletnie nie
znasz si na polityce.
Odwrcili si od siebie obraeni. Chyba jednak Gabriel powoli zaczyna
orientowa si w polityce.

- Doskonale. Skoro omwilimy ju wszystko, to nie bd duej ci


zatrzymywa, Szatanie - Archanio klasn w donie. - Dzikuj wszystkim za
przybycie. To by niesamowicie intrygujcy wieczr.
Wolno wstaam z krzesa. Nie mogam uwierzy, e to wszystko. Nikt nie
wymae mi pamici? Nikt nie bdzie na mnie krzycza? Nikt nie bdzie mia do
mnie pretensji?
- Wiktorio Biankowska!!! - przenikliwy gos Kleopatry prawdopodobnie
przeposzy wczeniej wspomniane ptaszki z drzew w promieniu co najmniej
kilometra.
Podesza do mnie, szurajc swoj dug spdnic z trenem po pododze.
Spdnica bya na szelkach. Tylko.
Tak, tak, to znaczyo, e Kleopatra nie miaa bluzki.
Tak, to w staroytnym Egipcie byo modne.
Nie, ta moda pewnie nie wrci, chocia gwiazdy sceny usiuj si coraz
bardziej rozebra.
Szturchnam Piotrka, eby z aski swojej zacz patrze na jej twarz.
- Jak to anielic? - krlowa podpara si pod boki. - Stajesz po drugiej
stronie barykady?
Zza moich plecw niemiao wyjrza Azazel. Pochania wzrokiem
Kleopatr, a zwaszcza jej wszystkie krgoci. Suknia z tiulu te za wiele nie
ukrywaa.
- Na razie staram si przey - westchnam ciko. - Zostaam
wmanewrowana w to cae bycie anielic. Nie wiem, czy co z tego wyjdzie.
- Aha - Kleopatra rozlunia si.
Uwaaa mnie za kompletn sierot. Nie zdziwio jej, e nie wiem, co si
dzieje. Mnie te to nie zdziwio.
- Witaj, Kleosiu - cicho odezwa si Azazel, wychylajc si zza naszych
plecw. - Wygldasz nieziemsko.
- To oczywiste - prychna. - W kocu jestem najpikniejsz kobiet na
caym wiecie.
- Tskniem - wyzna diabe.
- Jako si nie spieszye z odwiedzinami.
- Kotku, siedziaem w wizieniu. Ty te dugo nie zwlekaa ze
znalezieniem sobie kochanka...
- Kotku, musz dba o reputacj. Nie mog by samotn kobiet...
Oboje zirytowali si na siebie. Napoleon chrzkn znaczco i usiowa
zapa krlow za okie. Jednak ona wyrwaa mu si. Wbia spojrzenie swoich
czarnych, migdaowych oczu w Azazela.
Uuu... zaraz dojdzie do rkoczynw...
- Jak dugo trwa przepustka? - zapyta diabe.
- Do pnocy - odpara.
- To mamy dla siebie jeszcze kilka godzin. Pokaza ci Niebo? zaproponowa.

Kleopatra umiechna si do niego promiennie. Zapaa Azazela za rk i


krzykna przez rami do pozostawionego samemu sobie Napoleona:
- Wrc wieczorem!
...Ale chyba do innych rkoczynw ni te, ktre miaam przed chwil na
myli...
W jednej chwili zniknli w tumie. Nad gow zdruzgotanego Napoleona
zauwayam Zeusa, ktry z min pen pretensji, usiowa przepchn si w
moj stron.
To by chyba najwyszy czas, eby si ewakuowa.
- Idziemy? - zapytaam Piotrka.
- Idziemy - umiechn si. - Wreszcie do domu.
Gdy wychodzilimy z Sali Rozpraw, odwrciam si jeszcze.
Beletha nigdzie nie byo wida. Znikn, gdy tylko Gabriel ogosi koniec
posiedzenia. Czyby znikn z mojego ycia raz na zawsze? Nie mg przecie.
To ja wanie podjam msk decyzj o rozstaniu z Piotrem i wyznaniu diabu,
e wygra i e mi si jednak podoba, a on sobie gdzie idzie?
Skandal.

Rozdzia 47
Zota kuta brama powoli si zamykaa. Mlecznorowa mga kbia si
wok naszych kostek, cakowicie zasaniajc marmurowe schody, u ktrych
podna stalimy. Ostatnie promienie soca, odbijajc si od metalu,
podwietlay j na pomaraczowo. W oddali byszczay srebrne kopuy Arkadii.
Lnice wewntrznym blaskiem golemy stany na stray bramy.
Doskonale widzielimy si w ich gadkich jak lustra obliczach. Z chrzstem
zotych zawiasw skrzyoway ramiona na piersiach.
Ciepe promienie ogrzeway nasze twarze. W oddali usyszelimy dwik
trb. Podniebny hymn powoli cich.
- Tak czuli si Adam i Ewa - powiedzia Piotrek ciszonym gosem.
- Oni chyba byli bardziej przybici... - take szepnam. Zote golemy
nadal napaway mnie strachem. Wolaam nie odzywa si przy nich gono. Nie
wyglday na wiadome faktu, e kilku ich towarzyszy zamieniam w zoty py,
ale nigdy nic nie wiadomo. Co prawda, wity Piotr zapewni mnie po
rozprawie, e nie ma do mnie alu za zamian jego pupili w brokat i e zote
golemy ju na mnie nie poluj. Jednak nadal czuam si przy nich nieswojo.
- ...poza tym nie mieli ubra - dodaam z krzywym umiechem.
Piotrek zamia si serdecznie. Niecierpliwie zerkaam na zot bram w
poszukiwaniu Beletha. Zanim wyszlimy, przeszukaam ca Edeni. Nigdzie
nie byo ladu przystojnego diaba. Gdzie on si podzia?!
Miaam powany problem. Z jednym mczyzn si rozstaam, a drugi
znikn. Czy to oznacza, e bd teraz sama?
Westchnam ciko. By najwyszy czas, eby std odej. Wrci do
wiata miertelnych. Nie byam mile widziana w zawiatach. Musiaam znowu
y na Ziemi.
Odsunam si od Piotra. W tym samym momencie wycignlimy nasze
klucze diaba.
- Gdzie idziemy? Na Ziemi? - zapyta.
- Mhm... pomylmy. A moe do Pieka? Chciae je zobaczy, a przecie
Szatan pozwoli nam tam wraca. Moe zrobimy sobie ma wycieczk?
W gbi duszy miaam nadziej, e moe tam znajd mojego diaba.
- W sumie... czemu nie? Skoro nikt nas nie goni, moemy troch
odpocz w Piekle. Poza tym z tob po takie przygody poszedbym choby i do
Tartaru - zamia si. - Samego czarnego Tartaru.
Ostatni raz spojrzaam na zot bram, za ktr zostali moi rodzice.
Piotrek wycign do mnie rk, ale nie przyjam jej. Nie bylimy ju
razem. Przeszlimy przez winiowe, niepozorne drzwi, ktre stworzy.
Po drugiej stronie przywitaa nas morska bryza i wiatr szumicy w
koronach drzewek owocowych rosncych dookoa mojej piekielnej posiadoci.

Po wyoonej kamieniami drce kierowa si w nasz stron kot Behemot. Jego


zote oczy zalniy wesoo.
****
Silny ruch powietrza rozwia mg zasaniajc schody. Wojskowe buty
stukny o kamie. Mczyzna zoy zote skrzyda na plecach. Po chwili
zniky. Ju nie musia wszdzie si z nimi obnosi. W Niebie nie robiy na nikim
wraenia. Co innego w Piekle, do ktrego niebawem wrci. Tam nie bdzie ich
skada.
Odwrci si w stron bramy, ale tym razem nie patrzy na ni z alem i
zoci. W tej chwili Niebo ju go nie interesowao.
Spojrza na miejsce, z ktrego ju dawno znik mienicy si kontur
drewnianych drzwi stworzonych przez miertelnikw.
Twarz mczyzny nie wyraaa adnych emocji. Odgarn czarne wosy
opadajce mu na zote tczwki, ktre zalniy wrogo.
Nie lubi przegrywa. Udowodni Wiktorii, e nie przegra.
- Marzy ci si Tartar, miertelniku? - mrukn do siebie. Jego usta
rozcigny si w zoliwym umiechu.
- Nic prostszego...

Das könnte Ihnen auch gefallen